55. Jeden kieliszek za dużo v2 ❌
🌸 Tony -
Przez całe przyjęcie Tony z niepokojem patrzył jak jego towarzyszka opróżniała kolejne kieliszki whiskey. Był pewien, że nie wyjdzie z tego o własnych siłach, a na drugi dzień będzie jęczeć z powodu potwornego kaca. Niestety, nie było opcji, aby ją od tego odciągnąć. Założyła się z Rogersem i nie zamierzała przegrać. Stark podśmiewał się z niej pod nosem, widząc jak zaczyna się zataczać. Zainterweniował jednak dopiero, gdy [T.I.] weszła na bar i chwyciła pierwszą lepszą rurę.
-Pijaczyno, tobie już wystarczy... - zaśmiał się, widząc jak chwiejnie trzyma się na swoich szpilkach.
Kobieta w odpowiedź zsunęła się w dół po rurze i spojrzała na niego z głupim uśmiechem.
- Wiesz, że nim zostałam agentką T.A.R.C.Z.Y byłam striptizerką? - zapytała ze śmiechem, odchylając się do niego tyłem.
Tony pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Bardzo chętnie wykorzystam tę informację, ale nie teraz - mruknął do jei ucha. - Zbyt wielu ludzi patrzy...
[T.I.] obkręciła się wokół przedmiotu i usiadła twarzą twarz ze Starkiem. Miała na ustach sugestywny uśmieszek. Powoli zsunęła z siebie żakiet.
- O nie, dość - Tony otulił ją żakietem i ściągnął szybko z blatu. - Nic nie widziałeś, Steve! Nikt nic nie widział!
Poprowadził swoją kobietę do sypialni, gdzie ta, zaczęła się rozbierać. Wszystko powoli i seksownie... Do momentu, w którym Tony położył ją na łóżku i otulił kołdrą po samo czoło. Odleciała niemal natychmiast.
- Śpij, pijaczyno... - zaśmiał się z niedowierzaniem. - FRIDAY, pilnuj jej, żeby nie zrobiła sobie krzywdy...
🌸 Steve
- No dalej, Stevie... - [t.k.w.]włosa, pijana kobieta jęknęła cicho, patrząc w niebieskie oczy swojego chłopaka. - Wiem, że tego chcesz...
Rogers pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Jesteś pijana, zrobisz sobie krzywdę - mruknął, przytrzymując ją lekko, nie dając jej się ruszyć.
- Steve... - ponownie jęknęła, lekko się niecierpliwiąc.
Chciała wyszarpnąc się z jego uścisku, ale Steve był silniejszy i przytrzymał ją. Chwilę później przerzucił ją sobie przez ramię i zaniósł do sypialni i rzucił na łóżko.
- Chcesz się siłować? - zapytał wyzywająco. - Spróbuj wstać...
[T.I.] uśmiechnęła się łobuzersko, po czym zaplotła nogi wokół jego bioder, przyciągając go do siebie.
- Grasz nie fair, Rogers... - mruknęła pod nosem, wciąż głupio się uśmiechając. - Ale ja też tak potrafię...
Zdziwiony Steve poluźnił uścisk, dzięki czemu [t.k.w.]włosa podniosła się lekko i natychmiast złączyła ich usta w długim pocałunku. Kapitan poczuk smak alkoholu na jej ustach, ale nie odsunął jej od siebie.
- Zamierzasz mnie po pijaku zaciągnąć do łóżka? - zaśmiał się, kiedy udało mu się od niej oderwać.
- Może - wzruszyła niewinnie ramionami. - A może właśnie udowodniłan ci, że zawsze z tobą wygram, bo masz do mnie słabość...
Rogers roześmiał się z niedowierzaniem. A więc to tak?
- Cwaniara z ciebie - delikatnie pocałował ją w nos. - Nie spodziewałem się tego...
- Jeszcze wielu rzeczy nie wiesz, Kapitanie - zaśmiała się, po czym pijacko czknęła.
Steve skwitował to śmiechem.
- Będziesz miała jutro kaca...
🌸 Bucky -
Barnes nie wierzył, że tak skończył. Był Zimowym Żołnierzem, mordercą, jednym z najniebezpieczniejszych ludzi na Ziemii, a utknął jako poduszka między kanapą, a pijaną panią psycholog, która oplotła się wokół niego jak koala.
- Bakuś... Wiesz, że bardzo cię kocham? - zapytała bełkotliwie, wodząc palcem po jego klatce piersiowej.
- Powtarzasz mi to od dwóch godzin - westchnął zrezygnowany, mimo wszystko głaskając ją po włosach.
Wiedział, że w tym stanie wystarczy jedno złe słowo, jeden zły gest, żeby zaczęła płakać, a tego nie chciał.
- Jesteś taki kochany i mieciutki... - zachichotała, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi. - Stwarzasz pozory twardziela, a do tego masz bioniczne ramię, ale... Dalej jesteś mięciutki...
Bucky roześmiał się z niedowierzaniem. Co ta kobieta, z nim robiła...
- A ty jesteś pijana i jutro będziesz mi jęczeć, że cię boli głowa i że to wszystko moja wina - zauważył, odgarniając [t.k.w.] kosmyki z jej czoła.
Jej oczy były lekko zaćmione przez alkohol, ale wciąż były piękne. Dla niego zawsze były.
- Przez kogoś musi być - zachichotała, po czym uroczo pocałowała go w nos. - Ale jesteś najcudowniejszą częścią mojego życia - westchnęła z delikatnym uśmiechem.
- Chcę to dostać na papierze jako dowód - zaśmiał się, całując ją w czoło.
[T.I.] ziewnęła cicho, co było bardzo urocze i zamknęła oczy.
- Kocham cię, Bakuś - zaśmiała się cicho i sennie położyła głowę na jego ramieniu.
- Ja ciebie też, głupia... - westchnął, ale ona już go nie usłyszała.
Zasnęła, cichutko pochrapując, mocno wtulona w niego...
🌸 Clint -
- Kochanie, jestem w domu! - zawołał Clint, zamykając za sobą drzwi.
Nie uzyskawszy odpowiedzi, rozejrzał się zmartwiony po domu. Czyżby [T.I.] nie wróciła jeszcze ze spotkania z przyjaciółką? Barton powoli wszedł na piętro domu. Wszystko wskazywało na to, że jego narzeczona jest w domu, ale nigdzie jej nie widział. Do czasu. Kiedy wszedł do sypialni, zmarszczył zdziwiony brwi. Na ich łóżku, leżało duże owinięte kocem, zawiniątko.
- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytał, siadając na brzegu łóżka.
- Nie widzisz mnie - szepnęła konspiracyjnie spod koca.
Clint zrozumiał już co jest na rzeczy. Roześmiał się cicho, po czym odkrył ją powoli.
- Ile wypiłaś? - zapytał rozbawiony, widząc jej zdziwioną minę.
- Jakim cudem mnie znalazłeś?! - podniosła się gwałtownie, patrząc na niego jak na kreatyna.
To sprawiło, że roześmiał się jeszcze głośniej. Pogłaskał ją pobłażliwie po włosach i pocałował w czoło. Była hak małe dziecko. Patrzyła na niego, wielkimi oczyma, nie mając pojęcia jak odkrył jej wspaniałą kryjówkę.
- Jesteś oszustem... - zmrużyła oczy, a on ponownie się roześmiał.
- Oczywiście, kochanie - zachichotał, czochrając jej włosy. - Ja zawsze oszukuję...
Z tymi słowy uroczo pocałował ją w nos.
- Tym razem tak się schowam... - zagroziła, chcąc wstać, ale zaplątała się w koc i wylądowała na podłodze. - Ała...
- O rany... - Clint westchnął i natychmiast podniósł ją z ziemi. - Idziesz spać, pijaczyno...
🌸 Thor -
W Avengers Tower wszyscy byli już mocno wstawieni. No, może poza Rogersem i Thorem, ale oni się nie liczyli, byli poza wykresem. Jedną z najbardziej pijanych osób, była [T.I.], która odrobinę przesadziła z alkoholem i zaczynała powoli odczuwać tego skutki.
- Hej Roszpunko - chwiejnym krokiem podeszła do asgardczyka i uśmiechnęła się do niego promiennie. - Chodź...
Chwyciła jego dłoń w swoją i ze śmiechem zaczęła ciągnąć go na parkiet. Thor zmarszczył brwi, kiedy zatrzymała się pośród tańczących ludzi i obkręciła się wokół własnej osi.
- Zatańcz ze mną - zaśmiała się, widząc jaki sztywny jest.
- Kochana, ledwo stoisz na nogach - zauważył, łapiąc ją nim połamałaby sobie nogi.
Stanęła prosto i popatrzyła mu w oczy z uśmiechem. Czuć było od niej bimber, nawet Thor to czuł.
- No dalej, władco piorunów, nie zatańczysz ze mną? - zadroczyła się, po czym ponownie potknęła się o swoje nogi i wpadła na jego klatkę piersiową.
- Nie w takim stanie - pokręcił z niedowierzaniem głową, po czym wziął ją na ręce, aby zabrać ją do pokoju.
- A dasz sobie zapleść warkoczyki? - zachichotała, bawiąc się jego włosami. - Wplotę ci w nie kwiatki, co ty na to, Roszpunko?
Asgardczyk pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Najdroższa, obawiam się, że przesadziłaś z ziemskimi trunkami - mruknął, kładąc ją na jej łóżku.
- Ale wisisz mi taniec - jęknęła niezadowolona, przeciągając się i ziewając uroczo.
- Następnym razem, królowo - skinął z uśmiechem głową. - Obiecuję...
🌸 Loki -
- Jeszcze dzisiaj uczynimy Midgar naszym! - Loki niemal podskoczył, kiedy drzwi mieszkania [T.I.] otworzyły się z hukiem, a jego właścicielka weszła do niego, ledwo trzymając się na nogach. - Loki, synu Laufeya! Stań u mego boku w tej...
Z tymi słowy potknęła się o stojące w przedpokoju buty i z hukiem wylądowała na twarzy. Loki natychmiast wyszedł z pokoju i stanął nad [t.k.w.]włosą, dziewczyną, która leżała na podłodze.
- Wszystko w porządku? - zapytał, kucając obok niej.
Mruknęła coś niezrozumiałego w odpowiedzi i powoli uniosła się na swoich łokciach.
- Nie skończyłam przemowy - jęknęła niezadowolona.
Bóg Kłamstw zaśmiał się pod nosem, po czym pomógł [T.I.] podnieść się z ziemi.
- W takim stanie, na pewno nie podbijesz żadnego świata - zauważy, prowadząc ją do salonu.
- Nie wierzysz we mnie, o nie wierny! - zawołała wojowniczo, wymachując rękami na boki.
Loki popatrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, zastanawiając się ile musiała wypić, aby doprowadzić się do takiego stanu. Mało nie dostał zawału, kiedy chwyciła jego "dzidę" w swoje ręce. Wspięła się chwiejnie na kanapę i spojrzała na czarnowłosego.
- Klęknij przed twoją Królową - zażądała niemal śmiertelnie poważnie, a kiedy się zawahał, wymierzyła w niego dzidą. - Klęknij...
- Zrobisz sobie krzywdę - mruknął, zabierając przedmiot z jej dłoni.
W tej samej chwili kobieta straciła równowagę i wpadła w jego ramiona.
- Jutro zobaczymy czy będziesz taka chętna do podbijania świata - westchnął, przerzucając ją sobie przez ramię i zaniósł do sypialni.
🌸 Bruce -
Banner siedział jak kłoda na krześle barowym, podczas gdy jego dziewczyna, [T.I.] jawnie i na oczach wielu gości, dobierała się do niego. Jej chłodne dłonie wsuwały się pod jego koszulę, próbując rozpiąć jej guziki.
- [T.I.] przestań... - wziął jej ręce z siebie i spojrzał jej w oczy.
-Ale Bruce... - zaśmiała się uroczo. - Nie daj się prosić...
Znów do niego przylgnęła, chowając twarz w zagłębienie jego szyi. Jej włosy połaskotały go po twarzy, kiedy zaczęła się cicho śmiać.
- Jesteś pijana, a tu jest masa ludzi... - mruknął, głaszcząc ją po głowie.
- Nie udawaj takiego trudnego do zdobycia - [T.I.] zachichotała, gryząc delikatnie skórę na jego szyi.
Bruce westchnął ciężko, odsuwając ją od siebie. Spojrzał w jej roześmiane, pijane oczy i pokręcił z dezaprobatą głową.
- Idziesz spać - mruknął, ale patrząc na nią, czuł, że wymięka. - I nie patrz na mnie w ten sposób, jutro mi za to podziękujesz...
Z tymi słowy wstał ze swojego miejsca i powoli poprowadził swoją chwiejącą się dziewczynę do sypialni. Tam [T.I.] nie czekała ani chwili. Rzuciła się na Bannera z gorącymi pocałunkami. Bruce z trudem odsunął ją od siebie, naprawdę nie chcąc jej odmawiać.
- Przestań, proszę... - westchnął, kładąc dłonie na jej talii.
- Ale Bruce... - popatrzyła na niego smutnymi oczyma.
I w tym momencie Banner się poddał...
🌸 Sam -
- [T.I] czy ty możesz być ciszej..? - Sam ze zmartwieniem patrzył na swoją dziewczynę, która leżała na blacie w kuchni i wyła niczym wilk w czasie pełni.
- Co? - zapytała głośno. - Przepraszam, Sam nie słyszę! Muzyka jest za głośno!
Ze śmiechem znów zaczęła śpiewać piosenki z zakazanej playlisty. Tak uważał Sam. Była bardzo zakazana. Playlista przebojów Justina Biebera... Skąd ona w ogóle to miała?
- Baby baby bay ooooooooooh - [t.k.w.]włosa już nie śpiewała. Ona krzyczała.
Wilson w tym momencie zaczął kwestionować swoje wybory życiowe.
- Nawaliłaś się... - westchnął zrezygnowany, ściągając ją z blatu.
- Sam, śpiewaj ze mną! - zawołała radośnie, machając dziko rękami. - Ba.. Mphhhfff...
Falcon uciszył ją, zakrywając jej usta swoją dłonią.
- [T.I.], wystarczy - zaśmiał się z niedowierzaniem, po czym przerzucił ją sobie przez ramię. - Idziesz spać...
- Ale ja jeszcze nie skończyłam - jęknęła zrezygnowana. - Sam, no weź mam jeszcze całą płytę!
Sam niemal się zakrztusił. Nie przeżyłby tego. Jego uszy by nie przeżyły.
- I to trzeba zaraz przerwać... - mruknął, idąc z dziewczyną do sypialni.
- Ale ty jesteś sztywny - skrzywiła się, wciąż zwisając głową w dół. - I marudzisz...
Wilson wywrócił oczami, kopniakiem otwierając drzwi sypualni.
- Zobaczymy kto będzie marudzić jutro...
🌸 Pietro -
Drzwi malutkiego mieszkania otworzyły się z hukiem, kiedy Pietro potraktował je z buta, aby wnieść do środka swoją dziewczynę, którą niósł na plecach.
- Pędź Strusiu! - zachichotała [T.I.]. - Ucieknijmy temu kojotowi!
- Dziewczyno, obudzisz sąsiadów - mruknął, wnosząc ją do środka, jak gdyby nie ważyła kompletnie nic.
[t.k.w.]włosa zaśmiała się głośno, oplatając ramiona wokół barków Pietra.
- No dalej, pobawmy się w Kojota i Strusia - zakryła mu oczy dłońmi, przez co Maximoff nie zauważył ich kota, o którego się potknął. - Przepraszam, kiciu!
Chłopak w końcu doniósł swoją dziewczynę na kanapę i posadził ją na niej. Ta jednak nie zamierzała go puszczać.
- Masz bardzo wygodne plecy, Strusiaczku- z uśmiechem się w nie wtuliła.
Pietro zaśmiał się uroczo na to przezwisko.
- Pójdziesz grzecznie spać ze swoim Strusiaczkiem? - zapytał, wciąż się śmiejąc.
- A co z kojotem? - zapytała, ziewając cichutko.
Maximoff ponownie się zaśmiał. Była jak dziecko.
- Kojotem zajmiemy się jutro - zapewnił, wstając z nią z kanapy. - A teraz, chodź, Ślimaczku. Zmierzamy do krainy pijanych snów!
🌸 Stephen -
- I właśnie takim sposobem ja, Hobbit z Shire'u, po wyjściu z Piekła uratowałam Hogwart przed Voldemortem - [T.I.] zakończyła swoją niebywałą historię, bawiąc się dłońmi Stephena, na którym niemal leżała.
- Mhm, były tam też smoki? - zapytał, głaskając tę pijaczynę po włosach.
Potwierdziła z cichym chichotem.
- Jeden - odpowiedziała bez namysłu. - Smaug. Cholernie seksowny głos...
Strange pokręcił z niedowierzaniem głową, uśmiechając się pod nosem, do dziewczyny.
- Nie wyglądasz na hobbita - zaplątał kosmyk jej włosów.
- Ale jestem hobbitem - mruknęła niezadowolona, patrząc na niego z wyrzutem. - Do ciebie? Każdy jest...
Z tymi słowy wtuliła się w niego, chowając się pod pelerynką lewitacji, która otuliła ją szczelnie.
- I tak w ogóle to... - ziewnęła cicho, nim dokończyła. - Z tobą to byśmy szybciej uratowali Hogwart...
Stephen uśmiechnął się pod nosem. To było urocze. Martwiło go jednak to, jak jego dziewczyna poradzi sobie z kacem, który dorwie ją następnego ranka.
- Co ty ja to, żeby odpocząć po tej niesamowitej przygodzie, hm? - zapytał, nachylony nad jej uchem.
- W sumie to masz rację, Steph... - mruknęła sennie. - Nie wiadomo, kiedy znów będę musiała uratować świat... - ledwo dokończyła to zdanie z ziewnięciem, a już prawie była w krainie snów.
- Chodź, mój hobbitku - wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni.
🌸 Peter -
Parker wrócił wcześniej z misji i postanowił zrobić niespodziankę swojej dziewczynie. Nie spodziewał się jednak zobaczyć jej w takim stanie... Kiedy tylko otworzył drzwi, zobaczył butelki po winie na podłodze, ale po [T.I.] nie było śladu. Nagle usłyszał odgłos czegoś dużego, spadającego ze znacznej wysokości oraz ciche jęknięcie. Od razu podszedł do sypialni i się załamał. [t.k.w.]włosa leżała na podłodze w jego stroju i klnęła pod nosem.
- Peter... Twój strój nie działa... - jęknęła cicho.
- O rany... - Spiderman od razu podniósł ją z ziemi, ale spotkało się to z jej głośnym zawodzeniem i przekleństwami.
W końcu Peter, pomógł jej wyjść ze swojego starego stroju i dopiero wtedy jego oczom ukazała się jej opuchnięta ręką.
- Chyba ją złamałam - skrzywiła się dziewczyna, oglądające rękę.
Parker pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Co ty w ogóle wymyśliłaś? - zapytał, wprowadzając ją z pokoju.
- Nudziłam się - bąknęła, dreptając za nim. - Tęskniłam, ty nie mogłeś odebrać no i tak jakoś...
Mówiła bardzo nieskładnie, na bank była pijana jak cholera.
- Teraz załatwiłaś sobie całodobową opiekę - zaśmiał się z niedowierzaniem. - Trzeba cię zabrać do szpitala...
- Ale przynajmniej ze mną zostaniesz - uśmiechnęła się triumfalnie. - Więc jestem na plusie...
🌸 Natasha -
- No już, już... Wyrzuć to z siebie - Romanoff, głaskała pokrzepiająco plecy swojej dziewczyny i trzymała jej włosy, podczas gdy ta zwracała kolejną dawkę żółci i alkoholu do ubikacji. - Jeszcze nie widziałam, aby ktoś tak się struł...
- Oh zamknij się - wymamrotała [T.I.], kiedy torsje przestały nią rzucać. - W życiu tak nie rzygałam...
Podniosła się znad toalety i oparła się o kafelki, którymi wyłożony była ściana. Natasha spojrzała na nią uważnie, z nutą zmartwienia w oczach. [T.N.] otarła usta dłonią. Jej czoło było zlane potem, naprawdę nieźle struła się alkoholem...
- To było zdecydowanie za dużo - jęknęła, czując jak wciąż ją podnosi. - Nigdy więcej. Przysiegam. Nigdy. Więcej.
Rudowłosa agentka uśmiechnęła się z niedowierzaniem.
- Ale nie chciałaś słuchać, gdy mówiłam ci, że wystarczy - zauważyła z lekkim przekąsem. - Kiedy ty się nauczysz, że mnie lepiej słuchać?
- Rany, Tasha - [t.k.w.]włosa wywróciła zrezygnowana oczami. - Nie praw mi teraz kazań, błagam...
- Oh moya lyubov'* - Romanoff westchnęła. - Czasem mam wrażenie, że beze mnie byś zginęła...
Dziewczyna znów chciała odpowiedzieć, ale ponownie poczuła jak zbiera się jej na wymioty. Po chwili opróżniła zawartość swojego żołądka do toalety. To zdecydowanie będzie długa noc...
🌸 Wanda -
Maximoff wiedziała, że nie powinna zostawiać [T.I.] samej po kłótni. To zawsze prowadziło do sytuacji, w których żadna z dziewczyn nie chciała się znaleźć. Wanda zawsze miała potem wyrzuty sumienia... Zamiast wspierając swoją ukochaną, zostawiała ją samą ze swoimi myślami, które nie zawsze były dobre.
Zdziwiła się, jednak, kiedy [t.k.w.]włosa weszła chwiejnym krokiem do kuchni. Jej oczy lśniły od łez, ale były również nieco zamglone... Zapewne od alkoholu, bo Wanda od razu wyczuła jego zapach.
- Wanda... To musiało boleć, prawda - rzekła, podchodząc do niej, ledwo stojąc na nogach.
Maximoff zmarszczyła brwi.
- Co musiało boleć, [T.I.]? - zapytała niepewnie, patrząc na swoją dziewczynę ze zmartwieniem.
[T.N.] uśmiechnęła się głupio, po czym położyła dłonie na talii Wandy.
- Jak spałaś z nieba, kochanie - mruknęła, próbując ją pocałować. - Jesteś moim aniołem, Wanda... Bez ciebie...
Dziewczyna z trudem odsunęła pijaną partnerkę od siebie.
- Wystarczy tego, [T.I.] - westchnęła cicho. - Jesteś pijana...
[T.I.] odsunęła się od niej i popatrzyła na nią smutno. Chwilę studiowała jej twarz, a Wanda mogła niemal usłyszeć jak trybiki w jej głowie pracują... Wymyślała coś potworne głupiego...
- Twój ojciec musiał być złodziejem, bo...
- O nie, wystarczy! - czarownica natychmiast ucięła. - Mam dla ciebie dobrą radę w dwóch słowach, kochana: zimny prysznic!
Z tymi słowy wypchnęła ją z pomieszczenia. Na pewno lepsze to niż myśli samobójcze...
🌸 Wade -
- Kochanie jesteś zła? - Wilson jak idiota skakał wokół swojej... Pijanej dziewczyny. - Kotku, ale dlaczego jesteś zła? Jesteś taka gorąca, kiedy jesteś zła...
- Daj mi spokój, Wade - burknęła obrażona, idąc nieśpiesznie w stronę łazienki.
Bezceremonialnie się w niej zamknęła i puściła wodę.
- Rozumiem! - zawołał, stojący pod łazienką Wade. - Teraz się gniewasz, a potem będziemy uprawiać namiętny seks na zgodę!
Nie uzyskał jednak odpowiedzi. [T.I.] wyszła z łazienki ponad pół godziny później i bez słowa udała się do sypialni. Tam zakopała się pod kołdrą i odwróciła tyłem do Wilsona. Ten spojrzał na nią zdziwiony. Nie tego się spodziewał.
- Kochanie, ale ja nie rozumiem... - bąknął, kładąc się obok niej. - Dlaczego jesteś zła? Coś źle zrobiłem? Odezwiesz się jeszcze do mnie? Kochanie, ja już tęsknię...
Dopiero po piętnastu minutach gadania do ściany, uświadomił sobie, że zasnęła. Kiedy to do niego doszło, umilkł i zraniony poszedł spać. Tyrpnął jeszcze swoją dziewczynę kilka razy, ale oberwał mocno po łbie, więc odpuścił.
- Dobranoc moje słodkie, obrażonego kochanie - ziewnął i odpłynął w objęcia Morfeusza...
~~~
* moje kochanie (to wcale nie fetysz na Natashę mówiącą po rosyjsku...)
Postanowiłam to pisać w trzeciej osobie, bo jakoś ładniej to wygląda
Przepraszam też za długą nieobecność, ale miałam problemy z wattpadem i straciłam dużo szkiców... Co naprawdę teraz ciężko nadrobić, ale robię co mogę
Generalnie... Jakieś pomysły na rozdziały? Coś co chcielibyście przeczytać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro