Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

~Magnus~
- Więęęc, Alexandrze? Mogę ci pomóc? - rozłożyłem ręce na boki, potrząsając nimi odrobinę by przygotowały się na machanie gąbką po aucie. Posłałem chłopakowi ciepły uśmiech, na który się zapatrzył.

Chwila. Patrzył na moje usta? Myślałem, że tylko ja to robię. Czyżby chciał spróbować tego samego, co ja?

- N-nie widzę p-przeszkód - zająkał się uroczo, odrywając wzrok od moich warg.

- Wspaniale - ucieszyłem się. - Korzystajmy z chwili póki ta sucz nie wróci z naszą lemoniadą, nie sądzisz? Proponuje znowu zdjąć koszulkę. Będzie mokro, zapewniam, a do tego słońce chyba zaczyna mocniej grzać - wskazałem palcem w górę, jednocześnie poruszając brwiami znacząco.

Alexander zaczął się rumienić, więc nie czekając na odpowiedź podszedłem z gracją do ławeczki, na której wcześniej leżała jego bluzka. Ściągnąłem z palców pierścionki, bransoletki z nadgarstków i przyszedł czas na granatową koszulę, którą miałem na sobie. Zrobiło mi się gorąco, jeszcze bardziej niż wcześniej kiedy tu zawitałem.

Cóż... Obecność Alexandra podnieca i rozgrzewa za jednym razem. Ale byłby z niego miękki termos do przytulania w zimne noce, ajj!

Poczułem, jak się uśmiecham pod nosem. Nie wiem jak on to odebrał, jeśli w ogóle to zauważył, ale e tam. Najpierw muszę przekroczyć jego barierę dotyku, oczywiście. Nie zrobię niczego wbrew jego woli.

Zacząłem rozpinać guziki koszuli, kiedy kątem oka dostrzegłem jak chłopak podchodzi do mnie, by ściągnąć też swoją koszulkę. Mówiłem, że jest mi gorąco? To teraz chyba jestem w wulkanie.

Pięknie wyrzeźbiony brzuch.
Jeszcze wilgotny tors.
Skąd on ma takie ciało?! Z tego co Izzy mówiła jest strasznym leniem, więc?
Kurczę, ile on ma w sobie tajemnic...
MUSZĘ POZNAĆ WSZYSTKIE.

~Alec~
Niepewnie zdjąłem koszulkę i położyłem na ławkę. Odsunąłem się nieco od azjaty i wsadziłem ręce do czarnych szortów, patrząc na niego ukradkiem, ale na pewno zdawał sobie z tego sprawę.

Ciężko mi się oddychało. W końcu znamy się z Magnusem najwyżej dzień, a już będziemy myć auto bez koszulek. Chyba lepsze dla mnie byłoby leżenie w łóżku i podziwiania jego ciała na zdjęciach, naprawdę. Bo teraz muszę wyglądać jak burak! Albo pomidor. Albo po prostu tak, jakby ktoś rozsmarował mi na twarzy ketchup. Nienawidzę moich rumieńców, które się za chuja nie słuchają...

Magnus odpiął już ostatni guzik koszuli i zaczął ją zdejmować. Poczułem, jak całe powietrza ulatuje mi z płuc. Jego idealnie opalona, gładka skóra błyszczała w promieniach słońca.

Albo mi się tak zdawało...

Kiedy obrócił się do mnie przodem, miałem wrażenie, że stoi tam grecki heros, którego mógłbym narysować lub wyrzeźbić. Najlepiej w złocie.

Mięśnie brzucha tworzące czteropak zgięły się trochę, gdy Magnus przeniósł ciężar ciała na jedną nogę.

Wpatrywałem się w niego, nie mogąc oderwać wzroku. Poczułem, że moja bielizna jest odrobinę za ciasna... TERAZ?!?!
Jednak to, co powiedział Magnus za chwilę, podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody wylany bez ostrzeżenia na głowę.

- Laczki w kaczki? Cute - pokręcił głową z rozbawieniem, wpatrując się w moje kapcie.

- E... T-tak... J-Jace się ich b-boi, w-więc...

- Boi się kaczek? - zaskoczony przeniósł wzrok na moją twarz. Zalałem się czerwienią na buźce jakby ktoś wcisnął guzik "granie zawstydzonego idioty w najmniej odpowiednich momentach".

- T-tia...

- Oj, Alexandrze - drgnął, jakby chciał zrobić krok w moją stronę, ale powstrzymał się.

Z jednej strony było "dziękuję za zrozumienie, bo gdybyś podszedł to dostałbym krwotoku z nosa" a z drugiej "chodź żesz tu, do jasnej Anielki!". I co ja mam zrobić z moim mózgiem? Westchnąłem bezsilny.

- Hm...?

- Jąkasz się w stresujących sytuacjach, prawda? - spytał, jakby to było naturalne pytanie. Ale nie było. Nie dla mnie. Ze mną nie można rozmawiać na luzie! Sam ze sobą nie mogę rozmawiać na luzie...

- E... J-ja... Tak - próbowałem zachować zimną krew i nie spoglądać na Magnusowy kaloryfer.

- Przecież jesteśmy znajomymi, nie musisz się stresować.

- Mhm...

Magnus westchnął.

- Dobrze, jeszcze będzie czas na rozmowy. Których ci nie odpuszczę - pogroził mi palcem. - A teraz dawaj mi gąbki! - uśmiechnął się szeroko, prawie że na pół twarzy.

Mimowolnie sam się uśmiechnąłem i poszedłem do wiadra z wodą i pianą, które stało obok samochodu, a azjata za mną.

°°°°°°°°°°°°
~Magnus~
Staliśmy po dwóch stronach auta, szorując drzwi i szyby. Widzieliśmy tylko swoje głowy znad grzbietu czarnej Audi. Wyższych aut nie mieli oni w tych salonach?! Jak ja mam podziwiać tego chodzącego Boga seksu?! No jak?!

Swoją drogą... Zauważyłem, że Alexander zareagował podobnie (oczywiście rumieniąc się bardziej niż to chyba możliwe) na mnie gdy zdjąłem koszulkę.
Cóż, czasem tańczę, prawie codziennie ćwiczę, więc no mam się czym pochwalić.

Ale czy... To znaczy, że podobam mu się? Jeśli tak, to... Zacznę skakać ze szczęścia jak jakaś napalona nastolatka na koncercie swoich przystojnych idoli.

Zaprzestałem szorowania boku auta i ustałem na palcach, by mieć wzgląd na całą buźkę czarnowłosego. Zagryzał wargę, zamyślony. Oj, pożałuje, że zamyśla się w moim towarzystwie, zamiast z niego korzystać...

Namoczyłem gąbkę w moim wiadrze, dodatkowo nabierając na nią pianę, i cisnąłem tą bombą w Alexandra. Szybko ukucnąłem i powstrzymując śmiech, słyszałem jego krzyk zaskoczenia, a zaraz i jakieś niegrzeczne słówka, które mu się wymksły pod noskiem.

Nagle zrobiło się cicho. Zmarszczyłem brwi. Ukucnąłem na czworaka i obniżyłem się na rękach, by spojrzeć na jego nogi spod auta. Ale zamiast jego nóg, dostrzegłem jego twarz, uśmiechającą się złowieszczo. Zanim zdążyłem zareagować w jakikolwiek sposób, podciągnął do siebie szlauch i chlusnął mi strumieniem wody prosto w twarz!

Karetki! Dla moich włosów! Jak oparzony natychmiast się wyprostowałem i przecierałem twarz. Nie doceniłem mojego przeciwnika...

- Magnus... - usłyszałem głos jak poezja, jak od namiętnego kochanka.

Zadziałało to na mnie jak płachta na byka, więc rozglądnąłem się. Dałem się podejść...
Poraz kolejny strumień zimnej wody wylądował na mojej twarzy, a potem zaczął jeździć po moim ciele. Przeszły mnie dreszcze.

- Litości! - krzyczałem, próbując nieudolnie zasłonić się rękami.

- A będziesz grzeczny? - usłyszałem, a woda przestała na mnie ciskać. Jednak nie otwierałem jeszcze oczu, po których czułem jak spływa woda.

- Zależy w czym mam być grzeczny, Alexandrze... - nie mogłem się powstrzymać i na moje usta wkradł się flirciarski uśmieszek. Otworzyłem oczy, by zobaczyć reakcję chłopaka, jednak nie dane mi to było bo znów dostałem wodą w twarz.

~Alec~
Znowu puściłem na twarz azjaty wodę ze szlaucha. Nie mógł zobaczyć moich rumieńców! Sam na nie spojrzałem w odbiciu maski auta, i byłem dosłownie cały czerwony! Nawet szyja i część łopatek!
Co ten kociooki ze mną odwala...

- DOBRA, DOBRA, BĘDĘ GRZECZNY, OBIECUJĘ! - usłyszałem jego błagające krzyki, podobne do skrzeczenia. Zaśmiałem się z niego i zatrzymałem wodę. Rzuciłem szlauch na ziemię i na podskokach wróciłem za drugi bok auta, na moje poprzednie miejsce.

- Nienawidzę cię... - przecierał oczy. Miał szczęście, że nie miał na sobie makijażu.

- Okey - odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko i splatając ręce na grzbiecie auta. Położyłem na nie brodę i jednocześnie stając na palcach, patrzyłem na Magnusa.

- Auto jest chyba czyste już, hm? - spojrzał na mnie jednym okiem, bo drugie nadal pocierał.

- Mhm.

- Co robimy?

- Pić mi się chce.

- Gdzie nasza lemoniada?! - wykrzyczał oburzony.

Czy wspomniałem już, że jak się złości jest uroczy? Gdzie logika? Jak jest miły, to seksowny. Jak zły, to uroczy. Nie powinno być na odwrót...? Okey... Kolejny punkt do listy "dlaczego Alexander jest z obcej planety".

- Ciesz się póki jej nie ma - posłałem mu uśmiech.

- W sumie... - zagryzł wargę.

Proszę, nie rób tak, bo mój prawiczy umysł nie wytrzymuje i bierze kontrolę nad logicznym myśleniem...

- C-co?

- A TO, ZEMSTA! - podbiegł do szlaucha i wziął go w ręce, omijając auto, by mieć do mnie lepszy dostęp. Zanim zdążyłem zareagować, chlusnął mi zimną wodą prosto w twarz, co otrzeźwiło moje... Trochę brudne... Myśli.

Zacząłem się śmiać i biegałem w kółko, by uciec od jego ostrzałów.

- Nie lataj tak bo trafić nie mogę!

- Wal się! - ruszyłem biegiem na trawnik, by po chwili poczuć nad stopami miękką trawę. Nie czułem już na sobie zimnej wody, więc odwróciłem głowę w jego stronę. Machał przed twarzą zielonym szlauchem, z którego tylko ciurkiem leciała woda.

- Ojj, zepsułeś - zachichotałem. On spojrzał na mnie, chcąc zgromić mnie spojrzeniem.
Ha, niedoczekanie! Azjata pobiegł na trawnik, stojąc jakieś kilka metrów odemnie i wziął patyk z ziemi. Przyjął postawę gotową do walki i wycelował niby różdżką we mnie, marszcząc słodko nosek.

- Confringo! - wykrzyknął i zamachnął patykiem.

Odskoczyłem na bok, by nie dostać zaklęciem, które wywoływało wybuch. Uśmiechnąłem się złowieszczo i zapomniałem, że mam 18 lat i nie wypada bawić się w Harrego Pottera. Ale to Magnus zaczął!

- Alohomora!

- Na co ta alohomora? - spytałem zdezorientowany.

- Byś otworzył swoje serce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro