Rozdział 44
~Alec~
Siedzieliśmy z Magnusem naprzeciw siebie na kanapie i graliśmy w łapki, kiedy usłyszeliśmy Isabelle z przedniej części busa.
- Malec! Pożegnajcie się, bo dojeżdżamy pod dom Bane'a!
Miałem coś odkrzyknąć, ale azjata mi na to nie pozwolił, ponieważ przyssał się do moich ust.
- Nie wyżyte stworzenie - stwierdziłem, uśmiechając się.
- Co ja poradzę, że mam chłopaka, który nadaje się na okładkę magazynów top model? - uniósł kąciki ust do góry.
- Ty też się nadajesz - wyszczerzyłem zęby.
- Wiem, w końcu to ja - udał, jakby strzepywał włosy z ramienia w podobie do egoistycznej nastolatki.
- Zauważyłem - zachichotałem.
- Zauważysz jeszcze wiele rzeczy, Alexandrze. A teraz... Możesz się zamknąć? - ponownie mnie pocałował, a ja pod jego naciskiem położyłem się na plecy, opierając głowę o podłokietnik kanapy.
Magnus zawisł nade mną, z jedną ręką jeżdżącą po moim boku, a drugą opierającą się o podłokietnik przy moim uchu. Ja natomiast zacząłem bawić się guzikami od jego koszuli. Jednego przypadkiem odpiąłem. Azjata przygryzł nieco moją dolną wargę, a ja uśmiechnąłem się przez pocałunek. Zamruczałem w jego usta, czując błogą przyjemność rozchodząca się w duszy.
Całowaliśmy się namiętnie i pożądliwie... W końcu musieliśmy się sobą nacieszyć, zanim wrócimy do swoich domów.
***
Magnus pomachał mi i zniknął za drzwiami swojego domu, a bus ruszył dalej. Wysiadłem z Izzy, Jacem i naszymi bagażami przy naszym domu, a Lydia pojechała dalej z bliźniakami.
- Jesteśmy! Co na obiad?! - krzyknął Jace, gdy tylko jako pierwszy przekroczył próg domostwa.
Za chwilę z kuchni wyszła wesoła mama i zaczęła ściskać dwójkę mojego rodzeństwa, a ja ukucnąłem, by zaraz zostać powalony na plecy przez Czeko. Aż Magnus mi się przypomniał. Tyle że mu tak nie wali z japy.
- Fuj. Umyj zęby, Czeko - odsunąłem łeb psa od mojej twarzy.
- Duck! - zawołała matka, a zwierzę ze mnie zeszło. Wstałem i teraz ścisnęła mnie rodzicielka.
Mój wskaźnik czułości zaraz sięgnie zenitu. Nie lubię czułości. Prócz tych z Magnusem.
Jego wskaźnik czułości nie ma u mnie końca. Za dużo słowa "czułości".
Na szczęście mama się ode mnie odsunęła i poszła do kuchni, a rodzeństwo za nią, opowiadając, jak to było na biwaku. Oczywiście kilka miłosnych kwestii pominęli. Wszedłem do kuchni i zasiadłem przy stole. Kiedy spojrzałem przed siebie, zakrztusiłem się powietrzem...
- T-tata? - wydukałem.
- Tak, synu. Mam tydzień wolnego, cieszysz się? - uśmiechnął się półgębkiem.
SERIO?!
- E... Tia... D-dlaczego?
- To nie ważne. Ważne to, że zamierzam spędzić z tobą dużo czasu.
Mama zaczęła kłaść na stół przyrządzony obiad, a Jace i Izzy nakrywali do stołu.
- A... Jakbym chciał się z kimś s-spotkać?
- Zależy z kim, synu. Na pewno nie z tym pedałem, co zawitał do nas ostatnio. Nie możesz się z nim widywać, rozumiesz? - spojrzał na mnie srogo.
- Mhm... Miałem na myśli Lydię, tato.
Jace zerknął na mnie. Puściłem mu oczko i wróciłem wzrokiem na ojca.
- Z Lydią? - uśmiechnął się szeroko.
- Ta... To mógłbym?
- Oczywiście, że tak! Maryse! - zwrócił się do mamy. - Nasz syn w końcu znalazł sobie dziewczynę!
- Nie dziewczynę! - zaprzeczyłem. - Po prostu ją polubiłem.
- Jasne, jasne - uśmiechnął się sugestywnie ojciec.
- Oh, na prawdę? - spytała mama. - Myślałam, że jej nie lubisz.
- Polubiłem na biwaku.
- W końcu - odezwał się ojciec. - A już spisałem cię na straty.
Spisałeś mnie na straty już dawno, tato.
Chwilę potem wszyscy zasiedliśmy do stołu i każdy zajął się swoim talerzem. Prócz Maksa, bo mama powiedziała, że poszedł do jakiegoś kolegi. Dyskretnie wyjąłem telefon z kieszeni i wyszukałem numer Lydii.
Ja: Pomożesz?
****
~Magnus~
- Babciu! - aż wypadł mi z ust kawałek kurczaka.
- No co? Pytam się tylko.
- Czy uprawiałem seks z moim chłopakiem? - zmrużyłem oczy.
- A nie dosłyszałeś? - uśmiechnęła się niewinnie.
- Jemy obiad, takie tematy na potem - z powrotem wziąłem się za jedzenie, kiedy Alec Jr. wskoczył mi na kolana, domagając się, żebym coś mu podkradł z talerza.
******
Po obiedzie siedziałem z babcią na kanapie i oglądaliśmy wiadomości. Znaczy, ona jednym uchem słuchała mnie, gdy jej opowiadałem wydarzenia z biwaku. Nagle zamknąłem się i odwróciłem głowę w stronę urządzenia, bo usłyszałem ciekawy reportaż.
- Dziś w nocy! - mówił reporter. - Dziś będzie noc spadających gwiazd, nie możecie tego przegapić! Najlepsze miejsca będą oczywiście na najwyższych wzniesieniach.
Szybko wyjąłem telefon z kieszeni i odnalazłem numer mojego Anioła.
Ja: Alexander? Masz czas w nocy?
Anioł 💙: Kto nie ma czasu w nocy?
Ja: My 😀 porywam cię.
Anioł 💙: Co? O.o
Ja: Nie słyszałeś co jest dziś w nocy? 💖
Anioł 💙: Nie...?
Ja: O! To się nie dowiadywuj! Lepiej dla mnie 😀💝💝
Anioł 💙: Boję się.
Ja: Spokojnie, twój tyłek będzie chociaż bezpieczny w moich rękach 👌💕👐
Anioł 💙: Jeśli już mowa o bezpieczeństwie...mamy z Lydią i Jacem plan. Odnośnie Maleca, i mojego ojca który ma wolne przez tydzień 😓
Ja: Nie mów, że nie będziemy mogli się spotykać 😓
Anioł 💙: No toć ci mówię że mamy plan! Czytaj ty uważnie 😑💛
Ja: Pf. Dobra no, jaki plan?
Anioł 💙: Będziemy umawiali się na podwójne randki. Jace z Lydią będzie szedł w swoją stronę, a my w swoją. Tylko o to chodzi, że ojciec będzie myślał, że spotykam się z Lydią. Wtedy będzie mnie puszczał.
Ja: Ooo twój mądry łepek 😗 to super 💝
Anioł 💙: Nie jarasz się tym jakoś bardzo 😕😞💔
Ja: Oczywiście że się jaram! 💕💖💗💗💚💛💜💝💜💞💟 Po prostu nie trzeba tym się martwić, ja narazie muszę się martwić o noc. Możesz się bez problemu wymknąć przez okno cnie?
Anioł 💙: Jezu 😐 a co?
Ja: Będę czekał w Porsche za twoim domem, kk?
Anioł 💙: Która?
Ja: 23 💖💖💖😘😘
Anioł 💙: Kk...
Ja: Nie bój się tak 😂😂💗💗💗
Anioł 💙: Jesteś nieprzewidywalny, oczywiście że się boje.
Ja: O swoją cnotę? 😂😂💖💖💖
Anioł 💙: To też 😓😓
Ja: Chciałbym zobaczyć twoją minę teraz 😂😂💖💖💖👌
Anioł 💙: To nie zobaczysz 😘😘💖💖
Anioł 💙: Ehh muszę iść...na siłownię z ojcem 😓😓 będzie mnie męczył przez cały tydzień 😭😭😭 papa 😭💔💔💔
Ja: Pamiętaj że masz mnie w serduszku! 💗💗 I w głowie, więc masz własny rodzaj striptizu 😂👌💗💗💗💗💗💗
Anioł 💙: ZBOK.
****
~Alec~
- Idę, no! - krzyknąłem do ojca, który już czekał w samochodzie. Wyszedłem szybko z domu i wsiadłem za chwilę na miejsce obok niego.
- Gotowy na wycisk? - spytał i odpalił auto, by po chwili wyjechać na ulicę.
- Absolutnie nie - mruknąłem.
- Synu, musisz się czymś chwalić przed Lydią. A czymś takim jest kaloryfer.
- Przecież wiem - wywróciłem oczami.
- A, i jeszcze będzie z nami mój znajomy z synem. Z twojej szkoły.
Przełknąłm ślinę i spojrzałem na ojca.
- K-kto?
- Cruz'owie.
- TATO!
- Bez dyskusji!
- YGH - bezsilnie opadłem na fotel i wgapiłem się w okno.
Dwie godziny na siłowni z Patrykiem Cruz'em i jego ojcem? Nie wytrzymam tego.
****
- Hej, Alec - uśmiechnął się do mnie obrzydliwe Patryk.
- Hej, Pat - wywróciłem oczami.
Razem z naszymi ojcami przebraliśmy się w przebieralni w stroje do ćwiczeń i poszliśmy na halę. Mój ojciec i P. Cruz zajęli się ciężarkami, ja wskoczyłem na bieżnie. Może Patryk też zajmie się swoimi bicepsami i nie będzie mnie dręczył. Nie doczekanie... Gdy biegłem już sobie truchtem na bieżni, na urządzenie obok wskoczył Patryk. Ehh...
- I co? Jak się czujesz, gdy mnie piznąłeś w ryj? - mówił ciszej, by ojcowie nie słyszeli. Nasze sprawy zostawiamy między nami. - A wiesz, że powinienem ci oddać? Teraz twój pedalik cię nie ochroni.
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem się przed siebie i próbowałem go ignorować. Na całe szczęście miałem przy sobie telefon, który zawibrował. Pośpiesznie wyjąłem go z kieszeni i odblokowałem.
Pan Brokat: Ja tylko na chwilę kochanie 💗💗 nie jedz kolacji, bo będziemy mieli piknik :3 💗
Mimowolnie uśmiechnąłem się lekko i schowałem telefon.
- Co, piszesz z tym pedziem? - spytał z jadem w głosie Patryk.
Naprawdę chciałem mu przyjebać.
- Nie twoja sprawa - mruknąłem.
- Yhy, a twój tatuś wie?
- Może tak, może nie.
- O czym mam wiedzieć? - usłyszałem głos ojca. Razem z P. Cruzem również weszli na bieżnie od mojej prawej strony, bo Patryk był po lewej.
- Pana syn zadaje się z pedałem.
- Kim? - spytał P. Cruz.
- Jakiś gej, bodajże Bane - zwrócił się ojciec do kolegi.
- Aa, ten nowy na osiedlu. Widziałem go kilka razy. Nie żebym ośmieszał ludzi, no ale... Sam na pewno widziałeś - parsknął śmiechem.
Zacisnąłem szczękę by się przypadkiem nie odezwać.
- Oczywiście, że widziałem. Wiesz jak on się uczepił mojego syna? Raz nawet na rękach go przyniósł, bo jak twierdził "zasnął".
- Co? Nic ci nie zrobił? - P. Cruz wychylił głowę do przodu, by na mnie spojrzeć.
- Oczywiście, że nie - prychnąłem. - Jest w porządku.
Potem już się nie odzywałem. Ze stoickim spokojem (oczywiście nie w środku) słuchałem, jak dwójka Cruzów wraz z moim ojcem obgadują mojego chłopaka. Jedynie P. Cruz nie obrażał go jakoś specjalnie, po prostu nie tolerował gejów. Ale mój ojciec i Patryk to jakieś homofoby, nie chronili sobie od wyzwisk.
Wyrzekam się własnego ojca. Cóż, on pewnie zrobiłby to samo, gdyby dowiedział się o mojej orientacji. I chyba zaraz mu to powiem, tylko po to, żeby go wkurwić. Ale nagle podsunęła mi się inna myśl na temat rozmowy...
- A co uważacie o rodzinie Bielever? - przerwałem ich "dyskusję".
- Milionerzy - odezwał się P. Cruz. - A największą sknerą z nich jest Asmodeus. Wiecie, że nawet jego własny syn się go wyrzekł? Podobno zmienił nazwisko.
- No co ty? - spytał mój ojciec.
- Niepoważny - odezwał się Patryk. - Jak można wyrzec się dzianego starego! Ten gościu jest nienormalny.
No aha. Specjalnie zmieniłem temat, by nie słyszeć obelg na Magnusa, a chyba tylko dodałem oliwy do ognia. Chcę do domu. Spojrzałem na zegarek... Jeszcze godzina?!
💜💛💜
Wczoraj było 900 odczytów.
Teraz jeszcze 5, i będzie 1000
😐
KOCHAM WAS
!💗!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro