Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39

~Alec~
Spojrzałem na telefon, który leżał obok mnie. 17:32. Od godziny siedzimy sobie na kładce. Wszyscy oczywiście się kąpali, prócz Magnusa, bo uparł się, że chce się poopalać.
I tak go wciągnę do tej wody prędzej czy później.

Obecnie Magnus właśnie leżał na ręczniku i się opalał, bliźniacy siedzieli z brzegu kładki i patrzyli się na Lydię (czytaj "na jej biust") gdy pływała na plecach, a Jace i Izzy skakali na bombę do wody, wchodzili na kładkę i znowu skakali. I tak od 10 minut. Na początku skakałem z nimi, ale w końcu mi się znudziło. I teraz siedzę i się nudzę... Idę powkurzać mojego chłopaka...

~Magnus~
Fajnie sobie leżałem na brzuszku na ręczniczku i czułem promyczki słoneczka na pleckach, ale... Nic nie trwa wiecznie. Nagle poczułem ciężar na sobie.

- Alexander... - mruknąłem w splecione ręce pod twarzą, o które opierałem czoło. - Złaź ze mnie...

- Jesteś ciepły - odpowiedział mój Anioł i położył brodę na mojej głowie.

Ręce splótł sobie na moich barkach, a nogi miał lekko rozłożone, jakby siedział okrakiem na moim tyłku. Wolał bym już bardziej drugą opcję, bo chociaż mógłbym dalej plecy sobie opalać. A tak co? Położył się na mnie jakbym był kanapą.

W sumie... Gdy razem śpimy, często włazi na mnie przez sen, jakbym był drzewem, a on wiewiórką. A potem rano jakimś cudem leży metr dalej, odwrócony do mnie plecami, a ja jedynie mam wyciągnętą dłoń na jego pasie. Cóż... Magia.

- Poprzytulamy się w nocy - mruknąłem.

- Jak dalej będziesz się opalał, zostaniesz murzynem. I wtedy nie będę mógł się do ciebie w nocy przytulać, bo nie będę cię widzieć. Chcesz tego?

Zastanowiłem się nad jego słowami i zacząłem się śmiać, a co za tym idzie - drżeć.

- Ej no! Nie trzęś się tak! - czarnowłosy przytrzymał się moich barków, by ze mnie nie zlecieć, a ja natomiast zacząłem śmiać się jeszcze bardziej i głośniej. Poczułem, jak Alexander schodzi ze mnie z jękiem sfrustrowania.

- Skoro już zszedłeś... - zacząłem. - Posmaruj mi plecki olejkiem. Nie chcę się sparzyć.

- Mhm. Pachnie chociaż jakoś ładnie?

- Kokos - uśmiechnąłem się zwycięsko pod nosem.

A zaraz potem poczułem lepką maź na plecach i zimne dłonie Alexandra, jeżdżące po mojej skórze. Zamruczałem z przyjemności, a czarnowłosy tylko się zaśmiał.

- Ej, Malec! - usłyszałem głos Izzy.

- Co?! - odkrzyknął Alexander, smarując moje plecy.

- Chodźcie do wody! Tylko was brakuje!

- Magnus będzie mi jojczeć, że nie chce!

Prychnąłem pod nosem.

- Oj tam! To go tu wrzuć! - usłyszałem głos Jace'a.

- MALEC! - i Jacksona.

- EHhh... - westchnął Alexander. - Magnus, kiedy oni ostatnio nazywali nas po imieniu, zamiast tylko "Malec to, Malec tamto"?

- Przeszkadza ci to? - położyłem głowę na bok i spojrzałem na niego.

Siedział po turecku i smarował się moim olejkiem po rękach i barkach.

- Niee... - pokręcił głową. - Tylko po prostu... Chyba nie jestem przyzwyczajony.

- To słodkie, że uważają, że gdzie ja tam i ty i na odwrót. W sumie, nie dziwię się im. Przykleiłeś się do mnie jak rzep i nie odstępujesz na krok - zachichotałem.

- Przepraszam bardzo, JA?!

- A przepraszam bardzo, do kogo ja teraz mówię?

- Nie zdziwił bym się po twojej obsesyjności na swoim punkcie, że gadasz sam do siebie - uśmiechnął się wrednie.

- Aha?! - podparłem się na rękach i spojrzałem na niego groźne.

A przynajmniej się starałem. Ale chyba mi nie wyszło, bo on zaśmiał się rozbawiony.

- Wyglądasz uroczo, kiedy się złościsz - zrobił dziubek z ust.

- Jestem wtedy maszynką do zabijania - burknąłem i podwinąłem nogi pod siebie, by usiąść.

- Chyba w słowach - wybuchł śmiechem.

- Miarka się przebrała! - rzuciłem się na niego, przygniatając go swoim ciałem do kładki. Uśmiechnąłem się triumfalnie, a ten znowu zaczął rechotać!

- Ty mała mendo! - usiadłem okrakiem na jego biodra i zacząłem łaskotkowe tortury.

- MAGNUS! - zaczął piszczeć i teraz już płacząc ze śmiechu, próbował powstrzymać moje ręce, jeżdżące po jego brzuchu.

- Cio tam, skarbie? - bez trudu jedną ręką przygwoździłem jego nadgarstki nad głową chłopaka, a drugą nadal delikatnie łaskotałem jego trzęsący się od śmiechu brzuch. Uniosłem się nieco, by nasze twarze były na równi.

- Zabierz tą łapę - chichotał cicho.

- Nie mam zamiaru. Zasłużyłeś sobie - łaskotałem go bardziej.

- Magnus! Hahah!

Uśmiechnąłem się dumny ze swojego zwycięstwa, kiedy usłyszałem nagle głos Andrewa i zaprzestałem swoich tortur, dając tym samym możliwość odetchnienia Alexandrowi.

- Malec, do kurwy! Mogę przysiąc, że osobiście załatwię wam kondomy na noc, jakie chcecie, ale pod warunkiem, że będziecie skakać po sobie w nocy! A teraz chodźcie do wody!

Spojrzałem na niego i wybuchłem niekontrolowanym rechotem, tak samo jak reszta w wodzie. Prawie by się podtopili.
Spojrzałem rozbawiony na Alexandra pode mną, ale on tylko patrzał gdzieś w bok i był cały czerwony na twarzy. Jak siedziałem na nim okrakiem, tak poczułem, że coś mu stwardniało.

- Alexandrze? - poruszyłem sugestywnie brwiami.

- Złaź ze mnie. IZZY! HELP!

Jak na zawołanie (dosłownie) dostałem wodą w twarz od Izzy, która wychyliła łeb zza kładki.

- Osz ty! - zszedłem z mojego podnieconego faceta i podreptałem na czworakach w stronę łba dziewczyny.

Jednak ta zachichotała, zniknęła pod kładką i odpłynęła po chwili dalej do reszty, bo pływali jakieś z 10 metrów od pomostu.
Usiadłem na krawędzi wspomnianej rzeczy i spuściłem nogi do wody.

- Chodź pływać - usłyszałem zawstydzony głos Alexandra, który znalazł się w wodzie przede mną.

No tak. Musiał ukryć swoje podniecenie. Ale przede mną nic nie ukryje.

- Nie chcę - wzruszyłem ramionami.

- Chcesz.

- Spróbuj mnie przekonać - założyłem ręce z wyzywającym uśmiechem na twarzy.

- No, wiesz... Pod wodą będziesz mógł sobie do woli molestować mój tyłek, a nikt się nie przyczepi, bo nie będą widzieć - patrzył na mnie wyczekująco.

Wstałem na nogi. Byłoby wręcz grzechem, gdybym odmówił. Bo Alexander pozwala mi macać jego tyłek tylko w nocy, bo wtedy nie ma siły zaprzeczać. I to wcale nie brzmiało zboczenie.

- Wiesz... Chyba bardziej przydało by się to twojemu koledze między nogami, bo chyba tego potrzebuje, co? - odwróciłem się tyłem i zacząłem schodzić z kładki i zanurzać się w wodzie.

Alexander nic nie odpowiedział na moją sugestię, bo po pierwsze miałem rację, a po drugie... Na pewno się zawstydził, podniecił jeszcze bardziej i nie zdołał wymyślić nic na swoją obronę. Uwielbiam go tak prowokować. I słownie i czynami. Bo cholernie uroczo wygląda, gdy widzę, że by tego chciał, ale nie może się przyznać, więc tylko się rumieni i zamyka buzię.

Puściłem się krawędzi kładki i ustałem na miękkim piasku. Woda sięgała mi tu do połowy klatki piersiowej. Odwróciłem się i spojrzałem na Alexandra, który stał metr dalej plecami do mnie i patrzył się zapewne na resztę ludu, którzy śmiali się i pływali na większej głębokości. Ustałem obok mojego Anioła i położyłem swoją dłoń na jego pośladku. Delikatnie, bo nie chciałem go więcej męczyć. I tak pewnie czuje się głupio i niezręcznie.

Cóż, nie za często był w takich sytuacjach.
Poprawka - NIGDY nie był. Bo jak mi powiedział, jestem jego pierwszym chłopakiem. I czuję się z tym cholernie dumnie i zobowiązanie, by wprowadzić go w ten świat.

- Nienawidzę cię - mruknął cicho po dłuższej chwili milczenia.

- Nie masz czego się wstydzić. To normal...

- Możemy teraz o tym nie gadać? - przerwał mi i obrócił głowę w moją stronę.

Ja zrobiłem to samo. Pocałowałem go w jeden z zaróżowionych policzków.

- Jak chcesz. A teraz... Nie pozwól mi się utopić - spojrzałem na niego błagalnie, co go na szczęście rozśmieszyło.

- Sam pływam pieskiem i wszyscy się ze mnie zawsze śmiali. Zasady znasz, machaj rękami i nogami - zaśmiał się. - I głowa nad wodą - zaczął iść wzdłuż pomostu (bo i tak było tu głęboko) twarzą do mnie, a ja próbowałem pływać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro