Rozdział 21
~Magnus~
Nie mogąc już wytrzymać, puściłem wodze, które w sobie mocno powściągliwiałem i przybliżyłem się do Alexandra, by złożyć na jego ustach czuły pocałunek.
Wraz ze mną zaczął padać deszcz. Jakby chmury obserwowały nas z góry, czekając na ten jeden jedyny gest.
Co czułem w tej chwili?
Uniesienie.
Ożywienie.
Spełnienie i pragnienie w jednym.
Jakbym był w siódmym niebie.
Zapragnąłem pozostać w tej pozycji już zawsze, czyli całując w zimnym deszczu ciepłe usta Alexandra.
Alexander odwzajemnił pieszczotę. Nasz pocałunek był czuły i sentymentalny, jakby zawierał w sobie wszystkie uczucia, które nawzajem chcieliśmy sobie przekazać, a nie starczyło słów.
Albo czasu, bo dobrałem się z jęzorem do tego niewinnego chłopaka...
Westchnąłem cicho w jego usta, kiedy poczułem, jak zatapia swoje drżące palce w moich włosach. Z każdą chwilą pragnąłem więcej. Chciałem go całego. Mieć tą satysfakcje i chwalić się przed każdym, że ten tu o to czarnowłosy aniołek jest MÓJ. Już na zawsze.
Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem pogłębiać pocałunek, który stawał się coraz bardziej namiętny i zachłanny. Alexander uległ mi, pozwalając dominować. Poraz kolejny zalała mnie fala rozkoszy i podniecenia, którą naprawdę chciałem powstrzymać, by nie zrobić czegoś wbrew jego woli.
Ale wiedziałem jedno. Całowanie Alexandra wybiło jak proca na pierwsze miejsce moich ulubionych czynności.
Oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza, którego nam brakowało w płucach. A przynajmniej mi.
Rozpadało się już na dobre, utrudniając widoczność. Nawet na te kilka centymetrów, dzielących moją twarz od twarzy Alexandra. Ej, chmury! Właśnie miałem podziwiać rumieńce mojego chłopaka, a nie przesiąkać wodą i nic nie widzieć!
Mojego chłopaka.
- Chodź, schowamy się gdzieś! - krzyknąłem, bo krople deszczu wywoływały ogromny szum i hałas, zderzając sie z różnym podłożem.
- Altana! - wykrzyknął.
- Jaka altana?!
- Zamknij się i chodź! - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę parku.
Wręcz czułem na sobie fale nieprzyjemnych dreszczy od chłodu bijącego od jego lodowatej dłoni. Jeśli mi się tu biedaczyna rozchoruje, to nie daruje sobie! W końcu ten spacer to był mój pomysł. Ale nie żałuję! Mógłbym dostać nawet zapalenia płuc za jeden pocałunek Alexandra...
Ciężkie krople deszczu przestały mi wręcz ugniatać czaszkę, gdy weszliśmy do drewnianej altany. Nadal nie było cicho od tej ulewy, ale drewno domku, w którym się obecnie znajdowaliśmy, działało trochę jak ściany dźwiękoszczelne. Dzięki Bogu.
Potrząsnąłem głową, by pozbyć się choć odrobiny wody z moich włosów, bo kłaki teraz robiły za fontannę na moją twarz. Zdrajcy.
Przetarłem oczy i chciałem spojrzeć w końcu na mojego niewinnego Aniołka, kiedy ten "niewinny Aniołek" nagle pokonał szybko dzielący nas metr i wręcz wpił się w moje usta.
Oho... Ten to potrafi zaskakiwać.
Kocham to.
Kocham go.
Kocham jego.
Jego usta.
Oczy.
WSZYSTKO.
Po prostu kocham Alexandra.
Odwzajemniłem pieszczotę godną największego z uniesień i położyłem dłonie na jego biodrach, które pokrywały mokre ubrania. Zadrżał i spiął się na mój dotyk.
Cnotliwy Aniołku... Nie nakręcaj mojego już i tak ledwo powstrzymywanego podniecenia, które podpowiadało mi nie za odpowiednie pomysły na tę chwilę...
Rozszerzyłem palce u dłoni, by po chwili zacisnąć je nieco na koszulce i skórze Alexandra, tym samym przyciągając mojego Aniołka do mnie, by nie dzielił nas nawet milimetr. Chłopak jęknął w moje usta, przenosząc swoje ręce na moją szyję.
Całując zachłannie, objąłem go już całego w pasie, a miedzy nami nie było już ani odrobiny wolnej przestrzeni.
Właśnie tak.
Dwa ciała - jedna dusza.
Dwie dusze - jedno ciało.
Dwie połówki serc - tworzące całość.
°°°°°
~Alec~
Oderwaliśmy się od siebie zasapani, ale wciąż pobudzeni, głębokimi wdechami łapiąc powietrze w płuca. Magnus poluźnił odrobinę swój żelazny i jednocześnie czuły (da sie tak? Cóż... Magnus potrafi wszystko) uścisk w moim pasie, bym mógł choć odrobinę się odsunąć. Odchyliłem do tyłu górną część ciała, kładąc dłonie na klatce piersiowej Magnusa. Poczułem bijące od niego ciepło, czego nie mogę powiedzieć o sobie, bo cały drżałem z zimna. Jedynie chyba fale gorąca, które rozlewały się we mnie od dotyku azjaty, chroniły mnie nadal przed hipotermią.
Przeniosłem wzrok na prawą dłoń, pod którą poczułem jego bijące serce. Bębniło powoli i opanowanie, w przeciwieństwie do mojego, które skakało jak nienormalne, jak podczas słuchania przeze mnie Despacito. Lub Macareny. Lub Macacito.
Że co?
W sumie... Nie dziwię się mojemu sercu. Ten pocałunek przy fontannie... To było jak magiczne zaklęcie rzucone przez kupidyna. Było 10000 razy lepiej niż mogłem sobie wyobrazić.
Uniosłem powoli głowę, patrząc na nieco nabrzmiałe od pocałunków i rozchylone usta Magnusa. Nie chciałem narazie patrzeć w jego oczy. Mimo tych wszystkich pięknych chwil... Nadal czułem pewny siebie dyskomfort. Ale to tylko dlatego, że bałem się, że jednym moim niewłaściwym ruchem, stracę go...
- Dziękuję - powiedział, przybierając na usta ukojony uśmiech.
Ja oczywiście dalej uparcie patrzyłem jak jego kąciki ust unosiły się do góry, zamiast spojrzeć w jego oczy.
- Za co? - spytałem cicho.
- Jesteś jak kaloryfer.
- T-ty też - uśmiechnąłem się lekko.
- Alexander... - mówiąc to przejechał dłonią w górę wzdłuż mojego kręgosłupa, a mnie przeszły dreszcze. - Trzęsiesz się, zaraz mi się tu rozchorujesz. Wracajmy do domu.
- Którego? - spytałem rozbawiony.
- A tak... - parsknął śmiechem. - Uwaga, odklejam się, skarbie.
Skarbie...
I odsunął się ode mnie na jakiś metr, może mniej. Spuściłem głowę i złapałem się za ramiona, pocierając je i czując, jak ciepło bijące od Magnusa, które mnie rozgrzewało, uciekło wraz z azjatą, który odsunął się ode mnie. Wracaj tu...!
Do moich uszu doszły dźwięki kręcenia się chłopaka, przez które jego ubrania i biżuteria wydawały dziwne odgłosy.
- Działaj... - szepnął sam do siebie.
Uniosłem głowę, by spojrzeć na niego, a on akurat przystawiał telefon do ucha. Miał rozmazany makijaż i wyglądał jak szop pracz. Na policzki z powiek opadł mu brokat. A o czarnych, rozmazanych cieniach wokół oczu już nie wspomnę. Do tego na jednym oku, od jego kącika w strone ucha szła kreska od zapewne czarnej kredki. Sweet.
Nieoczekiwanie spojrzał wprost na mnie.
Jak na komendę od sierżanta o imieniu "zawstydzony ciota" policzki zaczęły mnie piec, więc z powrotem spuściłem głowę, nerwowo przystępując z nogi na nogę.
- Hallo? - usłyszałem jego głos i w tym samym momencie podszedł do mnie i ujął w dwa palce jednej dłoni mój podbródek, by unieść moją głowę. Posłusznie spojrzałem w jego oczy, czując, że pewnie o to mu chodzi, bo nie mówił do mnie, tylko do telefonu, który trzymał przy uchu.
- Babcia? Hej, hej... Bo ja chciałem się spytać, czy... Aha... To super - zauważyłem iskierki szczęścia w jego kocich oczach. - Okey. Nie spiesz się! Kocham cię! - odsunął urządzenie od ucha i się rozłączył. Schował telefon do kieszeni i z powrotem skupił swoją uwagę na mnie.
Poczułem się jak mała myszka, przed którą stał wielki i groźny lew. Groźny i nieobliczalny lew, który miał w oczach miłość i troskę o tego małego, bezbronnego gryzonia. Niby w jakiś sposób się bałem, ale... Czułem się bezpiecznie w obecności Magnusa. Nawet gdy zachowywał się tak... dominująco. To utwierdzało mnie w przekonaniu, że zabiłby nawet człowieka, by mnie ochronić.
- Po pierwsze, Alexandrze - odezwał się, świdrując mnie wzrokiem. - Nie wstydź sie i nie spuszczaj przy tym głowy. Przy mnie nie musisz - ucałował mnie w czoło, a w moim brzuchu pojawiło się stado motylków. - A po drugie... Porywam cię do siebie - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Gdy się uśmiechnął, znowu był radosnym, dziecięcym i niegroźnym Magnusem.
- Ee... N-nie rozumiem - przyznałem zgodnie z prawdą.
- Babcia jest u jakiejś tam starej przyjaciółki i zostaje u niej na noc, więc mamy dom dla siebie. Ty, ja i mój kociak - uśmiechnął się wyraźnie ożywiony, a ja poczułem się odrobinkę pewniej.
- Okey, t-tylko powiem Izzy - trzęsącymi się dłońmi sięgnąłem po telefon do kieszeni i wyciągnąłem go. Jakim cudem on jeszcze działa po tym tsunami?
Odnalazłem numer siostry na ekranie urządzenia i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Nie zauważyłem, kiedy Magnus znalazł się za mną i gdy objął mnie w pasie, podskoczyłem, wciągając powietrze.
- Łooo... - roześmiał się i położył brodę na moim ramieniu. - Spokojnie, Kruszynko.
- Mhm... Spokojnie... Pf... - próbując zachować obrażony ton i ukryć rozbawienie, włączyłem na głośnomówiący, czekając, aż siostra odbierze.
Czułem się nieco niekomfortowo z myślą, że Magnus będzie słyszał co gada ta plotkara, ale... Ale nic. Nie będę zadręczał się takimi błahostkami.
Siostra odebrała po kilku sygnałach.
- Izzy? - odezwałem się.
- Jestem jestem, Alec. Co tam? I gdzie jesteś w ogóle?
- Z... M-Magnusem. Słuchaj, chciałe...
- Oh! - przerwała mi okrzykiem radości. - Randka?!
Poczułem, jak moje policzki zaczynają się smażyć.
- Co?! Izzy! Zamknij się i słuchaj!
Słysząc tylko chichot z jej strony kontynuowałem dalej.
- Powiedz mamie, że zostaje na noc u kolegi, okey? I że... MAGNUS! - krzyknąłem wstrząśnięty, kiedy ten kretyn bez ostrzeżenia pocałował moją szyję.
- Alec? Magnus? Co tam się dzieje?! MAGS! Nie gwałć mojego brata! On jest prawiczkiem!
- IZZY! - pisnąłem zrezygnowany i pewnie czerwony jak nigdy. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- No już, już - zachichotała - Dobra, przekaże. Miłej zabawy! Magnus, łapy przy sobie! - usłyszałem pipczenie, gdzie się zapewne rozłączyła.
Wziąłem kilka oddechów... Co nie było łatwe z przyklejonym do mnie od tyłu Magnusem... I wsadziłem urządzenie do kieszeni. Magnus zamruczał mi do ucha, a ja chyba się dosłownie rozpłynąłem.
- Magnus... - szepnąłem, choć brzmiało to raczej jak nastolatka podczas orgazmu. Nie żebym wiedział jak to brzmi...!
- Tak, Aniołku? - jedną dłoń miał na moim biodrze (co jeszcze wytrzymam bez krwotoku z nosa) ale drugą przejechał na mój brzuch, w którym od razu napięły się wszystkie mięśnie. Wraz z zatrzymaną pracą serca. Wstrzymałem oddech i mimo podniecenia, czułem, że to jakoś za szybko...
Przez lata nikt nie okazywał mi TAKIEGO dotyku... Nie jestem... Przyzwyczajony..?
- M-Magnus... P-przestań - szepnąłem, zaciskając powieki.
Co sobie teraz o mnie pomyśli? Co zrobi?
Wyśmieje i weźmie za niedoświadczonego gówniarza...?
~Magnus~
Nie chciałem dłużej męczyć tego biednego chłopaka, więc odsunąłem się od niego. Ustałem przed nim, by spojrzeć na jego twarz. Oddychał ciężko, oczy miał mocno zaciśnięte, tak samo jak te drobne i zimne dłonie...
O kurczę... Nie wiedziałem, że dotyk tak na niego działa... Jasne że wiedziałeś, idioto! On ma fobie społeczną! Powinieneś wiedzieć jak czuje się taka osoba, gdy ktoś pcha się do niej z łapami!
Pokręciłem głową z własnej głupoty.
- Aniołku... Wybacz. Zagalopowałem się - patrzyłem na niego, czekając na jakąś reakcję. Nie otworzył oczu, ale przełknął ślinę i się odezwał.
- T-to ja p-przepraszam, n-nie powinienem h-histeryzować...
- Co? Najgorsza głupota jaką słyszałem - prychnąłem, a czarnowłosy mimowolnie otworzył oczy. Zatopiłem się w jego tęczówkach, w których widziałem owiele za dużo strachu i mieszanki uczuć.
- J-jak to...?
- Alexandrze. Masz bariery. Dotyk jest ci obcy, to normalne, kochanie - uśmiechnąłem się łagodnie. - I bardzo cieszę się, że zaprotestowałeś. Odezwałeś się i powiedziałeś co czujesz, a to najważniejsze, tak? Masz mi mówić. Ja chcę wiedzieć. Zawsze.
Obserwowałem, jak Alexander powoli się uspokoja i zaczyna oddychać na nowo.
- Co czujesz w tej chwili? - spytałem.
- Zimno... Zabierz mnie do domu - mruknął pod noskiem niewinnym głosikiem bezbronnego stworzonka, a ja się nie powstrzymałem i westchnąłem rozmarzony.
- Jesteś cholernie uroczy... - skomentowałem, uśmiechając się błogo.
- Nie jestem uroczy! - pisnął, patrząc na mnie z wyrzutem.
Aaa, słodziak!
- Gdzie byłeś przez całe moje życie, aniele?
- Aa... T-ty, przez c-całe m-moje...? - spytał nieśmiało. Posłałem mu przyjazny uśmiech.
- Nie mam pojęcia, skarbie.
- Magnus.
- Tak?
- ZIMNO MI, NO!
°°°°°°°°
Udaliśmy się w końcu do mojego domu. Deszcz przestał tak lać i tylko kropił po drodze. Szliśmy w ciszy, ale nie niezręcznej. Takiej przyjemnej, która była mile widziana. Każdy pogrążony w swoich myślach, zanim nie dotarliśmy pod moje drzwi.
Prędko cię stąd nie wypuszczę, Alexandrze...
Prawie 2000 słów 😱 Malecowe momenty wciągają 😂👌🌻💖
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro