Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

                               ~Alec~
Siedzieliśmy właśnie w jakieś obcokrajowej knajpce, czekając na swoje zamówienia. Przy kwadratowym stoliku, wokół którego było 5 krzeseł. Jedno oczywiście zajmował mój pluszowy ocelot.

Muszę nadać mu jakieś imię...
Czy to jest dziecinne?
Poniekąd...
Ale chuj tam.

Było po 19:30, więc zaczął się letni wieczór. Na niebie były odcienie pomarańczu i żółci, chmury już dawno uciekły niewidoczne za horyzontem. Robiło się trochę zimno, ale dla żadnego z nas to nie przeszkadzało.

- Jace... - warknąłem groźnie, gdy siedzący naprzeciw mnie blondyn sięgnął do pluszaka, który na swoim miejscu znajdował się tuż przy mnie.

- Oj, no weś... Na chwilę? - spojrzał na mnie błagającym spojrzeniem.

- Nie.

- Proszę!

- Nope.

- Please!

Magnus i Izzy przyglądali się temu rozbawieni, dziewczyna mieszając słomką w swoim soku pomarańczowym, a azjata ciągle wpatrzony we mnie. Bardziej krępujące od wzroku Izzy było właśnie jego spojrzenie.

Ciągle czułem jak przechodzą przez moje ciało przyjemne i ciepłe dreszcze, gdy co chwila upewniałem się, czy wciąż patrzy na mnie.

I patrzył. Ciągle. Z tym swoim leniwym uśmiechem i zmrużonymi oczami, co w całości dawało efekt uroczego kocura.

- PROSZĘ!

Odwróciłem wzrok od azjaty i spojrzałem na krzyczącego Jace'a. Po cholerę mu moje adoptowane dziecko, które dostałem od Magnusa?!

- Po cholerę ci on?

- Potrzebuję! Zrób to dla brata!

- Jesteś zbyt nieobliczalny, a ja zdążyłem obdarzyć tego pluszaka dozgonną, szczerą miłością - wziąłem zabawkę na kolana.

- Ojj, Alec - pokręciła głową z rozbawieniem Izzy.

- Tak mi na imię - uśmiechnąłem się głupio do niej, próbójąc nie zwracać uwagi na spojrzenie Magnusa, o którym śmiało mogę powiedzieć, że wwiercało się we mnie niczym wiertarka, mająca na przodzie długiego gwoździa, z którego wystawały pojedyńcze kolce. Które rozrywały by moje mięśnie na strzępy i jeszcze sprawiało by im to radość.

Nie wiem czy owe spojrzenie mnie denerwowało... Chyba raczej nie. Po prostu nie chciałem się więcej rumienić. Nie chcę wyjść przed Magnusem na zawstydzonego, niedoświadczonego chłopca. Co to, to nie.

Zanim ktoś z nas zdążył zacząć jakąś dyskusję, podano nam pod nosy nasze zamówione dania. Jace zamówił sobie hamburgera z frytkami, Izzy sałatkę grecką, Magnus sushi, a ja sajgonki tajskie. Każdy z nas zajął się swoim talerzem, bo serio byliśmy wygłodniali.

W końcu na talerzach zostało niewiele i popijaliśmy to napojami. Sokami, lub po prostu coca-colą jak w moim przypadku.

- Mogę być szczery? - odezwał się Jace.

Nasze spojrzenia powędrowały na niego.

- No dawaj - ponagliła go Izzy.

Jace spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, a ja poczułem jak żołądek skacze mi fikołka z nerwów, a ze zjedzonym przed chwilą jedzeniem, moja twarz zapewne przybrała nieco zielonkawy odcień.

- Z tym pluszakiem na kolanach wyglądasz co najmniej jak dziecko z downem... - zaczął, a ja pokręciłem głową rozbawiony.

Jak dobrze, że chodziło mu tylko o głupie docinki. Jednak blondyn dalej kontynuował.

- ...A w gorszym przypadku jak pedał.

- W sensie gej? - Izzy skarciła go spojrzeniem.

Póki co dziwiłem się sam sobie, że zachowuję spokój. I zewnętrzny i wewnętrzny. Może nie będzie tak źle...

- Tak? - wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodniej na krześle.

Ta rozmowa zmierza w złym kierunku...
Poczułem jak serce mi nieco przyspiesza.

- Masz coś do gejów? - odezwał się Magnus. Spojrzał na Jace'a z wyraźnym zdenerwowaniem.

- A co? Ty jesteś? - prychnął.

- Nie, ja akurat jestem biseksualny - odpowiedział azjata z powagą i stanowczością w głosie.

On nie wstydzi się przyznawać do tego...?

Jace tylko wywrócił oczami i wziął się za kończenie swoich frytek. Izzy wymieniła się spojrzeniem z Magnusem i obaj wzięli się za swoje napoje.

Już myślałem, że udało się ominąć ten temat, gdy nagle...

- Na całe szczęście Alec nie jest jakimś gejem, cnie, bro? - spojrzał na mnie Jace.

Bo jakże inaczej...
Na co ja liczyłem? Na swoje szczęście?
Przecież ja go nie mam!
Te pieprzone wyjście...
Jest dobrze, by za chwilę było źle.
Komfortowo, by za chwilę było w chuj niekomfortowo.

Zaczęły pocić mi się ręce pod tym spojrzeniem ze strony Jace'a. Już miałem coś odpowiedzieć, kiedy Magnus mnie wyręczył.

- A co? Przeszkadzałoby ci to?

- Pf, mój brat nie jest żadnym pedałem.

- Nie jesteście prawdziwymi braćmi, nie płynie w was ta sama krew.

Czułem, że zaraz rozegra się kłótnia. Jace i Magnus wzrokowo urządzili sobie pojedynek. Aż dało się dostrzec groźne iskry i błyskawice między nimi, i wcale nie były to iskierki zauroczenia.

Spojrzałem na Izzy, błagając, by coś zrobiła. Ta zrozumiała mój wzrok i chrząknęła głośno.

- No, chłopcy! Najedzeni już? To dobrze. Jace, chodź, odniesiemy talerze - wstała z krzesła.

- Ale... - blondyn chciał zaprzeczyć, jednak groźne spojrzenie siostry zamknęło mu buzię.

Posłusznie wstał i ze zirytowaniem pomógł jej wziąć talerze i szklanki. Zanim zniknęli w głębi knajpki, Izzy puściła do mnie oczko razem z tym znaczącym uśmiechem... Aha...

Nie wiedziałem o co chodzi, dopóki nie zorientowałem się, że zostałem sam z Magnusem.

A Izzy zrobiła to specjalnie. I zatrzyma Jace'a. I nie prędko tu wrócą...

IZZY!!!

                            ~Magnus~
Zostałem przy stole sam na sam z Alekiem. Dziękuję ci, Izzy! Będę musiał jej osobiście podziękować.

Spojrzałem na chłopaka, który uparcie bawił się pluszakiem na swoich kolanach.
Wyobraziłem sobie go z Prezesem w takiej pozycji. Ciekawe, czy kot polubił by go?

Wpatrywałem się w niego, szukając w głowie jakiegoś tematu, który mógłbym poruszyć, by przerwać ciszę, jednak odziwo chłopak odezwał się pierwszy.

- Ty... Nie bałeś się? - spojrzał na mnie niepewnie, do tego mówił tak cicho, że miałem problemy z odpowiednim rozpoznaniem słów.

Dosiadłem się więc bliżej niego na krzesło, które wcześniej zajmował pluszowy ocelot. Podłokietniki naszych siedzeń stykały się ze sobą, a przez to my byliśmy blisko siebie.

Zobaczyłem jak chłopak się spina, jakby się wystraszył. Nie chciałem, by teraz gdy sam do mnie zagadał, znowu zamknął się w sobie jak zwykł to robić w towarzystwie, (jak też wspominała Izzy) więc odsunąłem się trochę z moim krzesłem.

Alec wypuścił z ust wstrzymywane powietrze. Założyłem nogę na nogę, odwracając się bardziej w jego stronę, tym samym opierając łokcie na jednym z podłokietników od strony Aleca.

- Bałem się? A czego, Alexandrze? - wróciłem do rozmowy kiedy uznałem, że chłopak po milionowym ściskaniu pluszaka rozluźnił się trochę.

Pluszak będzie robił za jego zabawkę odstresującą? Cóż... Pochlebia mi to. Szczególnie, że wybrał tą, którą dostał właśnie odemnie.

- No... - zaczął. - Przyznać się do swojej orientacji. Nawet przed takim kretynem jak Jace.

- Oczywiście, że nie, Alexandrze. Dlaczego tak sądzisz?

- Eee... - podrapał się nerwowo po karku. - Po prostu.

- Ty byś się wstydził? Powiedzmy, do tego, że jesteś gejem? Dla mnie możesz się przyznać, bez obaw. Będzie to na moją korzyść prawdę mówiąc - uśmiechnąłem się do niego promiennie.

Alexander uniósł na mnie wzrok i odwzajemnił uśmiech.

Co prawda lekki, niepewny, krótkotrwały, prawie niewidoczny, ale uśmiech!
A każdy wyglądał pięknie, obłędnie, wyjątkowo i zapierająco dech w piersiach, kiedy tylko był w wykonaniu Alexandra.

Westchnąłem rozmarzony i z leniwym uśmiechem oparłem brodę na pięści jednej z rąk. Wpatrywałem się w Aleca.

Co ja poradzę?! Jest jak anioł.

Ten również nie spuszczał ze mnie wzroku. Poczułem dreszcze na moim ciele, kiedy mocniej zatopiłem się w jego błękitnych, tajemniczych oczach. Jak mogłem nie zauważyć wcześniej, że są takie piękne?

Jak studnia bez dna.
Ciemna, mroczna i dziewicza studnia nie odwiedzana przez nikogo, w której miałem ochotę poznać każdy zakamarek.

Każdą rysę, każdą niewidzialną bliznę, która zdobiła duszę tego chłopaka.

Miałem ochotę... Ochotę? Wielką potrzebę raczej. By poznać Alexandra Lightwooda tak, jak jeszcze nikt go nie poznał.

Usłyszeć i zachować dla siebie każdy jego sekret, który ujawnił by tylko przede mną.
Widzieć go smutnego, zagubionego, zmarkotniałego, ale jak i wesołego, nieśmiałego, pewnego siebie, który jest gotów podbić świat.

Być przy nim. Po prostu i jeszcze najprościej. Dać mu swój czas, swoją obecność, od której mam nadzieję, uzależnił by się.

Tak samo jak ja, z każdą kolejną minutą uzależniam się od niego i zastanawiam się, jak przetrwam moment, kiedy po tym spotkaniu będziemy musieli rozejść się do swoich domów.

Sto razy bardziej bym wolał, żeby został u mnie... Lub ja u niego. Siedząc razem na kanapie, przed kominkiem, przykryci kocami, a w dłoniach trzymając kubki z parującą, gorącą czekoladą.

Pod nogami leżałby Czekolada. A na nim może mój mały biały kociak, lub nawet Prezes Miau.

- Um... Magnus?

Moje wyobrażenie o prawdopodobnie idealnych wieczorach rozmazało mi się przed oczami, kiedy zauważyłem, że ktoś macha mi ręką przed twarzą.

Chciałem potrzeć swoje oczy, ale na szczęście zorientowałem się, że przecież mam makijaż. Tak więc potrząsnąłem głową, orientując się, że przede mną są trzy twarze.

Jednak najbardziej skupiłem się na głowie z boku, która była głównym bohaterem moich myśli...

No...coś czuję że niedługo Magnus poczuje coś więcej do Aleca, niż tylko chęć poznania go 😏🌻💘
Cały efekt psuje tylko Jace homofob 😛

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro