Rozdział 18
~Alec~
Obudziłem się, i... Czułem się jakbym miał kaca. Dosłownie...
Otworzyłem lekko oczy i zobaczyłem ciemność wokół siebie. No, może troche światła, które wpadało przez uchylone rolety, ale nic poza tym. Ale to nie było słoneczne światło, tylko nocne. Podniosłem się lekko i przeszukałem pokój spojrzeniem. Sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce nocnej obok łóżka i spojrzałem na godzinę.
Zmrużyłem lekko oczy od jego blasku i z jednym zamkniętym zmniejszyłem jasność.
Ała.
02:48
Westchnąłem. Pomlaskałem językiem z otwartymi ustami i aż słyszałem błaganie moich kubków smakowych o coś słodkiego.
Wstałem leniwie z łóżka, kładąc na poduszkę mojego ocelota, który był... Wilgotny? Dotknąłem poduszek. Też mokre.
Spociłem się? Dotknąłem mojej koszulki i karku. Nie...
To w takim razie płakałem? Ale dlaczego?
ALEC, NIE ZAMYŚLAJ SIĘ!
Pokręciłem głową i wstałem na nogi. Poczułem, jak mi drętwieją i odmawiają posłuszeństwa. Cóż... W końcu dawno nie ćwiczyłem, więc trochę je zmuliło.
Poskakałem trochę od niechcenia i pewnie wyglądało to jakbym udawał, że się cieszę z tego, że Justin Bieber złamał nogę, i podszedłem do drzwi. Chciałem je otworzyć, ale były zakluczone.
No kurwa, co wczoraj się stało?! Albo raczej, co wczoraj się ZE MNĄ stało. Odkluczyłem te durne drzwi i otworzyłem je, a pod moje nogi na plecy upadła moja siostrzyczka.
W.T.F?
- Eee... Izzy? - szturchnąłem ją nogą. Ta momentalnie otworzyła szeroko oczy, jakby obudzona z transu i wstała na nogi.
- Alec! Tak się martwiłam! - rzuciła mi się na szyję.
Okey... Teraz to KOMPLETNIE nic nie rozumiem.
Zdziwiony, lekko objąłem siostre.
- Ee... Wszystko okey, mała?
- Ty się pytasz, czy ze mną wszystko okey?! - oderwała się ode mnie i zmierzyła wzrokiem.
- Ta... Bo nie pamiętam nic z wczorajszego wieczoru - podrapałem się po karku.
- Ooo... - złagodniała nagle. - Nic a nic? Magnus? Lydia? Mycie auta? I chyba pokłóciłeś się z ojcem, ale nie wiem o...
Nie słyszałem dalej jej wypowiedzi, bo zalała mnie fala wspomnień. Zacisnąłem powieki a moje ciało drgnęło w niekontrolowany sposób.
Lydia...
Mycie auta...
Magnus...
Piękny Magnus...
Seksowny Magnus...
Ojciec...
Jeszcze powiedz, że jesteś pieprzonym gejem, to będzie coś.
Pokręciłem głową. Już wszystko pamiętam.
I to boli...
- Alec? Przypomniałeś sobie? - spytała Izzy zatroskanym tonem.
- Mhm...
- Wczoraj jak pobiegłeś do pokoju, too... Słyszałam, jak płaczesz. Pewnie dostałeś ataku paniki i albo zemdlałeś albo zasnąłeś... I było już cicho. Zakluczyłeś drzwi i nie miałam jak wejść.
- Oh... A pod moimi drzwiami to tyy...?
- Ee... - zaśmiała się nerwowo. - Siedziałam i czekałam, aż w końcu pewnie zasnęłam - wzruszyła ramionami. - Chodź na dół, pogadamy. Tylko cicho... Wszyscy śpią, nocny marku - zachichotała. Posłałem jej słaby usmiech i udaliśmy się do kuchni.
°°°°°°
- Boże... To jest jakaś krowa na sterydach! A nie ojciec! - oburzyła się Izzy na moją odpowiedź, gdy zapytała, co powiedział mi ojciec.
Jeszcze powiedz, że jesteś pieprzonym gejem, to będzie coś - dalej to cholerstwo siedziało mi w głowie... I to powtarzane tonem najgorszego z najgorszych diabłów.
Rozmawialiśmy w kuchni, bo stamtąd nie słychać za bardzo rozmów. Co bardzo przydaje się, kiedy Izzy zaczęła piszczeć podniesionym głosem. Siedzieliśmy na tyłkach obok siebie oparci plecami o szafki, w rękach trzymając kubki z gorącą czekoladą. Opieraliśmy nogi na rozłożonym przed nami Czekoladzie. Jak dobrze, że te szkolenie, na które wysłał go ojciec, nie zmieniło tego sierściucha ani trochę.
- Przykro mi, Alec... Te słowa musiały cię zaboleć - spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach.
- Tiaa... Nie gadajmy już o tym, sis - mruknąłem i zatopiłem wargi w ciepłym napoju bogów.
- Okey... To może coś przyjemniejszego... Jak tam z Magnusem?
- Błagam cię - zaskomlałem z nosem w kubku. Brzmiało to jakbym się topił, więc Izzy parsknęła na to śmiechem, a Czekolada aż uniósł łeb.
- No weś, powiedz coś. Widzę jak na siebie patrzycie - oparła głowę na moim ramieniu, odstawiając swój pusty już kubek na blat nad nami.
Jakim cudem ona szybko wypiła te kakao? Ja całym sercem preferowałem delektowanie się słodyczami. I to robiłem w tej chwili.
- A co mam powiedzieć... Było... Fajnie - wbrew mojej woli uśmiechnąłem się lekko, a policzki zaczęły mnie piec. Izzy odsunęła się nieco i spojrzała na mnie badawczym spojrzeniem, a z jej ust wydobył się nieukrywany okrzyk radości.
- Alec! Ty się rumienisz! Jak myślisz o Magnusie! Aww!
- Cicho! - szepnąłem głośno i skarciłem ją wzrokiem.
- Okey, okey - ściszyła ton, jednak dalej szczerzyła się jak głupia do sera. - Opowiadaj!
- Noooo....
Czułem, że policzki zaczynają mnie mocniej piec, uśmiech się rozszerza a w środku... Jakby moje serce tańczyło macarenę. Aż zacząłem machać nogą w rytm tej irytującej ale jakże zajebistej piosenki! Zrobiło mi się błogo na duszy, ale co mnie najbardziej zdziwiło, to to, że każda kolejna myśl o Magnusie zaklejała różowym plasterkiem w serduszka moje popękany i podrapany narząd, robiący za pompę do krwi.
I choć tych plasterków nie wystarczyłoby na całe moje serce, to nadrabiał je fakt, że są od Magnusa...
Nawet nie zorientowałem się, kiedy słowa zaczęły wylatywać ze mnie jak naboje z karabinu maszynowego. Aż Czekolada na mnie spojrzał.
- Oj Izzy... Nawet nie wiesz jak serce mi szaleje, gdy go widzę. A wczoraj to myślałem, że zemdleje! - roześmiałem się. - No bo jak zdjął koszulę, to... Kurwa... Aż mi stanął. Prawie, bo ten kretyn zaczął zachwycać się moimi laczkami w kaczki! Potem tak się fajnie mi z nim gadało, urządziliśmy sobie bitwę na szlaucha. Żałuj, że nie słyszałaś jak błagał o litość - zachichotałem. - Potem była chwila zabawy z Harrym Potterem... Wiem, że jesteśmy już za starzy ale to on zaczął! Ahhh... Chcę więcej... - ostatnie dwa słowa cichutko wymruczałem w swój kubek, którym nieudolnie starałem się zakryć twarz. Cała mnie piekła! Czułem wręcz rozżarzone węgle na mojej skórze.
- O kurwa... - Izzy wpatrywała się we mnie z wytrzeszczem oczu. - Kurewsko mocno się zakochałeś. Oj, bracie...
- Eee... Idziemy już spać?
°°°°°°
Po tej rozmowie, od której ciśnienie mi podskoczyło ale w pozytywny, Magnusowy sposób, udaliśmy się do swoich pokoi. I nie mogłem zasnąć.
Leżałem z ocelotem na brzuchu i patrzyłem głupio w sufit. Oczywiście, że myślałem o Magnusie. Jedno pytanie mi się zagnieździło w głowie...
Czy... Magnus czuje do mnie to samo, co ja do niego?
°°°°°°°
- Alec! Alec! - ktoś małymi stópkami zaczął po mnie chodzić. Zgiąłem się natychmiast w pół, gdy jedna ze stópek nadepnęła tam, gdzie nie trzeba...
- Max... Co chcesz, ty pomiocie szatana? - rzuciłem poduszką w mojego młodszego brata. On złapał poduszkę i usiadł po turecku na moich wyprostowanych pod kołdrą nogach.
- Jest południe już! A ty dalej chrapałeś! - naburmuszył się.
A, no tak... Zasnąłem wczoraj około 5 nad ranem. Magnus, wypad z mojej głowy!
Pan Brokat zagnieździł się tam jak kleszcz. Nie żeby mi to jakoś specjalnie przeszkadzało ale... Litości. Potrzebuje snu.
- Yhy - ziewnąłem długo. - Tata w pracy, tak? - spytałem z nadzieją.
- Noo, a coo?
- Jajko z dziurką - rozpromieniłem się. - Było już śniadanie?
- Oczywiście, że tak. Mama zostawiła ci trochę naleśników i pojechała przed chwilą z Izzy na zakupy.
- A ty już jadłeś, muchomorku? - złapałem go za końcówkę nosa.
- Tak! - pacnął mnie w rękę. - I nie jestem jakimś grzybem!
- Pff... Jesteś uroczym... - sięgnąłem po poduszkę za mną. - Małym... Grzybem! - uderzyłem go w twarz, przez co on padł na bok.
- Ej! Powiem mamie!
- Skarżypyta!
°°°°°
Po jakże emocjonującej walce na poduszki, mały grzyb poszedł z Czekoladą do ogródka, a ja poszedłem w końcu coś zjeść. W kuchni zastałem Jace'a. Siedział przy stole i jadł naleśnika z nutellą, niemiłosiernie przy tym pobrudzony czekoladą na połowie twarzy. Większej połowie twarzy.
- Hej, bro - w dobrym humorze wyjąłem talerz z szafki i nakładałem sobie na niego placki, które leżały na talerzu na blacie.
- Hej. Co taki dobry humor? Podobno podarłeś się wczoraj z ojcem - ponownie zatkał sobie usta jedzeniem.
- Plotki szybko się rozchodzą - parsknąłem rozbawiony. - Nie ma o czym mówić. Było minęło. A dobry humor, booo pogadałem z Izzy i już jest okey - skłamałem, siadając na przeciwko niego przy stole.
Oczywiście, że pomogły mi myśli o Magnusie! Ale Izzy się do nich przyczyniła, więc... Chyba go nie okłamałem za bardzo.
Wyciągnąłem rękę po słoik czekolady, który stał przy talerzu Jace'a, i po chwili smarowałem już swoje śniadanko tym brązowym rozpuszczonym... Czymś.
°°°°°
Gadałem z Jacem o głupotach, popijając już teraz moje naleśniki szklanką mleka, kiedy na tyłku poczułem wibracje. Wyjąłem więc telefon z kieszeni i po odłożeniu szklanki na stół, rozsiadłem się wygodniej na krześle. Odblokowałem urządzenie, by sprawdzić, kto się do mnie dobija. Hmm... Nie znam tego numeru.
Od: numer nieznany
Hej aniołku! Tu Magnus, nie pytaj skąd, dostałem twój numer od Izzy, podziękuj jej 😀👌
Wytrzeszczyłem oczy. By za chwilę nimi pomrugać kilka razyz by upewnić się, że to nie jest sen. Nie jest! I czy on nazwał mnie "aniołku" ? Boże... Co tak nagle gorąco się zrobiło? Natychmiast wziąłem się za odpisanie.
Do: Pan Brokat (bo już zapisałem numer w kontaktach)
No hej. Podziękuję jej gdy będzie leżeć w rowie 👌
Od: Pan Brokat
Oj tam oj tam, ciesz się. Cio tam? 💖
Wstrzymałem oddech. Wysłał do mnie serudszko? Wysłał do mnie serduszko.
OMfG. Zaraz dostane krwotoku z nosa.
- Alec? Wszystko okey? - usłyszałem głos Jace'a. Uniosłem na niego spojrzenie znad telefonu.
- Tak? W jak najlepszym, czemu pytasz?
- Booo... uśmiechasz się do telefonu jak opętany.
- Oo...
Serio się uśmiechałem? Nawet nie poczułem. Tia, bo bardziej czułem moje tańczące ze szczęścia, popękane serce, sklejone plasterkami firmy "Magnus".
- A to problem? Mam dobry humor - wzruszyłem ramionami.
- Ty nigdy nie masz dobrego humo...
- Skończ - machnąłem ręką by go uciszyć. - Piszę z Magnusem, okey? No. Idę na taras - wstałem i wyszedłem z domu.
Usiadłem na hamak na tarasie, zerkając wcześniej na Maksa, który bawił się z Czekoladą na trawniku. Wróciłem spojrzeniem do telefonu i zaśmiałem się.
6 nieodczytanych wiadomości od: Pan Brokat.
"Hallo?"
"Alexandrze?"
"Dostałeś zawału?"
"No ej"
"Porwali cię kosmici?! 😱"
"Idę tobie na ratunek! Moja księżniczko uwięziona w wieży!"
Roześmiałem się.
Do: Pan Brokat
Żyje, zagadałem się z bratem. Nie musisz mnie ratować.
Od: Pan Brokat
Oooo....za późno.
Do: Pan Brokat
Co? Jak to?
Od: Pan Brokat
Ee bo stoję przed tobą, aniołku?
Podnieś łaskawie ten łeb.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro