Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 || Ile masz w sobie z jaskiniowca

Następnego ranka, po burzliwym wieczorze, słońce wstało jakby na nowo, rozświetlając okolice domku nad jeziorem.

Otoczenie było nasycone świeżością po deszczu. Zielone drzewa lśniły w blasku porannego słońca, a jezioro lśniło jak płynne złoto.

Dotarłem na plażę, gdzie Chanel już leżała na leżaku, rozłożona jak obrazek z letniego katalogu.

Jej strój kąpielowy, koloru delikatnego błękitu, idealnie komponował się z jej skórą, a falbanki na biuście dodawały jej wdzięku.
Dolna część stroju, z wysoko osadzonymi bokami, podkreślała jej zgrabną sylwetkę, ale nie była zbyt wyzywająca.

Jej włosy były lekko rozwiane przez letni wiatr, a słońce delikatnie muskało jej twarz, nadając jej skórze złocisty blask.

Leżała tam, z zamkniętymi oczami, ciesząc się każdą chwilą słońca.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku.

Wyglądała zjawiskowo – pomyślałem, a gdy zdałem sobie z tego sprawę, przełknąłem nerwowo ślinę.

Podszedłem bliżej, nawet nie orientując się, że to robię.

– Podglądasz, czy po prostu stoisz jak słup soli? – zapytała brunetka, nawet nie otwierając oczu, a na jej twarzy pojawił się delikatny, sarkastyczny uśmiech.

– Ani jedno, ani drugie – odparłem pewnym siebie głosem, starając się nie uśmiechnąć za szeroko. – Po prostu przyciąga mnie to, co piękne. A tak się składa, że to ty.

Chanel przewróciła oczami, po czym ponownie zamknęła oczy, oddając się słońcu.

Mógłbym przysiąc, że na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

A ja?  Leżałem tam obok, patrząc na nią kątem oka, i myślałem, że mógłbym tak spędzić całe lato.

***

W ciszy tego słonecznego poranka zaczynałem już myśleć, że ta chwila mogłaby trwać wiecznie. Ale nagle zza drzew dobiegł nas znajomy, wesoły głos.

– Hej, słoneczka! A co tu tak cicho, jak na pogrzebie?

Justin wyszedł zza rogu domku z szerokim uśmiechem na twarzy.

Jego beztroska aura wprowadzała w miejsce dodatkową dawkę energii.

Na ramieniu miał ręcznik plażowy, a w ręce trzymał parę zimnych napojów.

Chanel uchyliła jedno oko i spojrzała na Justina z uniesioną brwią.

– Może dlatego, że ktoś wreszcie docenia ciszę – odpowiedziała z nutą ironii. – Ale skoro już jesteś, nie mam wątpliwości, że cisza to przeszłość.

– Och, proszę cię, Chanel – Justin parsknął śmiechem. – Cisza nie jest dla takich ludzi jak my. A co powiecie na kąpiel? Woda wygląda idealnie - zaproponował po chwili.

Chanel przeciągnęła się leniwie na leżaku, jakby zastanawiając się nad tą propozycją.

– Hm, może później. Na razie jest mi tu całkiem wygodnie – powiedziała, poprawiając okulary przeciwsłoneczne.

Justin spojrzał na mnie z uśmiechem, jakby szukał potwierdzenia.

– Carlos, a ty?

Zastanowiłem się przez chwilę, ale prawda była taka, że nigdzie mi się nie spieszyło.

– Myślę, że się przyłączę później. Na razie jest zbyt leniwie, żeby coś robić – odpowiedziałem, uśmiechając się do Justina.

– Dobra, dobra, wasza wola. Ale nie zapominajcie, że jestem tutaj, żeby pilnować, żebyście się nie zmarnowali na tym urlopie. A teraz, kto chce zimny napój?

Chanel wyciągnęła rękę bez słowa, a Justin wręczył jej jeden z napojów, podając mi drugi.

Przez chwilę piliśmy w milczeniu, a

Justin rzucał co jakiś czas krótkie komentarze o pogodzie i planach na resztę dnia.

Chanel zdawała się być zrelaksowana, ale zauważyłem, jak co chwilę rzuca ukradkowe spojrzenia w moją stronę.

***

Gdy słońce zaczęło jeszcze bardziej przygrzewać, a atmosfera zrobiła się leniwa, Justin nagle zerknął na mnie z błyskiem w oku.

W jego spojrzeniu od razu dostrzegłem jakiś plan.

Znałem go na tyle dobrze, że wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyniknie – przynajmniej dla Chanel.

– Wiesz, Carlos... – zaczął Justin, przeciągając się teatralnie. – Chanel mówiła coś o wrzucaniu ludzi do jeziora… Może by tak sprawdzić, kto pierwszy wyląduje w wodzie?

Uśmiechnąłem się pod nosem, odstawiając swój napój.

– Myślisz o tym samym, co ja? – zapytałem, udając niewinność.

Chanel, która do tej pory leżała spokojnie na leżaku, uniosła głowę i spojrzała na nas spod okularów przeciwsłonecznych.

– Chłopcy, co kombinujecie? – zapytała, unosząc brew.

– Nic, słońce – odpowiedział Justin z anielskim uśmiechem. – Tylko chcemy cię trochę ochłodzić. Przydałoby się, co?

Chanel zaczęła powoli się podnosić, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Justin skoczył do niej z jednej strony, a ja z drugiej.

Złapaliśmy ją pod ramiona, a ona od razu zaczęła się wyrywać, śmiejąc się jednocześnie.

– Nie ważycie się! – zawołała, próbując się wyswobodzić.

– O, ważą się, ważą! – odpowiedział Justin, kiedy zaczęliśmy ją ciągnąć w stronę jeziora.

Chanel próbowała się bronić, kopiąc lekko nogami, ale zanim zdołała cokolwiek wymyślić, już byliśmy na brzegu.

Zatrzymała się na sekundę, próbując złapać równowagę, a my wymieniliśmy spojrzenia.

– Ostatnia szansa, Chanel – powiedziałem, starając się zachować poważny ton, choć trudno było mi ukryć rozbawienie. – Poddajesz się?

– Nigdy! – zawołała, udając stanowczość, ale jej uśmiech zdradzał, że cieszy się tą zabawą

– No to lecimy! – zawołał Justin.

Razem rzuciliśmy Chanel prosto w chłodną wodę.

Wrzask, który wydobył się z jej ust, był mieszanką szoku i śmiechu.

Woda rozbryzgała się dookoła, kiedy Chanel wpadła z głośnym pluskiem.

Przez moment widać było tylko jej rozrzucone ręce i nogi, ale zaraz potem wynurzyła się, śmiejąc się, choć z widocznym błyskiem zemsty w oczach.

– Wy… – wykrzyknęła, zerkając na nas, gdy woda spływała jej po twarzy. – Jeszcze pożałujecie!

Justin i ja zaśmialiśmy się głośno, patrząc na siebie z zadowoleniem.

– Chanel, to tylko mała chłodna kąpiel – powiedział Justin, wycofując się na kilka kroków, by uniknąć ewentualnego odwetu. – Po prostu nie mogłem się powstrzymać. Zresztą, jak sami widzicie, słońce też potrzebuje czasem ochłody.

Chanel, stojąc po pas w wodzie, obrzuciła nas jednym ze swoich pełnych dezaprobaty spojrzeń, ale nawet to nie mogło ukryć rozbawienia, które było wyraźne w jej uśmiechu.

– Lepiej, żebyście nie spali zbyt mocno tej nocy – powiedziała z groźbą w głosie, ale było jasne, że cała sytuacja ją bawi.

– A kto powiedział, że śpimy? – dodałem, próbując przybrać poważną minę, choć moje usta same układały się w uśmiech.

Chanel przewróciła oczami, ale ostatecznie też się zaśmiała, robiąc kilka kroków w stronę brzegu.

Justin podbiegł do niej z ręcznikiem, udając ratownika, co tylko wywołało kolejny wybuch śmiechu.

– Jesteście niemożliwi – powiedziała, wyciągając ręce po ręcznik. – Ale muszę przyznać, że dawno się tak nie uśmiałam.

– To był dopiero początek – stwierdził Justin, puszczając do mnie oko. – Jeszcze nie wiemy, co przyniesie reszta dnia.

Patrząc na Chanel, która zaczęła wykręcać wodę z włosów, nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu.

Jej oczy błyszczały, a na twarzy malowało się zadowolenie.

Niezależnie od tego, jak mocno próbowała nas zbyć swoim sarkazmem, widziałem, że tak naprawdę dobrze się bawiła.

Kiedy Chanel owinęła się ręcznikiem, Justin zerknął w stronę jeziora, jakby rozważał kolejną akcję.

Szybko jednak zmienił zdanie i z szerokim uśmiechem zwrócił się do mnie:

– Carlos, nie wydaje ci się, że woda jest całkiem przyjemna? Może tym razem ty wskoczysz?

– Nie, nie, dziękuję. Wolę pozostać suchy – odpowiedziałem z półuśmiechem, obserwując, jak jego oczy pełne są figlarnych pomysłów.

Podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy, podnosząc brew.

– Może on po prostu boi się wody – stwierdziła, celując w moje ramię palcem i uśmiechając się do Justina..

– Może. A może po prostu czekam na odpowiedni moment – odparłem, rzucając jej wyzywające spojrzenie.

Jej śmiech był dźwięczny, a ja nie mogłem się oprzeć myśli, że te słoneczne dni nad jeziorem zaczynają mieć w sobie coś więcej niż tylko wakacyjną beztroskę.

W tym momencie Justin, śmiejąc się pod nosem, rzucił do nas:

– No dobra, koniec gadania. Co robimy dalej? Woda zaliczona, słońce też. Może jakieś ognisko w późniejszym planie?

Chanel odwróciła się z błyskiem w oczach.

– To brzmi jak plan – stwierdziła, po czym spojrzała na mnie. – Co ty na to, Carlos? Sprawdzimy ile masz w sobie z jaskiniowca, który rozpalił ognisko kamieniem.

Zarówno ja jak i Justin parskneliśmy śmiechem.

– Jasne, z wielką chęcią – odpowiedziałem, wstając i ruszając za nimi w stronę domku.

Czekałem na to, co przyniesie reszta dnia.

------------------------------------------------------------

A oto kolejny rozdział!

Jak się wam podoba?

Jak zauważyliście jakieś błędy, proszę dajcie znać.

Przepraszam za przerwę od publikacji :<

Kolejny rozdział już piszę, niedługo powinien się pojawić :>

Adíos, kochani 👋🏻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro