Rozdział 34
~Magnus~
- To gardło Lydii wydaje takie żabie skrzeki? - spytałem.
- Tak - parsknął rozbawiony.
- Ignorujemy ją?
- Chciałbym, ale... Rusz się i zobacz, dlaczego krzyczy - zamrugał swoimi długimi i gęstymi rzęsami.
- Ale... - chciałem go pocałować, ale ten włożył między nasze twarze ocelota.
- Idź - zachichotał.
- Jesteś wredny - mruknąłem i z jękiem niezadowolenia zszedłem z mojego faceta.
- Wiem, ostrzegałem. Ale ty za to irytujący!
- Wiem, ostrzegałem - uśmiechnąłem się szeroko i otworzyłem namiot. Wysunąłem tylko głowę i zdawałem relacje Alexandrowi.
- No i co? - spytał za moimi plecami.
Zauważyłem, jak Lydia goni Jace'a po plaży. Nie wiedziałem o co chodzi, ale zaraz się skapnąłem.
- Jace oblał Lydię ketchupem po tym jej striptizerskim stroju i teraz ona go goni.
- Podziękujemy potem Jace'owi.
- Podziękujemy? Za co, przepraszam? Przerwał nam całowanie! - oburzyłem się i z powrotem zamknąłem namiot.
- Oj tam. Chcę budyniu. Słyszysz ty to?
Spojrzałem na niego, a on wskazywał na swój brzuch, który zaraz zaczął burczeć.
- Dzizys - pokręciłem głową z niedowierzaniem i podszedłem do swojej torby. Zacząłem w niej szperać, a Alexander przytulił mnie od tyłu, kładąc głowę na moim karku. - Kochanie?
- Mhm? - mruknął.
- Nie mam budyniu.
- CO?! - oderwał się ode mnie nagle.
- Żartowałem - zachichotałem i wyciągnąłem budyń czekoladowy. Alexander zamiast kulturalnie poczekać, zanim mu go podam, wyrwał mi go z ręki. -Kultury, Alexandrze.
- Mhm - nie słuchał mnie już, bo otworzył pudełeczko i zatkał nim sobie buzię.
- Jesteś uzależniony od słodyczy.
Nie odpowiadał mi. Zaśmiałem się z niego.
Wyglądał jak na głodzie narkotykowym. Tylko że zamiast prochów, ten człowiek zastępował je słodyczami. Cóż... Potem ma słodkie usta do całowania, więc mogę fundować mu towar. I poza tym, ja czułem się jak na głodzie narkotykowym, gdy Alexander wyszedł kilka dni temu z mojego domu. Dosłownie.
Gdy on sobie jadł (wsuwał), ja ułożyłem nam posłanie do spania. Rozłożyłem kołdrę, poduszki, wziąłem jego pluszowego ocelota. Napisałem jeszcze SMS-a do Izzy.
Ja: Izz, nie przeszkadzać nam, śpię z Alexandrem u mnie. Jeśli ktoś nam przeszkodzi, rzucę na niego klątwę, obiecuje.
Izzunia: Oke oke xD macie prezerwatywy? 😂
Ja: Nie, trzeba będzie kupić jak mamy zamiar tu być kilka nocy 😂 zajmiesz się tym? 😂😂
Izzunia: Oczywiście, nie chce w tym wieku zostać ciotką 😂😂 dobra, idę uratować Jacea przed Lydią. Dobranoc 😘
Ja: Dobranoc🌃🌌🌛🌜🌚😚
Podłączyłem telefon do powerbanka i położyłem gdzieś w kącie namiotu.
- Teraz musisz mi dać bu... - nie dokończyłem, bo zacząłem się śmiać, gdy na niego spojrzałem.
- Z czego ty się śmiejesz?!
- Spójrz na siebie - rechotałem.
Siedział po turecku na środku naszego posłania, taki niewinny, słodki i... Po połowie twarzy upaprany budyniem.
Alexander spojrzał na siebie w odbiciu telefonu i szybko odwrócił się do mnie plecami.
- Daj mi chusteczki, zamiast udawać hienę.
- Po co ci chusteczki, upaprany w budyniu Aniele? - usiadłem przed nim, przybliżyłem się i całowałem go po policzkach i szczęce, zlizując budyń.
Alexander zaczął się krzywić, ale z każdą sekundą rozbawiać coraz bardziej. Aż w końcu się zaśmiał, gdy już się odsunąłem po umyciu jego buźki.
- To było... Dziwne, ale fajne - zaśmiał się.
- Masz teraz na pewno słodkie usta - oblizałem swoje wargi. - Mogę? - spojrzałem na jego usta.
- Nie musisz pytać - powiedział, po czym złapał za moją koszulkę i przyciągnął do siebie, całując mnie.
Wiele razy to mówiłem. Ale powiem raz jeszcze. Ten człowiek... Mój Anioł. Potrafi zaskoczyć.
********
~Alec~
Potem przez około godzinę leżeliśmy sobie w posłaniu, które uszykował Magnus, gdy ja pochłoniałem budyń, jedząc słodycze, które zabrał ze sobą. Pokochałem go przez to bardziej. Całowaliśmy się, rozmawialiśmy, jedliśmy słodycze, byłem molestowany przez własnego chłopaka, aż w końcu zachciało nam się spać. Wtuliłem się w niego i odpłynąłem... Chyba muszę się przyzwyczaić, że zasypiam tylko przy Magnusie... Serio.
Jestem pewny, że sam za chuja bym nie zasnął. Tylko leżał, a może i łaził po plaży. Albo wprosił bym się do namiotu Magnusa. Tak, to najlepsza i najciekawsza opcja. I najbardziej prawdopodobna. Albo nie... On by wprosił się do mnie, by mnie utulać, jak poprzedniej nocy... Kocham.
*******
- Alexander... Alexander... Obudź się...
Poczułem szturchanie i chichot godny chochlika. Niestety, był to mój chochlik.
- Czego... - mruknąłem, przewracając się na drugi bok.
- Chodź, zobacz... Proooosze..!
- Co ty chcesz...
- Chodź... - pociągnął mnie za nogę.
- No idę, no! - zirytowany i zaspany usiadłem na dupę.
Magnus klęczał w wejściu do namiotu, patrząc na mnie i czekając, aż się w końcu ruszę. Obudził mnie... W dzień wolny... Mam focha. A na mnie to krzyczał, gdy wstałem pierwszy z łóżka?!
W końcu dałem się wyciągnąć na zewnątrz, no bo... Zrobił takie oczka... I ten brokat... No, dobra, dałem się wykorzystać, ale...!
Ale nic. Dałem się wykorzystać. Powinienem się przyzwyczaić, jeśli chcę spędzić z nim resztę życia.
- Spójrz - wskazał na jezioro. Przetarłem oko, ziewając i spojrzałem tam.
OH... MY... GOD...
- To... Ty zrobiłeś? - spojrzałem na niego z szokiem.
- Tak - uśmiechnął się dumnie.
- Jezu... Uwielbiam cię! - pisnąłem i rzuciłem mu się na szyję, zanim się powstrzymałem.
A dlaczego? Ten kochany idiota wyniósł materac na wodę, w którym... Spała Lydia. Pływa sobie teraz po tafli wody, dalej we śnie. Chcę zobaczyć, jak się wjebie do wody, gdy się obudzi...
- Co tak wcześnie? - podszedł do nas Jace. Oderwałem się natychmiast od Magnusa i wskazałem na jezioro.
Potem zawołaliśmy Izzy. I bliźniaków, by pochwalić się tym, co Magnus zrobił.
Ustaliśmy na brzegu jeziora i zaczęliśmy krzyczeć, by obudzić blondynę. A Jace zaczął nagrywać, kiedy Lydia zaczęła się budzić. No myślałem, że razem z Magnusem się zesikamy ze śmiechu, gdy Lydia zaczęła się drżeć, wiercić i wpadła do wody. Tak zaczęła machać łapami, że prędzej to pomoże jej się utopić, niż gdyby normalnie weszła na ten materac.
********
Ja: Magnus?? Gdzie jesteś? Bo ja musiałem iść z Jacem do lasu po patyki, bo uparli się żeby rozpalić ognisko na śniadanie 😝 bo Izzy i bliźniaki poszli do sklepu. Nie wiem czy z buta czy Lydia ich zawiozła. Ale wracając...nie zamierzam zbierać patyków, i zaraz uciekam.
Pan Brokat: Opalam się 😎🌞
Ja: I nie powiedziałeś mi? 😑
Pan Brokat: Uciekłeś do lasu 😂 a poza tym, Lydia darła na mnie ryja za ten materac.
Ja: To było piękne 😋😘👌
Pan Brokat: Bo ja to wymyśliłem, Aniele 😍😘😘 wgl, musimy pogadać o pewnej sprawie.
Ja: O czym..?
Pan Brokat: Ważne. Nie na sms, przyjdź na kładkę jeśli wrócisz. Bay 😘
Wsadziłem telefon do kieszeni, upewniłem się, że Jace nie patrzy i poszedłem w stronę obozowiska.
Hm... O co mu może chodzić? Mam nadzieję, że wszystko okey... Zrobiłem coś źle? Nie! Nie mogę tak myśleć. Ogarnij się, mózgu...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro