Rozdział 29
~Alec~
Obudziłem się i przeciągnąłem na łóżku z błogim uśmiechem. Spojrzałem na zegarek. 9. Spałem całe 8 godzin! Yey! Ale chwila... Gdzie osoba, która pomogła mi zasnąć? Rozejrzałem się. Ani śladu. Tylko... Nie do końca przymknięte okno.
Pewnie bał się, że ktoś rano zobaczy nas w łóżku, przytulonych do siebie. A raczej bał się, jak ja bym na to zareagował... Bo znając Magnusa, gdyby mógł, codziennie by się wkradał do mojego pokoju i na chama wpychał mi się pod kołdrę. Ale nie narzekałbym. Jestem mu cholernie wdzięczny, że pomógł mi zasnąć.
Chciałem napisać do niego SMS-a, ale oczywiście telefon się rozładował... Na szczęście mój powerbank był cały. Podłączyłem telefon, ale zamiast napisania SMS-a do mojego chłopaka, musiałem zacząć się zbierać na biwak. Bo wczoraj zapomniałem. Skłamałem. Nie chciało mi się.
*****
Gdy się spakowałem, poszedłem do kuchni na śniadanie, gdzie wszyscy (oczywiście prócz ojca) siedzieli przy stole. Noi prócz Czeko, on siedział pod.
******
Jace i Izzy wychodzili ze swoimi walizkami na dwór, bo zaraz miała przyjechać busem Lydia z tymi bliźniakami, a ja musiałem jeszcze siusiu. Pobiegłem z telefonem (który już się naładowal) do łazienki i przypadkiem trzasnąłem drzwiami. Usłyszałem krzyk mamy, żebym szanował te drewniane klocki, ale zignorowałem to i załatwiałem swoją potrzebę.
*****
Jace: Śmieciu! Gdzie ty jesteś?! My już w busie! Od 10 minut -,-
Ja: Zatrzasnąłem się w łazience. Mama wyszła pewnie do ogródka a Max z nią. Pomóż 😦
Jace: W łazience? Zatrzasnąłeś? HAHAAHHAHAHAHAHSHJDJDJ 😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂😂
Ja: Wiedziałem że zawsze mogę na ciebie liczyć :')
Jace: Dobra dobra 😂😂😂😂 mamy beke tu z ciebie 😂😂😂
Ja: Powiedziałeś im?! NIENAWIDZĘ CIĘ! już nie przychodz!!!!! Poradzę sobie sam! Teraz będą mieli mnie za dzieciaka!
Jace: Już tak myślą 😂👌
Ja: 😐
Jace: Dobra, wysyłam Izzy po ciebie, młotku 😂😂
Idiota. Nienawidzę go. YGH.
Kiedy w końcu Izzy się nade mną zlitowała i przyszła otworzyć mi te gówniane drzwi, wyprułem z kibla z prędkością światła, a przez to wpadłem na ścianę. Izzy parsknęła śmiechem.
- Wszystko okey?
- Mhm... - złapałem się za głowę.
- Zanieśliśmy twoje rzeczy do busa wcześniej, wszystko jest. Chodź - zeszła po schodach.
- IDĘ! - pobiegłem jeszcze do pokoju po ocelota, którego nazwałem Mags i pobiegłem do busa. Oczywiście, Jace i bliźniaki - Andrew i Jackson, których kojarzyłem ze szkoły, zaczeli cisnąć ze mnie bekę. Ehh... Lydia prowadziła. Izzy siedziała obok niej, ale gdy przyszła na tył do nas, szybko wsiadłem na miejsce pasażera przy Lydii.
- Jeszcze Magnus. O tutaj - wskazałem na dom, pod który dojeżdżaliśmy. Blondynka przewróciła oczami i zaparkowała.
- Idę po niego! - krzyknąłem i nie czekając na odpowiedź, wybiegłem z busa.
Zapukałem w drzwi i kiedy usłyszałem "proszę", wszedłem. Zobaczyłem przed sobą staruszkę. Pewnie babcia Magnusa.
- Dziendobry - uśmiechnąłem się lekko. - Jest Magnus?
- Tak tak, jest w swoim pokoju. Zaraz zejdzie, bo krzyknęłam, że już podjechaliście.
- Dobrze, poczekam. Aaa to jego? - wskazałem na bagaż, który leżał przy ścianie.
- Oh, zgadłeś.
Czemu pomyślałem, że to Magnusa? Bo torba była różowa w białe jednorożce. A, i jeszcze na jej środku było wielkie, czerwone M. Brokatowe.
Babcia poszła do kuchni, bo woda się gotowała w czajniku. Napisałem SMS-a do Jace'a, by przyszedł i wziął bagaż Magnusa, a sam udałem się na górę do jego pokoju. Wszedłem do niego, uchylając cicho drzwi, a Magnus siedział na ziemi przed lustrem i rysował właśnie czarne kreski na oczach. Na kolanach miał Aleca Jr. Ehh... Te jego makijaże. Poczekałem chwilę aż skończy, bo gdyby przeze mnie narysował kreskę źle, nie dość, że by mi ględził to jeszcze ją poprawiał przez następne minuty.
Kiedy już skończył, sypnął brokatem na swoje włosy i wstał z ziemi, a kotek wskoczył na jego łóżko. Odwrócił się w stronę drzwi i zauważył mnie. Uśmiechałem się, co odwzajemnił z iskierkami szczęścia w oczach.
- Hej, Aniele - podszedł do mnie i objął w pasie, przyciągając do siebie, a ja poczułem, jak rozpływam się w jego żelaznym i opiekuńczym uścisku. - Długo czekacie?
- Kilka minut - splotłem palce na jego karku. - Mam pytanie.
- Wyszedłem od ciebie o 8, bo gdy próbowałem wstać wcześniej, zaczynałeś się kręcić jak robak - zachichotał.
Wytrzeszczyłem oczy zaskoczony. Leżał przy mnie do rana...?
- Ale... To znaczy, że... Tym razem ty nie spałeś - skrzywiłem się.
- Oj tam, ty nie spałeś wcześniejszą noc. Jesteśmy kwita. Poza tym cieszę się, że pomogłem ci zasnąć. I jeszcze poza tym, robiłeś za fajną poduszkę - puścił mi oczko i spuszczając dłoń na mój pośladek (cały Magnus) złączył nasze usta.
Odwzajemniłem pocałunek zachłannie, mimowolnie próbując dominować, a serce zaczęło mi przyspieszać. Brakowało mi tych naszych czułych przepychanek. Pf, albo po prostu nie mam jeszcze Magnusa dość. Yup.
Spodobało mu się to, bo zacisnął dłoń na moim tyłku.
20 minut później (nie pytajcie. To nie moja wina) byliśmy już w busie i w dobrych humorach ruszyliśmy na obozowisko...
********
~Magnus~
Lydia kierowała, Jace siedział obok niej, a ja i reszta na tyle. Izzy siedziała na kolanach któregoś z bliźniaków na kanapie, a drugi z nich (bodajże Jackson) obok mnie i Alexandra. Siedzieliśmy we 3 na żółtych pufach, zaledwie dwa metry przed flirtującą parą. Bus nie był za duży. A jedyne wolne pomieszczenie było z tyłu, ale były tam bagaże. Ale i tak zaciągnę tam Alexandra...
Jedziemy na ten biwak na kilka dni, a wiecie, kto miał największy bagaż? Lydia. Co za sucz. To ja zawsze spóźniałem się jak rasowa diva i kazałem swoim szoferom dźwigać dziesiątki moich walizek i torebek, w których poza niezbędnymi rzeczami, były jeszcze kosmetyki (mam je też tutaj, mimo, że jedziemy do lasu i nad jezioro) i żel i lakier do włosów i... A powiem w skrócie. Pół Rossmanna.
Rozłożyłem się w końcu wygodnie na pufie, ale nie było mi dane się rozluźnić, bo poczułem wibracje w tylnej kieszeni spodni i musiałem się wykręcić, by wyjąć stamtąd telefon. A potem znowu było mi niewygodnie.
Ehh... Jedyna, w jakiej pozie by nie była, wygodna poduszka jest w postaci Alexandra. A nie możemy się publicznie przytulać... Muszę o tym z nim porozmawiać.
Przerwałem przemyślenia i spojrzałem na telefon. Ale chyba wiedziałem przez kogo straciłem komfort siedzenia na pufie.
Anioł 💙: Nudzi mi się.
Ja: Co ja ci na to poradzę? Rozdziewiczył bym cię, ale niestety byliby świadkowie 😝
Nie musiałem na niego spoglądać, żeby wiedzieć, że się zarumienił na całej twarzy.
Anioł 💙: Ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś JEDNYM, WIELKIM, zbokiem?
Ja: Nie zapominaj, że mimo tego przygarnąłeś mnie 😂😂💕 i hym...nie. A przynajmniej nie przypominam sobie 😂👌👈👬💋💖
Anioł 💙: Boże...idę do Jacea, mam cię dość.
Jak napisał, tak zrobił. Uniosłem wzrok, a on zniknął za kotarą, idąc na przód busa.
Pokręciłem głową rozbawiony i wsadziłem słuchawki w uszy, by nie słyszeć przesłodzonych tekstów Izzy i Andrewa, i przez to Jacksona, który robił mi wykład na temat podrywania dziewczyn, nie zdając sobie sprawy, że kompletnie go nie słucham. Włączyłem jakaś piosenkę i zamknąłem oczy.
******
Minęło 10 minut, a Alexander nie wrócił na tył. Zapragnąłem więc go powkurzać na odległość.
Ja: Moja pufa jest niewygodna. Nakrzycz na nią.
Anioł 💙: Jesteś 4 i pół metra odemnie, możesz podejść. Lub krzyknąć. A nie pisać sms.
Ja: YHM stwierdził facet który pisał do mnie oddalony odemnie o PÓŁ metra.
Anioł 💙: ....co do pufy, to usiądź na podłogę.
Ja: Wolałbym na tobie 💕
Anioł 💙: Mam nadzieję że to nie było tym razem dwuznaczne...? 😐😑
Ja: Sam sobie na to odpowiedz 😂😂 podasz mi ciastko? 💖🍪💖
Anioł 💙: Jakie ciastko? *,*
Ja: Co za żarłok 😂te, które leżą na stoliku aż METR odemnie. Bo Jackson je rozpakował.
Usłyszałem kroki. Wiedziałem, że ciastka będą wystarczającym wabikiem na mojego Alexandra.
Anioł 💙: Rozróżniasz ich?
Ja: Nom. Jackson ma bardziej zaniedbane paznokcie niż Andrew 😐😝
Anioł 💙: Wtf 😂😂😂 patrzysz nawet na pedicure u ludzi?
Usłyszałem przesuwanie zasłonki i kroki blisko mnie. I szelest opakowania.
Ja: Śmieszny jesteś. Oczywiście że tak! Tobie przydałaby się makijażystka, kochanie 😏😏😘
- Aha - usłyszałem komentarz na mój SMS w rzeczywistym świecie. Mój Anioł prychnął pod nosem, podając mi ciastko pod nos. A sam miał 5 w drugiej ręce! Sknera, który leci tylko na słodycze. I na mnie.
Chwyciłem ciastko zębami, bo w rękach miałem telefon i zadzierając głowę, uśmiechnąłem się wdzięcznie do mojego chłopaka. Ten pokręcił głową z rozbawieniem i usiadł na pufe obok mnie, zajadając swoje ciastka.
- Oooo - usłyszałem przesłodzony głos Izzy. - Malec!
Tylko jedna osóbka (napewno wie o kim myślę 😂) pisze komentarze 😟 ?
I rozdziały humorystyczne (a przynajmniej się staram) lepsze były pierwsze, czy te teraz? 🌻💙
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro