Rozdział 13
~Alec~
- Dziendobry, Alexandrze - uśmiechał się Magnus, machając w dłoni torebką z donatami jak czerwony kapturek koszykiem.
- Hej - uśmiechnąłem się lekko, bo inaczej zareagować nie mogłem. Ten człowiek aż zaraża optymizmem i uśmiechem.
Ale ja od kilku lat byłem zaszczuty pesymizmem i chyba lekarstwa na to nie ma. Nawet takiego w postaci Magnusa.
- Ojj, Alexandrze, Nutella na śniadanie, zgadłem? - podszedł do mnie.
O co mu chodzi? Za blisko. Poczułem, jak moje serce przyśpiesza.
Wysunął rękę do mojej twarzy i utarł opuszkiem kciuka kącik moich ust.
Wstrzymałem oddech. Nie potrafiłem oddychać. Zmiękły mi nogi, zaraz upadnę.
~Magnus~
Ten słodziak upaćkał się zapewne czekoladą. Otarłem więc kciukiem brązową plamkę z kącika jego dolnej wargi. Po czym się odsunąłem i wsadziłem koniec palca do swoich ust.
Tak, Nutella. Wszędzie rozpoznam ten smak.
Wpatrywałem się w Aleca z łagodnym uśmiechem. Rozmarzyłem się jednak nad smakiem jego warg. Kiedy spróbowałem czekolady, która otarłem z jego twarzy, było to tak blisko ust, że mogłem poczuć ich smak razem z tym kremem bogów.
Choć posmak ust chłopaka nie był intensywny, to nadal słodki. A co dopiero po nutelii! Musiały by smakować obłędnie... Zapragnąłem ich spróbować.
Najlepiej na swoich.
Chwila... Magnus!
Miałeś poznać tego chłopaka, nie od razu go całować, opanuj się. Nie mogę teraz myśleć narządem między moimi nogami... O nie. Choć będzie to troszkę trudne.
Ocknąłem się dopiero, kiedy po patrzeniu się tępo na jego usta zmierzyłem wzrokiem jego całą twarz, a zaraz i sylwetkę.
Wyglądał jakby chciał uciekać, ale nie mógł. Nogi mu drżały, tak samo jak dłonie, w których szelestała plastikowa torebka.
Szybko unosząca i opadająca klatka piersiowa wskazywała na to, że przez stres szybko i nierównomiernie oddycha.
Był bliski ataku paniki.
Co ja najlepszego zrobiłem! Sprawiłem, że cierpi psychicznie. Przez ten mój mały gest!
Po cholerę do niego podchodziłem i pchałem łapy tam gdzie nie trzeba!
Przecież od początku znajomości wyglądał jakby miał lekką, ale wciąż, fobię społeczną, a taki Magnus z uśmiechem zboczeńca pcha się do niego i dotyka jego twarzy.
Jezu...
- Alexandrze? Przepraszam - odsunąłem się jeszcze krok do tyłu, splatając ręce z torebką za plecami. Spojrzałem na niego smutno.
Musi mu być ciężko... Chłopak zacisnął mocno powieki i starał się unormować oddech. Kurczę... Muszę coś zrobić.
- Pomyśl o pluszowym ocelocie... - zaproponowałem cicho. Ta maskotka wczoraj pomagała mu się uspokoić.
Usłyszałem cichutki, prawie niesłyszalny chichocik z jego strony.
Uff... Odetchnąłem z ulgą.
- Naprawdę przepraszam - odezwałem się znowu. Alexander już o zdrowych zmysłach spojrzał na mnie.
Te hipnotyzujące tęczówki...
NIE TERAZ, Magnusie.
- N-nie masz z-za co... To j-ja zachowuję się jak w-wystraszone dzi-dziecko - wyjąkał speszony i odwrócił się bokiem do mnie, pakując bułki do swojej torebki.
- Powinienem myśleć, a potem robić. Moja nieprzewidywalna natura naprawdę bywa irytująca, nawet dla mnie - zaśmiałem się, wpatrując w niego.
- Sprawia, że jesteś wyjątkowy.
Mile zaskoczony spojrzałem na jego twarz, która pokryła się zdrowym i intensywnym rumieńcem.
Awww! Czy on robi to specjalnie? Jeśli jest taki słodki z natury to...! Porwę go i zamieszkamy razem w domku na skraju klifu, nad jakimś oceanem, gdzie nikt nie będzie mógł nas odnaleźć.
- Dziękuję, Alexandrze. Ale nie zapominaj też o swojej wyjątkowości - puściłem do niego oczko, kiedy spojrzał na mnie kątem oka i skierowałem się do kasy.
Poczułem nagle jak gorąco spowodowane obecnością tego chłopaka uchodzi ze mnie wraz z położeniem zapakowanych pączków pod nos ekspedientki. Młoda blondynka uśmiechnęła się do mnie i liczyła hajsik za pączki na kalkulatorze połączonym z kasą.
Po chwili obok mnie znalazł się Alec. Nerwowo przygryzając dolną wargę i zamyślony tak bardzo, że nie zorientował się kiedy ja już zapłaciłem za swoje zakupy, a dziewczyna za kasą mówiła coś do niego głośno, by wyrwać to z zamyślenia.
Zaraz... Ona mówiła do niego po imieniu?
- ALEC!
- C-co? - zdezorientowany chłopak spojrzał na blondynkę.
- Hej - uśmiechnęła się do niego promiennie i... Zalotnie?
No ej. Bo będę zazdrosny. Jak rasowa diva.
- Hej, Lydia - mruknął bez większych emocji i położył przy kasie bułki.
Dziewczyna zaczęła klikać na kalkulatorku swoimi pomalowanymi na czerwono pazurkami, zerkając na Aleca. Chłopak ponownie się zamyślił i zaczął wertować swoje kieszenie, zapewne w poszukiwaniu drobnych. Jęknął głośno kiedy nic nie znalazł.
- Luz, Alec - odezwała się blondynka, podając mu bułki. - Masz szczęście, że trafiłeś na mnie - powachlowała rzęsami.
Ona definitywnie go podrywa. NO EJ.
- Dzięki, przyjdę potem i oddam.
- Alexandrze - odezwałem się. - Od czego ma się przyjaciół? - rzuciłem parę drobnych na ladę.
Dziewczyna przyglądnęła mi się badawczo, ale zajęła monetami.
- Rozpieściłeś mnie już ocelotem, Magnus. Opanuj się - Alec spojrzał na mnie rozbawiony.
Ile ja bym dał, by widzieć go takiego zawsze...
- Oj tam, drobiazg - machnąłem ręką. - Idziesz do domu? Odprowadzę cię, i tak miałem ochotę na spacer.
- E... N-nie ma p-problemu... - w jego oczach pojawiły się iskierki podekscytowania.
- Super - posłałem mu szczery uśmiech.
Blondynka za kasą chciała się odezwać do Alexandra, ale oboje ją zbyliśmy i wyszliśmy ze sklepu.
Kiedy już szliśmy chodnikiem w stronę jego domu, a będziemy iść może z 5 minut, muszę zacząć pewien temat, który nie daje mi spokoju, a jestem prawie pewny mojej teorii.
- Alexandrze... - zacząłem, patrząc przed siebie, bo wiedziałem, że chłopak będzie czuć się pewniej kiedy nie będzie czuć mojego wzroku na sobie.
- Tak?
- Wiesz... Po wczorajszej sytuacji pod Młotem i teraz w sklepie...
Byłem pewny, że chłopak teraz kuli się w swoich ramionach.
- Czy... Nie każę ci odpowiadać, Alexandrze - dopowiedziałem szybko. - Ale korci mnie jedno bardzo ważne pytanie. Ty... Masz fobię społeczną? - naprawdę ciężko było mi na niego nie patrzeć, ale wiedziałem, że tak będzie lepiej.
Między nami zawiesiła się niezręczna cisza, przerywana tylko szelestem plastikowych torebek w naszych rękach.
Wiedziałem co ta cisza oznacza... Miałem się już odezwać, kiedy Alec przeszedł przez małą furtkę, obok której właśnie przechodziliśmy. Zapewne tu mieszka.
Ustał przed nią i tym samym przede mną, patrząc na swoje buty. Wyglądał jakby chciał się jakoś pożegnać, ale nie wiedział jak.
Albo wiedział, ale się wstydził zrobić cokolwiek.
- Dozobaczenia, Alexandrze - odezwałem się za niego.
Spojrzał na mnie, kiedy ja uśmiechnąłem się do niego przyjaźnie. Obróciłem się na pięcie i poszedłem w stronę swojego domu.
Cóż... Moja teoria okazała się prawdą.
Niestety. Ten chłopak cierpi na fobię społeczną. Słabszą czy silniejszą, ale to jednak fobia. Przed ludźmi. I tym samym przede mną.
Teraz wiem, że będę się z nim obchodzić jeszcze ostrożniej. Aż w końcu mi zaufa i będę po kolei przekraczać dzielące nas bariery. Najpierw jednak muszę przekroczyć tą "znajomy-przyjaciel".
Przypomniał mi się mój mały kotek. Z nim też jest trochę ciężko jeśli chodzi o oswojenie, ale z każdym dniem coraz lepiej.
Mam go od wczoraj, ale cii...
Chwila... Poszedłem do sklepu i zapomniałem karmy.
Strzeliłem facepalma. Przed domem będę jeszcze musiał zachaczyć o sklep.
🌻💘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro