30. Pierwszy pocałunek ❌
🌸 Tony -
Od rana miałaś paskudny humor. Nie zadzwonił Ci budzik, skończyła Ci się kawa, samochód zepsuł, a w taksówce, którą jechałaś do pracy przebiła się opona. Istny burdel, a to wcale nie był piątek trzynastego.
Po przybyciu do Tower niemal wszyscy Avengersi zostali przez Ciebie ochrzanieni. Nawet Fury oberwał za wystającą z płaszcza metkę. Steve musiał schować przed Tobą nawet Bannera, żebyś przypadkiem nie zaczęła na niego krzyczeć. Hulk mógłby nie wyjść cało.
Wchodząc do swojego gabinetu, który załatwił Ci Tony, miałaś nadzieję na zrobienie sobie kawy. Niestety, całości Twojego wkurzenia dopełnił hełm ze zbroju Starka, o który się potknęłaś, prawie łamiąc sobie nogi.
- Stark! - krzyknęłaś, a skruszony mężczyzna wychylił się nieśmiało ze swojego "biura". (Specjalnie załatwił wam połączone miejsca pracy).
- Hej kochanie - uśmiechnął się przepraszająco, ale tego dnia nawet jego urok mu nie pomagał.
- Ile razy mam cię prosić, żebyś nie zostawiał tego żelastwa gdzie popadnie?!
Tony chciał się wycofać, ale widząc Twoje mordercze spojrzenie, wstał ze swojego miejsca i uniósł głowę.
- Widzisz skarbie, chodzi o to, że...
- Właśnie nie widzę! - warknęłaś. - Masz po prostu sprzątać to nim pojawię się w Tower! Szlag mnie kiedyś z tobą...
Nie zdążyłaś dokończyć, bo zmęczony Twoim krzykiem Stark, postanowił uciszyć Cię pocałunkiem. Natychmiast poczułaś jak całe napięcie opuszcza Twoje ciało i odruchowo wplątałaś palce w jego włosy, podczas gdy on przyciągnął Cię za talię do siebie.
- Lepiej? - zapytał, kiedy przerwaliście pocałunek.
- Lepiej - uśmiechnęłaś się, po czym ponownie złączyliście wasze usta.
🌸 Steve -
Nie byłaś zadowolona z walki pomiędzy Stevem a Tonym. Wiedziałaś jak wiele dla siebie znaczą, dlatego nie mogłaś zrozumieć tej bezsensownej sprzeczki, która przybrała charakter wojny domowej. Jednak, kiedy Steve zaczął mieć coraz większe kłopoty, postanowiłaś opowiedzieć się za stroną ukochanego i jego przyjaciela. Tylko to mogłaś zrobić. Rogers nie musiał nawet nic mówić, kiedy oznajmił, że zostali pozbawieni sprzętu. Doskonale wiedziałaś co robić. Wykorzystałaś wiedzę z kursu na agentkę CIA i dostałaś się do miejsca, gdzie przechowywano "drobiazgi" Kapitana oraz jego towarzyszy. Pojechałaś w umówione ze Stevem miejsce i oddałaś im potrzebne rzeczy.
- Nie wiedziałem, że potrafisz robić takie rzeczy - rzekł z uznaniem, widząc jak sprawnie Ci to poszło.
- Być może zapomniałam ci powiedzieć, że startowałam na agentkę CIA - uśmiechnęłaś się zawadiacko, a Rogersa zatkało.
- Poważnie? - zapytał zdziwony.
Potwierdziłaś.
- Woah - Steve nie mógł przetrawić Twoich słów. - To jest...
- Nie gadaj tyle - przerwałaś mu. - Ratuj przyjaciela, a o moich małych sekretach porozmawiamy jak wrócisz.
Blondyn uśmiechnął się do Ciebie z wdzięcznością. Zanim jednak odszedł zrobił coś czego za nic w świecie się nie spodziewałaś. Przyciągnął Cię w pasie do siebie, wyszeptał ciche "dziękuję", po czym pocałował Cię długo i czule.
- Wiem, że trochę późno - rzekł z przepraszającym uśmiechem, a Ty wywróciłaś oczami.
- Lepiej późno niż wcale - cmoknęłaś go przelotnie. - A teraz idź zanim się rozmyślę i nigdzie cię nie puszczę...
🌸 Bucky -
- James, nie rozwiążesz swoich problemów, uciekając od nich - rzekłaś zmęczonym głosem, widząc, że Bucky ponownie się w sobie zamyka.
- A ty je niby rozwiążesz? - zapytał z ironią w głosie.
Jak zwykle, bojowa postawa, kiedy się czegoś obawiał. Mieszkając z nim zdążyłaś już go rozpracować.
- Od tego jestem, wiesz? - usiadłaś obok niego, próbując złapać z nim kontakt wzrokowy. - Mam pomagać ludziom, Bucky...
Barnes spojrzał na Ciebie błagalnie.
- Myślisz, że mi da się pomóc? - zacisnął szczękę, a Ty westchnęłaś.
- Myślę, że nie jesteś beznadziejnym przypadkiem... - spróbowałaś dotknąć jego dłoni, ale zabrał ją nim zdążyłaś się do niej zbliżyć.
Wstał z kanapy, na której siedział i zaczął nerwowo chodzić po pokoju.
- Mylisz się, [T.I.] - niemal warknął. - Masz pojęcie co robiłem będąc pod ich kontrolą?
Starałaś się nie podnosić głosu, ale jego argumenty zaczynały Cię irytować.
- Bucky, mam gdzieś co robiłeś jako Zimowy Żołnierz, nie rozumiesz? - zdenerowałaś się. - Kocham cię, cholerny idioto i nie obchodzi mnie ta syfiasta przeszłość, tak długo jak wierzę, że możemy zbudować sobie lepszą przyszłość! Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że dla mnie nie liczy się ilu ludzi zabiłeś, ale to jak bardzo nie chciałeś tego robić?
Bucky na chwilę zamarł. Podeszłaś do niego, chcąc go przytulić, ale on miał inne plany. Delikatnie ujął Twoją twarz w swoje dłonie, po to, aby złożyć na Twoich ustach ciepły, miękki pocałunek. Zdezorientowana odwzajemniłaś go, kładąc dłoń na jego prawym ramieniu. Nie miałaś pojęcia co to ma oznaczać, ale żywiłaś nadzieję, że to jest jakiś przełom.
- Dziękuję ci, [T.I.] - rzekł w końcu Bucky. - Dziękuję, że we mnie wierzysz...
- Nie ma za co, głupku...
🌸 Clint -
Był środek nocy kiedy się obudziłaś. Odruchowo poszłaś sprawdzić czy Clint śpi na Twojej kanapie, ponieważ uparł się, że nie będzie spał z Tobą dopóki nie będziesz tego na milion procent pewna. Zdziwiona stwierdziłaś, że koc, który mu dałaś leży rozkopany, a samego Bartona nie było nigdzie na horyzoncie. Pomyślałaś, że może wyszedł za potrzebą, dlatego wciąż zaspana postanowiłaś pójść do kuchni po szklankę wody i wrócić do łóżka.
Otworzyłaś lodówkę, z której wyjęłaś butelkę wody, po czym nalałaś ją do uprzednio przygotowanej szklanki. Zamierzałaś ją wziąć do pokoju, ale w momencie, w którym miałaś wychodzić z kuchni, coś ze świstem przeleciało Ci przed twarzą i wbiło się w ścianę.
- Clint! - pisnęłaś całkiem rozbudzona.
- Matko, przepraszam! - Barton natychmiast znalazł się przy Tobie. - Nic ci nie jest?
Zmierzyłaś go morderczym spojrzeniem.
- Prawie zestrzeliłeś mnie z łuku, kretynie - mruknęłaś. - Co ty w ogóle wyprawiałeś?
- Musiałem się odstresować - wyjaśnił speszony. - Ja naprawdę bardzo cię przepraszam...
Złapałaś się z wrażenia za głowę. Naprawdę było blisko, a byłabyś mściwym duchem ze szklanką wody i strzałą na środku czoła.
- Idź lepiej spać, Clint - westchnęłaś. - Zrobisz mi jeszcze krzywdę...
Barton zatrzymał Cię w kuchni jeszcze przez chwilę. Przez kilka sekund patrzył na Ciebie przepraszająco, po czym złożył na Twoich ustach delikatny i krótki pocałunek.
- Przepraszam i dobranoc - szepnął, a Ty totalnie zmiękłaś.
- A pójdziesz spać ze mną? - zapytałaś, a uradowany Clint pokiwał głową. - Go chodź.
Poszliście do sypialni, gdzie natychmiast zasnęłaś w objęciach swojego łucznika...
🌸 Thor -
- To faktycznie dużo piękniejsze, kiedy słyszy się to z twoich ust - przyznałaś, kiedy Thor zakończył swoją opowieść o Asgardzie.
Spojrzał na Ciebie z uśmiechem objął Cię ramieniem. Ty zamyślona i zapatrzona w gwiazdy, położyłaś odruchowo głowę na jego ramieniu.
- Może teraz ty opowiesz mi o swoim życiu tutaj? - zapytał syn Odyna, a Ty zastanowiłaś się przez chwilę.
- Chcesz tego słuchać? - zaśmiałaś się cicho, a Thor potwierdził.
I opowiedziałaś mu. Mówiłaś o swoim dzieciństwie, o nastoletnich wybrykach i pierwszych miłościach, o tańcu w deszczu i spacerach w świetle księżyca, o swoich ulubionych miejsach i wszystkim tym co tak bardzo kochałaś i ceniłaś.
Thor słuchał Cię zafascynowany, zupełnie jakby był zaczarownay. Obserwował Cię, kiedy żywo gestykulowałaś dłońmi i uśmiechał się, widząc Twoje iskierki w oczcah na niektóre wspomnienia.
- Może to nie jest tak wspaniałe jak życie w Asgardzie - podsumowałaś - ale to jest moje życie, które doprowadziło mnie do miejsca, w którym jestem teraz i wiesz co? Niczego nie żałuję. Wszystko mnie czegoś nauczyło...
Syn Odyna popatrzył na Ciebie z uwielbieniem i rzekł:
- Dla mnie twoja historia jest warta więcej niż niejednego asgardczyka.
Po tych słowach nachylił się nad Tobą i złączył swoje usta ze swoimi, a dłoń położył na Twoim policzku. Uśmiechnęłaś się półgębkiem, ponieważ czekałaś aż Thor się przełamie. Zaplotłaś dłonie na jego karku, przyciągając go do siebie. Dla Ciebie czas mógł zatrzymać się właśnie w tamtym momencie i nie żałowałabyś niczego...
🌸 Loki -
Po powrocie ze stadniny byłaś ledwo żywa, a w dodatku na kilometr było Cię czuć sianem i końskim łajnem. Właśnie dlatego od razu po wejściu do mieszkania, postanowiłaś iść pod prysznic, żeby się odświeżyć. Spodziewałaś się tego wieczoru Lokiego i nie chciałaś pachnieć przy nim jak stajnia. Zrzuciłaś ubrania już na przedpokoju i wyszłaś do łazienki, gdzie natychmiast weszłaś do kabiny prysznicowej. Puściłaś zimną wodę i przymknęłaś oczy. Czułaś się wspaniale, kiedy chłodne krople spływały po Twoim ciele. Umyłaś ciało żelem o zapachu truskawki, a włosy lawendowym szamponem, po czym spłukałaś pianę i wyszłaś spod prysznica. Owinęłaś się białym, puszystym ręcznikiem, którym uprzednio wytarłaś włosy i odetchnęłaś. Tego Ci było trzeba.
Brałaś się właśnie za rozczesywanie mokrych włosów, kiedy pisnęłaś, widząc postać odbijającą się za Tobą w lustrze. Był to nie kto inny jak bóg kłamstw we własnej osobie.
- Loki! - odwróciłaś się do niego przodem, trzymając prawą dłonią ręcznik.
- Podoba mi się to co widzę - czarnowłosy uśmiechnął się lubieżnie, a Ty nie wiedziałaś czy chcesz go uderzyć i zaciągnąć go do sypialni.
A może jedno i drugie?
- Zdecydowanie powinieneś przestać pojawiać się za każdym razem, kiedy jestem nieubrana - westchnęłaś sięgając po szlafrok.
Loki wzruszył ramionami, patrząc na Ciebie badawczo.
- Nie gap się - zmroziłaś go spojrzeniem.
Nie zdążyłaś się nawet od niego odwrócić... Szczerze mówiąc, to nie miałaś nawet pojęcia co się właśnie dzieje. Jedyne co zdążyłaś zarejestrować, to to, że Loki przyciągnął Cię do siebie w pasie, a chwilę później oderwałaś się od niego, próbując złapać oddech.
- Co to było? - zapytałaś zszokowana, nie przejmując się, że ręcznik odrobinę zjechał z Twojego ciała.
Loki jednak nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie i wyszedł z łazienki, zostawiając Cię osłupiałą i zszokowaną.
🌸 Bruce -
- Bruce, nie zniosę kolejnej godziny ciszy - usiadłaś naprzeciwko Bannera z dłońmi skrzyżowanymi na piersiach. - Porozmawiaj ze mną. Stało się coś?
Bruce jedynie pokręcił przecząco głową, a Ty prychnęłaś. Od samego rana był jakiś dziwny, a Ty chciałaś dowiedzieć się o co do jasnej ciasnej chodzi.
- Mhm - mruknęłaś. - Nic się nie stało i dlatego od rana się nie odzywasz i ewidentnie mnie unikasz, tak?
Banner podrapał się po karku.
- To nie jest tak - westchnął. - Po prostu myślałem dużo...
- I? - uniosłaś pytająco brew.
Mężczyzna spojrzał na Ciebie błagalnie, jakby te słowa wcale nie chciały opuścić jego ust. Zastanowiłaś się nawet przed chwilę czy się mie wycofać. W końcu z nim nigdy nic nie wiadomo.
- Nie widzisz tego? - zapytał cicho. - Jesteśmy jak bomba atomowa, która może wybuchnąć w każdej chwili. To co jest między nami nie powinno istnieć. Nie jestem dla ciebie nikim więcej jak tylko zagrożeniem, [T.I.].
Zatkało Cię. Jasne, że wiedziałaś jaką odpowiedzialnością było wiązanie się z Hulkiem, ale kochałaś go mimo wszystko, a i on zdawał się to odwzajemniać. Dlatego też nie wiedziałaś co odpowiedzieć.
- Bruce, przecież...
- Spójrzmy prawdzie w oczy - przerwał Ci. - Jestem potworem. Nie powinienem był kiedykolwiek mącić w twoim życiu...
Nie wytrzymałaś. Wspięłaś się na palce, żeby musnąć jego usta swoimi. Był to krótki, czuły pocałunek, którym chciałaś przekazać mu wszystkie swoje uczucia.
- Może i jesteś potworem - rzekłaś cicho. - Ale jesteś moim potworem, Banner. Potworem, którego kocham...
🌸 Sam -
Od kilku dni byłaś niespokojna, chodziłaś po swoim mieszkaniu w tę i spowrotem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Sama nie było od tygodnia, ale dopiero trzy dni temu przestał odpowiadać na telefony, co w Twojej głowie zaczęło wywoływać najgorsze scenariusze. Zawsze martwiłaś się, gdy wyruszał na misję z Kapitanem, ale tym razem byłaś przerażona. Każdy telefon odbierałaś z nadzieją, że to Sam, a każde pukanie do drzwi wywoływało u Ciebie mały zawał serca. Listonosz już kilkukrotnie został przez Ciebie prawie zaatakowany stęsknionym przytuleniem, jednak ku jego rozczarowaniu, w porę orientowałaś się, że to nie Twój Wilson.
Siedziałaś właśnie w kuchni, stukając paznokciami o blat stołu, kiedy usłyszałaś dzwonek do drzwi. Natychmiast wyrwałaś w tamtym kierunku, nie przejmując się biednym listonoszem, który pewnie nabawił się przez Ciebie depresji. Jaka jednak była Twoja radość, gdy zamiast chuderlawego Alfiego za drzwiami zobaczyłaś Sama. Nie przejmując się kompletnie niczym, rzuciłaś się na jego szyję.
- Nie spodziewałem się takiego powitania - Sam miał zaskakująco dobry humor.
- Zamknij się, Wilson.
Po tych słowach, bez większego namysłu pocałowałaś Sama. Zszokowany Falcon najpierw nie wiedział co się dzieje. Dopiero po chwili oddał pocałunek, przyciągając Cię do siebie.
- Nigdy więcej mi tak nie rób - poprosiłaś, kiedy się od siebie oderwaliście.
Sam zasalutował z uśmiechem.
🌸 Pietro -
- To jest nie fair! - oburzyłaś się. - Więcej nie dam się wciągnąć w te twoje wyścigi! Zapomnij!
Na próżno próbowałaś unormować oddech, podczas gdy Pietro stał przy drzewie i chichotał pod nosem.
- Nie denerwuj się tak, ślimaczku - Maximoff wydął wargi, a Ty miałaś ochotę mu przyłożyć.
- Spadaj - mruknęłaś trzymając się za brzuch. - Jesteś oszustem i kanciarzem, Pietro. Ja się z tobą nie ścigam!
Naburmuszyłaś się, przyjmując wyprostowaną postawę i zmierzyłaś Pietra morderczym wzrokiem.
- Słoneczko, nie obrażaj się tak już - zagruchał Twój chłopak, podchodząc do Ciebie.
- Nie słoneczkuj mi tu - zagroziłaś mu palcem. - Chyba się zaraz uduszę...
Pietro podszedł do Ciebie i objął Cię ramieniem.
- Już już, ślimaczku - rzekł wyraźnie rozbawiony. - Nie umieraj.
Po tych słowach pocałował Cię w czubek głowy i pogłaskał po włosach. Ty jednak wciąż udawałaś obrażoną.
- Kanciarz - mruknęłaś, a Piero wywrócił rozbawiony oczami.
Chciałaś mu jeszcze dogryźć, ale Maximoff postanowił uspokoić Twoje nerwy pocałunkiem. I udało się mu, ponieważ, gdy się od siebie odsunął przeszła Ci chęć na dokuczanie mu.
- 1:0 dla ciebie, Maximoff - zażartowałaś, a srebrnowłosy uśmiechnął się.
- Jak zawsze.
🌸 Stephen -
Byłaś tak zestresowana swoją pierwszą operacją, że dłonie trzęsły Ci się jakbyś miała Parkinsona. Dodatkowym stresem była dla Ciebie świadomość tego, że Stephen czeka na Ciebie przed salą operacyjną. Nie chciałaś wyjść przed nim na idiotkę.
Zabieg trwał kilka godzin, ale radziłaś sobie doskonale. Wykonywałaś niemal wzorcowo wszystkie czynności pod okiem Twojego profesora, który na Twoje szczęście ani razu nie musiał Cię poprawiać. Kiedy skończyłaś, kamień spadł Ci z serca, a Ty postanowiłaś szybko podzielić się dobrą informacją ze Stephenem.
Po tym jak porządnie się odkaziłaś i przebrałaś w swój codzienny strój, wybiegłaś na korytarz, na którym czekał Strange. Natychmiast rzuciłaś się mu na szyję, a on oplótł Cię rękoma w pasie.
- Aż tak dobrze poszło? - zapytał rozbawiony, całując czubek Twojej głowy.
- Poszło idealnie - mruknęłaś szczęśliwa, choć jego ramię trochę stłumiło Twój głos.
Stephen uśmiechnął się z dumą.
- Wiedziałem, że ci się uda.
Rozemocjonowana opowiedziałaś mu jak bardzo się stresowałaś i jak profesor Cię pochwalił.
- Jestem z ciebie dumny - rzekł szczerze Stephen, po czym nachylił się do Ciebie, aby Cię pocałować.
Zapomniałaś o całym świecie, również go całując i wplątując palce w jego włosy. Wtedy zdałaś sobie sprawę, że mogłabyś zdecydowanie częściej się tak stresować, jeśli Stephen za każdym razem to robił...
🌸 Peter -
Peter od rana bał się do Ciebie podejść. Miał wrażenie, że bez problemu zabijesz go uderzeniem pioruna, gdy tylko na niego spojrzysz, dlatego postanowił trzymać się z boku. Niestety, pod wieczór nie wytrzymał już tego napięcia i odważył się z Tobą porozmawiać.
Ty siedziałaś na kanapie z nosem w książce, a on cichutko wsunął głowę na Twoje kolana i popatrzył na Ciebie od dołu.
- Kochanie... - zaczął, ale natychmiast mu przerwałaś.
- Spadaj, Peter, nie mam nastroju.
Parker chciał się już wycofać, ale zabrał w sobie resztki odwagi, aby na Ciebie spojrzeć. O dziwo nie oberwał piorunem. Zeusa mógł odhaczyć.
- Powiesz mi co się dzieje? - zapytał robiąc minę szczeniaczka.
Odłożyłaś książkę na stolik i spojrzałaś zmęczona na Petera, który niestety wyglądał cholernie słodko.
- Kiepski dzień, okej? - odpowiedziałaś wymijająco.
Pajączek nie zamierzał jednak spocząć na laurach. Za cel ustanowił sobie poprawienie Ci humoru.
- Chcesz obejrzeć jakiś film? - zapytał. - Skoczę po czekoladę albo chipsy... Albo jedno i drugie...
Nie mogłaś nie uśmiechnąć się pod nosem.
- Nie, dzięki - rzekłaś poważnie.
Peter powoli zaczynał panikować, ale w ostatniej chwili wpadł na pomysł.
- Tylko mnie nie zabij - mruknął bardziej sam do siebie, po czym podniósł się ze swojej pozycji.
Zawisnął nad Tobą na kanapie, po czym nieśmiało musnął Twoje usta swoimi. Nie napotykając oporu z Twojej strony, postanowił pogłębić pocałunek, który oddałaś, kładąc dłonie na jego szyi.
- Wynalazłem sposób na poprawienie ci humoru - wyszczerzył się, przerywając pocałunek, a Ty się zaśmiałaś.
- Chyba tak.
🌸 Natasha -
- Nie podoba mi się to - mruknęłaś patrząc spod byka na Nat, która szykowała się do misji.
- Aw, ktoś tu jest zazdrosny - zagruchała Romanoff, uśmiechając się do Ciebie nieco złośliwie.
Wywróciłaś oczami.
- Nie jestem - rzekłaś twardo. - Nie podoba mi się po prostu to, że idziesz na tą misję beze mnie...
- A to nie było tak, że to ja pilnuję ciebie, a nie odwrotnie? - Natasha miała niesamowity nastrój do droczenia się z Tobą.
Prychnęłaś pod nosem, wracając do tego co robiłaś akurat przy komputerze.
- Cokolwiek.
Kiedy Natasha była już gotowa do wyjścia, oderwałaś wzrok od monitora i spojrzałaś na nią błagalnie.
- Uważaj na siebie - poprosiłaś.
- Jak zawsze - Romanoff zasalutowała.
- Nie jak zawsze, Nat - rzekłaś zmęczonym głosem. - Zwykle szłaś na misję, wiedząc, że to może być twoja ostatnia. Teraz tak nie jest. Masz tu kogoś kto martwi się o ciebie i nie chciałabym usłyszeć...
Nie dałaś rady dokończyć, ponieważ Natasha sprytnie uciszyła Cię pocałunkiem. Zszokowało Cię to, ale jednocześnie bardzo Ci się spodobało.
- Obiecuję, że będę na siebie uważać - powiedziała cicho i wyszła.
Zostawiła Cię samą, osłupiałą i czekającą na jej powrót, abyś mogła dokończyć to co ona zaczęła...
🌸 Wanda -
Maximoff przyszła do Ciebie w środku nocy. Wiedziała, że znów miałaś koszmary. Po cichu przemknęła się przez korytarze i dostała do Twojego pokoju, gdzie natychmiast wsunęła się pod Twoją kołdrę i przytuliła do Ciebie.
- Chcesz o tym opowiedzieć? - zapytała cicho, a Ty skinęłaś głową.
Nie wspomniałaś jednak o śnie. Opowiedziałaś Wandzie o swoim życiu. O tym jaka niesforna byłaś jako nastolatka, o swoich wygłupach i życiowych błędach, o tym jak wstąpiłaś do Hydry i co w niej robiłaś. Wyjaśniłaś jej też dlaczego postanowiłaś uciec.
Wanda słuchała Cię ani razu Ci nie przerywając. Nie wiedziałaś co o Tobie myślała, miałaś jedynie nadzieję, że nie zmieni swojego zdania tak szybko. Jako odpowiedź uznałaś jej milczenie oraz to, że wciąż wtulona była w Twoje ciało.
- Co o tym myślisz? - zapytałaś cicho, głaszcząc ją po włosach.
Wanda uniosła się na łokciach i spojrzała na Ciebie od góry. Nie widziałaś dokładnie jej twarzy, ale mogłaś przysiąc, że Maximoff się uśmiecha.
- Dla mnie nigdy nie będziesz tą złą - szepnęła.
Nie miałaś pojęcia czy robisz dobrze, ale pod wpływem impulsu podniosłaś się lekko i musnęłaś swoimi wargami usta Wandy. Dziewczyna była zaskoczona, jednak po chwili to ona naparła na Twoje usta, a Ty zmuszona byłaś opaść na poduszkę. Kiedy oderwałyście się od siebie nic już nie mówiłyście. Wanda ponownie się w Ciebie wtuliła, a Ty pocałowałaś czubek jej głowy.
🌸 Wade -
- Jeżeli nie przestaniesz za mną łazić, to w ogóle się rozmyślę - zaśmiałaś się widząc, że Wade nie zamierza Ci odpuścić.
- Ale zobacz - przeskoczył przez bar i stanął przed Tobą. - Zrobiłem listę zalet mieszkania ze mną.
Z tymi słowy wyciągnął z kieszeni spodni zmiętą karteczkę i podał ją Tobie. Rozbawiona rozwinęłaś ją i przeczytałaś napisany drukowanymi literami tytuł: "ZALETY MIESZKANIA Z TWOIM SEKSOWNYM WADEM".
- Jesteś zabawny, robisz zakupy - zaczęłaś czytać na głos - opuszczasz deseczkę w toalecie, sprzątasz brudne gacie z podłogi, robisz śniadania, nie przeszkadzasz, nie trzeba ci zmieniać kuwety... I gwarantujesz genialny seks...
- To w bonusie - wyszczerzył się, a Ty wybuchnęłaś śmiechem.
- Jesteś stuknięty - stwierdziłaś, oddając mu listę.
Wade popatrzył na Ciebie błagalnie, ale Ty byłaś nieugięta.
- To znaczy tak? - zapytał z nadzieją.
Wywróciłaś oczami.
- To są dość mocne argumenty - udałaś, że się zastanawiasz. - Ale musisz mnie jeszcze przekonać.
Wade zamyślił się na chwilę.
- Będę mył naczynia! - zawołał w końcu, a Ty nie mogłaś dłużej powstrzymywać śmiechu.
- Zdecydowanie potrzebujesz lekarza - otarłaś wyimaginowaną złe z oka. - Coś czuję, że będę tego żałować...
Wade uniósł brew, a Ty westchnęłaś ciężko, patrząc na niego spod rzęs.
- Niech ci będzie - rzekłaś w końcu. - Wprowadzam się.
Wade odtańczył swój taniec zwycięstwa, po czym złapał Cię w talii i złożył na Twoich ustach długi pocałunek, który natychmiast odwzajemniłaś.
- I to jest argument nie do przebicia, Wade - zaśmiałaś się, kiedy się od niego odsunęłaś.
- Trzeba było mówić od razu!
~~~
Trochę dużo cukru... 😖
Ale w sumie to podoba mi się ten rozdział ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro