Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

~Magnus~
Siedziałem na kanapie w salonie przed kominkiem, a na kolanach głaskałem mojego białego kociaka, którego nazwałem Alec Junior. No co? I tak mówię na mojego chłopaka Alexander. Na pewno nikt nie będzie się na mnie dziwnie patrzał, gdy z kuchni będzie słyszeć mój krzyk, np - "Alec! Masz przecież miskę mleka pod stołem! Nie skacz na blat do ryby!".

O tak, chciałbym zobaczyć reakcję Izzy na takie coś. A do kociaka naprawdę pasuje Alec. Jest biały, mały, słodki, puszysty. A zachowuje się jak demon. Jest z nim już owiele lepiej, więc zaczyna się rozkręcać. Naprawdę ciężko mi go utrzymać w jednym miejscu, bo ten chochlik skacze po meblach i biega pod moimi i babci nogami. Jednak potrafi mnie rozśmieszyć do łez.

Czekałem właśnie na Alexandra, który od 20 minut brał prysznic. Co on robi tam tak długo? Ja wykąpałem się pierwszy, a trwało to 10 minut! A nie godzinę, jak zwykle. Kotek na moich kolanach rozciągnął się, zahaczając wysuniętymi pazurkami o materiał moich spodenek. Położył się na plecy i spojrzał na mnie, mrużąc uroczo ślepia.

- Co się tak patrzysz? - pogłaskałem go po brzuszku, a ten wpił się ząbkami w moją dłoń. Parsknąłem rozbawiony i spojrzałem przed siebie, by sprawdzić, czy ogień w kominku, który rozpalił Alexander podczas mojego prysznicu, nie wygasł.

Szybko się uwinął z tym ogniem jak na 10 minut mojej nieobecności. Czyżby był kiedyś harcerzem? Boże, ile on ma tajemnic! Zdecydowanie kiedy tu wróci zamęcze go wywiadem. O tak.

Alec Jr. zeskoczył z moich kolan i podreptał w stronę kuchni. A ja naprawdę już znudzony postanowiłem pogadać sobie z Izzy. Sięgnąłem po mój telefon, który znajdował się na stoliku przed kanapą i zadzwoniłem do dziewczyny. Spojrzałem jeszcze na godzinę. 18. Boże... Jak ten czas z Alexandrem leci. Pomyśleć, że zaledwie po południu całowaliśmy się w parku, a gdy przyszliśmy do mnie, już jest wieczór.

Przystawiłem telefon do ucha i czekałem na głos szatynki, który usłyszałem po chwili.

- Hej, Mags! Dzwonisz po instrukcję nad Alekiem? W ogóle, gdzie teraz jesteście? Co robicie? Nie rozdziewiczyłeś mi brata? Odpowiadaj! - z rozbawionym tonem wyrzucała z siebie słowa jak z procy. Jeju...

- Spokojnie, Izz - zaśmiałem się. - Bierze prysznic. Czekam na niego na kanapie i cholernie się nudze, dlatego dzwonię.

- A wracając do moich pytań...?

- Nie, nie dzwonię po instrukcje. Jesteśmy u mnie. Jak wspomniałem, ja czekam, a on się kąpie. I nie, nie rozdziewiczyłem ci Alexandra. No, chyba że jego usta... Jeśli się nigdy nie całował.

- Całowaliście się?! Aaa! - pisnęła z werwą.

- Tak - roześmiałem się. - Tak... W deszczu, nad fontanną... Potem w altance... I u mnie. I jeszcze będziemy to robić, nie myśl sobie, że to koniec!

- Nie mam zamiaru! Alec zasługuje na szczęście. Ale... Dasz mu je, i nie oszukasz i nie wykorzystasz, prawda? - spytała groźnie.

- Oczywiście, że nie! Nie obrażaj mnie, Izzy. Kocham Alexandra.

- Ooo... - ponownie przybrała rozczulony ton głosu.

- Słuchaj, Izzy - odezwałem się, gdy usłyszałem otwieranie drzwi łazienki. - Chyba mój Aniołek wraca. Nie martw się, zajmę się nim! Narazie! Miłej nocy! Pozdrów tego Jace'a, niech czuje się zaszczycony, bo nie zazna tego uczucia ode mnie wiele razy, całuski - po błyskawicznym pożegnaniu z mojej strony, rozłączyłem się szybko i rzuciłem telefon gdzieś w kąt kanapy.

Przybrałem rozluźnioną pozę, skrzyżowałem wyprostowane nogi na stoliku, a ręce również wyprostowane położyłem na oparciu kanapy z dwóch stron. Na zewnątrz spokój i młodzieńczy luz, ale w środku czułem, jak serce przyśpiesza mi przyjemnie tempa z podekscytowania, że zaraz zobaczę Alexandra. Stęskniłem się za nim przez te 25 minut!

- Jestem już! - wykrzyknął słyszalnie radosny zza moich pleców.

- W końcu. Tęskniłem - mruknąłem ze znudzoną miną, patrząc w rozżarzony płomień.

- Nie było mnie najwyżej 20 minut - zachichotał i usiadł obok mnie, bo poczułem ugięcie kanapy. Do nozdrzy doszła mnie woń mojego ulubionego żelu pod prysznic, którego sam użyłem. Konwalia i kokos.

- 25, Alexandrze. 25 długich, gorzkich, samotnych, cholernych minut.

- Oj tam, już jestem.

- Nie zostawiaj mnie na tak długo.

- Mogę ci to jakoś wynagrodzić, hmm?

- Wątpię - burknąłem.

- A ja chyba wiem jak.

- Pff. Niby ja... - zanim zdążyłem dokończyć, mój Aniołek usiadł na moje kolana okrakiem i pocałował namiętnie w usta, biorąc w ręce moją twarz.

- Kocham, gdy mnie zaskakujesz... - wymruczałem w jego usta, zatapiając dłonie w jego odrobinę wilgotnych po prysznicu włosach. Konwalia i kokos...

Alexander nie odpowiedział, zamiast tego próbował dominować w tańcu naszych warg. A to... Seksowna i niewyżyta bestia...
Moja seksowna i niewyżyta bestia.

Wyjąłem jedną dłoń z jego włosów i zsunąłem ją na plecy chłopaka, i po chwili umiejscowiona została na jego boku. Koszulka jest tu zbędna... Czarnowłosy ustał na kolanach, które były na kanapie po bokach moich ud, a ja musiałem zadrzeć głowę w górę, by dalej go całować.
Zdumiłem się pozytywnie. I on jest niedoświadczony?

Przeniósł dłonie na moją szyję, a potem barki, zahaczając palcami o ramiączka od mojej koszulki. Poczułem się bardziej ożywiony i rozogniony, co mieszało się z podnieceniem, które brało nade mną władzę, albowiem poczułem mrowienie w pewnym miejscu.

Teraz obie moje dłonie znajdowały się na bokach Alexandra, jeżdżąc w dół do spodenek i obniżając je ostrożnie, a gdy czułem dreszcze mojego Anioła, z powrotem posuwały się w górę. Tak nas pochłonął ten pożądliwy i zmysłowy pocałunek, że zapomnieliśmy o oddychaniu.

Oderwaliśmy się niechętnie od siebie, by zaczerpnąć powietrza, ale ja, czując się nienasycony wystarczająco, ponownie pocałowałem mojego Anioła. Tym razem sentymentalnie i czule, co spodobało się Alexandrowi, bo jęknął z rozkoszy w moje usta. Okey, teraz czuję się usatysfakcjonowany.

Alexander zszedł ze mnie, siadając obok na kanapie. Twarz była absolutnie cała pokryta uroczą czerwienią... Objąłem go ramieniem, a chłopak ufnie wtulił się we mnie, kładąc głowę w zagłębieniu mojej szyi, a jedną nogę zgiętą w kolanie przerzucając przez moje biodro. Drugą miał podkuloną pod sobą.

Poczułem w środku rozlewające się ciepło, na niepewność i jednocześnie ufność z jego strony. Mogę powiedzieć, że jestem zobowiązany nad tą istotą, która teraz tkliwe wtula się w moją klatkę piersiową.
Zdałem sobie sprawę, że chłopak mruknął coś pod nosem, ale nie słyszałem tego przez te tsunami słodkości, które zalało moją głowę, potem serce i kończąc na stopach, w których poczułem mrowienie.

- Co mówiłeś? - spytałem.

- Że Cię Kocham.

- Oo... - uśmiechnąłem się zadowolony. - Słyszę to od ciebie pierwszy raz, Alexandrze.

- I nie ostatni...

- Też Cię Kocham. Bardzo, bardzo mocno - ucałowałem go w czubek głowy.

°°°°°°°
~Alec~
- A harcerzem byłeś? - spytał.

- Tak. Za dużo pytań, Magnus - mruknąłem, lekko rozbawiony. Siedzieliśmy na kanapie przed kominkiem, przez mijającą na zegarku godzinę, w której Magnus bombardował mnie pytaniami, a ja siedziałem wtulony w niego. A raczej można powiedzieć, że Magnus siedział rozłożony na kanapie, a to ja przytulałam się, prawie wchodząc mu na głowę, bo on tylko obejmował mnie opiekuńczo ramieniem.

Co ja poradzę? Muszę wykorzystać przytulankę w postaci... Mojego chłopaka.

- Za dużo pytań? - prychnął. - Muszę poznać cię całego. Na wylot. A ty siedzisz cichutko, skarbie - pogłaskał mnie po plecach.

- A co mam powiedzieć? - uśmiechnąłem się łobuzersko, by go rozdrażnić, bawiąc się palcami Magnusa, bo drugą rękę, która mnie nie obejmowała, spoczywała bezwładnie na jego brzuchu.

- ,,Że wiesz. Że chcesz. Że tęsknisz. Tyle możesz powiedzieć. A milczysz."

Jego słowa wprawiły mnie w niemałe osłupienie. A to dlatego, że miał rację.
Cholerną rację...

Przez całe życie słuchałem innych. Nie zaprzeczałem, jakbym nie miał swojego zdania. A zawsze miałem. Tylko owiele silniejszy od moich pragnień był paraliżujący strach przed ludźmi, przed którymi mógłbym się sprzeciwić... Tak samo było z wyznawaniem uczuć i wyżalaniem sie. Gdy jeden człowiek dał mi do zrozumienia, że to, co czuję, nie obchodzi go ani trochę, zwątpiłem w innych ludzi, zamykając się w sobie.

Ale Magnus... Miałem poczucie, że moge być z nim szczery co do moich uczuć, ale to i tak trudne...

- Alexandrze? - poczułem, jak Magnus uszczypnął mnie w ramie. Rozkojarzony, wróciłem do zabawy jego palcami.

- Przepraszam, zamyśliłem się.

- O czym?

- No... Po prostu... - ściszyłem ton.

- Alexandrze... Obiecałeś mi, że...

- Wiem, co obiecałem! - przerwałem mu, gwałtownie siadając prosto. - Ale nie rozumiesz, że to trudne? - spojrzałem na niego, zaciskajac szczękę, bo czułem jak łzy pchają mi się do oczu.

- Aniołku... - współczucie przekładane troską, którą widziałem w jego oczach, stopiło ostatnie lodowe bariery w moim sercu.

- Co? - spytałem prawie niesłyszalnie, pociągając nosem.

- Chodź tu do mnie - rozłożył ramiona, wykrzywiając usta w delikatnym, pokrzepiającym uśmiechu.

Zerknąłem na niego z jakąś jeszcze jedną, ostatnią, ale najsilniejszą barierą na mojej duszy. Magnus dalej cierpliwie czekał z rozłożonymi ramionami, aż wtulę się w niego. Jednak to nie nastąpiło. Ani teraz, ani przez następną minutę, przez którą ręce Magnusa zaczęły już drżeć.

Jednak jego mina się nie zmieniała. Uśmiech wysyłający do mnie energię, złote oczy wypełnione troską i współczuciem.
Czekał.
Czekał, aż się przed nim otworzę.
Nie naciskał. 
Nie rozkazywał.
Czekał.
I Kochał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro