Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

~Alec~
Przy ognisku na małej ławce siedział Jace z Lydią. Ale nie to było najgorsze. Oni się... Całowali. Okey, Jace jest psem na baby, ale...?

Potrząsnąłem głową i postanowiłem zająć się schlanym Magnusem. Musi się przespać. Potem będzie miał kaca, ale to będzie jego wina.

- Chodź - pociągnąłem go szybko w stronę jego namiotu, póki był w miarę spokojny. Wepchnąłem to tam, że padł twarzą na poduszki.

- Seksowny Aniele! - krzyknął przez poduszki. - Chodź tu do mnie!

- Śpij - ustałem w wejściu i spojrzałem na niego.

- Nie zasnę bez ciebie! - odwrócił się na plecy.

- Zaśniesz.

Widząc, że nieudolnie próbuje zdjąć spodnie nogami, które najwyraźniej były dla niego niewygodne, postanowiłem mu pomóc. Ukucnąłem przy nim i odpinałem pasek jego spodni. On podparł się na łokciach i spojrzał na mnie. Nie patrzyłem na niego, bo mogłem dać sobie rękę uciąć, że uśmiecha się jak pedofil. A narazie nie mam nastroju.

- Co rooobisz? - spytał uwodzicielskim tonem.

- Nic - mruknąłem. Gdy uporałem się z paskiem, odsunąłem się i pociągnąłem za  nogawki.

Gdy je w końcu z niego zdjąłem, rzuciłem spodnie w kąt namiotu i wstałem z powrotem, ale on zdążył usiąść i złapać mnie za rękę. Spojrzałem na niego. Patrzał na mnie z dołu. Wyglądał uroczo, ale... To nie zmieniało faktu, że się bezmyślnie upił. W środku dnia.

- Wyjdziesz za mnie? - spytał. - Popłyniemy sobie na Jamajkę, kupię ci jacht i pieska! - wyszczerzył się jak głupek, mrużąc oczy.

- Nie masz tyle hajsu - parsknąłem rozbawiony.

- Pf, kochanie! Toć mam ojca milionera! Asmodeusa Bielevera!

- C-co? - wytrzeszczyłem oczy. - Mówiłeś, że twoi rodzice nie żyją.

Słowa pijanych to myśli trzeźwych...?

- Upsik... Skłamałem - zachichotał. - Dobranoc, kochanie - z leniwym uśmiechem padł na poduszki, a ja wyszedłem z jego namiotu. Usiadłem na ziemi.

Dlaczego mnie okłamał...? I czy jego inne słowa były też fałszywe? A... Gdy mówił mi, ze mnie kocha? Kłamał...? Jezu... To boli. Nawet wtedy, gdy nie wiem, czy to prawda.
Okłamał mnie i nie wiem, czy to nie jedno kłamstwo...

Uniosłem głowę i zobaczyłem dalej lizających się Jace'a i Lydię. Wisienka na torcie...

- Alec? - usłyszałem głos siostry. Uniosłem na nią wzrok. - Chodź, pójdziemy do sklepu po coś na obiad. Bo Lydia się liże z Jace'm - wywróciła oczami. - A bliźniacy pijani poszli do namiotów spać.

- Mhm. Idę, muszę kupić coś na kaca - wstałem z ziemi.

- Co? Piłeś z nimi? - zmarszczyła brwi.

- Co? Pojebało cię? - burknąłem. - Magnusowi. Chodź - wsadziłem ręce do kieszeni szortów i ruszyłem w stronę sklepu, a zdziwiona siostra za mną.

*****
- Na pewno wszystko okey? - spytała Izzy, gdy wybierałem jakieś tabletki na ból głowy.

- Mhm.

- Magnus ci coś zrobił? Jesteś markotny, Alec.

- Magnus nic mi... - urwałem. - Nie zrobił.

Tylko zawiódł, bo okłamał.

- Mhm - Izzy założyła ręce. - Gadaj.

- Może potem. Kupuj te zapiekanki i chodźmy stąd - wziąłem jakieś tabletki i poszedłem do kasy.

*****
- Ale pycha - pochwalił Jace, zapychając swoje usta kupną zapiekanką.

Siedziałem z nim, Izzy i Lydią przy ognisku, jedząc obiad. Starałem się ich ignorować. A blondyni zachowywali się tak, jakby się nie całowali. Pf.

******
~Magnus~
Obudziłem się z bólem głowy... Cóż... Kac morderca nie ma serca.

Spojrzałem na zegarek. 15. Spałem może 4 godziny. I dobrze. Nie chciałbym obudzić się w środku nocy. Zauważyłem, że jestem w swoim namiocie. Pewnie Alexander mnie tu zaniósł, bo siedział z nami, gdy się upiłem jak głupi. Super...

Na szczęście pamiętam co nie co. To, że gapiłem się na jego tyłek, a on zawlókł mnie do namiotu. A potem chyba zasnąłem. Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiłem...

Głowa zaczęła mnie bardziej rozsadzać, więc postanowiłem poprosić o pomoc.

Ja: Aniołku...

Anioł 💙: Zaraz przyniosę ci tabletkę i wodę.

Ja: Dziękuję 😘

Kochany Alexander.

Po chwili do namiotu wszedł czarnowłosy. Był jakiś taki... Nieobecny. Usiadłem, a on bez słowa wcisnął mi w jedną dłoń szklankę wody, a w drugą tabletkę.

- Jesteś głodny? - spojrzał na mnie bez żadnych emocji na twarzy, a co gorsza w oczach.

- Um... Trochę.

- Przyniosę ci zapiekankę. Byłem wcześniej z Izzy w sklepie - powiedział i wyszedł z namiotu, zanim zdążyłem go zatrzymać.

Boże, za co...?! Na pewno mu coś zrobiłem po pijaku! Nienawidzę siebie... I nienawidzę Alexandra, że po tym wszystkim jeszcze się mną opiekuje... Jak mówiłem wcześniej, ma on za dobre serce.

Wsadziłem w końcu tabletkę do ust i popiłem wodą.

Kilka minut potem (które mi się niemiłosiernie dłużyły) wrócił Alexander z zapiekanką. Podał mi ją, a ja zacząłem wybierać z niej pieczarki. Fuj.

- Alexandrze? - spytałem, gdy chciał znowu wyjść.

- Hm? - stał odwrócony do mnie plecami, w stronę wyjścia.

- Spojrzysz na mnie...?

Alexander mimowolnie zrobił to, o co prosiłem. Bałem się tego, ale... Zobaczyłem zawód w jego błękitnych oczach.

- Co?

- Czy ja... Coś ci zrobiłem? Gdy tak się schlałem... Przepraszam za to.

- Nic mi nie zrobiłeś - odwrócił wzrok.

- To dlaczego jesteś taki nieobecny...?

- Wydaje ci się. Głową cię boli - uśmiechnął się do mnie słabo. - Jeśli wziąłeś tabletkę, to zjedz i poleż, aż nie poczujesz się lepiej. Jakby co, to pisz - pocałował mnie delikatnie w czoło i zostawił, wychodząc z namiotu.

Teraz to już nie mam wątpliwości, że mu coś zrobiłem. Albo powiedziałem. Muszę tylko dowiedzieć się, co...

Jednak postanowiłem go nie męczyć narazie, bo dalej bolała mnie głowa i palnął bym coś jeszcze głupiego podczas rozmowy z nim.

Jedząc zapiekankę, wziąłem telefon do ręki.

Ja: Ej...zrobiłem coś Alexandrowi? Mówił ci?

Izzunia: Nie, wcale 😑

Ja: ...czyli ci powiedział. Proszę powiedz mi 😭

Izzunia: Nie tylko jemu. Okłamałaś go, i nas. A Alec czuje się z tym podle, idioto..

Ja: ....z czym...?

Izzunia: Jesteś synem Bielevera.

Zakrztusiłem się zapiekanką. Boże... Naprawdę chciałem im powiedzieć, a dowiedzieli się w najgorszy możliwy sposób...

Izzunia: Dlaczego to zrobiłeś. Bałeś się, że polecimy na twoją kasę? Jesteś nienormalny w takim razie.

Ja: Izzy ja...po części też...po prostu ludzie traktowali mnie zupełnie inaczej gdy wiedzieli, i nie, kto jest moim ojcem. Zmieniłem nazwisko noi no... przepraszam...i przepraszam że przepraszam przez SMS, ale potem was przeprosze prosto w oczy. Miałem wam powiedzieć, przepraszam...i przepraszam że ciągle przepraszam! 😭

Izzunia: Wiem tylko ja i Alec. Eh, idioto...ale po części cię rozumiem. Starzy potrafią wszystko zepsuć.

Ja: Pomożesz mi z Alexandrem...? Jeśli sam sobie nie poradzę.

Izzunia: Tylko dlatego, że Alec jest przy tobie szczęśliwy. Pogadam z nim, by spróbował cię zrozumieć...ale ty załatwiasz resztę.

Ja: DZIĘKUJĘ!!!! Nie wyobrażam sobie życia bez niego..

Izzunia: Dobra przestań pierdolić, tylko teraz trochę poleż pijaku byś odzyskał zdrowe zmysły, i lepiej wymyśl coś dobrego na swoją obronę podczas rozmowy z Alekiem.

Ja: Zabieram się za to! 😘 Jesteś wielka!!!

Izzunia: Wiem 😉

Odłożyłem telefon, zjadłem zapiekankę i z dawką energii położyłem się, by myśleć o rozmowie, która czeka mnie z Alexandrem...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro