Rozdział 15
Z dedykacją dla - 💖 XInnaXnizXwszyscyX 💖
Wystarczająco gorący rozdział? 😏😏
Niestety najkrótszy w całej książce, ale mam nadzieję że wynagrodziłam to za pomocą urażonej Lydii 👌😏
~Magnus~
Co przy moim Alexandrze robi ta blond farbowana sucz?! O nie... I TO W BIKINI?!
Nagle bardzo zapragnąłem powyrywać jej te wszystkie kudły, wsiąść do tego Audi, przejechać ją kilka razy... Potem przejechać znowu dla pewności, że nie oddycha, pokroić ją na kosteczki, zamrozić i częstować ludzi lemoniadą z tymi suczowymi kostkami lodu. Cóż... Marzenia...
Ocknąłem się i ruszyłem w ich stronę pewnym krokiem, kiedy znowu się zatrzymałem, jakbym dostał piurunem... Prosto w krocze...
Alexander bez koszulki...
Kurwa.
~Alec~
- Lydia, daj spokój - westchnąłem zażenowany i szorowałem gąbką drzwi auta. Starałem sie nie patrzeć na blondynkę obok mnie.
- Oj, Alec, czemu nie chcesz ze mną wyjść wieczorem? Będzie fajnie - poczułem, jak pocałowała mnie w policzek.
Odskoczyłem od niej oparzony, z szokiem wymalowanym na mojej twarzy i dotknąłem swojego policzka w miejscu, gdzie przed chwilą były jej usta.
Piekło... Ale nie tak przyjemnie jak dotyk Magnusa w sklepie. Te tutaj bolało, a tamto pobudzało motylki w moim brzuchu. Mimo, że wtedy histeryzowałem...
- Em, Alec? Kto to? - blondynka zmarszczyła nieco czoło, wskazując palcem w przestrzeń za mną. Uniosłem brew pytająco i odwróciłem głowę w bok.
Magnus.
Stał i patrzył się prosto na... Moją klatę i brzuch? A no tak, jestem bez koszulki...
KOSZULKO! Poczułem, jak niemiłosiernie parzą mnie policzki pod ostrzałem Magnusowego wzroku i czym prędzej doskoczyłem do ławeczki obok nas, na której leżała moja koszulka. Naciągnąłem szybko ubranie na siebie, co było trudne, bo byłem mokry od wody którą myłem auto.
Cholera!
Nie spojrzę Magnusowi w oczy... Boże, zlituj się!
Odwróciłem się w jego stronę, latając spojrzeniem wszędzie, tylko nie na niego. Nagle przyroda wokół mnie zrobiła się bardzo interesująca. Nawet Lydia stojąca obok auta, co muszę przyznać z niechęcią.
Zwróciłem uwagę na jej bikini. Jaskrawo zielone, rzucające się w oczy. Te pastele działają na mnie jak słońce na wampira...
Ja bym wybrał jakieś w ciemniejszych kolorach. Hmm... Czarny?
Usłyszałem kroki, które z każdą sekundą były coraz głośniejsze. Wstrzymałem oddech, czując, że nie będę mógł normalnie oddychać i zacisnąłem dłonie w pięści, dla jakiegokolwiek uspokojenia, którego teraz tak bardzo potrzebowałem. Dajcie mi mojego pluszowego ocelota...
Proszę...
- Hej, Alexandrze - usłyszałem ten melodyjny, przyjemny głos, przez który zalała mnie fala dreszczy.
Odziwo przyjemnych... Jednak nie patrzyłem na niego. Stałem uparcie bez ruchu jak na zbiórce z wojsku, ze spuszczoną głową w dół. Zastanawiając się, czy moje laczki w kształcie kaczek byłyby ładniejsze, gdyby były czarne.
- Alexandrze, spójrz na mnie - usłyszałem pewny siebie ton, rozkazujący wręcz.
Przestraszyłem się... Mimowolnie i z prędkością ślimaka uniosłem głowę.
Wpatrywały się we mnie jego kocie oczy.
Zielone tęczówki, o których śmiało mogłem powiedzieć, że ukryte są w nich kryształki diamentów i złota. Fajnie byłoby budzić się codziennie rano z myślą, że zaraz rozpocznie się dzień od złotych, pięknych oczu...
Życie byłoby wtedy przyjemniejsze.
Pokręciłem głową. Dlaczego ja zamyślam się akurat w takich momentach...
Usłyszałem kłótnie... Między Magnusem a Lydią?
Teraz już otrząśnięty jak po wiadrze zimnej wody, spojrzałem na Magnusa i blondynkę przed nim. Piorunowali się spojrzeniami, jak wczoraj Jace'a z azjatą. Heh... Magnus chyba nie lubi blondynów.
- Właściciel tego domu mnie nie wyprosił - warknął Magnus, patrząc wściekle na Lydię. - Więc wybacz, ale nie sprawie ci tej przyjemności i nie pójdę sobie - założył ręce i tupał butem o kafelki pod nami, co dawało dość głośne stukanie.
Wyglądał jak uroczy, zły króliczek... I jeszcze z tym zmarszczonym noskiem...
- Pff - Lydia teatralnie wywróciła oczami. - A ja jestem tu dłużej.
- Ta, jesteśmy w pierwszej klasie podstawówki? Cóż, nie zdziwił bym się, gdyby właśnie na tym etapie zakończyła się twoja edukacja - zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu, a ja się nie powstrzymałem i się zaśmiałem na jego komentarz.
Każda osoba, która obrazi Lydie, zasługuje na moją miłość.
Miłość... Do Magnusa...?
Pomyślę nad tym potem. Jak na zawołanie ich wzrok powędrował na mnie. Uśmiech zszedł mi z twarzy.
- Alec, skarbie - zaświergotała uwodzicielsko Lydia. - Wyproś tego kogoś z twojego podwórka.
Poczułem obrzydzenie na ton jej głosu.
- Pójdziesz po lemoniadę? - spytałem ją.
Widząc szok i rozczarowanie malujące się na jej twarzy, myślę, że postąpiłem trochę zbyt ostro... Ale nikt nie będzie mi mówić, co mam robić.
Widziałem jak Magnus zasłania dłonią usta, więc mogłem dostrzec, że śmiał się oczami.
Te cholernie pociągające, złote iskierki w jego oczach... W takich chwilach mam ochotę zrobić pauzę i patrzeć się w nie jak głupi. "Głupi z miłości" - przypomniał mi się cytat z jakiegoś filmu.
Lydia obrzuciła Magnusa spojrzeniem godnym karalucha i po machnięciu swoimi włosami, które uderzyły w profil azjaty, poszła do mojego domu. Uff... Znaczy, nie "uff". Zostałem sam z Magnusem.
Ale w końcu tego chciałeś, tak? - pytał jakiś głosik w mojej głowie, jednak starałem się utrzymać moje racjonalne myślenie i zostać w rzeczywistości.
- Um... - zacząłem, drapiąc się po karku. - P-po co przyszedłeś?
- Mogłeś zostać bez koszulki.
- Słucham? - spojrzałem na niego wytrzeszczonymi oczami, sądząc, że się przesłyszałem.
- Nic nic, Alexandrze - uśmiechnął się niezrozumiale, nie spuszczając wzroku z moich oczu. - Przyszedłem w odwiedziny. Jesteś zły? - jego uniesione kąciki ust opadły w dół, a z oczu wyparowały tańczące, złote iskierki.
- C-co? Nie! Jaa... Cieszę się, że cię widzę - spiąłem wszystkie mięśnie i wstrzymałem oddech. Trzęsły mi się kolana, ale mimo to nadal stałem. Wypowiedzenie tego na głos było cholernie trudne, ale warto było, żeby zobaczyć Magnusa, który się rozpromienił od razu po mojej wypowiedzi.
- Super. Może ci pomóc z tym autem?
- Wiesz... Mam już pomoc.
- Tą farbowaną sucz? Przecież ona zbyt bardzo dba o swoje paznokcie, by dotykać gąbki. Ba, a co dopiero czyścić auto!
Uwielbiam tego człowieka.
Roześmiałem się, szczerze jak jeszcze nigdy. W sumie... Kiedy ja się ostatnio śmiałem?
- Nie mów tak, bo jeszcze usłyszy - powiedziałem między chichotami.
- Ojj tak, ma pewnie wyczulony słuch gdy ktoś o niej mówi, co?
- A żebyś wiedział - pokręciłem głową rozbawiony.
Poczułem się dziwnie zrelaksowany... I szczęśliwy. Co jeszcze dziwniejsze - poczułem się tak, kiedy zostałem sam na sam z Magnusem...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro