C I N C O
*Tracisz swoją wytrwałość
Chcesz się poddać* *
--- Kto to? - zapytał zainteresowany Baca, kiedy komisarz odłożył komórkę.
Kąciki ust powędrowały w górę. Nie wie, czy to po prostu ich pomysłowa głupota czy oderwanie się od papierów poprawiło mu humor. Schował Nokie do szuflady i zamknął ją na klucz. Kopertę wrzucił do kosza.
--- A dwóch moich znajomych. Zawsze poprawiają mi humor. - odparł, biorąc teczkę pod pachę i wędrując do pokoju przesłuchań.
. . .
Blondynka nerwowo stąpała po drewnianej podłodze w swoim pokoju. Musiała to sobie wszystko przemyśleć. Matteo aresztowała policja za zamordowanie Sol. Ale przecież go, wtedy tu nie było. Już sama nie wiem, co o tym myśleć!
Wzięła w dłoń smartfona i wysłała każdemu wiadomość awaryjną. W treści napisała, żeby spotkali się w garderobie w J&R o 19.00.
Pierwszy punkt zaliczony. Teraz drugi. Otworzyła drzwi i delikatnie wychyliła czubek głowy, by sprawdzić, czy nikt nie krząta się po korytarzu. Niczym mysz pod miotłą podreptała do pokoju nieżyjącej spadkobierczyni spadku. Otworzyła powoli drzwi i zostawiła na wpół otwarte, by usłyszeć, czy ktoś nie nadchodzi. Pokój był wysprzątany do czysta. Wszystko leżało na swoim miejscu. Podeszła do komody i zaczęła ją przeglądać. Kiedy obejrzała wszystkie jej szuflady, zajrzała pod łóżko i materac. Nic. Następnym miejscem było biurko. Ostrożnie usiadła na fotelu i dotknęła blatu. Po jej policzkach płynęły łzy. Jeszcze parę tygodni temu Sol tu siedziała. Wytarła rąbkiem swetra słoną ciecz z twarzy i otworzyła drzwiczki w celu przeszukania. Może policja coś pominęła? Nic znaczącego. Wstała i ostatnim meblem w pokoju była trzydrzwiowa szafa. Odsunęła dwa boczne drzwi, które były zapełnione bluzkami, t-shirtami, spodniami i bielizną. Natomiast w środkowej znajdowały się sukienki, żakiety, kurtki i długie swetry. Na samym dole zobaczyła pudełko. Wyjęła je na podłogę i otworzyła w środku znajdowała się biżuteria i flakoniki po perfumach. Spód natomiast był wyłożony czymś ciężkim; była to ramka z ich grupowym zdjęciem. Nadal to miała; nie wyrzuciła go mimo, że już się nie przyjaźnili. Miała już odłożyć fotografie, ale zaciekawiło ją coś przy ramce. Otwarła szklaną ramkę, a zdjęcie wypadło samoistnie. Wzięła je do reki i przekręciła z drugiej strony. Z tyłu była przyklejona taśmą wizytówka.
Teraz wiedziała, jaki będzie jej następny cel; znaleźć tą kobietę i dowiedzieć się, dlaczego Sol miała jej wizytówkę.
. . .
Wnętrze komisariatu policji było neutralne. Zarazem można było wyczuć ciepła braterską aurę, ale przeplataną smutną szarą rzeczywistością. Kolory ścian przeważnie były ciemne, ale rolety, przepuszczając łunę światła odrobinę rozjaśniały barwę. Ze stoickim spokojem podążał do pokoju przesłuchań. Panujący na holu harmider ustał. Wszyscy wiedzieli, jakim policjantem był Baeza. Słowo pracoholik był odpowiedni do jego opisu.
Jego wzrok potrafił kogoś zamrozić. Może właśnie dlatego jego śledztwa nie trwały długo? Na komendzie używał technik FBI. Miał bardzo dużą skuteczność łapania przestępców tą metodą.
Pokój był bardzo malutki by nie przepuszczać zbędnych hałasów. Oprócz dwóch krzeseł, stojących naprzeciw siebie pomiędzy nimi stał niski stolik kawowy. Głównym punktem dobrego przesłuchania jest szczegółowa obserwacja podejrzanego; jego twarz, mimikę, gesty, czy drżą mu kolana, czy porusza nogami.
Właśnie na jednym z tych krzeseł siedział Matteo Balsano. Był pogrążony w zadumie. Jego ręce drżały. Jego wzrok śledził każdy kąt pomieszczenia. Na dłuższej ścianie, na której były drzwi znajdowało się też duże lustro fenickie, przez które świetnie widzieli chłopaka, ale on ich nie. W środku na kątach były zamontowane kamery monitoringu, aby użyć nagrań w celach procesowych.
--- Dzień dobry. - powiedział komisarz, zajmując miejsce naprzeciw brunetowi.
Nie doczekał się jednak odpowiedzi z ust Włocha. "Co za pieprzony gówniarz" - pomyślał. Nie chciał postępować z nim jak z śmieciem, ale nie miał wyboru. Chłopak ewidentnie nie podjął próby współpracy i w dodatku na jego widok miał odruchy wymiotne.
--- Twoja sytuacja nie wygląda za ciekawie. - palcami przesuwał strony akt - Moge w rzeczy samej powiedzieć, że jesteś w czarnej dupie - w pomieszczeniu powietrze zgęstniało i robiła się niepokojąca cisza.
Czekoladowooki omiótł wzrokiem całą nienaganną sylwetkę policjanta. Wiedział, że nie sobie z nim rady. Był bardzo spostrzegawczy. Jedyne, co mu zostało to milczenie lub sypanie. A jego kablem nikt nigdy nie nazwał. Patrząc jednak z drugiej strony to sama osobistość 'psa' mogła mu zarzucić, że kłamie na własną korzyść.
Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek. Wiedział o tym, że on nie da rady, co tylko bardziej go nakręcało. Bardzo głośno, - aby dać do zrozumienia - zamknął teczkę i skierował się do drzwi.
Sześć, jeszcze kilka sekund, a w telewizji będzie głośno o tym, jak bestialsko zabił nastolatkę.
Pięć, dzisiaj doręczy jeszcze protokół aresztowania.
Cztery, usłyszy dźwięk zakutych dłoni w kajdankach.
Trzy, zobaczy jak go prowadzą do aresztu, na sale sądową, a potem odprowadzają i gnije w odmętach mediów.
Dwa, dostanie wymarzony awans i gazety będą o nim pisać, jak o zasłużonym bohaterze.
Jeden, przestaną go męczyć nocne koszmary i odpocznie.
--- To nie ja ją zabiłem.
Te pięć słów odwróciło sytuacje o trzysta sześćdziesiąt stopni. Jedyne, co utknęło potem w jego pamięci to obraz, w którym jego twarz przybrał grymas, szarpanie za zapewne drogą koszule, policzkowanie i bicie pięściami w twarz. Cóż, potem nie było barwnie. Powstrzymanie przez Alejo i Pacho, pomoc rannemu chłopakowi, karetka, zamkniecie go w izolatce, dopóki się nie uspokoi.
. . .
Pogoda przybrała inną szatę, tak jakby miała pojecie, że nadejdzie trochę nieprzyjemna grupowa rozmowa. Wiatr wiał niespokojnie, słońce schowało się za chmurami; jednym słowem była katastrofa. Przez park wolniutko szła blondynka. Mimo, że wyglądała jakby zeszło z niej życie, była pełna determinacji, żeby pomóc Matteo. Ubrana w spodnie z dziurami, płaszcz, srebrną torebkę od Channel, niebieski golf i czarne czółenka, nie spodziewała się najgorszego. Za nią podążało zło wcielone. Człowiek, który zniszczył nieszczęsny żywot Sol. Czarny płaszcz, rękawiczki, młotek. Doskonale wiedział o spotkaniu. Miał też powód, by uciszyć ją tu; nikt w taką pogodę nie wychodził na zewnątrz, a w parku nie było monitoringu.
Śledził ją wzrokiem jak lew obserwuje swoją ofiarę przed skokiem i śmiertelnym ugryzieniem. Wytarł kropelki potu o skórzany materiał. Oblizał wargi. Nie robił tego pierwszy raz. Wychylił łeb za drzewa i zaczął iść w jej stronę. Kierowała się ku lampom, które zostały już zapalone. Miał teraz idealną okazje. Przyspieszył kroku. Blondynka odwróciła się na chwile, by zobaczyć kto biegnie. Przerażenie malowało się na jej twarzy. Rzuciła torbę w krzaki i zaczęła biec. Przeklinała siebie w myślach, że założyła buty na obcasie. Oddychała nieregularnie. Na jej drodze stanął jednak kamień, o który się potknęła, upadając na trawę. Otworzyła oczy. Nie miała siły, żeby wstać. Szukając rzeczy, o którą mogłaby się podeprzeć, ujrzała strumień krwi, lecący z czubka jej głowy. Wtedy przed jej oczami pojawił się on.
--- Błagam, nie. - tyle udało się jej wykrztusić.
On jej nie słyszał; nie słyszał tego, czego nie chciał. W rozkroku usiadł na jej brzuchu. Wiedział, że nie ma energii. Ujął szyje dłońmi. Ściskał mocno, żeby zobaczyć w jej oczach strach, bezsilność i przegraną. Tak bardzo nienawidził blondynek. Szczuł je psami. Ona próbowała się wyrwać. Poruszała nogami, ramionami, ale to nic nie dało. Z każdym mocniejszym ściśnięciem, wiedziała, że to jej koniec. Płuca walczyły o każdy wdech; na marne. Z ust wydobywały się tylko głupie westchnięcia. Brzmiała gorzej niż pies, którego zarzynają żyletką. Teraz nastał czas na moment kulminacyjny. Najmocniejsze ściśniecie. Zgrzyt łamania kości wokół szyi. W końcu opadanie walczących kończyn. Czerwona ciecz zagościła na jej sinych wargach. Powstał z martwej dziewczyny i wyjął z kieszeni sznur. Obwiązał go na jej szyi i zawiesił na gałęzi pobliskiego drzewa. Pod kamieniem położył list pożegnalny. Spojrzał w zachmurzone niebo, z którego wydostawało się słońce.
Przepraszam, Sol.
. . .
*Anna Blue - Every Time The Rain Comes Down
Chciałam podziękować EvelineBook, która jako jedyna podała swoją propozycje. Peppi Cotto będzie na pewno jedną z udanych postaci. Niedługo w opowiadaniu pojawi się jej własna oc, dlatego serdecznie zapraszam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro