Rozdział 28
~Magnus~
W progu drzwi stał ojciec Alexandra i patrzył się na mnie z wyraźnym obrzydzeniem.
- Co to miało znaczyć? Całowanie w czółko? Jesteś chory psychicznie? - zmarszczył czoło.
- Luz, dziadku - wywróciłem oczami. - Dobrze, powiem co to ma znaczyć. Jestem biseksualny i zakochałem się w Alexandrze. Tyle.
- Uważaj do kogo mówisz, gówniarzu - warknął. - I mój syn nie jest żadnym gejem.
- Oczywiście, że nie. A nawet gdyby był, przeszkadzałoby to panu? Współczuję Alexandrowi takiego ojca - prychnąłem.
- Nie pozwalaj sobie! - zaczął kipić ze złości.
- A pan niech się przymknie, bo obudzi Alexandra - nie chcąc dłużej patrzeć na tego gburowatego trolla, ominąłem go i zszedłem po schodach.
Kurwa, co za ojciec. Nie dziwię się, dlaczego Alexandrowi tak zależy na tym, by się o niczym nie dowiedział. Ani o jego orientacji, ani o naszym związku.
Szedłem w stronę drzwi wyjściowych, gdy napotkałem przeszkodę, która złapała mnie za łokieć. Zirytowany uniosłem wzrok.
- I jak Alec? - spytała jego mama. - Mówiłeś, że źle spał ostatnio?
- Tak.
- Oh... Nie mówił nam...
- Nie dziwię się po takim ojcu - wypaliłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Kobieta westchnęła.
- Tak... Dziękuję, że go przyniosłeś. Maryse Lightwood - uśmiechnęła się lekko i podała mi rękę.
- Magnus Bane - uścisnąłem dłoń i odwzajemniłem uśmiech.
Co jak co, ale matkę Alexander ma zajefajną. Dogadam się z nią bez problemu. Co taka babka zobaczyła w tym gorylu, którego zostawiłem na górze?
- Dobrze, nie będę cię już zatrzymywać, Magnus. Miłego dnia.
- Wzajemnie - ominąłem kobietę i wyszedłem z domu pośpiesznie, gdy zauważyłem Jace'a w korytarzu. Ostatnie czego chcę, to kłócić się jeszcze z tym debilem. Wsiadłem do auta i odjechałem.
*****
~Alec~
Poczułem, jak jakaś energia ciągnie mnie ku górze, a za chwilę puszcza, przez co runąłem na ziemię. Usiadłem gwałtownie, oddychając ciężko. Chwila... Co ja robię w swoim łóżku? A, no tak, zasnąłem w altance... Eh.
Wstałem z łóżka i wyszedłem na korytarz. Zauważyłem zamykające się drzwi od gabinetu ojca. Wrócił wcześniej z pracy? Nieważne. Zbiegłem po schodach i wszedłem do kuchni, gdzie zastałem mamę.
- Mamo?
- Alec? - odwróciła się do mnie. - Nawet godziny nie przespałeś - westchnęła.
- Ee... Nie rozumiem.
- Magnus cię przyniósł. Wyszedł jakieś pół godziny temu. Miałam nadzieję, że pośpisz do jutra. Powiedział, że źle spałeś w nocy. To prawda?
- Tia, nie mogłem zasnąć - wzruszyłem ramionami.
- Znowu masz problemy ze snem? - podeszła do mnie zmartwiona.
- Niee... - uśmiechnąłem się lekko. - Od dwóch lat wszystko jest w porządku. Tylko wczoraj tak jakoś... Ale już okey. Wieczorem położę się wcześniej.
- Dobrze... Ojciec wrócił wcześniej - odwróciła się i podeszła do blatu, gdzie robiła, jak mniemam, obiad. Aż zrobiło mi się niedobrze, jak przypomniałem sobie objedzenie się tym ciastem. I to nie dawno.
- Widziałem. Idę... Na taras - wyszedłem z kuchni, a potem z domu.
Chciałem posiedzieć sam i zadzwonić do Magnusa, ale na hamaku siedziała trójka mojego rodzeństwa, które się przepychało ze śmiechem. A wokół hamaka dreptał Czeko, który na nich szczekał zawzięcie.
Uśmiechnąłem się na ten widok.
Podszedłem do nich i zanim Izzy i Jace zdążyli zareagować, zabrałem od nich Maksa i pociągnąłem hamak do góry, a dwójka spadła na ziemię.
- ALEC! - krzyknęli jednocześnie, a Max w tym czasie zaczął rechotać. Kiedy Czekolada znęcał się nad Jacem i Izzy, którzy przez niego nie mogli wstać, ja zająłem się męczeniem Maksa w postaci łaskotek.
Potem, gdy skończyliśmy swoje wygłupy równe nadpobudliwych dzieci ze szpitala psychiatrycznego, siedzieliśmy wszyscy na hamaku. Zmieściliśmy się takim cudem, że ja, Izzy i Max siedzieliśmy obok siebie, a Jace położył się na naszych nogach. Izzy, która miała na kolanach jego głowę, zaczęła mu robić warkoczyki. A ja, siedzący na końcu, zaopiekowałem się jego sznurówkami... Buahah...
Potem zjedliśmy obiad i do wieczora jeszcze rozmawiałem z nimi o tym biwaku, który ma być jutro. Mam być ja i Magnus, Izzy i Jace, Lydia, jakaś dwójka bliźniaków z klasy Izzy (wspominała, że obaj zabiegali o jej względy) i to wszyscy. Dziwię się, że rodzice puszczą bandę nastolatków samych pod namiot... Gdzie haczyk?
********
Leżałem w łóżku, a było po północy.
Czułem się martwy.
Znowu nie mogłem spać.
Ja pierdolę... Boże, dlaczego?!
Mimo, że Magnus pewnie śpi... Napisałem do niego SMS-a.
Ja: Kochanie....
Odziwo, odpisał od razu. No tak. Wspominał mi, że zasypia po północy, a potem śpi do południa.
Pan Brokat: DLACZEGO NIE ŚPISZ.
Ja: Nie krzycz na mnie 😭 nie wiem 😭
Pan Brokat: Musisz pić przed snem jakieś ziółka, kochanie.
Ja: Chyba muszę zacząć...co do jutrzejszego biwaku, zajedziemy busem pod twój dom o 11. Jedzie jeszcze Lydia i dwójka bliźniaków.
Pan Brokat: Tak tak, a ile spałeś gdy cię przyniosłem?
Ja: ....
Pan Brokat: Alexander 😕
Ja: Pół godziny.
Pan Brokat: 😓😓😓😓😓😓
Ja: .... pośpie w namiocie na biwaku.
Pan Brokat: No mam nadzieję. Utulam cię do snu 😘💙💕💖💗💋
Ja: No w końcu piszesz normalnie 😂💕
Pan Brokat: Ja jestem nienormalny, Alexandrze! 😈 Wysłać ci coś? 💕💞
Pan Brokat:
Ja: Awww 😍 dzięki za tapete!!
Pan Brokat: A proszę cię bardzo 😂😂 pokazać ci jaką tapetę mam na tablecie? 😏😏😏
Pan Brokat:
Zakrztusiłem się powietrzem.
Ja: SKĄD TY MASZ TE ZDJĘCIE?!??!
Pan Brokat: Tajemnica 😄😄😄😄😄😄💙💙💙
Ja: Izzy jednak nie będzie na biwaku. Zabije ją.
Pan Brokat: Pf! O ile będziesz miał siłę! Spróbuj zasnąć Aniele.
Ja: Ale ja nie zasne 😭
Pan Brokat: Poczekaj chwilę.
Ja: Żadne twoje urocze zdjęcia mnie nie uśpią 😭💔💔💔
Ja: Magnus?
Ja: Kochanie?
Ja: Aha...taki masz sposób by mnie uśpić? Ignorować mnie? Dobre sobie...
Ja: Zapomnij o pocałunkach Maleca przez następne tygodnie "kochanie"
Ja: Boże, napisałem "Maleca". Za dużo czasu z siostrą która nas shippuje
Ja: Ty serio mnie ignorujesz.
Ja: Aha...
Ja: Mam focha.
Ja: Nara.
Sfrustrowany rzuciłem telefonem w kołdrę.
On tak serio...?
~Magnus~
Wstałem z łóżka i zacząłem się ubierać. Alexander musi spać.
Ignorując telefon, który co chwila brzęczał, zapewne od jego SMS-ów, wcisnąłem go do kieszeni, ogarnąłem się i wyszedłem z pokoju, potem z domu. Co z tego, że było po północy? Alexander nie może spać. Nie mamy tak daleko od siebie. A najważniejszy argument? Kocham Go.
Kiedy byłem pod jego domem, obszedłem go, by znaleźć się pod oknem pokoju mojego Anioła. Na całe szczęście pod domem stała drabina. Zniszczył bym sobie świeży lakier na paznokciach wspinaczką.
Podstawiłem drabinę pod okno, by zacząć na nią wchodzić. Wyjrzałem przez szybę. Nie było grobowo ciemno, więc mogłem dostrzec mojego biednego Alexandra, który leżał na plecach na łóżku, gapiąc się w sufit. Ściskał na brzuchu ocelota. Zacząłem pukać w okno, a Alexander tak podskoczył, że myślałem, że uderzy głową w sufit. Zachichotałem i czekałem, aż się w końcu ogarnie.
Zerwał się na nogi i spojrzał na mnie. Miał taki szok na twarzy, że aż wyjąłem pospiesznie swój telefon i zrobiłem mu zdjęcie. Piękne. Zapukałem jeszcze w okno, aż ten w końcu podskoczył do mnie i je otworzył.
- Co ty tu robisz? O 1 w nocy? - szeptał dalej w szoku, a ja po prostu wszedłem do jego pokoju.
- Hej, też miło mi się widzieć - odwróciłem się do niego i skradłem całusa z ust. - Przyszedłem cię utulać, to chyba jasne - prychnąłem, kiedy ten nadal tępo się we mnie wpatrywał.
Rozbawiony jego miną, zdjąłem buty, kamizelkę i wszedłem do jego łóżka, kładąc się na plecy. Poklepałem miejsce obok siebie, patrząc na Alecowy posąg. Chłopak w końcu się otrząsnął i powoli położył obok mnie.
- To nie sen? - szepnął, kładąc głowę na moim ramieniu, a zgiętą nogę przerzucając przez moje biodro. Przykryłem nas kołdrą.
- Oczywiście, że nie, Aniołku - ucałowałem go w czoło i przyciągnąłem do siebie. - A teraz śpij. Dobranoc. Kocham Cię.
- Dobranoc. Kocham Cię - powiedział prawie niesłyszalnie i wtulił się ufnie, prawie na mnie wchodząc.
Po kilku minutach uspokoiłem się, słysząc jego pochrapywanie. Zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro