Tęsknię, wróć, proszę...
____________________________
Osoby, które chcą, aby atmosfera była jeszcze lepsza, niech sobie włączą:
Jeremy Renner - Mmm Mmm Mmm Mmm
___________________________
Część jego życia właśnie została zniszczona na zawsze.
On zdawał sobie sprawę z tego, że ona zrobiła to dobrowolnie, jednak nie mógł dopuścić do siebie myśli, że już jej więcej nie zobaczy.
Ich relacja nie była zwykłą przyjaźnią. O nie.
To było coś innego. Oni rozumieli się bez słów. Oni znali swoje myśli na wylot. Oni znali się nawzajem lepiej, niż ktokolwiek inny.
Nie była to miłość, chociaż wiele osób tak właśnie postrzegało ich relację. Jeżeli już, to można było to porównać do miłości rodzeństwa. Oni jednak, w odróżnieniu od brata i siostry, nie byli złączeni ze sobą zobowiązującymi więzami krwi.
Ich pierwsze spotkanie miało być zarazem ich ostatnim, jednak przerodziło się to w coś wyjątkowego, coś pięknego, co zostało brutalnie zniszczone.
Clint naprawdę był w stanie skoczyć z tego cholernego klifu. Przecież Natasha zasługiwała na coś lepszego niż śmierć. Chociaż, czy istniało dla niej coś lepszego niż bohaterska śmierć?
Hawkeye'a bolało najbardziej to, że wszyscy jakby zapomnieli o osobie bez której całe przedsięwzięcie poszłoby się jebać. Natasha była bohaterką dorównującą Tony'emu. Bez niej, Iron Man nie mógłby uratować wszechświata. Gdyby nie ona, nie odzyskalibyśmy osób blipniętych. Gdyby nie ona... Bez niej nic nie było by takie samo i nic już takie samo bez niej nie będzie.
Czarna Wdowa w istocie była kiedyś maszyną do zabijania, jednak nie robiła tego dobrowolnie. Takie zachowanie jej wpoili, próbując zniszczyć jej dobrą stronę. Ona jednak z pomocą agenta Bartona wyrwała się z sideł zła i przeszła na dobra stronę. Nawet będąc a największym dołku starała się robić wszystko, aby tylko pomoc innym.
Clint zaś, po śmierci rodziny zamiast pomóc, jak Nat, zaczął zagłuszać swój nieopisany smutek po stracie bliskich poprzez zabijanie ludzi. Winnych, czy nie winnych. Nie miało to dla niego znaczenia. Ważne było to, aby lała się krew. Barton najzwyczajniej się poddał. I nie wróciłby pomóc przyjaciołom, gdyby nie ona...
Teraz, kiedy spowrotem może spać u boku kochającej żony, z gromadką dzieci, wciąż czuje pustkę. Ma to co kocha, ale nie ma tego ogniwa zespalającego, bo to dzięki Romanoff poznał Laurę. Zawdzięcza rudowłosej tak dużo, a sam dał jej tyle co nic. Przynajmniej w jego mniemaniu.
Wiele nieprzespanych, ba, przepłakanych nocy odbiło się na jego zachowaniu. Wciąż chodzi podminowany. Dla rodziny udaje silnego, ale gdy tylko ma pewność, że nikogo w okolicy nie ma, podnosi oczy ku niebu i zadaje zawsze to samo pytanie uraniając kilka łez, które zawsze zamieniają się w potok.
- Nat, dlaczego? Dlaczego mnie zostawiłaś? Dlaczego nie było innego wyjścia? Dlaczego?
Czuje, że wraz z rudowłosą zginęła cząstka jego samego. Chce móc jej chociaż powiedzieć to ostatnie "Dziękuję", lecz nie może. Ona odeszła. Na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro