Rozdział 39
~Alec~
Spojrzałem na telefon, który leżał obok mnie. 17:32. Od godziny siedzimy sobie na kładce. Wszyscy oczywiście się kąpali, prócz Magnusa, bo uparł się, że chce się poopalać.
I tak go wciągnę do tej wody prędzej czy później.
Obecnie Magnus właśnie leżał na ręczniku i się opalał, bliźniacy siedzieli z brzegu kładki i patrzyli się na Lydię (czytaj "na jej biust") gdy pływała na plecach, a Jace i Izzy skakali na bombę do wody, wchodzili na kładkę i znowu skakali. I tak od 10 minut. Na początku skakałem z nimi, ale w końcu mi się znudziło. I teraz siedzę i się nudzę... Idę powkurzać mojego chłopaka...
~Magnus~
Fajnie sobie leżałem na brzuszku na ręczniczku i czułem promyczki słoneczka na pleckach, ale... Nic nie trwa wiecznie. Nagle poczułem ciężar na sobie.
- Alexander... - mruknąłem w splecione ręce pod twarzą, o które opierałem czoło. - Złaź ze mnie...
- Jesteś ciepły - odpowiedział mój Anioł i położył brodę na mojej głowie.
Ręce splótł sobie na moich barkach, a nogi miał lekko rozłożone, jakby siedział okrakiem na moim tyłku. Wolał bym już bardziej drugą opcję, bo chociaż mógłbym dalej plecy sobie opalać. A tak co? Położył się na mnie jakbym był kanapą.
W sumie... Gdy razem śpimy, często włazi na mnie przez sen, jakbym był drzewem, a on wiewiórką. A potem rano jakimś cudem leży metr dalej, odwrócony do mnie plecami, a ja jedynie mam wyciągnętą dłoń na jego pasie. Cóż... Magia.
- Poprzytulamy się w nocy - mruknąłem.
- Jak dalej będziesz się opalał, zostaniesz murzynem. I wtedy nie będę mógł się do ciebie w nocy przytulać, bo nie będę cię widzieć. Chcesz tego?
Zastanowiłem się nad jego słowami i zacząłem się śmiać, a co za tym idzie - drżeć.
- Ej no! Nie trzęś się tak! - czarnowłosy przytrzymał się moich barków, by ze mnie nie zlecieć, a ja natomiast zacząłem śmiać się jeszcze bardziej i głośniej. Poczułem, jak Alexander schodzi ze mnie z jękiem sfrustrowania.
- Skoro już zszedłeś... - zacząłem. - Posmaruj mi plecki olejkiem. Nie chcę się sparzyć.
- Mhm. Pachnie chociaż jakoś ładnie?
- Kokos - uśmiechnąłem się zwycięsko pod nosem.
A zaraz potem poczułem lepką maź na plecach i zimne dłonie Alexandra, jeżdżące po mojej skórze. Zamruczałem z przyjemności, a czarnowłosy tylko się zaśmiał.
- Ej, Malec! - usłyszałem głos Izzy.
- Co?! - odkrzyknął Alexander, smarując moje plecy.
- Chodźcie do wody! Tylko was brakuje!
- Magnus będzie mi jojczeć, że nie chce!
Prychnąłem pod nosem.
- Oj tam! To go tu wrzuć! - usłyszałem głos Jace'a.
- MALEC! - i Jacksona.
- EHhh... - westchnął Alexander. - Magnus, kiedy oni ostatnio nazywali nas po imieniu, zamiast tylko "Malec to, Malec tamto"?
- Przeszkadza ci to? - położyłem głowę na bok i spojrzałem na niego.
Siedział po turecku i smarował się moim olejkiem po rękach i barkach.
- Niee... - pokręcił głową. - Tylko po prostu... Chyba nie jestem przyzwyczajony.
- To słodkie, że uważają, że gdzie ja tam i ty i na odwrót. W sumie, nie dziwię się im. Przykleiłeś się do mnie jak rzep i nie odstępujesz na krok - zachichotałem.
- Przepraszam bardzo, JA?!
- A przepraszam bardzo, do kogo ja teraz mówię?
- Nie zdziwił bym się po twojej obsesyjności na swoim punkcie, że gadasz sam do siebie - uśmiechnął się wrednie.
- Aha?! - podparłem się na rękach i spojrzałem na niego groźne.
A przynajmniej się starałem. Ale chyba mi nie wyszło, bo on zaśmiał się rozbawiony.
- Wyglądasz uroczo, kiedy się złościsz - zrobił dziubek z ust.
- Jestem wtedy maszynką do zabijania - burknąłem i podwinąłem nogi pod siebie, by usiąść.
- Chyba w słowach - wybuchł śmiechem.
- Miarka się przebrała! - rzuciłem się na niego, przygniatając go swoim ciałem do kładki. Uśmiechnąłem się triumfalnie, a ten znowu zaczął rechotać!
- Ty mała mendo! - usiadłem okrakiem na jego biodra i zacząłem łaskotkowe tortury.
- MAGNUS! - zaczął piszczeć i teraz już płacząc ze śmiechu, próbował powstrzymać moje ręce, jeżdżące po jego brzuchu.
- Cio tam, skarbie? - bez trudu jedną ręką przygwoździłem jego nadgarstki nad głową chłopaka, a drugą nadal delikatnie łaskotałem jego trzęsący się od śmiechu brzuch. Uniosłem się nieco, by nasze twarze były na równi.
- Zabierz tą łapę - chichotał cicho.
- Nie mam zamiaru. Zasłużyłeś sobie - łaskotałem go bardziej.
- Magnus! Hahah!
Uśmiechnąłem się dumny ze swojego zwycięstwa, kiedy usłyszałem nagle głos Andrewa i zaprzestałem swoich tortur, dając tym samym możliwość odetchnienia Alexandrowi.
- Malec, do kurwy! Mogę przysiąc, że osobiście załatwię wam kondomy na noc, jakie chcecie, ale pod warunkiem, że będziecie skakać po sobie w nocy! A teraz chodźcie do wody!
Spojrzałem na niego i wybuchłem niekontrolowanym rechotem, tak samo jak reszta w wodzie. Prawie by się podtopili.
Spojrzałem rozbawiony na Alexandra pode mną, ale on tylko patrzał gdzieś w bok i był cały czerwony na twarzy. Jak siedziałem na nim okrakiem, tak poczułem, że coś mu stwardniało.
- Alexandrze? - poruszyłem sugestywnie brwiami.
- Złaź ze mnie. IZZY! HELP!
Jak na zawołanie (dosłownie) dostałem wodą w twarz od Izzy, która wychyliła łeb zza kładki.
- Osz ty! - zszedłem z mojego podnieconego faceta i podreptałem na czworakach w stronę łba dziewczyny.
Jednak ta zachichotała, zniknęła pod kładką i odpłynęła po chwili dalej do reszty, bo pływali jakieś z 10 metrów od pomostu.
Usiadłem na krawędzi wspomnianej rzeczy i spuściłem nogi do wody.
- Chodź pływać - usłyszałem zawstydzony głos Alexandra, który znalazł się w wodzie przede mną.
No tak. Musiał ukryć swoje podniecenie. Ale przede mną nic nie ukryje.
- Nie chcę - wzruszyłem ramionami.
- Chcesz.
- Spróbuj mnie przekonać - założyłem ręce z wyzywającym uśmiechem na twarzy.
- No, wiesz... Pod wodą będziesz mógł sobie do woli molestować mój tyłek, a nikt się nie przyczepi, bo nie będą widzieć - patrzył na mnie wyczekująco.
Wstałem na nogi. Byłoby wręcz grzechem, gdybym odmówił. Bo Alexander pozwala mi macać jego tyłek tylko w nocy, bo wtedy nie ma siły zaprzeczać. I to wcale nie brzmiało zboczenie.
- Wiesz... Chyba bardziej przydało by się to twojemu koledze między nogami, bo chyba tego potrzebuje, co? - odwróciłem się tyłem i zacząłem schodzić z kładki i zanurzać się w wodzie.
Alexander nic nie odpowiedział na moją sugestię, bo po pierwsze miałem rację, a po drugie... Na pewno się zawstydził, podniecił jeszcze bardziej i nie zdołał wymyślić nic na swoją obronę. Uwielbiam go tak prowokować. I słownie i czynami. Bo cholernie uroczo wygląda, gdy widzę, że by tego chciał, ale nie może się przyznać, więc tylko się rumieni i zamyka buzię.
Puściłem się krawędzi kładki i ustałem na miękkim piasku. Woda sięgała mi tu do połowy klatki piersiowej. Odwróciłem się i spojrzałem na Alexandra, który stał metr dalej plecami do mnie i patrzył się zapewne na resztę ludu, którzy śmiali się i pływali na większej głębokości. Ustałem obok mojego Anioła i położyłem swoją dłoń na jego pośladku. Delikatnie, bo nie chciałem go więcej męczyć. I tak pewnie czuje się głupio i niezręcznie.
Cóż, nie za często był w takich sytuacjach.
Poprawka - NIGDY nie był. Bo jak mi powiedział, jestem jego pierwszym chłopakiem. I czuję się z tym cholernie dumnie i zobowiązanie, by wprowadzić go w ten świat.
- Nienawidzę cię - mruknął cicho po dłuższej chwili milczenia.
- Nie masz czego się wstydzić. To normal...
- Możemy teraz o tym nie gadać? - przerwał mi i obrócił głowę w moją stronę.
Ja zrobiłem to samo. Pocałowałem go w jeden z zaróżowionych policzków.
- Jak chcesz. A teraz... Nie pozwól mi się utopić - spojrzałem na niego błagalnie, co go na szczęście rozśmieszyło.
- Sam pływam pieskiem i wszyscy się ze mnie zawsze śmiali. Zasady znasz, machaj rękami i nogami - zaśmiał się. - I głowa nad wodą - zaczął iść wzdłuż pomostu (bo i tak było tu głęboko) twarzą do mnie, a ja próbowałem pływać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro