Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Początki są najtrudniejsze

Wraz z moją macochą jechałyśmy właśnie do szkoły, mojej szkoły dla dzieci z problemami. Kobieta ta miała krótko ścięte blond włosy i pulchną twarz, którą ozdabiały liczne piegi. Jej wielkie, szare oczy wpatrywały się bacznie w drogę przed nami. Miała na sobie swoją zieloną koszulkę, na którą zawsze zarzucała szarą bluzę i ciemne jeansy. Jenny Smith, żona mojego ojca i matka największej zakały tego świata.

Zastanawiacie się pewnie kim ja jestem, prawda? Ja nazywam się Kimberly, ale każdy mówi do mnie Kim. Jestem Kim Smith i mam czternaście lat.

Siedziałyśmy w ciszy, jak zwykle gdy gdzieś razem jechałyśmy. Tata zawsze pracował, więc musiałam sobie radzić z tą nudziarą i jej "córeczką idealną". Tak, nie znosimy się. Dziewczyna jest w moim wieku, ma długie blond włosy z różowymi pasemkami, które zawsze są wyprostowane, krótkie różowe ciuchy i wytapetowany ryj. Uh, okropieństwo, ona jest taka sztuczna, że chce mi się wymiotować. Arlissa, która niestety przyjęła nazwisko mojego ojca.

Arlissa poprawiała swój makijaż, Jenny cały czas była skupiona na każdym szczególe drogi, a ja? Ja siedziałam wciśnięta w fotel i czytałam jedną z moich ulubionych książek, seria Veroniki Roth Niezgodna to jedna z najlepszych książek pod słońcem. Cieszyłam się, że mogłam sobie kupić te wszystkie książki.

Tak więc czytałam sobie, a w uszach rozbrzmiewały nuty AC/DC "Highway to hell". Jedna z moich ulubionych piosenek tego zespołu. Kiedy usłyszałam huk na zewnątrz, szeroko otworzyłam oczy i zamknęłam książkę.

– Słyszałyście to? – rzuciłam szybko, a dwie pary oczy skupiły się na mnie. – No co? – Huk nawet w moich słuchawkach było słychać.

– MAMO! Ona serio musi z nami jeździć? – zaskomlałam ta blondyna.

– Tak by the way, jedziemy do MOJEJ szkoły, więc skończ gadać pustaku!

– Dziewczyny! – skarciła nas Jenny – Koniec i cisza albo was wysadzę tutaj i będziecie szły dalej same!

Od tamtej pory żadna z nas się nie odezwała, ja zaczęłam czytać. Pff co ja innego mogę robić?

Kiedy dojechałyśmy do mojej szkoły, Arlissa już chwilę temu wyszła aby iść do swojej szkoły. Ruszyłam w stronę budynku szkoły, gdzie czekała na mnie dwójka przyjaciół, Alec Garroway i Luke Colins.

Ten pierwszy to wysoki i umięśniony chłopak o czarnych włosach, które zawsze wyglądają jakby dopiero co wstał z łóżka. Jest dość wysoki, znaczy się każdy przy mnie jest wysoki. Miał ponad metr osiemdziesiąt i śliczne niebieskie oczy, kurde takich oczu nigdy nie widziałam. Tak naprawdę to ma na imię Alexander, ale kiedy ktoś tak do niego powie, no cóż, ma ochotę tę osobę zabić.

Luke, jak by się chwilę zastanowić, Luke Colins wygląda jak wysoka dziewczyna z krótkimi włosami i w ciuchach moro. Oczywiście, Luke jest chłopakiem o jasnych włosach ściętych przeze mnie na biologii gdy spał. Tak, potem pół tygodnia próbował się dobrać do moich włosów, ale nie! One zazwyczaj są schowane pod czapką z daszkiem. No więc, na jego twarzy jest całkiem nie mało różnorakich wysypów młodzieżowych, dobra kto w tych czasach ich nie ma? W przeciwieństwie do Aleca, Luke jest dość chudy i nieco niższy, a jego ciemne i lekko podkrążone oczy czasami mnie przerażają, ale tak to jest bardzo sympatycznym chłopakiem.

Chłopcy jak zwykle z czegoś się śmiali. Podeszłam do nich tak cicho aby mnie nie zauważyli i wskoczyłam Luke'owi na plecy. W tym samym momencie pożałowałam swojej decyzji, gdyż wylądowałam plecami na trawie. Przyjaciele popatrzyli po sobie, po czym wybuchnęli gromkim śmiechem.

Podniosłam się z ziemi i otrzepałam swoje czarne spodnie z trawy. Podeszłam do nich i przeklęłam pod nosem, dlaczego ja muszę być taka mała?!

– Znowu rozmyślasz o egzystencji tego świata Kim? – rzucił między wybuchami śmiechu Luke. No, ale w odpowiedzi dostał ode mnie w ramie. Potarł bolące miejsce i odszedł kawałek z udawaną obrażoną miną. Chwilę potem usłyszeliśmy dzwonek na lekcje. Angielski.

Ruszyliśmy w krótką podróż między korytarzami i innymi uczniami. Poprawiłam na plecach swój plecak z motywem galaxy i weszłam do klasy, a zaraz za naszą trójką wpadła nauczycielka angielskiego, pani Andrea Robbins. Wysoka kobieta o niebieskich oczach i krótkich rudych włosach za ucho, które wyglądają tak jakby jej wnuczka zabrała klej na gorąco i przykleiła do nich bibułę. Okulary połówki które zawsze spadają jej z haczykowatego nosa, jasna cera i wielkie zęby.

Usiadła na za swoim wielkim biurkiem i sprawdziła obecność. Ja siedziałam sama, na końcu klasy zaraz przy oknie. Wyciągnęłam swoją książkę od angola, zeszyt i szkicownik, zapisałam temat, ale nie miałam ochoty słuchać tej lekcji, więc złapałam za ołówek i zaczęłam rysować. Spojrzałam na pustą kartkę, a po chwili wiedziałam co się na niej pojawi.

Po niespełna piętnastu minutach na tej zwykłej kartce znajdowała się wielka czaszka ozdobiona krzewem róży. Pani Robbins przechodziła właśnie koło mojej ławki, przystanęła koło niej i zabrała mój szkicownik i wyrwała z niego mój ówczesny rysunek. Kiedy miała odejść złapałam ją szybko za rękę, która zrobiła się momentalnie gorąca, więc szybko ją puściłam. Oczy kobiety przez chwilę wyglądały, tak jakby były czerwone.

Dzwonek. Nasz wybawca, ale niestety mamy poniedziałek, czyli ta udręka dopiero się zaczęła.Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Zwykła czternastolatka z ciemnobrązowymi włosami spiętymi w luźnego koczka na czubku głowy. Duże zielonozłote oczy lustrowały wszystko co się na tej twarzy znajdowało. Mały nos lekko zadarty do góry, pokryty licznymi piegami, bardzo jasna cera przez którą idealnie widać żyły. Tak, to ja. Nic szczególnego, oprócz zadziwiającego charakterku.Jestem wybuchowa, zimna, nieokiełznana i zapominalska, ale cóż, mówi się trudno.

Kolejny dzwonek którym rozpoczynałam lekcję matematyki, którą bardzo lubię, tak samo jak i nauczyciela. Wysoki facet około trzydziestki, ciemne włosy, zielone oczy, zawsze w garniturze i z kolczykiem w uchu.

Tak więc koniec moich marzeń, czas na MATMĘ! Dla niektórych to udręka, ale to jest jedyna lekcja na której nie rysuję!

To była już ostatnia lekcja na dziś, czyli geografia. Matko, ta baba tak przynudza, że sama zasnęła, więc chłopaki z mojej klasy i ja korzystając z okazji zerwaliśmy się w połowie. Mówiłam już, że żadna dziewczyna nie ma takich kontaktów z chłopakami jak ja? Ma się ten dar.

Tak więc poszliśmy razem do parku niedaleko naszej szkoły. Szliśmy może z dwadzieścia minut, aż dotarliśmy do miejsca wypoczynku naszej grupki. Ja podbiegłam do ławki i się na niej położyła.

– Ta jest moja, ktoś ją tknie to nie ręczę za siebie! – krzyknęłam do chłopaków, którzy pokiwali głowami, ale ktoś się nie posłuchał gdyż zakrył moje słoneczko. Leżałam z zamkniętymi oczami i zamachnęłam się ręką, która o dziwo zatrzymała się na czyjejś twarzy.

– Ej, co Ci moja biedna twarz zrobiła?! – otworzyłam oczy, którym ukazała się dziewczyna. Jej oczy były niesamowite. Oczy które raz były zielone, raz niebieskie, a raz nie wiem jakie. Nie wiele wyższa ode mnie, brązowowłosa, wyglądała jak Czirokezka.

– Słoneczko mi zniknęło! – zaśmiałam się na co mi zawtórowała i usiadła obok.

– Jestem Piper, a ty to...? – spytała dziewczyna.

– Kim.Miło mi! – podałam jej dłoń, którą ona z entuzjazmem załapała i uścisnęła.Chwilę rozmawiałyśmy, aż podszedł do nas blondyn o jaskrawo niebieskich oczach.Na wardze miał bliznę.

– Piper tu jesteś, wszyscy na ciebie czekają!A to kto? – zawołał przyjaźnie blondyn.

– To jest Kim. Wpadłyśmy na siebie niedawno, i się chwilę zasiedziałam. To jest Jason, mój chłopak.

– Cześć jestem Kim, miło mi.

– Dobra, Pipes my idziemy. Jak coś wiesz gdzie jesteśmy. Cześć!

Blondyn odszedł, a zaraz po nim odeszła dziewczyna dając mi numer swojego telefonu. Była całkiem miła.

Ku mnie biegli kłócąc się Luke i Alec.

-KIM!

I się zaczęło.

Odwróciłam się udając, że ich nie widziałam i próbowałam odejść. Niestety byli ode mnie szybsi, dobiegli do mnie i złapali mnie za ręce ciągnąc za sobą. Ile ja mam z nimi światów...

– Daleko jeszcze do mojego domku? – spytałam słodko i takim prze milutkim głosikiem. Ich głowy odwróciły się w moją stronę i wybuchnęli śmiechem (znowu) tak głośno, że mnie głowa rozbolała.

– Myślisz, że zawsze jak zrobisz taką minkę to cię odprowadzimy pod dom? – spytał Alec, a ja energicznie zaczęłam kiwać głową. Każdy się teraz śmiał i ruszyliśmy w stronę mojego domu {ja zawsze dopinam swego haha}. Na mojej ulicy nakazałam aby mnie puścili, gdyż ponieważ wyglądałam jak nieprzytomna i cały czas roześmiana dziewczyna z ... gałązką we włosach? Nie wiem jak ona się tam dostała, i szczerze mówiąc, nie chcę wiedzieć.

Tak więc, pożegnałam się z kumplami i poszłam do siebie. Mieszkałam na obrzeżach Nowego Jorku, więc prawie wszędzie mam daleko. Dom z zewnątrz wydaje się mały, ale w środku jest całkiem przestronny. Elewacja w kolorze ecru i dach w kolorze bordowym. Duży ogród jest dla mnie idealny, kocham te wszystkie rośliny, świeże powietrze. Zmusiłam nogi do wędrówki pod dom, weszłam do środka a moim oczom po lewej ukazała się kuchnia w której siedział mój tata.Podobno kiedyś miał bujne blond włosy i wesołe szare oczy, ale z biegiem lat stały się bardzo zmęczone i zaspane, a włosy mu oklapły i straciły blask. W końcu mój tata ma prawie czterdzieści pięć lat i pracował wiecznie przed komputerem po nocach. Jenny robiła obiad, jak mnie węch nie myli będzie spaghetti. Miała na sobie swój ulubiony fartuszek, który kupiłyśmy jej jako ośmioletnie dziewczynki, jeszcze wtedy się lubiłyśmy z Arlissą. Wyszłam z kuchni i skierowałam się na górę do mojego pokoju, jak znalazłam się z piętrze spojrzałam na dwie pary drzwi naprzeciwko siebie, po lewej całe białe z naklejkami różnych artystów, takich jak Ariana Grande, Justin Biebier i tym podobne bzdety, dodatkowo namalowane kilka różyczek. Te po prawej są inne niż wszystkie, są czarne z wieloma nalepkami Green Day, AC/DC, Linkin Park... no i tak dalej. Szara klamka za którą pociągnęłam wydała cichy zgrzyt, ale weszłam do swojego pokoju. Był on niewielki, ale dla mnie idealny, naprzeciwko drzwi było wielkie okno z szerokim parapetem, po lewej od okna znajdowało się biurko (oczywiście wszystko w ciemnych kolorach), a na nim kilka zeszytów, książek i ołówków oraz jedna lampka. Naprzeciwko biurka było dwuosobowe łóżko, a nad nim wiele plakatów moich ulubionych artystów. – Za podłogę służyły jedyne jasne panele, a na nich był czarno-biały dywan. Rzuciłam się na łóżko i zasnęłam, co z tego że była dopiero czternasta?

Pierwszy rozdział mojej nowej książki, zapraszam do czytania ;)


EDIT: Nie zamierzam zmieniać fabuły, ani tym podobnych. Wreszcie udało mi się znaleźć chwilkę na lekką korektę. Jeśli zaczęłabym stosować się do wytycznych mitologii nic nie miało by sensu.

Napisałam to mając jeszcze średnie pojęcie o starożytności, więc nie miejcie mi tego za złe, ale każda inna książka będzie dopracowana. Bardzo dużo korzystam z własnej wiedzy lub internetu w takich sprawach, więc błędów treściowych postaram się nie robić <3

29.12.2017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro