Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

003― 𝘤𝘩𝘢𝘱𝘵𝘦𝘳 2!

𝐂𝐈𝐓𝐘 𝐎𝐅 𝐋𝐈𝐀𝐑𝐒

‧͙⁺˚*・༓☾ ▬ 𝐜𝐡𝐚𝐩𝐭𝐞𝐫 𝟐!

"Pandemonium"

-Skąd mamy mieć pewność, że mówił prawdę? - Cora rozejrzała się niepewnie po ludziach tańczących wokół niej.

Już od kilkunastu minut znajdowały się w klubie, o jakże zacnej nazwie, Pandemonium. W środku było pełno ludzi, a przynajmniej tak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Otaczały ich kłębki dymu z suchego lodu. Wszędzie tańczyły kolorowe światła. Dla Luny było to bardzo odprężające. Uwielbiała chodzić na imprezy. Jakimś cudem nieprzerwany hałas i zgiełk zawsze ją odprężał. W odróżnieniu do jej towarzyszki. Rudowłosa nienawidziła takich klubów. Czuła się w nich strasznie spięta i nieswoja.

-To był faerie. Oni nie umieją kłamać. - przypomniała brunetka. Odtworzyła w pamięci zdarzenie mające miejsce kilka dni wcześniej.

Po, wątpliwie miłym spotkaniu z Nocnymi Łowcami, znalazły schronienie w opuszczonym sklepie odzieżowym, z dala od głównych ulic, do którego nikt nigdy nie zaglądał. Przez kolejnych kilka dni chodziły po różnych barach, starając się dowiedzieć, kto byłby w stanie załatwić im anielską broń. W końcu, w jednym z nich, faerie imieniem North zdradził im, że jeśli czegoś potrzebują, istnieje duże podobieństwo, że zdobędą to od pewnego osobnika nieustannie przesiadującego w Pandemonium.

Obie lustrowały tłum wijących się na parkiecie i siedzących na balkonie osobników. W niektórych z nich od razu dostrzegały Podziemnych, maskujących swoją prawdziwą naturę przed niczego nieświadomymi Przyziemnymi. Ale to właśnie niebiesko-skóry czarownik, z burzą jaskrawo żółtych włosów zwrócił ich uwagę. Opierał się o barierkę na balkonie, lustrując dokładnie to, co dzieje się pod nim. Usta miał wykrzywione w pewnym siebie uśmieszku, kiedy jedną ręką poprawiał swoją złotą marynarkę.

-To on? - zapytała Luna.

-North powiedział tylko coś o kolorze jego skóry i o tym, że zawsze jest z nim jakaś kobieta ze skrzelami. - odparła Cora. 

Jak na zawołanie do czarownika na wysokich szpikach i w brokatowo-złotej, pasującej do stroju jej towarzysza, sukience podeszła blada kobieta z niebieskimi włosami związanymi w wysoki koński ogon. Dzięki takiej fryzurze oczom Nocnych Łowczyń ukazała się para skrzeli po obu stronach szyi kobiety. Nieznajoma oparła jedną z dłoni na ramieniu czarownika i szepnęła mu coś do ucha. Mężczyzna przeniósł swoje czarne jak noc oczy z towarzyszki na Nocne Łowczynie, łapiąc z nimi kontakt wzrokowy.

Obie natychmiastowo ruszyły w jego stronę, wspinając się po wysokich stopniach. Kiedy stanęły na balkonie, nie czekając, zaczęły przepychać się przez ludzi. Luna, nie zwracając większej uwagi na mijane osoby, odpychała je na boki mimo ich sprzeciwów, wrogie spojrzenia, czy wyzwisk rzucanych w jej stronę. Cora, która była tuż za nią, posyłała im tylko przepraszające spojrzenia. 

Kiedy stanęły przed czarownikiem, ten zmierzył je dokładnie wzrokiem. Obie ubrane były w czarne sukienki, które znalazły w pudłach pozostawionych w kryjówce. Może i nie były spektakularne, jak ta, którą miała na sobie towarzyszka czarownika, ale były na tyle dobre, by mogły przyjść w nich do klubu. Obie bardzo krótkie, z odkrytymi ramionami. Dzięki nim czarownik od razu, kiedy na nie spojrzał, zobaczył runy, zdobiące ich ciała.

-Nocne Łowczynie... -przemówił grubym głosem, wzbudzając w rudowłosej dreszcze.

-Czarowniku... -odpowiedziała Lockhart.

-Proszę, mówcie mi Amarant. - syn Lilith przyjrzał im się jeszcze uważniej, najprawdopodobniej szukając u nich jakiejkolwiek broni, którą mogły przed nim schować. Kiedy nic nie dostrzegł, szybkim kiwnięciem dłoni rozkazał odejść swojej towarzyszce, która niechętnie spełniła jego rozkaz i odsunęła się kilka kroków dalej, zaczynając uważnie lustrować parkiet. - Czego chcą ode mnie Nefilimi?

-Potrzebujemy serafickich ostrzy. - Cora zobaczyła, że w oczach Amaranta błysk, który zgasł tak szybko jak się pojawił.

-Przysłało was Clave? Chcą przyłapać mnie handlowaniu waszą bronią? Niedoczekanie! - czarownik zdenerwowany już odwracał się do nich plecami, ale powstrzymywała go dłoń  brunetki, która chwyciła go za nadgarstek.

-Nie przysyła nas Clave! Ale... - brunetka urwała, kiedy przy boku czarownika stanęła jego towarzyszka i gorączkowo zaczęła coś do niego szeptać. Łowczynie zdołały wychwycić tylko kilka słów. "Nocny Łowcy", "tutaj" i "uciekać". Kiedy Amarant znów skupił na nich swoją uwagę, posłał im tylko pełne goryczy spojrzenie i zanim zdążyły zareagować wyczarował za sobą portal, odwrócił się i wbiegł do niego. Luna i Cora spojrzały na siebie z rezygnacją. Straciły szanse na zdobycie potrzebnej im broni, która może im się przydać w każdej chwili.

-Co teraz?

-Słyszałaś. Wspomnieli coś o Nocnych Łowcach. Musimy się stąd wydostać - wymamrotała w odpowiedzi rudowłosa i pociągnęła młodszą za sobą. 

W następnej minucie obie znów przedzierały się przez tłum tańczących na parkiecie. Spocone ciała obijały się od nich, kilkukrotnie powodując, że Forbes prawie wywróciła się na jej wysokich szpilach. Jej towarzyszka natomiast zauważyła wygłodniały wzroku kilku demonów, które w ludzkiej postaci siedzieli przy barze i pili nieznane brunetce drinki. 

Z zamyślenia, w które wpadła Luna, patrząc na demony siedzące przy barze, wyrwało ją mocne uderzenie w bark od którego niebezpiecznie się zachwiała. Od upadku uchroniły ją czyjeś silne ramiona, które oplotły się wokół jej tali i przycisnęły do klatki piersiowej. Dziewczyna zaskoczona uniosła wzrok na mężczyznę i zamarła. Stał przed nią dokładnie ten sam jasnowłosy Nocny Łowca, którego kilka dni wcześniej razem z przyjaciółką zaatakowały. Ubrany był podobnie do ostatniego razu. Cały na czarno z pasem biegnącym przez jego pierś do którego przymocowany był długi seraficki miecz. Za plecami blondyna Luna dostrzegła również tego chłopca, któremu Cora ukradła stele. Obok niego stała piękna, czarnowłosa dziewczyna.

Kiedy Luna znów spojrzała w oczy blondyna, zobaczyła wyraz konsternacji, który już w następnej chwili płynnie przeszedł w zdziwienie, a potem w złość. Brunetka na próżno próbowała wymyślić jakąś drogę ratunku. Kiedy uświadomiła sobie, że jej starania na nic się zdadzą, zadziałała instynktownie, co często odradzała jej przyjaciółka. Według niej zawsze robiła w tedy jakieś głupoty, które tylko pogarszały całą sprawę.Brunetka przełknęła ślinę i zamaszyście uderzyła swoim kolanem w krocze Nocnego Łowcy. Jasnowłosy zgiął się w pół ze zbolałą miną. Luna położyła dłonie na jego klatce piersiowej i z całej siły popchnęła go w tył. Patrzyła jak toczy się do tyłu, a przed upadkiem ochrania go Alec, który chwycił go i postawił do pionu. 

Nie tracą ani chwili dłużej brunetka odwróciła się i pognała do wyjścia, przy którym stała rudowłosa i obserwowała całą sytuację z mieszanką przerażenia i zdziwienia na twarzy. 

 ▬▬▬▬▬▬▬▬

-Dobrze. Powtórzy jeszcze raz co wiemy. - Magnus powiedział opierając ręce na stoliku przed sobą. Przed nim na dużej skórzanej kanapie siedziała Bonnie, która przebywała w mieszkaniu czarownika już od kilku dni. -Obudziłaś się na plaży, całkiem sama. Nie pamiętasz niczego co miało miejsce w ostatnich kilku miesiącach. Co jakiś czas masz wizje, w których widzisz ludzi i miejsca, których nigdy wcześniej nie widziałaś....

 Młoda czarownica lekko kiwała głową. Zaczynała czuć się zirytowana i najzwyczajniej w świecie zmęczona. Nie tylko tym, że w swoich wspomnieniach miała dość dużą pustkę, ale też tym, że wspomniane przez czarownika wizje sprawiały jej przeogromny ból. Przy każdej czuła jakby jej głowa była roztrzaskiwana o ścianę.

Bane wyprostował się i zaczął niespokojnie krążyć po pokoju, wydeptując ścieżkę na swoim puchatym dywanie. Dziewczyna bardzo go intrygowała.Postanowił jej pomóc nie tylko dlatego, że czuł się w obowiązku, jako Wysoki Czarownik Brooklynu, to zrobić. Był niesamowicie ciekawy co takiego spowodowało taki stan dziewczyny.

Nagle Bonnie poczuła uderzenie ogromnego ciepła. Jej ręce zaczęły drżeć. Brunetka z trudem udawało się łapać powietrze. Próbowała wymówić imię czarownika, ale z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Przerażona swoim stanem podniosła się z kanapy i na chwiejnych nogach ruszyła w kierunku Magnusa, który patrzył na nią osłupiony. Po zrobieniu zaledwie kilku kroków, nagle się zatrzymała, a z jej ust wydobył się krzyk bólu.

Przez pomieszczenie przeszła fala potężnej energii, której źródłem była dziewczyna. Wszystkie lampy, które oświetlały salon jednocześnie roztrzaskały się na małe kawałeczki, a Magnus nadal zszokowany, uderzony potężną falą pofrunął i z impetem uderzył w ścianę za sobą.

Ból w ciele Bonnie zniknął tak szybko jak się pojawił. Wyczerpana upadła na kolana, odgarniając włosy ze spoconego czoła. Uniosła spojrzenie na Magnusa, który z nieodgadnioną miną podnosił się na nogi.

-To ci dopiero.... - wymamrotał czarownik. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro