17 || Dzienniczek w jednorożce
Samochód sunął leniwie po wąskiej drodze, a dźwięk szumu opon mieszał się z muzyką, która cicho grała z radia.
Justin w swoim typowym stylu nucił coś pod nosem, nie zwracając uwagi na pozostałych. Chanel siedziała po jego prawej stronie, rozłożona wygodnie z nogami na desce rozdzielczej, z nosem w książce.
Zaś ja, który usadowił się na tylnym siedzeniu, zerkałem na nią od czasu do czasu.
Udawałem, że spoglądam gdzieś w dal, za opuszczone okno, ale tak naprawdę nie mógłem oderwać wzroku od tego, jak luźno trzymała książkę, jak jej włosy opadały na twarz, jak co chwilę marszczyła brwi nad tekstem, jakby była w samym środku wojny literackiej.
- Nieźle się zasiedziałem w tym aucie - jęknął Justin, przeciągając się, a potem spojrzał w lusterko na moją twarz. - Ej, mistrzu ciszy, wszystko w porządku tam z tyłu?
- Jasne, świetnie się bawię, siedząc tu jak ozdoba - mruknąłem, odrywając wzrok od Chanel i na chwilę przenosząc go na drogę.
Ich ciągnących się w nieskończoność widok i monotonność tego samego krajobrazu zaczynały powoli wprowadzać mnie w stan transu.
Chanel uniosła spojrzenie znad książki i rzuciła:
- To może w końcu coś powiesz, zamiast siedzieć tam jak smętna dekoracja na choinkę? - rzuciła, zwracając tym moją uwagę ponownie na nią.
- Okej, a co, jeśli nie mam nic ciekawego do powiedzenia? - odparłem, unosząc brew, starając się przybrać nonszalancki ton, który kiedyś był moim standardem.
- To ponownie zamilcz i pozwól nam cieszyć się ciszą - stwierdziła Chanel z tym swoim charakterystycznym, ironicznym półuśmiechem.
Zmarszczyłem brwi, ale jednocześnie poczułem to znajome ukłucie, jakby każde jej słowo wbijało mi się prosto w ego, a jednocześnie przyciągało mnie jeszcze bardziej.
- Dobra, dzieciaki, koniec sprzeczek! - Justin szybko uciął temat. - A teraz wszyscy zróbcie coś produktywnego. Na przykład... zaśpiewajcie coś.
- Nie ma mowy - rzuciła Chanel, wracając do książki.
- Wybacz, ale chyba nie uda Ci się założyć zespołu - stwierdziłem, z udawanym żalem.
Justin westchnął, ale po chwili jego twarz rozjaśniła się.
- A co powiecie na knajpę przy drodze? - zapytał, wskazując na drogowskaz, który pojawił się na horyzoncie. - Zróbmy przerwę.
Oczywiście nikt się nie sprzeciwił - a już szczególnie ja, gdyż przez tę jazdę zaczynałem się czuć, jakby świat za oknem i ja byliśmy częścią tej samej, niekończącej się drogi.
Chłopak zjechał z drogi, a po kilku minutach wylądowaliśmy na parkingu przy jakiejś zapomnianej przez Boga knajpie.
Neon ledwo świecił, a okna były pokryte warstwą kurzu, przez którą ledwie dało się dostrzec wnętrze. Typowy przydrożny zajazd, gdzie jedzenie smakuje zawsze tak samo, ale czasami... czasami to wystarcza.
***
Justin rozłożył się na krześle, nonszalancko machając nogą. Chanel siedziała obok niego, sącząc lemoniadę przez słomkę i przewracając oczami, kiedy Justin opowiadał nam jedną z jego ekscytujących histori.
- Carlos, powiedz coś, bo zaraz pomyślimy, że straciłeś mowę na zawsze - rzucił nagle, przerywając swój wywód i przenosząc wzrok na mnie.
Chanel spojrzała na mnie, unosząc brew.
- Faktycznie, przez całą drogę ledwo się odezwałeś. Wszystko w porządku...Fetorku?
Ostatnią część zdania podreśliła jedym ze swoich ironiczych uśmiechów, co ja podsumowałem przewróceniem oczami.
- To naprawdę słodkie, że się o mnie martwisz, Disney Chanel - odparłem, słodkim głosem. - Wszystko w porządku, tylko zastanawiałem się jak opisać nasz wyjazd w moim dzienniczku w jednorożce, aby mieć później materiał na naszą książkę.
I w końcu, ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, Chanel zaśmiała się. Nie zachichotała, nie zarechotała z pogardą, tylko wybuchnęła śmiechem tak nagle, że Justin, siedzący obok niej, spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami, jakby właśnie zobaczył ducha.
- Chryste, Chanel... - odezwał się Justin z dramatyczną powagą, odsuwając się od niej o kilka centymetrów. - Gdybym nie siedział obok ciebie, nie wiedziałbym, czy to śmiech, płacz, czy może kraksa rozpędzonego samochodu.
Chanel, która dopiero co zdołała się uspokoić, znowu zaczęła się trząść od powstrzymywanego śmiechu. Rzuciła mu spojrzenie, które miało być gniewne, ale te błyszczące oczy zdradzały, że jest na granicy kolejnego wybuchu.
Nie minęła nawet minuta, a Justin, widząc jej reakcję, parsknął śmiechem, kompletnie przestając się kontrolować. Przybił sobie mentalną piątkę - w końcu rozkręcenie Chanel to zawsze był jego osobisty sukces.
A co ja robiłem w tym chaosie? Siedziałem i patrzyłem na nich jak na wariatów, którymi, nawiasem mówiąc, bezsprzecznie byli.
Czym zasłużyłem na towarzystwo tych debili? No czym?
Justin nachylił się w moją stronę, praktycznie kładąc się na stole i nim zdążyłem choćby unieść brwi, szepnął - wcale nie tak cicho jak mogłoby się spodziewać po szepcie:
- Ej, może zamiast bajerować słowami, poczyniłbyś jakieś kroki?
- Krok? - powtórzyłem, jakbym nie do końca rozumiał, co mówi.
Justin przewrócił oczami, jakbym był dzieckiem, któremu trzeba wszystko tłumaczyć.
- No wiesz... w stronę Chanel.
Dziewczyna, która najwyraźniej doskonale usłyszała jego słowa, uniosła brwi i przekrzywiła głowę, wpatrując się we mnie z zainteresowaniem.
Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a chęć zamordowania Justina pojawia się w mojej głowie.
I wtedy zrobiła coś, co kompletnie wytrąciło mnie z równowagi.
Razem ze swoim półuśmiechem - aroganckim, ale jednocześnie w pewien sposób ciepłym - powiedziała:
- Wiesz, Carlos, może gdybyś mniej się starał mnie oczarować, a bardziej po prostu był sobą, miałbyś większe szanse.
Zamarłem. Jakby cały świat na moment przestał istnieć.
Jedyną rzeczą, która odbijała się echem w mojej głowie, było to jedno zdanie. Nie wiedziałem, co bardziej mnie zszokowało - to, że powiedziała to na głos, czy to, jak jej głos zabrzmiał... szczerze.
Justin, jakby wyczuwając napięcie, zamarł z frytką w połowie drogi do ust i spojrzał na mnie z ciekawością, jakby spodziewał się, że zaraz coś odwalę.
A ja? Stać mnie było tylko na marną próbę odpowiedzi.
- Ja... - zacząłem, ale głos mi się załamał. Nie mogłem wykrztusić ani jednego sensownego zdania.
Chanel wzruszyła ramionami i wróciła do swojego napoju, jakby nic się nie stało. Jakby to jedno zdanie, które właśnie zrzuciła na stół, nie rozwaliło mnie od środka.
Ale rozwaliło. Cholernie mnie rozwaliło.
----------------------------------------------------------
A oto nowy rozdział! Tak, wiem, miesiąc musieliście na niego czekać i bardzo was za to przepraszam
Ale teraz, gdy już mogliście go przeczytać, co o nim sądzicie?
W kolejnym rozdziale pojawi się więcej bohaterów z początku książki. Za którym z nich tęsknicie najbardziej?
Do zobaczenia w kolejnym rozdziale (na który nie będziecie musieli aż tak długo czekać) 👋🏻
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro