Rozdział 43
~Magnus~
- MALEC! WSTAWAĆ! - usłyszałem darcie się Izzy spoza namiotu.
- Nie waż mi się tu wchodzić! - odkrzyknąłem.
Obecnie siedziałem na poduszce, a Alexander okrakiem na moich kolanach. Obejmowałem go w pasie, on mnie za szyją, no i całowaliśmy się. Gdyż nie chciało nam się wychodzić jeszcze z namiotu. Ale oczywiście teraz ktoś musiał nam przerwać. Alexander tylko się zaśmiał i wtulił we mnie.
- Kiedy wy stamtąd wyjdziecie?! - krzyknęła Izzy.
- A po co?! - spytałem, czując oddech Alexandra na mojej szyi.
- Bo dzisiaj przecież wracamy do domu po południu!
- No, a przecież jest ranek!
- Ranek?! Jest południe! Wy nie wyżyte, seksualnie robaki!
- Spokojnie, Izz! - Alexander uniósł głowę. - Jeszcze jestem prawiczkiem!
- Yhy, ciekawe, na jak długo! Dobra, no! Pakować się! Za pół godziny jedziemy! Ominęło was śniadanie! Gratulacje! - zaczęła się chyba oddalać, bo każde kolejne słowo było cichsze.
- Pół godziny? - spytałem zaskoczony. - Tyle to mi makijaż zajmie, a co dopiero ubranie się i spakowanie. I w międzyczasie to... - wpiłem się namiętnie w usta mojego chłopaka. On uśmiechnął się przez pocałunek i odwzajemnił go z również werwą i pasja, ciągnąc mnie lekko za kosmyk włosów. Zamruczałem z podniecenia w jego usta, a on się powoli odsunął.
- No ej - burknąłem.
- Zbieraj się. Ja też muszę - chciał wstać, ale skutecznie przytrzymałem go za biodra. - Magnus - jęknął bezradny.
- Przecież zaczekają... Wiem, że też tego chcesz - zbliżałem się powoli do jego ust.
- Dlaczego czytasz mi w myślach? - szepnął, odsuwając głowę by mnie rozdrażnić.
Czasami to robił. Pf, lubi mnie wkurzać, a zwłaszcza wtedy, kiedy już się nakręcę. Zacisnąłem nieco dłonie na jego biodrach i docisnąłem go bardziej do swojego krocza. Teraz ja go powkurzam, czemu by nie.
- Magnus... Przestań - jego policzki zrobiły się czerwone.
- Pierwszy zacząłeś - powiedziałem seksownym tonem, a chłopak przełknął ślinę.
Już czułem, jak coś mu twardnieje między nogami.
Cóż... Potem jednak zdołał mi uciec. Bo dałem mu fory..!
*****
~Alec~
Ja: Idziesz?? Wszyscy jesteśmy w busie. Dalej się malujesz?
Pan Brokat: Tylko jeszcze kreska...!
Ja: Eh...💖😐
Pan Brokat: Niech któryś z blondynów weźmie mój bagaż! Ty nie bedziesz go targał 💖
Ja: Czemu akurat oni? 😂😂💖
Pan Brokat: Ktoś musi robić za służących, cnie?
Ja: A no tak 😂👌 wyśle Lydie, by złamała te swoje tipsy 😘 ALE STRESZCZAJ SIĘ.
Kiedy po 10 minutach Magnus w końcu raczył się pojawić, po skończeniu narzekania na niego, mogliśmy ruszyć w drogę powrotną do domu. Ahh... Dom... Nie chciałem tam jechać. Oczywiście, że tęskniłem za Maksem, mamą, Czeko... Ale tylko na biwaku mogłem być sobą. Czyli z Magnusem. A teraz po prostu boję się, co będzie dalej.
- Co tam, braciszku? - Izzy usiadła obok mnie na ziemi.
Opierałem się o kanapę. A dlaczego na niej nie siedziałem? Bo Magnus rozwalił się po całej jej długości i zaczął czytać jakąś książkę. A gdy chciałem na nim usiąść, ten uderzał mnie wcześniej wspomnianym przedmiotem. Jak ja mu tak przyłoże...
- A nic - wzruszyłem ramionami. - Nie tęsknię zbytnio za domem. A ty?
- Też nie - skrzywiła się nieco. - Fajnie było tak się w końcu wyluzować bez starych... Popatrzeć na Maleca.
- Taa - zaśmiałem się.
- Masz zamiar to jeszcze komuś powiedzieć? - spojrzała na mnie.
- Nie...
- A mama?
- Moge jedynie coś zasugerować i zobaczyć jej reakcję, a potem pomyśleć.
- A jeśli chodzi o ojca?
- Nie wspominaj mi o nim - jęknąłem.
- Eh... Wiesz, że to jest nieuniknione. Mieszka z nami.
- I dobrze, że ma wolne tylko dwa razy w tygodniu - burknąłem.
- Tia... - oparła głowę o moje ramię.
- Chcesz coś słodkiego?
- Jeszcze nie zjadłeś? - zaśmiała się kpiąco.
- Nie - wywróciłem oczami.
- Możesz coś dać - uniosła głowę, a ja odwróciłem swoją w stronę zaczytanego Magnusa.
- Kochanie? Twój bagaż na tyle, cnie? Chcę słodkie.
Magnus spojrzał na mnie kątem oka.
- Tia. Weź lepiej tutaj tą torbę ze słodyczami, bo będziesz tak łaził w to i z powrotem przez całą drogę.
- Okey - uśmiechnąłem się szeroko i poszedłem po moje uzależnienie... Pomiając Magnusa.
****
~Magnus~
- Eh... Ostrzegałem...
- Wiem... - powiedział cicho i skrzywił się.
Jechaliśmy dopiero pół godziny, a Alexander zdążył zjeść pół torby słodyczy! I zaczął boleć go brzuch. I dostał mdłości. Obecnie leżał na kanapie na plecach, a ja kucałem przy nim i trzymałem za rękę. Izzy co jakiś czas przynosiła mu wody, Jace tylko zaglądał zza kotarki, bo siedział z Lydią na przodzie. Bliźniacy spali na pufach.
- Magnus... - jęknął Alexander i zamknął oczy. - Niedobrze mi...
- Wiem, kochanie... Na przyszłość będę lepiej cię pilnował - pocałowałem go w czoło.
- Ja... Ja...
- Hm?
Chłopak zrobił odruch wymiotny.
- Lydia! - krzyknąłem. - Zatrzymaj się, jeśli chcesz mieć czysty bus!
Na całe szczęście dziewczyna od razu się zatrzymała. Pomogłem Alexandrowi wyjść, bo chwiał się na nogach. Zanim dotarliśmy do jakiegoś krzaka, zaczął wymiotować... I ubrudził mi buta.
***
- Przepraszam za tego buta - mruknął.
Jechaliśmy już z powrotem, Alexander czuł się lepiej. Siedziałem na kanapie, a on leżał na niej plecami do mnie, głowę mając na moich kolanach.
- Nic się nie stało. Już czysty - zaśmiałem się i pogłaskałem go po głowie.
- Mhm... Magnus...
- Tak, Aniele?
- Nie chcę się z tobą rozstawać.
- Co? - zaśmiałem się. - A kto tak mówi?
- Życie. Mój ojciec. I to, że mieszkamy osobno - burknął zirytowany.
Cóż... Mam, że tylko półtora dnia na biwaku był Malec bez krycia się, zdążyłem się przyzwyczaić. A teraz znowu będzie trzeba udawać, że sie tylko przyjaźnimy. A czarnowłosy ponownie będzie grał przed ojcem, że jest normalnym hetero nastolatkiem.
- Wiem... - westchnąłem. - Ale jakoś się ułoży.
- Musi. Bo nie zamierzam z ciebie rezygnować... - powiedział ciszej, a ja mogłem zauważyć, jak się rumieni.
- Kocham Cię.
- Ja ciebie bardziej.
- Nie róbmy tego, bo będziemy się przekomarzać kto "bardziej" do końca drogi - zaśmiałem się.
- A wiesz... Co jeszcze możemy robić do końca drogi? - spytał nieśmiało.
- Co takiego? - zaciekawiłem się.
- Buzi - odwrócił głowę w moją stronę i ułożył usta w dziubek.
Pokręciłem głową rozbawiony, schyliłem się i pocałowałem go czule.
- Ej! - krzyknęła Izzy. - Tylko teraz, Alec, nie puść pawia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro