4 || Canto para ti
Kiedy dotarliśmy do na miejsce, Chanel wyglądała na zupełnie nieprzekonaną.
Zatrzymaliśmy się przed budynkiem z jaskrawo neonowym napisem „Canto para ti”, który świecił w rytm pulsującej muzyki dochodzącej z wnętrza.
- Klub karaoke? – zapytała Chanel, krzyżując ręce na piersi oraz unosząc brwi, gdy przyglądała się rozświetlonemu wejściu.
- Raczej, nie inaczej – odpowiedziałem, szerząc zęby w uśmiechu. – I nie martw się, mają tu świetne frytki.
Chanel utkwiła we mnie wzrok, a jej kąciki ust walczyły z uniesieniem się ku górze, jakby próbując ukryć uśmiech.
- Frytki? – powtórzyła, jej głos był pełen ironii. – To jedyny powód, dla którego mnie tu przyprowadziłeś?
- Nie tylko – odpowiedziałem, starając się złapać jej spojrzenie. – Chciałem ci pokazać coś innego.
Otworzyłem drzwi klubu z eleganckim ukłonem.
- Panie przodem – powiedziałem, wyciągając rękę w geście zapraszającym.
Chanel przewróciła oczami, ale weszła do środka, a ja tuż za nią.
Z delikatnym uśmiechem przyglądałem się, jak oszołomiona rozgląda się dookoła.
Nie dziwiłem jej się. "Canto para ti" robiło piorunujące wrażenie.
Wszędzie roiło się od neonów, a oświetlenie - zaczynające się od różu, przechodzącego w fiolet, kończąc na granacie - dodawało temu miejscu niezwykłej atmosfery.
- No, to na pewno bardziej kolorowe niż twoje opowieści – stwierdziła, krzyżując ręce. – A przynajmniej jest tu coś, co odciąga uwagę od szarej rzeczywistości.
- Cieszę się, że potrafisz dostrzegać pozytywne strony – odparłem, prowadząc ją do stolika. – Teraz czas na wybór piosenek. Masz jakieś preferencje?
Chanel parsknęła śmiechem.
- Co to, to nie - odparła. - Ja nie śpiewam.
- Dlaczego?
Brunetka przewróciła oczami.
- Bo nie lubię, nie potrafię i nie chcę - odparła stanowczym tonem.
- Zaśpiewasz - powiedziałem, a ona zmroziła mnie spojrzeniem.
- Nie - rzuciła.
- Tak - odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko.
- Nie.
- Tak.
Czy ja już mówiłem, jak bardzo lubiłem grać jej na nerwach? Nie? To teraz o tym mówię.
- Nie, nie i jeszcze raz NIE - powiedziała ostro.
Uniosłem ręce w geście poddania się.
Zanim usiedliśmy, podszedł do nas dobrze mi znany chłopak.
- Hej, Justin – powiedziałem, a on uśmiechnął się szeroko.
- Siema, Carl – odpowiedział, po czym spojrzał na Chanel. – Nie mówiłeś, że masz dziewczynę, a na pewno nie, że taką ładną – dodał, puszczając oko do brunetki.
Chanel przewróciła oczami, ale jej kąciki ust delikatnie uniosły się w górę.
- Jestem Chanel i NIE jestem jego dziewczyną – odpowiedziała, rzucając mi znaczące spojrzenie. – Na szczęście – dodała, a Justin zachichotał.
- Ha ha, śmiechu warte – odparłem, starając się ukryć irytację.
- Byłaś już tutaj kiedyś? – zapytał Justin, zwracając się do Chanel.
Dziewczyna pokręciła głową.
- W takim razie witaj, słońce, w „Canto para ti”, gdzie każdy, kto ma odwagę, może spróbować swoich sił na scenie – powiedział Justin, rozkładając ręce. – A jeśli nie chcesz śpiewać, zawsze możesz skosztować naszej znakomitej pizzy i frytek.
- Pracujesz tutaj? – zapytała Chanel z zainteresowaniem.
- Justin jest prowadzącym – wyjaśniłem. – Zapowiada ludzi przed karaoke i takie tam.
- Dokładnie – potwierdził Justin, rzucając ostatnie spojrzenie na scenę, gdzie chłopak w granatowej bejsbolówce właśnie kończył śpiewać. – Muszę lecieć, zgadamy się później – powiedział, oddalając się. – Miło było cię poznać, Chanel.
Chanel uśmiechnęła się do niego, a ja przewróciłem oczami.
Justin był jednym z tych ludzi, którzy swoją energią potrafili rozświetlić każdy pokój, a jego optymizm był wręcz zaraźliwy.
- Dla niego nie byłaś złośliwa i sarkastyczna – zauważyłem urażony.
- Fakt – odparła niewzruszona. – Ale od niego aż bije życzliwość i dobra energia.
- A ode mnie? – zapytałem, unosząc brwi.
Chanel uniosła na mnie wzrok i powoli ułożyła usta w jeden ze swoich ironicznych uśmiechów.
- Od ciebie bije jedynie fetor wody kolońskiej – odpowiedziała z lekką złośliwością.
Pstryknąłem ją lekko w ramię, udając obrażonego.
- Masz ochotę na frytki, Disney Chanel? – zapytałem z wymownym uśmiechem.
Chanel spojrzała na mnie, a w jej oczach dostrzegłem figlarny błysk.
- Skoro są aż takie dobre, to chyba grzechem byłoby odmówić – odpowiedziała z lekkim sarkazmem.
***
Siedzieliśmy przy barze, zajadając się frytkami, gdy Justin ponownie wziął mikrofon.
- Zapraszam do śpiewania, Chanel Rain! – ogłosił, co spowodowało, że dziewczyna prawie zakrztusiła się frytką.
Parsknąłem śmiechem i klepnąłem ją po plecach.
Spojrzała na mnie, przewiercając mnie spojrzeniem.
- To twoja sprawka – powiedziała Chanel, oskarżycielsko.
Miała rację.
Wpisałem ją na listę do śpiewania, ale przecież nie mogłem się oprzeć.
- Moja? Nieeee – powiedziałem, udając oburzenie.
Brunetka uderzyła mnie w ramię.
- Chanel, no nie bój się, chodź tu, słońce – powiedział Justin z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie.
- Tak, idź, słoneczko, na scenę – powiedziałem, a ona pokazała mi środkowym palcem, po czym z gracją wstała i ruszyła w kierunku sceny.
Ustała obok Justina, wzięła do ręki mikrofon i powiedziała:
- Chciałabym zaprosić na scenę pewną cudowną osobę...
Jej przesłodzony ton głosu sprawił, że mogłem się spodziewać, co zaraz nastąpi.
- ...Carlos, zapraszam cię na scenę – dokończyła, posyłając mi szelmowski uśmiech.
Justin uśmiechał się od ucha do ucha, patrząc na nią.
- Carlos, chodź tutaj! Nie bądź baba! – krzyknął do mikrofonu.
Spiorunowałem go wzrokiem i - choć dosyć niechętnie - wstałem z krzesła i wszedłem na scenę.
- Zabiję cię – powiedziałem do Justina, gdy podawał mi drugi mikrofon.
- Nie ma sprawy – odparł niewzruszony. – Tylko pamiętaj, aby trumna była wyłożona aksamitem – dodał. – Chcę się poczuć luksusowo.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na ekran wielkiego telewizora nad sceną.
- Tekst podświetlony na niebiesko śpiewa Carlos, ten na żółto Chanel, a zielony obydwoje – wyjaśnił Justin. – Zrozumieli?
Pokiwaliśmy głowami, choć oboje zrobiliśmy to dosyć niechętnie.
Muzyka zaczęła płynąć z głośników, a ja spojrzałem na Chanel, próbując odczytać jej nastrój.
Jej oczy były pełne niepewności, ale też pewnego rodzaju wyzwania.
Uniosła jedną brew, spoglądając na mnie.
- Wake up to the blue sky
Grab your shades
And let's go for a ride
Breakfast by the ocean
We'll do lunch at Sunset & Vine. – zacząłem śpiewać.
Widziałem, jak Chanel spojrzała na mnie, unosząc jedną brew.
Na jej twarzy pojawiło się lekkie zaskoczenie.
Chyba nie zaśpiewałem najgorzej.
Lubię śpiewać, nawet bardzo, ale nigdy nie robiłem tego przy ludziach. Zbyt się bałem.
A teraz stoję na scenie klubu karaoke i śpiewam piosenkę z cholernie sarkastyczną dziewczyną, o której istnieniu jeszcze tydzień temu nie miałem pojęcia.
Cóż za ironia...
Gdy przyszła jej kolej, zacisnęła palce na mikrofonie, jakby szukając odwagi.
Zaczęła śpiewać, a jej głos był nieco chwiejny na początku.
- Every day's a dream in California
Every night the stars come out to play
Wish that I could always feel this way.
Jej głos momentami łamał się na tonach, lecz po chwili śpiewała już całkowicie czysto.
Choć zaczęła nieco niepewnie, każda nuta była jak delikatne piórko, które z czasem zdobywało pewność.
Z każdą chwilą jej głos zyskiwał na sile i pewności siebie.
A gdy przeszliśmy do refrenu, obydwoje śpiewaliśmy już bez problemu.
- There's something about the sunshine, baby
I'm seeing you in a whole new light
Out of this world for the first time, baby
Ohhh, it's alright.
There is something about the sunshine baby
I'm seein you in the whole new light
Out of this world for the first time, baby
It's arlight...
I wtedy zaczęła się magia.
Śpiewaliśmy razem, nie zwracając uwagi na nic innego.
W tej chwili nie liczyło się nic poza tym, jak nasze głosy harmonizowały ze sobą.
***
Gdy ostatnie dźwięki wybrzmiały, klub na kilka sekund zawisł w całowitej ciszy, zaś po chwili rozległy się gromkie brawa.
Chanel spojrzała na mnie niepewnie, jej ręka nadal trzymała mikrofon, a głos powoli się uspokajał.
Chodź podczas śpiewania wydawała się niepewna i zdenerwowana, teraz maska sarkazmu i ironii wróciła na jej twarz, jakby włączyła przełącznik.
Brunetka uniosła brwi i spojrzała na mnie z figlarnym uśmiechem.
- Wow – powiedział Justin, wchodząc na scenę. – Po prostu wow! Byliście niesamowici! Carlos, nie wiedziałem, że jesteś takim rozśpiewanym facetem!
Przewróciłem oczami, ale nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który sam się na moich ustach pojawił.
- Nieźle śpiewasz, Disney Chanel – powiedziałem do Chanel, schodząc ze sceny.
- Ty też nie najgorzej – odpowiedziała, posyłając mi szczery uśmiech.
To ciepłe spojrzenie było dla mnie miłą niespodzianką.
- Ale kiedyś oberwiesz za to, że wpisałeś mnie na scenę - odparła. - Muszę poczekać tylko na odpowiedni moment.
Uśmiechnąłem się, kręcąc głową z rozbawieniem.
Cała Chanel.
Usiedliśmy z powrotem przy barze, zajadając się frytkami. Światła neonów migotały nad naszymi głowami, a dźwięki kolejnych piosenek karaoke wypełniały przestrzeń wokół nas.
Nasza rozmowa płynęła naturalnie.
Czułem, że Chanel zaczyna mnie dostrzegać w inny sposób.
Choć nadal była pełna ironii i sarkazmu, dostrzegałem w jej spojrzeniu oznaki zainteresowania, które wcześniej były niewidoczne.
Justin wrócił na scenę, aby zapowiedzieć kolejnego wykonawcę, a my kontynuowaliśmy rozmowę przy frytkach.
Muzyka z głośników płynęła w tle, tworząc atmosferę, która sprawiała, że świat poza klubem zdawał się nie istnieć.
------------------------------------------------------------
Mam trochę mieszane uczucia co do tego rozdziału...
Co wy o nim sądzicie? Tylko szczerze.
Co sądzicie o Justinie?
Trafia on na listę "za", czy "przeciw"?
Jeżeli wszystko wypali, nowy rozdział w poniedziałek :>
Ktoś czeka?
Adíos, kochani ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro