𝓬𝓱𝓪𝓹𝓽𝓮𝓻 𝓽𝔀𝓸
— Bellamy, słyszałam cię! Otwieraj drzwi! To ja, An!
Od kiedy poznałam Blake'a minął rok, które spędzaliśmy razem prawie cały czas — prawie, bo Bell miał treningi i pomagał swojej mamie, która jest bardzo miłą i ciepła osobą. Nigdy nie spędzaliśmy czasu w jego domu i nie wiem czy to przez to, że wstydzi się, że mieszka na Waldenie, czy chcę coś ukryć. Bell zawsze wykręcał się gdy chciałam do niego przyjść — zawsze mówi, że jego mama jest zajęta i nie możemy jej przeszkadzać.
Tym razem ta wymówka nie przejdzie, ponieważ zanim przyszłam do sekcji B-17 zajrzałam do jej pracowni, gdzie była i próbowała powstrzymać mnie przed odwiedzeniem Bellamiego w ich mieszkaniu. Zgodziłam się tylko po to aby dała mi spokój i nie spełniłam jej prośby. Dlatego teraz, od jakiś dwóch minut stoję pod drzwiami, walę w nie i krzyczę aby otworzył, bo słyszę jego kroki. W końcu słyszę dźwięk otwieranego zamka i mocne szarpnięcie przez co straciłam równowagę i wpadłam do mieszkania. Już chciałam okrzyczeć szatyna, kiedy nie zobaczyłam go, a jakąś obcą dziewczynę, która zdenerwowana i zestresowana zamykała drzwi.
— Hejka — przywitałam się wciąż leżąc na ziemi — Kim jesteś?
Szatynka oparła się o drzwi i przyglądała mi się z zainteresowaniem. Zielone oczy, które śledziły, każdy centymetr mojej twarzy, były odrobinę skryte pod grzywką, która dodawała jej uroku. Brązowe włosy miała upięte w kitkę, która sięgała jej do ramion. W końcu otrząsnęła się i podała mi rękę, którą przyjęłam i podniosła mnie. Zauważyłam, że śledziła wzrokiem mój ubiór. Otrzepałam swoją czarną skórzaną kurtkę — pod którą miałam białą koszulkę— i jasno różowe eleganckie spodnie z niewidzialnego pyłku i uśmiechnęłam się delikatnie w stronę nieznajomej, zapewne przyjaciółce mojego przyjaciela o której mi nie powiedział.
— Jestem Octavia — powiedziała cicho z zarumienionymi policzkami — Miło mi cię poznać, Andreo, Bellamy wiele mi o tobie opowiadał.
— Niestety nie mogę powiedzieć, żebym kiedykolwiek usłyszała od niego o swojej przyjaciółce, ale mi również miło, Octavio — Wyciągnęłam w jej stronę rękę, którą delikatnie potrząsła.
— Och, nie. Ja nie jetem...
— Pogubiłam się w takim razie — przerwałam jej i ruszyłam w stronę drzwi — Zapewne pomyliłam mieszkania, wybacz.
— Nie, nie pomyliłaś domów! — położyła rękę na drzwiach — Zostań, proszę, Bellamy zaraz powinien wrócić.
— Jeżeli nie jesteś jego znajomą, a przebywasz w jego domu i wiesz o mnie od Bella, och, zapomniałabym, że Aurora nie pozwoliła mi tutaj przychodzić, sprawa jest już jasna —usiadłam na krześle, założyłam nogę na nogę i położyłam na nich ręce — Jesteś jego siostrą, prawda?
Dziewczyna momentalnie zbladła i potarła ręką kark, przez co dostrzegłam kolejne podobieństwo między nią, a jej bratem. Dziwię się, że wcześniej tego nie zauważyłam, bo oni są prawie identyczni. Po chwili spojrzała na mnie, a widząc delikatny uśmiech uspokoiła się odrobinę.
— Uspokój się, przecież cię nie ugryzę — wskazałam rękę na drugie krzesło tak jakbym była u siebie w domu — Ile masz lat?
— Czternaście — nagle wstała i pobiegła do drugiego pomieszczenia. Wróciła z ciasteczkami na talerzyku i położyła go na stole — Proszę, nie mów nikomu. Bellamy by się wściekł i na pewno ekspulowali by mnie, a ja nie chcę umierać i zniszczyć tego co przez tyle lat Bell i mama starali się ukrywać.
Coś tknęło mnie w sercu, kiedy zobaczyłam łzy w oczach dziewczynki. Była bardzo młoda i wiedziała czemu rodzina ją ukrywa — nie chcieli aby strażnicy ją zabili, a zrobili by to gdyby się tylko dowiedzieli o niej, ponieważ drugie dziecko jest zakazane —, a do tego nie bała się wręcz desperacko błagać mnie o zachowanie jej życia w tajemnicy. Wiem co Octavia przeżywa, gdyż mnie rodzice też musieli ukrywać przed różnymi wrogami, głównie czarownicami, gdy byłam mała.
Nagle usłyszałam kroki z zewnątrz i ciche pukanie w dziwnym tempie i odstępach. Octavia przysłuchiwała się temu rytmowi aż nagle wstała i otworzyła drzwi przez które wszedł szatyn, który był celem mojej wizyty. Nie zauważył mnie, tylko przytulił jedną ręką dziewczynkę, bo w drugiej trzymał tacę z jedzeniem. Bezszelestnie wstałam i splotłam ręce za plecami.
— No cześć — przestraszony wypuścił tacę i sięgnął za pasek spodni gdzie miał pistolet. Złapałam dzięki refleksowi tacę z jedzeniem i położyłam ją na stole, a w tym czasie Octavia złapała broń i opuściła ją — Uważaj, bo komuś mógłbyś zrobić krzywdę, Bell.
— Andrea — schował broń z powrotem i spojrzał na siostrę — To nie tak jak myślisz.
— Myślę, że Octavia jest twoją młodszą siostrą, którą ukrywasz wraz z matką od czternastu lat w wbrew prawu, a do tego nie ufałeś mi na tyle aby mi o niej powiedzieć. Zawiodłam się na tobie.
— An — podszedł bliżej mnie i złapał mnie za rękę — Ty nie rozumiesz, zabili by całą naszą rodzinę, gdyby dowiedzieli się o Tavi. Nie mogłem ci powiedzieć, bo...
— Bo poszłabym do ojca i mu o tym powiedziała? Za kogo ty mnie masz Blake? — wyrwałam rękę z jego uścisku i ruszyłam do drzwi biorąc do ręki wcześniej ciasteczko — Nie jestem zdrajcą.
Wyszłam z mieszkania nie żegnając się, tylko wymieniając smutne uśmiechy z szatynką, która od razu po moim wyjściu zamknęła drzwi na zamek. Czułam się zdradzona. Czy on naprawdę myślał, że pozwoliłabym na śmierć jego i jego rodziny? Czy naprawdę ma mnie za tak złego człowieka?
Oto drugi rozdział! Stwierdziłam, że wstawię go jako rekompensatę za zwlekanie z wstawieniem poprzedniego. Być może dziś albo jutro również pojawi się rozdział.
Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania, bo to bardzo pomaga i motywuję.
P.S. Jeżeli zdarzyło by się, gdybym zapomniała o rozdziale (tak w niedalekiej przyszłości), pogońcie mnie, bo wiem, że jestem zdolna do tego aby zapomnieć o nim.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro