43. Jeden kieliszek za dużo... ❌
🌸 Tony -
Ze spotkania z przyjaciółką wróciłaś dość późno, ale wiedziałaś, że Tony nawet tego nie zauważy, bo i tak miał urządzić sobie męski wieczór ze Stevem. Myślałaś, że Kapitan dopilnuje, aby Stark nie pił zbyt wiele i grzecznie położył się spać, ale niestety się przeliczyłaś. Ledwo przestąpiłaś próg waszego wspólnego pokoju, a powitało Cię intro Careless Whisper. Na samym środku sypialni, ledwo trzymający się na nogach Tony, zaczął dziwnie podrygiwać w rytm muzyki.
- Kochanie, wróciłaś! - zawołał nieco zbyt głośno, podchodząc do Ciebie. - Chodź...
Z tymi słowy zaczął bujać się z Tobą na boki, przy akompaniamencie Georga Michaela.
- Tony, śmierdzi od ciebie jak z browaru - skrzywiłaś się.
- Browar to piwo - zauważył Stark. - A ja piłem bimber.
Po tych słowach, nie przerywając waszego niezwykle romantycznego tańca, zawlókł Cię na środek pokoju, potykając się o własne nogi.
- Powinieneś się położyć, Tony - westchnęłaś patrząc w jego piękne, ciemne oczy.
Mężczyzna jęknął niezadowolony.
- Ale tak dawno nie tańczyliśmy - z tymi słowy ułożył swoją głowę na Twoim ramieniu.
Poddałaś się.
- Dobrze, już dobrze - zaśmiałaś się. - Jeden taniec, a potem idziesz grzecznie do łóżka, tak?
- Tak szefowo - mruknął Tony, obejmując Cię ciaśniej w pasie.
Stark wytrzymał dzielnie do samego końca utworu, a kiedy ten się skończył, padł zmęczony na wasze wspólne łóżko i odleciał w trybie natychmiastowym. Ty śmiejąc się pod nosem, przykryłaś go kołdrą i pocałowałaś delikatnie w czoło.
- Śpij dobrze, głupku...
🌸 Steve -
Po porannej kłótni z Rogersem, nie spodziewałaś się, że przyjdzie na noc. Zwykle w takiej sytuacji, zostawał w Tower, a na drugi dzień przychodził z Tobą porozmawiać. Tego wieczoru było jednak inaczej. Byłaś już gotowa do spania, kiedy Steve wrócił do waszego mieszkania. Od razu załapałaś, że coś jest nie tak, ale dopiero, kiedy otworzył usta, zrozumiałaś co jest na rzeczy.
- O, say can you see by the dawn's early light - zawył od progu, opierając się o framugę. - Kwiatuszku, zaśpiewaj ze mną! What so proudly we hailed at the twilight's last gleaming...
- Rogers, ucisz się - syknęłaś. - Wiesz, która jest godzina?
Steve pokręcił przecząco głową, a Ty zastanawiałaś się jakim cudem się upił.
- Whose broad stripes and stars trou... - zakryłaś Kapitanowi usta dłonią.
- Coś ty pił... - zapytałaś bardziej siebie niż jego, prowadząc go do sypialni.
Steve, a raczej jego zwłoki dały się zaciągnąć do pokoju, gdzie posłusznie się położył, zdejmując uprzednio swoją koszulkę.
- Kwiatuszku, kochasz mnie jeszcze? - zapytał smutno, a Ty westchnęłaś ciężko.
- Oczywiście, że cię kocham, Steve - usiadłaś na brzegu łóżka i zgarnęłaś włosy z jego czoła. - Ale jesteś pijany i nie będę teraz z tobą rozmawiać.
Rogers pokiwał głową, poprawiając się na poduszce.
- Przepraszam za dzisiaj - mruknął. - Dobranoc, kwiatuszku...
- Dobranoc, Steve - odpowiedziałaś cicho, po czym położyłaś się po drugiej stronie łóżka i uśmiechnęłaś się pod nosem.
Pijany Rogers, tego jeszcze nie było...
🌸 Bucky -
Obudziłaś się w środku nocy, przez dziwne trzaski dochodzące z przedpokoju. Wstałaś, aby to sprawdzić i niestety tego pożałowałaś. Bucky stał przed lustrem, ubrany w swój kostium Zimowego Żołnierza i był gotowy do wyjścia.
- Kochanie, co ty robisz? - zapytałaś sennie. - Wracaj do łóżka.
Bucky popatrzył na Ciebie z politowaniem.
- Teraz muszę zlikwidować HYDRĘ! - zagestykulował żywo, a Ty zrozumiałaś, że był pijany.
Przetarłaś oczy dłońmi, po czym spojrzałaś błagalnie na swojego chłopaka.
- Jestem pewna, że to może poczekać do jutra - ziewnęłaś. - A teraz ściągaj to z siebie i idź spać.
Barnes ponownie wykonał jakiś dziwny ruch rękami, przez co prawie oberwałaś metalowym ramieniem w sam środek czoła. Uchyliłaś się dosłownie w ostatniej chwili.
- Nie mogę spać spokojnie, dopóki HYDRA istnieje - zawołał nieco zbyt głośno.
Powoli zaczynałaś tracić siły do tego człowieka. Podeszłaś do niego i położyłaś mu dłoń na policzku.
- Bucky, skarbie przestań się wygłupiać - westchnęłaś, gładząc kciukiem jego twarz. - Prześpij się i wtedy porozmawiamy o niszczeniu HYDRY, dobrze?
Mężczyzna niepewnie skinął głową, po czym złapał Twoją wyciągniętą dłoń w swoją.
- I następnym razem nie pij przed snem - dodałaś matczynym głosem, ciągnąc go za dłoń do sypialni. - W ogóle lepiej nie pij więcej...
🌸 Clint -
- Kotku, ale no wracaj tutaj! - wstawiony Barton wydawał się być zawiedziony, że nie chcesz być jego żywym celem.
- Oszalałeś - skwitowałaś krótko. - Nie powinieneś w tym stanie w ogóle brać łuku do ręki, Clint!
Hawkeye spojrzał badawczo na przedmiot w swoim ręku, a potem na Ciebie.
- Dlaczego?
- Bo jesteś pijany i możesz komuś zrobić komuś krzywdę! - wyrzuciłaś ręce w powietrze. - Nawet do mnie z tym nie podchodź.
Clint zrobił minę szczeniaczka, patrząc na jabłka leżące w misce.
- Jedno jabłuszko? - zapytał z nadzieją w głosie, ale Ty byłaś nieugięta.
- Do swojej głowy sobie strzelaj! - odpowiedziałaś. - Ja nie zamierzam umrzeć w tak młodym wieku, bo mój facet nie trafił w jabłko!
Barton zdawał się być urażony Twoimi słowami. Zaplótł ramiona na klatce piersiowej, patrząc na Ciebie spod byka.
- Ja jeszcze nigdy nie spudłowałem - mruknął oburzony.
- Na trzeźwo może i nie - wywróciłaś oczami. - Daj spokój Clint i weź zimny prysznic. Dobrze ci zrobi.
Mężczyzna wyglądał jakby się zastanawiał. W końcu go oświeciło.
- A jak pójdę pod ten prysznic, to pójdziesz ze mną? - zapytał, a Ty uderzyłaś otwartą dłonią w czoło.
- Strać mi się z oczu Barton, dopóki nie wytrzeźwiejesz - westchnęłaś. - Nie mam już do ciebie siły...
🌸 Thor -
Asgardczyk obiecywał, że nie zabawi długo w swoim państwie. Dałaś mu wolną rękę, przecież zawsze do Ciebie wracał, choć czasem faktycznie zabierało mu to dużo czasu. Nie mogłaś jednak mu tego zabraniać. W końcu to był jego świat.
Był późny wieczór, kiedy wróciłaś z pracy. Ucieszyłaś się, gdy zauważyłaś Thora, okupującego Twoją kanapę. Bóg piorunów szybko jednak ostudził Twój zapał.
- Witaj, cna niewiasto! - zawołał. - Zechcesz spróbować swoich sił w podniesieniu Mjolnira?
Popatrzyłaś na niego jak na debila. Był pijany w trzy i trochę.
- Widzę, że pobyt w Asgardzie się udał - stwierdziłaś.
- Bez mojej królowej, to nie to samo - mruknął. - A teraz łap młot, najdroższa.
Schyliłaś się w ostatnim momencie, aby nie oberwać Miał Miałem w głowę.
- Thor! - pisnęłaś. - Proszę natychmiast zostawić młotek na przedpokoju!
Thor zrobił zrezygnowaną minę.
- Ale musisz podnieść Mjolnira, żeby zostać moją pełnoprawną królową - jęknął niezadowolony.
Zaśmiałaś się pod nosem.
- A ty musisz wytrzeźwieć, żebym chciała z Tobą rozmawiać - rzekłaś całkiem poważnie. - Co powiesz na zimny prysznic?
Asgardzki bóg zaczął rozważać Twoją propozycję. Po chwili zadowolony, uśmiechnął się.
- Cokolwiek powiesz, najdroższa - zrzucił z siebie koszulkę. - Za chwilę do ciebie wrócę.
Z tymi słowy zniknął w łazience, a Ty zaśmiałaś się pod nosem, po czym poszłaś przygotować mu posłanie w salonie, bo nie zamierzałaś z nim spać...
🌸 Loki -
Nie widziałaś się z bogiem kłamstw już naprawdę długi czas i nie zapowiadało się, abyście szybko się zobaczyli. Po ostatniej kłótni nie chcieliście ze sobą rozmawiać.
Kiedy wróciłaś ze stadniny, zorientowałaś się, że nie jesteś sama w mieszkaniu. Pomyślałaś, że to Loki, ale w salonie nie zobaczyłaś boga. Zamiast niego, na fotelu siedział nie kto inny, jak Kapitan Ameryka.
- Rogers? - zdziwiłaś się. - Co ty tu robisz? Lokiego nie ma...
Coś było nie tak z mężczyzną. Czułaś to.
- Good bless America! - krzyknął, a Ty zrozumiałaś co jest grane.
Loki znowu udawał Avengersów.
- Przestraszyłeś mnie - rzuciłaś obojętnie. - Myślałam, że znowu cię szukają.
Loki przybrał swoją normalną postać, po czym chwiejnym krokiem podszedł do Ciebie.
- Jesteś pijany - zauważyłaś.
- I skruszony - dodał. - Bardzo skruszony i pijany bóg kłamstw i...
Położyłaś palec na jego ustach, nie mając ochoty słuchać jego pijanych wywodów.
- Nie będę rozmawiać z tobą, dopóki jesteś w takim stanie - rzekłaś poważnie.
Loki nagle zmienił się w Starka.
- Ze mną nie porozmawiasz, kochanie? - zapytał z niedowierzaniem, a Ty wywróciłaś oczami.
- Do sypialni, marsz - wskazałaś palcem drzwi na końcu pokoju. - Pogadamy jutro.
Bóg ponownie zmienił swój kształt i posłusznie poszedł z Tobą do sypialni, gdzie jeszcze kilka godzin parodiował członków Avengers, doprowadzając Cię tym do szału...
🌸 Bruce -
- Jak mogłeś pozwolić mu się upić? - zapytałaś Starka oskarżycielskim tonem, patrząc ukradkiem na kompletnie pijanego Brucem'a.
- To chyba nie tak, że od alkoholu zamienia się w Hulka - Tony próbował się bronić.
Wyrzuciłaś ręce powietrze.
- Problem w tym, że tego nie wiem!
Po tych słowach podeszłaś powoli do Bannera i usiadłaś obok niego.
- Bruce - Twoja dłoń wylądowała na jego ramieniu. - Wszystko dobrze?
W odpowiedzi mężczyzna pokiwał głową, a Ty westchnęłaś głęboko.
- Zabiorę cię do domu, dobrze?
- Mhm - Banner mruknął i bez problemu dał się zaciągnąć do Twojego samochodu.
Stawiał lekki opór na schodach, ale w końcu udało Ci się zawlec do waszej sypialni. Bruce przez całą drogę się nie odezwał, ale wzięłaś to za dobry znak.
- Jak się czujesz, kochanie? - zapytałaś zmartwiona, a Banner wzruszył ramionami.
- Dobrze - odpowiedział po chwili ciszy.
Pomogłaś mu się rozebrać, ponieważ ledwo mógł usiedzieć prosto, po czym ułożyłaś go wygodnie na łóżku. Położyłaś się obok niego, wplatając palce w jego włosy, wiedząc, że go to uspokaja. Chwilę później, Bruce zasnął jak aniołek, a Ty mogłaś odetchnąć z ulgą...
🌸 Sam -
- Okej, ta gra nie była najlepszym pomysłem - spojrzałaś do pustej butelki po whiskey. - Nigdy więcej...
W głowie potwornie Ci szumiało od wypitego alkoholu. Sam chyba nie miał się lepiej, bo siedział posępnie na kanapie i bezwiednie przechylał się na jedną stronę.
- Nigdy więcej - potwierdził uderzając twarzą w zagłówek.
Chwilę siedzieliście w ciszy, gapiąc się w przestrzeń przed wami. Gra "Nigdy nie..." nie wyszła wam na dobre. Właściwie piliście niemal za każdym razem. Po kilku minutach, Sam wstał z kanapy, owinięty w czerwony kocyk i udał się do kuchni z grobową miną. Podreptałaś za nim, chcąc zobaczyć co wykombinuje. Sam zakręcił się kilkurtonie wokół własnej osi, po czym niemal zawył:
- I believe, I can fly - koc powiewał za nim niczym peleryna, a Ty wybuchnęłaś śmiechem. - I believe, I can touch the sky...
- Sam, chyba naprawdę masz nietolerancję alkoholu - zaśmiałaś się trzymając się za brzuch.
Wilson spojrzał na Ciebie oskrażycielsko.
- Mówiłem ci! - wyrzucił ręce w powietrze. - I believe, I can...
- Cichooo - zasłoniłaś mu usta dłonią. - Wiem, że potrafisz latać...
Sam uśmiechnął się lubieżnie.
- Potrafię wiele innych rzeczy...
Ponownie się zaśmiałaś, po czym wróciłaś do salonu i rzuciłaś się na kanapę. Wilson podszedł w Twoje ślady i chwilę później zasnęliście jak dzieci...
🌸 Pietro -
Maximoff był pewien, że jego super przyspieszony metabolizmb nie pozwala mu się upić. Postanowiłaś się z nim o to założyć. I wygrałaś. Polska wódka go wykończyła.
- Wcale nie jestem pijany - mruknął.
- Aha, jasne - wywróciłaś oczami. - Ty ledwo stoisz na nogach, Pietro.
Chłopak się obruszył.
- Zakład, że dalej jestem w stanie cię prześcignąć i to bez wysiłku? - zapytał hardo, na co pokręciłaś z dezaprobatą głową.
- Kolejny zakład, który wygram? - udałaś, że się zastanawiasz. - Okej. Przegrany sprząta całe mieszkanie przez miesiąc. Wraz z łazienką.
Pietro napluł na swoją dłoń i ścisnął Twoją.
- Stoi.
Wyznaczyliście sobie trasę z salonu do kuchni. Wystarczająco, aby wiedzieć, które z was było szybsze. Chwilę po wystartowaniu, Maximoff potknął się o własne nogi i z hukiem wylądował na podłodze. Ty dobiegła do pomieszczenia docelowego, po czym wróciłaś do swojego poszkodowanego chłopaka.
- Ktoś tu będzie sprzątać mieszkanie i myć naczynia przez calutki miesiąc - zagruchałaś siadając obok niego na podłodze. - Przyjemnie się z tobą zakłada, strusiu.
- Ten pojedynek był niesprawiedliwy - jęknął Pietro, podnosząc się na łokciach. - Ty byłaś trzeźwa.
Zaśmiałaś się serdecznie, po czym pomogłaś mu wstać.
- No już, nie dąsaj się - szturchnęłaś jego nos swoim. - Chodź pod prysznic...
Pietro uniósł brew.
- Z tobą?
Potwierdziłaś, a on się ucieszył. Natychmiast przytulił Cię od tyłu i zakołysał się lekko.
- Będę cię całować, dotykać i pie...
- Pietro! - zachichotałaś. - Nie zagalopuj się, bo wybijesz zęby.
- Bardzo śmieszne, ślimaczku. Bardzo śmieszne.
🌸 Stephen -
Zawsze myślałaś, że Stephen jest totalnym abstynentem i jedynym jego trunkiem jest herbata. Zorientowałaś się, że tak nie jest po jednej studenckiej imprezie, na którą go zaprosiłaś. Było to zaraz po egzaminach, które zakończyłaś z bardzo wysokim wynikiem.
Alkoholu było mnóstwo, jak na każdym tego typu spotkaniu. Stephen na początku nie wydawał się być zadowolony z doboru towarzystwa. Jednak po kilku kieliszkach, atmosfera całkowicie się rozróżniła.
- Steph, chyba ci wystarczy - zaśmiałaś się, kiedy jego głowa wylądowała w Twoim dekolcie.
- Mhm, tak, kochanie - mruknął obejmując Cię dłońmi w pasie.
Chwilę później poprosiłaś swojego przyjaciela Connora, aby odwiózł was do domu, ponieważ jako jedyny był trzeźwy. Chłopak się zgodził.
Kilkanaście minut po północy wróciłaś ze Strangem do waszego mieszkania i od razu kazałaś mu się położyć w sypialni. Mężczyzna nie zamierzał jednak iść nigdzie bez Ciebie. Podreptał do pokoju, dopiero gdy i Ty położyłaś się na łóżku. Natychmiast owinął się wokół Ciebie jak koala.
- Ktoś tu źle znosi alkohol - zachichotałaś.
- Pachniesz truskawkami - mruknął ignorując Twoje słowa.
- A ty bimbrem - zauważyłaś.
Stephen się już nie odezwał. Chwilę później zaczął chrapać, wydając przy tym odgłosy wiertarki. Byłaś pewna, że tej nocy już nie zaśniesz.
🌸 Peter -
Wiedziałaś, że zostawianie Petera samego na kilka dni, nie wyjdzie mu na dobre, zwłaszcza po takiej kłótni. Nie sądziłaś jednak, że będzie pił do upadłego, bo zwykle po prostu zwijał się w smutną kulkę, czekając na Twój powrót. Jednak nie tym razem.
Kiedy wróciłaś do waszego wspólnego mieszkania, załamałaś się. W kuchni walało się pełno pustych butelek po alkoholu, a Petera nie było nigdzie na horyzoncie.
- Peter? - zapytałaś rozglądając się po pomieszczeniu. - Peter, nie wygłupiaj się.
Odstawiłaś swoją torbę na stół i poszłaś do salonu, mając nadzieję, że Parker będzie spał na kanapie. Jednak tam również go nie było.
- Kochanie, wróciłaś! - usłyszałaś gdzieś za sobą.
Kiedy się odwróciłaś, Peter siedział na ścianie i uśmiechał się do Ciebie głupio.
- Złaż stamtąd - poprosiłaś załamana.
Nie spodziewałaś się niestety, że pijany Parker zeskoczy ze ściany prosto na Ciebie. Z hukiem wylądowaliście na podłodze, a Ty miałaś nadzieję, że nie złamał Ci żadnej kończyny.
- Chryste, Peter - jęknęłaś. - Oszalałeś?
- Tęskniłem - mruknął smutny. - Nie masz pojęcia co ja tu przeżywałem.
Wywróciłaś oczami.
- Zaraz będziesz musiał poradzić sobie z moim pogrzebem, jak ze mnie nie zejdziesz!
🌸 Natasha -
Romanoff nigdy nie należała do osób, które upijają się często i szybko. Jednak tego dnia Stark urządził dość mocno zakrapianą imprezę i dosłownie wszyscy porządnie się wstawili. Również Ty i Natasha. Napierw zostałyście królowymi parkietu, ale Nat szybko znudził się grzeczny taniec. Dosłownie nie poznawałaś swojej dziewczyny. Ewidetnie Cię uwodziła i dawała znaki, że wolałaby przenieść się do waszego pokoju. Byłaś zszokowana.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją Nat? - zapytałaś, kiedy zaczęłyście kierować się w stronę bardziej ustronnego miejsca.
- No dalej, nerdzie - zażartowała rudowłosa. - Nie udawaj takiej niedostępnej.
Ze śmiechem wpadłaś z Natashą do waszej wspólnej sypialni, gdzie natychmiast przyparłaś ją do ściany i złączyłaś wasze usta w gorącym pocałunku. Romanoff od razu zabrała się do ściągania Twojej koszuli, podczas gdy Ty zostawiałaś czerwone ślady na jej szyi oraz obojczykach.
- Nat, nie jesteś zbyt wstawiona? - zażartowałaś, kiedy kobieta nie mogła poradzić sobie z zapięciem Twojego biustonosza.
- Zamknij się - mruknęła. - Jestem tak trzeźwa jak powinnam.
Wywróciłaś rozbawiona oczami.
- Z pewnością - rzekłaś kąśliwie.
Natasha poritytowana Twoimi docinkami, postanowiła przejąć kontrolę nad sytuacją i nim mogłaś cokolwiek zarejestrować, wylądowałaś na łóżku, a bluzka Romanoff poszybowała gdzieś na koniec pokoju.
- Zasada pierwsza, kochanie - usiadła okrakiem na Twoich biodrach. - Nie drocz się ze mną...
🌸 Wanda -
Wraz z Avengers opijaliście kolejny sukces, a Ty z niepokojem patrzyłaś jak Wanda popija jednego drinka po drugim. Nie mogłaś jednak nic poradzić na to, że podobało Ci się to, iż z każdą szklanką, dziewczyna uśmiecha się coraz więcej. Wszyscy byliście lekko wstawieni (może poza Visionem i nieupijającym się Rogersem) i opowiadaliście sobie coraz to głupsze żarty i żenujące historie z waszych żyć. Wanda śmiała się dosłownie ze wszystkiego, nawet jeśli nie było z czego. To w tamtym momencie zorientowałaś się, że lepiej będzie zabrać ją do waszego pokoju.
- Wanda, skarbie my chyba już pójdziemy - rzekłaś poważnie.
Dziewczyna zachichotała.
- Dlaczego?
- Bo jesteś kompletnie pijana - wyjaśniłaś łapiąc ją za dłoń. - Chodź, weźmiesz chłodny prysznic i pójdziesz spać.
Razem pożegnałyście się z Avengers i chwilę później byłyście w waszym pokoju. Westchnęłaś zrezygnowania, widząc jak Maximoff ogląda końcówki swoich włosów i śmieje się pod nosem.
- Będziesz miała jutro kaca mordercę, moja droga - spojrzałaś na nią pobłażliwie.
Wanda ponownie się zaśmiała.
- Jesteś urocza - stwierdziła.
- A ty pijana - zauważyłaś ze śmiechem. - Zasuwaj teraz pod zimny prysznic. Potem pójdziesz spać.
Kolejny chichot dziewczyny, spowodował Twój własny.
- Okej - pokiwała głową. - Prysznic i spać.
🌸 Wade -
Było grubo po północy, kiedy Wade wrócił ze swoich alkoholowych libacji. Ty oczywiście nie spałaś, chcąc wiedzieć w jakim stanie będzie po powrocie. Na szczęście był w jednym kawałku, więc mogłaś odetchnąć. Nie zamierzałaś znowu budzić się w zakrwawionym łóżku, tylko dlatego, że Wilson znowu jakimś cudem stracił kończynę.
Zamierzałaś położyć się spać, bez wdawania się w dyskusje z pijanym Wadem, lecz on miał inne plany. Zaraz na wejściu, zrzucił z siebie koszulkę oraz spodnie z gracją podstarzałego striptizera, po czym rzucił się z Tobą na wasze łóżko, zaczynając się do Ciebie dobierać.
- O nie, Wade! - zaprostestowałaś.
- To powinno być bardziej "o tak, Wade!" - rzekł imitując Twój głos.
Zrobiłaś swoją najgroźniejszą minę, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Już kiedyś ci powiedziałam - przypomniałaś. - Pijany ty, równa się zero seksu.
Wade poczuł się urażony Twoimi słowami i kompletnie zraniony, odwrócił się do Ciebie plecami. Wywróciłaś ze śmiechem oczami. Nie miałaś pojęcia jakim cudem jeszcze byłaś z tym człowiekiem.
Nim zasnęłaś, chciałaś jeszcze powiedzieć Wade'owi "Dobranoc", ale kiedy się nad nim nachyliłaś, zobaczyłaś, że śpi jak zabity, z otwartymi ustami i strużką śliny, cieknącą mu po policzku. Zaśmiałaś się cicho.
- Dobranoc, Wade - cmoknęłaś go w policzek, na co nieznacznie się uśmiechnął.
Ty natomiast poszłaś spać na kanapę, wiedząc, że jego poranny oddech może Cię zabić...
~~~
Skruszony prorok prosi o wybaczenie za długą nieobecność tutaj
Przysięgam, że wam to wynagrodzę!
Ps. Powinnam rozpisać to z Natashą... *lenny*
Pss. Nowa okładka, jej
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro