Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

~Magnus~
- MALEC! WSTAWAĆ! - usłyszałem darcie się Izzy spoza namiotu.

- Nie waż mi się tu wchodzić! - odkrzyknąłem.

Obecnie siedziałem na poduszce, a Alexander okrakiem na moich kolanach. Obejmowałem go w pasie, on mnie za szyją, no i całowaliśmy się. Gdyż nie chciało nam się wychodzić jeszcze z namiotu. Ale oczywiście teraz ktoś musiał nam przerwać. Alexander tylko się zaśmiał i wtulił we mnie.

- Kiedy wy stamtąd wyjdziecie?! - krzyknęła Izzy.

- A po co?! - spytałem, czując oddech Alexandra na mojej szyi.

- Bo dzisiaj przecież wracamy do domu po południu!

- No, a przecież jest ranek!

- Ranek?! Jest południe! Wy nie wyżyte, seksualnie robaki!

- Spokojnie, Izz! - Alexander uniósł głowę. - Jeszcze jestem prawiczkiem!

- Yhy, ciekawe, na jak długo! Dobra, no! Pakować się! Za pół godziny jedziemy! Ominęło was śniadanie! Gratulacje! - zaczęła się chyba oddalać, bo każde kolejne słowo było cichsze.

- Pół godziny? - spytałem zaskoczony. - Tyle to mi makijaż zajmie, a co dopiero ubranie się i spakowanie. I w międzyczasie to... - wpiłem się namiętnie w usta mojego chłopaka. On uśmiechnął się przez pocałunek i odwzajemnił go z również werwą i pasja, ciągnąc mnie lekko za kosmyk włosów. Zamruczałem z podniecenia w jego usta, a on się powoli odsunął.

- No ej - burknąłem.

- Zbieraj się. Ja też muszę - chciał wstać, ale skutecznie przytrzymałem go za biodra. - Magnus - jęknął bezradny.

- Przecież zaczekają... Wiem, że też tego chcesz - zbliżałem się powoli do jego ust.

- Dlaczego czytasz mi w myślach? - szepnął, odsuwając głowę by mnie rozdrażnić.

Czasami to robił. Pf, lubi mnie wkurzać, a zwłaszcza wtedy, kiedy już się nakręcę. Zacisnąłem nieco dłonie na jego biodrach i docisnąłem go bardziej do swojego krocza. Teraz ja go powkurzam, czemu by nie.

- Magnus... Przestań - jego policzki zrobiły się czerwone.

- Pierwszy zacząłeś - powiedziałem seksownym tonem, a chłopak przełknął ślinę.

Już czułem, jak coś mu twardnieje między nogami.

Cóż... Potem jednak zdołał mi uciec. Bo dałem mu fory..!

*****
~Alec~
Ja: Idziesz?? Wszyscy jesteśmy w busie. Dalej się malujesz?

Pan Brokat: Tylko jeszcze kreska...!

Ja: Eh...💖😐

Pan Brokat: Niech któryś z blondynów weźmie mój bagaż! Ty nie bedziesz go targał 💖

Ja: Czemu akurat oni? 😂😂💖

Pan Brokat: Ktoś musi robić za służących, cnie?

Ja: A no tak 😂👌 wyśle Lydie, by złamała te swoje tipsy 😘 ALE STRESZCZAJ SIĘ.

Kiedy po 10 minutach Magnus w końcu raczył się pojawić, po skończeniu narzekania na niego, mogliśmy ruszyć w drogę powrotną do domu. Ahh... Dom... Nie chciałem tam jechać. Oczywiście, że tęskniłem za Maksem, mamą, Czeko... Ale tylko na biwaku mogłem być sobą. Czyli z Magnusem. A teraz po prostu boję się, co będzie dalej.

- Co tam, braciszku? - Izzy usiadła obok mnie na ziemi.

Opierałem się o kanapę. A dlaczego na niej nie siedziałem? Bo Magnus rozwalił się po całej jej długości i zaczął czytać jakąś książkę. A gdy chciałem na nim usiąść, ten uderzał mnie wcześniej wspomnianym przedmiotem. Jak ja mu tak przyłoże...

- A nic - wzruszyłem ramionami. - Nie tęsknię zbytnio za domem. A ty?

- Też nie - skrzywiła się nieco. - Fajnie było tak się w końcu wyluzować bez starych... Popatrzeć na Maleca.

- Taa - zaśmiałem się.

- Masz zamiar to jeszcze komuś powiedzieć? - spojrzała na mnie.

- Nie...

- A mama?

- Moge jedynie coś zasugerować i zobaczyć jej reakcję, a potem pomyśleć.

- A jeśli chodzi o ojca?

- Nie wspominaj mi o nim - jęknąłem.

- Eh... Wiesz, że to jest nieuniknione. Mieszka z nami.

- I dobrze, że ma wolne tylko dwa razy w tygodniu - burknąłem.

- Tia... - oparła głowę o moje ramię.

- Chcesz coś słodkiego?

- Jeszcze nie zjadłeś? - zaśmiała się kpiąco.

- Nie - wywróciłem oczami.

- Możesz coś dać - uniosła głowę, a ja odwróciłem swoją w stronę zaczytanego Magnusa.

- Kochanie? Twój bagaż na tyle, cnie? Chcę słodkie.

Magnus spojrzał na mnie kątem oka.

- Tia. Weź lepiej tutaj tą torbę ze słodyczami, bo będziesz tak łaził w to i z powrotem przez całą drogę.

- Okey - uśmiechnąłem się szeroko i poszedłem po moje uzależnienie... Pomiając Magnusa.

****
~Magnus~
- Eh... Ostrzegałem...

- Wiem... - powiedział cicho i skrzywił się.

Jechaliśmy dopiero pół godziny, a Alexander zdążył zjeść pół torby słodyczy! I zaczął boleć go brzuch. I dostał mdłości. Obecnie leżał na kanapie na plecach, a ja kucałem przy nim i trzymałem za rękę. Izzy co jakiś czas przynosiła mu wody, Jace tylko zaglądał zza kotarki, bo siedział z Lydią na przodzie. Bliźniacy spali na pufach.

- Magnus... - jęknął Alexander i zamknął oczy. - Niedobrze mi...

- Wiem, kochanie... Na przyszłość będę lepiej cię pilnował - pocałowałem go w czoło.

- Ja... Ja...

- Hm?

Chłopak zrobił odruch wymiotny.

- Lydia! - krzyknąłem. - Zatrzymaj się, jeśli chcesz mieć czysty bus!

Na całe szczęście dziewczyna od razu się zatrzymała. Pomogłem Alexandrowi wyjść, bo chwiał się na nogach. Zanim dotarliśmy do jakiegoś krzaka, zaczął wymiotować... I ubrudził mi buta.

***
- Przepraszam za tego buta - mruknął.

Jechaliśmy już z powrotem, Alexander czuł się lepiej. Siedziałem na kanapie, a on leżał na niej plecami do mnie, głowę mając na moich kolanach.

- Nic się nie stało. Już czysty - zaśmiałem się i pogłaskałem go po głowie.

- Mhm... Magnus...

- Tak, Aniele?

- Nie chcę się z tobą rozstawać.

- Co? - zaśmiałem się. - A kto tak mówi?

- Życie. Mój ojciec. I to, że mieszkamy osobno - burknął zirytowany.

Cóż... Mam, że tylko półtora dnia na biwaku był Malec bez krycia się, zdążyłem się przyzwyczaić. A teraz znowu będzie trzeba udawać, że sie tylko przyjaźnimy. A czarnowłosy ponownie będzie grał przed ojcem, że jest normalnym hetero nastolatkiem.

- Wiem... - westchnąłem. - Ale jakoś się ułoży.

- Musi. Bo nie zamierzam z ciebie rezygnować... - powiedział ciszej, a ja mogłem zauważyć, jak się rumieni.

- Kocham Cię.

- Ja ciebie bardziej.

- Nie róbmy tego, bo będziemy się przekomarzać kto "bardziej" do końca drogi - zaśmiałem się.

- A wiesz... Co jeszcze możemy robić do końca drogi? - spytał nieśmiało.

- Co takiego? - zaciekawiłem się.

- Buzi - odwrócił głowę w moją stronę i ułożył usta w dziubek.

Pokręciłem głową rozbawiony, schyliłem się i pocałowałem go czule.

- Ej! - krzyknęła Izzy. - Tylko teraz, Alec, nie puść pawia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro