005― 𝘤𝘩𝘢𝘱𝘵𝘦𝘳 4!
𝐂𝐈𝐓𝐘 𝐎𝐅 𝐋𝐈𝐀𝐑𝐒
‧͙⁺˚*・༓☾ ▬ 𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝟒!
"Time Past: Idris, 1995"
Czteroletnia brunetka z wielkim uśmiechem przyglądała się swojemu dziełu, stojąc na środku swojej sypialni. Z dumą lustrowała nowy wystrój. Razem z rodzicami od ponad tygodnia przygotowywali jej pokój do przyjęcia nowego członka rodziny. Teraz wszystko w pomieszczeniu było podwójne. Dwa łóżka, dwie szafy na ubrania, dwa regały na książki i dwa stoliczki, które mała Luna wykorzystywała do malowania.
Kiedy rodzice, kilka tygodni wcześniej, oznajmili, że do ich rodziny dołączy córka ich przyjaciół, Luna nie posiadała się z radości. Wizja rówieśniczki, która, w odróżnieniu od jej starszego brata, nie będzie wykręcać się od zabawy z nią, była dla niej ekscytująca. Nie miała przyjaciółek w swoim wieku, zapewne przez wielkie pokłady złośliwości i arogancji, jakie mieściły się w jej drobnym ciele, więc jej największym marzeniem była dziewczynka, która stałaby się "bratnią duszą". Pragnęła mieć kogoś, z kim mogłaby dzielić sekrety, kto wybrałby ją spośród wszystkich ludzi i nie uciekł po dziesięciu minutach, a zostałby na zawsze.
Jej rozmyślania przerwał donośny dzwonek frontowych drzwi. Jak poparzona wybiegła ze swojego pokoju i pobiegła schodami w dół, prosto do salonu. Zatrzymała się tylko na sekundę przy ogromnym lustrze, wiszącym na korytarzu piętra, by poprawić swoje dwa warkoczyki i przygładzić granatową spódniczkę.
Kiedy stanęła przy swojej mamie i Dorianie, goście stali już w przedsionku ich domu i rozmawiali z jej ojcem. Oczom Luny ukazała się czwórka dorosłych ludzi. Jedną z nich był jej ojciec, Louis. Drugą pani Maryse, która czasem odwiedzała ich dom i zawsze uśmiechała się delikatnie, gdy zauważyła jej próby podsłuchania rozmowy. Pozostała dwójkę zidentyfikowała, jako ważnych członków Clave. Z za ich nóg wyglądała nieśmiało dziewczynka, która badawczo przyglądała się wszystkiemu w salonie. Kiedy uznała, że wszystko jest względnie w porządku, postawiła kilka kroków przed siebie stając przed swoimi nowymi opiekunami.
Rude włosy związane miała w dwa urocze kucyki na czubku głowy. Dłonie nerwowo bawiły się rąbkiem jej pomarańczowej sukienki, ujawniając jak nerwowa jest. Jej duże zielone oczy, które nieustępliwie wpatrywały się we właścicieli domu, przeszły powoli na rówieśniczkę, która w mgnieniu oka znalazła się przed nią. Luna wystawiła przed siebie swoją małą dłoń czekając, aż druga ją ściśnie. Cora z wahaniem uniosła rękę, a kiedy złączyła ich palce, obie poczuły przepływającą przez ich ciała falę energii, a ich oczy rozjaśniły się niezwykłym blaskiem, które tylko one zdawały się dostrzec.
Brunetka w jednej chwili chwyciła mocno nadgarstek rudowłosej i, nie oglądając się za siebie, pociągnęła ją w kierunku ich nowej wspólnej sypialni.
▬▬▬▬▬▬▬▬
Piątka dorosłych siedziała w ciszy w salonie rodziny Lockhart. Od kiedy dzieci opuściły pomieszczenie, nikt nie odważył się wypowiedzieć ani jednego słowa. Ella odgarnęła za ucho swoje gęste brązowe włosy i nerwowo oczyściła gardło.
-Co się dokładnie z nimi stało?
-Cataleya i Caleb... - westchnął Bradley, brat inkwizytora. - Dostali informacje o planowanym ataku demonów na jeden z hoteli. Miało ich być tylko kilka, więc stwierdzili, że dadzą sobie radę sami. Zostawili małą z innymi mieszkańcami instytutu i...
-Wyruszyli samotnie - weszła mu w słowo jego siostra, Eva.- Niestety informacje, które otrzymali okazały się błędne...To nie było kilka demonów, które zaatakowały tamten hotel. Była ich cała masa... Kilkadziesiąt, co najmniej. Wpadli w śmiertelną pułapkę.
Louis i Ella wstrząśnięci spojrzeli na siebie przelotnie i znów zwrócili się w stronę swoich gości.
-Myślicie, że to było zaplanowane? - Lockhart zadał pytanie, wzdychając ciężko.
-Prawdopodobnie, ale nie znaleźliśmy żadnych śladów, które mógłby naprowadzić nas na trop winowajcy - Eva rozmasowała palcami skronie.
-A jak przyjęła to Cora? - Ella odchyliła się na swoim krześle na tyle by móc zobaczyć czy drzwi sypialni jej córki są na pewno zamknięte i czy dziewczynki nie próbują podsłuchiwać.
-Tak jak dziecko może przyjąć śmierć rodziców. Zamknęła się w pokoju i odmawiała wyjścia czy chociażby wpuszczenia do niego kogokolwiek. Słyszeliśmy tylko jej płacz. Nic więcej. Aż po dwóch dniach wyszła z niego. Od tamtego dnia oprócz krótkiego 'tak' i 'nie' nie powiedziała nic więcej -powiedział smutno Bradley.
-To straszne...
-Bardzo doceniamy to, że zgodziliście się nią zaopiekować. - Maryse przerwała pani domu, chwytając za jej dłoń spoczywającą na stole. -Poza rodzicami nie ma już żadnej rodziny.
-Caleb i Cataleya byli naszymi przyjaciółmi. Nie zawiedlibyśmy ich. - Louis spojrzał na żonę, posyłając jej delikatny uśmiech, który odwzajemniła tak jak uścisk ręki przyjaciółki.
-Możecie być pewni, że od teraz będzie dla nas jak druga córka- zapewniła Ella.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro