Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

~Alec~
Od: Pan Brokat
Ee bo stoję przed tobą, aniołku?
Podnieś łaskawie ten łeb.

Zaskoczony SMSem, jak porażony prądem nagle zacząłem czuć obecność w pobliżu. Uniosłem głowę, a przede mną stał nie kto inny jak obiekt moich westchnień.

Który... Pocałował mnie?
Wypadł mi z ręki telefon z wrażenia. Zaprzestałem oddychać, czując jego ciepłe usta na swoich.
Chciałem zostać w tej pozycji już na zawsze.
Zamknąłem oczy i nieudolnie odwzajemniłem pocałunek.
Serce zamiast szaleć jak po narkotykach, zatrzymało się, a krew zastygła w moich żyłach.
Jakbym całe życie czekał tylko na ten jeden moment.
Na ten jeden gest.
Na te jedne, wyjątkowe usta...
Które z każdą chwilą zaczęły pożądać mnie bardziej.
Pocałunek stał się zachłanny, jakbyśmy nie mogli nacieszyć się nawzajem swoimi wargami.
Całowałem nieudolnie, nieco skrępowanie, gdyż nigdy tego nie robiłem.
Magnus całował płynnie, jakby przychodziło mu to tak łatwo jak oddychanie.
Wsunąłem palce w jego włosy  i oderwałem sie od rzeczywistości...

~Magnus~
Wystukałem w klawiaturę SMSa, stojąc przed Alexandrem już pół minuty. Chłopak siedział na hamaku, wpatrując się w telefon i... Uśmiechając się?

Ooo...
Wywołałem uśmiech na jego mordce od zwykłej wiadomości? SWEET. Jak nie wiele mu do szczęścia potrzeba. A przynajmniej na takiego właśnie nie wygląda.

Zauważyłem lekki szok na jego twarzy, który przybierał na sile, a już w ogóle zwiększył się, gdy uniósł w końcu głowę i spojrzał na mnie. Zamknął oczy, zacisnął szczękę i drgnął, jakby przestał oddychać. Wypadł mu z ręki telefon.

Nie powiem, wystraszyłem się nieco, ale gdy ten człowiek się nagle zarumienił, zdziwiłem się. Jego wargi rozwarły się lekko, kusząc tym, by dać mu całusa... Całusa?

Raczej przyssał bym się do niego jak pijawka i najlepiej nie odrywał. Jego klatka piersiowa zaczęła się znowu unosić i opadać w spokojnych oddechach. Postanowiłem już działać.

- Alexander? - podszedłem do niego. Nie drgnął nawet. - Alec?

Dalej nic. Jedynie usłyszałem ciche westchnienie z jego ust. Postawiłem na drastyczne środki.

Wstrzymałem tlen w płucach, szykując się na to jedno słowo, które cisnęło mi się na język gdy tylko widziałem Alexandra.

- Kochanie... - zamruczałem.

Kochanie... Chciałbym tak do niego mówić ciągle, przy każdej okazji, w każdej minucie dnia i nocy. Tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu. Rok po roku...

Chłopak nagle się otrząsnął, otwierając oczy i dysząc ciężko. Miał rozbiegany wzrok dopóki nie utkwił go we mnie. W tych niebieskich tęczówkach zauważyłem... Pożądanie?

- Alexandrze... wszystko w porządku? Odpłynąłeś...

- Czyli sobie to wyobraziłem... - usłyszałem jego cichy szmer pod nosem. Odwrócił wzrok.

Zapewne chciał, bym tego nie usłyszał, ale usłyszałem. O czym myślał? Co go tak DOSŁOWNIE oderwało od rzeczywistego świata? Pytać czy nie? Kurwa, no tyle pytań, a odpowiedzi? A spierdoliły sobie na wakacje na Jamajkę, kurwa.

- Chodź na spacer - zaproponowałem, badając go wzrokiem.

- Nie chcę... - mruknął, nie patrząc na mnie i skulił sie w sobie, pokrywając szkarłatem na twarzy.

Mam wrażenie, że jest dla mnie jeszcze większą zagadką niż dzień wcześniej.
Możliwe to?

- Chodź. Jest gorąco, to pójdziemy na lody. Przydadzą ci się.

- Nie rozumiesz, że nie chcę? - warknął wręcz, unosząc na mnie wzrok.

To... Zabolało. Jego ton... Był jak cholernie ostra pineska, którą cisnął we mnie. Gdzie mój uroczy aniołek...? Nie odzywał się tak do mnie do tej pory... Czyżbym pomylił się co do jego uczuć, względem mnie...? A jakże... Narobiłem sobie nadziei...

-Jaa... P-przepraszam... - powiedział cichutko, kuląc się w sobie.

- Nic się nie stało, aniołku... - widziałem, jak wzdrygnął się na zdrobnienie, którym go nazwałem.

Ale nie wiedziałem, czy zareagował tak bo mu sie podobało, czy... Przeciwnie...? A wczoraj było tak dobrze... Czy zrobiłem coś źle...?

- Alexandrze - westchnąłem, z zamiarem mówienia dalej, ale chłopak mi przerwał.

- Ch... Chodźmy... N-na ten s-spacer - mruknął skruszony i wstał z hamaku, podnosząc telefon z ziemi.

Odetchnąłem z ulgą. Może jeszcze nie wszystko stracone?

°°°°°
Szliśmy parkiem, z wiszącą nad nami niezręczną ciszą. Chmury przysłoniły trochę słońce, szare, kłębiąc się na niebie.
Zapowiada się chyba deszcz. W końcu! Miałem dość tych upałów. Kocham słońce, ale... Litości, ile można się pocić i kąpać dziennie?

Czekałem, aż chłopak sam zacznie mówić, jednak to nie następowało. Ani pół minuty później. Ani po dwóch minutach.

Spojrzałem na niego. Mocno wciskał ręce do kieszeni spodni, a ja miałem wrażenie, że zaraz puszczą szwy. Patrzył uparcie w dół.
Co chwila przygryzał dolną wargę, otwierając czasami usta, ale za chwilę je zamykając i po każdym takim geście kręcił głową. Czyli chciał się odezwać, ale coś mu nie pozwalało.

Myślał intensywnie nad tym, co mógłby powiedzieć, żeby zapewnie się nie zbłaźnić.
Biedak... Gdybym ja myślał tak za każdym razem, gdy musiałbym się odzywać, to chyba zamilkł bym na wieki. Idioto, a co on teraz robi? Milczy. Grobowo milczy.

Ta choroba... Ten jebany potwór bierze nad nim kontrolę. Zrobię wszystko, by zniknął z życia Alexandra raz na zawsze. Nic i nikt nie będzie go dręczyło. Ciekawe, jaki by był gdyby pozbył się tego natręctwa? Bardziej pewny siebie? Może odważny? Może weselszy? A może zupełnie na odwrót?Muszę się dowiedzieć!

Zdając sobie sprawę, że chłopak nie odezwie się nawet, gdyby ktoś mnie postrzelił, postanowiłem coś powiedzieć. Chociaż zacząć jakiś temat. Otworzyłem usta z zamiarem zagadnięcia o pogodzie, a ten mały, słodki aniołek mnie ostro zaskoczył.

- Wiesz... - zaczął niepewnie, a ja mogłem zauważyć jak jego mięśnie się spinają. - Wtedy u m-mnie... P-pod tarasem... przepraszam. N-nie chciałem s-się... - zawiesił się.

Wpatrywałem się w jego profil i cierpliwie czekałem, aż skończy. Powolutku. Bez złości.
Właśnie tak. Nic na siłę, Alexandrze.

Uśmiechnąłem się, gdy przełknął ślinę, przez co jego jabłko Adama.... Cholera, nawet ta część jego sprawia, że mam ochotę ją wycałować.... Przesunęło się wzdłuż jego szyi i kontynuował dalej.

- J-ja... Nie chciałem wyjść na chama, przepraszam - wypowiedział na jednym wydechu.

Naprawdę mu tak ciężko? Serio stresuje się przed każdym słowem, które powie? Jezu... To musi być straszne. Zrobiło mi się go żal. I jednocześnie zapragnąłem go ochronić. Nie wiem do końca przed czym, ale... Muszę to zrobić.

- Alexandrze, nie musisz mnie przepraszać - powiedziałem łagodnym tonem.

Zauważyłem, jak ciało chłopaka rozluźnia się od właśnie tego tonu A więc spokojny ton! Poczułem, jak dostaje zastrzyk energii do dalszej pracy w "oswojeniu" Aleksandra.
Zapisałem sobie w głowie punkt do książki pod tytułem "Alexander Lightwood - instrukcja"
Punkt 1:
- spokojny i łagodny ton głosu.

- N-niby tak... - odezwał się. - A-ale chciałem...

- Dobrze... A... Mogę zadać ci pytanie?

- J-jakie? - przełknął ślinę.

Odchrząknąłem, przybierając łagodny i spokojny ton głosu.

- Poczekaj, może usiądziemy? Kupimy sobie lody i pójdziemy nad fontannę. Co ty na to? - uśmiechnąłem się przyjaźnie.

Czarnowłosy spojrzał na mnie i odwzajemnił uśmiech. Poczułem, jak się rozpływam...

°°°°°°
~Alec~
Siedziałem właśnie z Magnusem na murku fontanny, obaj z długimi i spiralowymi lodami włoskimi w rękach. Ja miałem śmietankowego, a azjata czekoladowego.

- Nie wiem jak możesz jeść czekoladowe lody - zagadnąłem, gdy skończyliśmy rozmawiać o tym, jak zaczyna się chmurzyć. I że powinniśmy iść do domu, ale obojgu nam nie chciało się ruszać tyłków.

Co mnie kurewsko cieszy. Czułem się przy Magnusie rozluźniony. Azjata nie naciskał na mnie, nie komentował mojego BARDZO częstego jąkania, które towarzyszy zawsze przy rozmowie z nim. Co ja poradzę, że nie chce wyjść przed nim na głupka?

- A jak można jeść Nutelle z masłem? - wzdrygnął się, mrużąc oczy.

- Normalnie - posłałem mu szeroki uśmiech.

- W takim razie jesteś nienormalny - kończył swojego loda.

- T-to... Źle? - spojrzałem na niego niepewnie.

Chociaż bardzo nie chciałem, poczułem się oceniony. A tego boję się najbardziej na świecie. I sprawia mi to najwięcej bólu...

- Co? Nie! - zaprzeczył natychmiast z gestykulacją, aż prawie lód mu wypadł z ręki do fontanny. - Nienormalność to fajna cecha, nie sądzisz, Alexandrze?

- Eee... A nie wiem - odwróciłem wzrok, by nie patrzeć na te kocie tęczówki, które wywiercały we mnie dziurę na wylot. Skupiłem się na moim zimnym smakołyku.

- Bo ja uważam, że to fajna cecha. Sam jestem nienormalny - uśmiechnął się i podparł sie na wyprostowanej ręce, której dłoń położył na murku przy swoim tyłku.

Nie wiem czemu, ale poczułem się dziwnie zrelaksowany. Skoro on "śmieje się" z samego siebie, to ja może też bym mógł?

- Potwierdzam - pokręciłem więc głową z rozbawieniem.

- Pamiętasz jak szliśmy tu, to miałem zadać ci pytanie. Twoja zgoda nadal aktualna?

- Myślę... Że tak - starałem się nie dać po sobie poznać mojego zestresowania.

- Tooo... Możesz mi powiedzieć, co stało się u ciebie na tarasie? Z tym zamyśleniem - dzięki Bogu, odwrócił ode mnie wzrok na lecącą w górę wodę z fontanny.

- Eee... Po prostu... - po prostu zamyśliłem się jak mnie całujesz? - Tak jakoś wyszło - mruknąłem.

- Alexandrze. Dlaczego kłamiesz?

- Nie kłamię - wywróciłem oczami.

- Jasne, a ty mi się nie podobasz - prychnął, kręcąc głową i teraz wgryzł się w już wafelek od loda.

Zakrztusiłem się powietrzem. On to serio powiedział? Od tak to przyznał? Aha! Ja chyba znowu śnie na jawie!

Strasznie męczyłam ten rozdział 😛 mam nadzieję że nie wyszedł najgorzej 🌻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro