Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Koszmar w nocy i .... Piżama w pandy?

Każdy z was wie, jak to jest obudzić się na lodowatej ziemi?

Nie?

To nie polecam.

Nikt nie mógł nawet do mnie podejść, bo moje ciało było tak zimne. Otaczające mnie powietrze również. Więc przez kilka godzin leżałam bezwładnie na mokrej, zimnej ziemi.

Sen, sen a raczej koszmar.

Byłam we Włoszech, ale to nie były Włochy jakie pamiętałam z dzieciństwa. Wybuch bomby w miasteczku, gdzie mieszkali moi dziadkowie, ale ich tam nie było. Przed starą hurtownią czekolady stał bardzo wysoki chłopak, miał może piętnaście, góra szesnaście lat, jego włosy miały kolor czekolady, a oczy były zielone jak wiosenna trawa. Dość przystojny, muszę przyznać. Miał na sobie koszulę w kratę, a pod nią zwykłą, bawełnianą koszulkę oraz jeansowe spodnie i buty sportowe. I muszę przyznać, nie wyglądał jak Włoch. Miał ciemną karnację, ale nie oliwkową, i był dość wysportowany. Przyglądał się hurtowni, i wszedł do niej.

Kilka chwil później, było słychać tylko wybuch, widać było dym i tonę kurzu. Chłopak nie zdążył wydostać się, zanim hurtownię pochłonęły płomienie.

Zginął.

Poczułam jak ktoś mną lekko potrząsa. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam Eveline, w swoim dużym fartuchu lekarskim i z wesołym uśmiechem na twarzy.

– No witam, wiesz że nikt cie nie dotykał od dwóch dni?

– Jak to? Aż tyle spałam?

– No... No tak. Na ziemi, bo nikt nie mógł cie dotknąć. Nawet Chejron, czy moje rodzeństwo. Mi dwie pary butów zamroziło. – zaśmiała się i podała mi rękę, abym wstała. Zaprowadziła mnie do infirmerii, po czym opatuliła szczelnie za dużą bluzą i kilkoma kocami. Wszystko pachniało męskimi perfumami. – A tak w ogóle, jak się czujesz, Kimberly?

– Błagam, jeśli jeszcze raz usłyszę to imię - uduszę.

– Spoko – uniosła ręce w geście kapitulacji – Kim? Pasuje?

Kiwnęłam twierdząco głową.

– No! Mi też pasuje! A teraz poczekaj chwilę, mam coś co poprawia nastruj!

Wybiegła z sali, o mało się nie przewracając o kapcie i krzycząc "NIC MI NIE JEST!"

Siedziałam w tych kocach i bluzie, aż w pewnej chwili dotarło do mnie skąd znam te perfumy. Alec takich używa.

Dziewczyna przytaszczyła ze sobą laptopa i ładowarkę. Usiadła obok mnie na jednym z łóżek i włączyła laptopa, wybierając jakiś film.

– Uwaga, nie odpowiadam za schorzenia psychiczne, w chwili gdy to włączę, odpowiadasz za siebie. – powiedziała patrząc cały czas w ekran laptopa.

Kiedy wybrała film, chciało mi się śmiać. 'PORA NA PRZYGODĘ". Kiedy na nią spojrzałam, zdałam sobie sprawę, że ma we włosach spinkę z tym psem... jak mu tam, Jack? Jake? Coś w tym stylu.

– Ty to oglądasz? – spytałam, a dziewczyna popatrzyła na mnie morderczym wzrokiem.

– Tak, a co?

– To też obejrzałaś? "Kraina lodu", wymiata! – zaśmiałam się, a dziewczyna mocno mnie przytuliła.

– Będziesz moją przyjaciółką, plooooosę!?-uśmiechnęła się jak dziecko i zrobiła minę jak kot ze Shreka. No temu nigdy nie odmówię.

– Zobaczymy... – niestety nie zdążyłam dokończyć, bo czarnowłosa mi przerwała.

– Okay, oglądamy? – zaśmiałam się i zaczęłyśmy oglądać.

~*~

– Ja dalej nie rozumiem, o co w tym chodzi!? – uskarżałam się nastolatce. Córka Apollina uśmiechnęła się i wywróciła oczami.

– Jak co pięć minut coś się pytałaś, to się nie dziwię!-zaczęłyśmy się śmiać. Dziewczyna sprawdziła coś na zegarku i odwinęła jeden z koców.

– EJ!Tak mi było dobrze! – jęknęłam i wyłożyłam się na łóżku.

– Ale nic ci nie jest.Więc... – przerwałam jej szybko.

– Ale bluzę sobie zatrzymam!

I wstałam, a dziewczyna zebrała resztę koców. Zostałam w bluzie, najprawdopodobniej, mojego najlepszego przyjaciela. Wyszłam z infirmerii i skierowałam się do osiemnastki. Po drodze, na szczęście, na nikogo nie wpadłam. Było już dość ciemno, więc przyspieszyłam kroku i kiedy już byłam blisko domku, ktoś złapał mnie za rękę i pociągnął do tyłu. Nic nie widziałam, no bo cóż. CIEMNO BYŁO.

– Ej, puszczaj mnie! – pisnęłam,a chwilę później nie mogłam mówić, bo to coś zatkało mi dłonią usta.

Byliśmy w lesie kiedy wreszcie ta osoba która raczyła mnie porwać, ukazała mi swoją twarz. To był ten chłopak, który celował we mnie mieczem drugie dnia mojego pobytu tutaj. Teraz znajdował się blisko - może za blisko - mnie. Miał mnóstwo blizn na całej twarzy, szatański uśmiech błąkał się po niej, a z brązowych oczu biła taka nienawiść, że bałam się pomyśleć, co by się stało, jakbym poznała jego rodzeństwo.

– Ślicznotka z ciebie. – parsknął śmiechem i przysunął się bliżej mnie. Byłam oparta o drzewo, więc nie miałam gdzie uciec. Trzymał moje ręce nad głową, ale nogi miałam wolne. Plus dla jego głupoty. Cały czas się na mnie patrzył. – Ile ty masz lat? Z piętnaście? Szesnaście? Cóż, mnie to jakoś specjalni nie obchodzi.

Przybliżył się i pocałował mnie. Brutalnie szamotałam się, ale on nie ustępował, był ode mnie dużo silniejszy. Brutalnie ciągnął moje wargi, robił wszystko co chciał. Jedną ręką puścił moje dłonie i chwycił kawałek mojej koszulki. Płakałam. Pierwszy raz odkąd pamiętam płakałam.

Chłopak zdjął moją koszulkę, a jego dłoń wędrowała coraz to niżej. W sekundę przez tym jak miał zdjąć ze mnie spodenki, zamarł. Dostrzegłam za nim ciemną postać, wysoką postać z czarnym kapturem na głowie. Widziałam tylko lekką poświatę miecza, również czarnego. Chłopak który jeszcze chwilę przedtem traktował mnie jak lalkę, oderwał się ode mnie i odwrócił. W ciągu niecałej sekundy pięść tego chłopaka w czarnym wylądowała na nosie drugiego.

Ja zsunęłam się plecami o drzewo i płakałam. Przysunęłam pod brodę kolana i otoczyłam je rękami chowając głowę między nogi. Na swoim ramieniu poczułam czyjąś rękę. Zapomniałam, że nie mam na sobie koszulki! Mój wybawca pomógł mi wstać i podał koszulkę, kiedy wiatr przez przypadek zrzucił mu kaptur z głowy poznałam go. To był ten chłopak z mojego snu. Założyłam szybko koszulkę i bluzę, która nie wiem kiedy wylądowała na ziemi.

Chłopak otoczył mnie ramieniem, a ja bezmyślnie się do niego przytuliłam. Nie odtrącił mnie. Przytulił mnie do siebie, i teraz zdałam sobie sprawę, że był naprawdę wysoki. Miał około stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu. Dłonią gładził moje plecy, co dało mi uczucie bezpieczeństwa i spokoju. Pierwszy raz od dawna się tak czułam.

– Dziękuje. – szepnęłam, na co chłopak mocniej mnie przytulił. Po moim policzku spłynęła łza. Chłopak najwyraźniej poczuł to i lekko się nachylił, przez co doskonale go widziałam, mimo, iż było bardzo ciemno. Miał dołeczki, co zauważyłam kiedy się uśmiechnął wycierając kciukiem łzę.

-Spokojnie.On ci już nic nie zrobi.-uśmiechnął się i jeszcze raz mnie przytulił. Miał słodkie perfumy. Poczułam miętę i chyba cytrynę. Rześkie połączenie, nie powiem. – Mogę wiedzieć, komu pomogłem?

– Kim Smith. A ja mogę wiedzieć, kto uratował mnie przed tym wariatem? – spytałam cichutko, aby tylko on to usłyszał.

– Austin Cameron. Miło mi cię poznać, tylko bardzo żałuję, że w takich okolicznościach.

– Udajmy, że to się nie zdarzyło, dobrze?

– Nie. Ten idiota musi ponieść karę. Nie obraź się, ale on na to zasłużył. Ty nie zasłużyłaś, aby ktoś się tobą tak bezmyślnie bawił. – oznajmił melodyjnym głosem. Był taki spokojny, a ja trzęsłam się jak galaretka.

– Dobrze. – stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek – Jeszcze raz dziękuje.

Chłopak dotknął dłonią miejsce, gdzie przed chwilą znajdowały się moje usta i słodko się uśmiechnął.

– Mówiłem, że nie ma za co. – odparł. – Mogę cię odprowadzić?

Kiwnęłam głową, a chłopak chwycił moją malutką dłoń w swoją i wyszliśmy z lasu. Nawet nie wiem, skąd on wiedział, w którym domku mieszkam. Kiedy byliśmy pod domkiem Hebe, przytuliłam mocno chłopaka i wskoczyłam na schodek.

– Dobranoc Austin.

– Dobranoc Kim. – odparł i puścił moją dłoń. Skłonił się i odszedł, a ja weszłam do swojego domku.

To co w nim zastałam, jest, było, i będzie moją słodką tajemnicą...

Tak samo tajemnicą będzie dzisiejsza noc i to, co się stało.

Poszłam w kierunku naszej sypialni, przebrałam się w piżamę i otworzyłam okno. Księżyc w pełni wyglądał tak pięknie. Skierowałam się do swojego łóżka i zapadłam w głęboki sen.

~*~

Spałam dość długo, nikt mnie nie budził.

To dziwne, zazwyczaj robią to dość szybko i niedelikatnie. Kilka razy spadłam z łóżka. Na komodę i podłogę. Nie polecam mieszkać z tymi idiotami.

Usłyszałam dźwięk, który brzmiał tak, jakby ktoś chodził po podłodze. Deski skrzypiały pod ciężarem ciała. Na moją twarz spłynęły promienie słoneczne. W głowie zliczyłam wszystkie dni, jakie spędziłam w obozie. Wyszło mi, że dziś jest 25 października.

Moje piętnaste urodziny.

Dalej miałam zamknięte powieki, chociaż już nie spałam. Poczułam jak materac mojego łóżka lekko się ugina. I po mojej urodzinowej drzemce.

– Najlepszego... – usłyszałam szept, ale głos znałam. Nico di Angelo włamał się do mojego pokoju.... Nie zamknęłam na noc okna.

– Dziękuje. – odpowiedziałam z dalej zamkniętymi powiekami. Chłopak chyba się zdziwił bo materac wrócił do pierwotnej formy, a ja usłyszałam trzask. Podniosłam głowę i się nie pomyliłam. Nico spadł na podłogę. Zaśmiałam się, a chłopak zrobił naburmuszoną minę.

– Ha. Ha. Ha. Zabawne. – powiedział patrząc na swoje czarne tenisówki.

– Żebyś wiedział! Wstawaj, jeszcze ze śmiechu na zawał zejdziesz! – zaśmiałam się znowu, a chłopak wstał i powiedział, że czeka na mnie za dwadzieścia minut w tym miejscu gdzie ostatnio trenowałam swoją moc. Na wczorajsze wspomnienie o lesie wzdrygnęłam się lekko, ale chłopak tego nie zauważył. Miałam nadzieję, że to był zły sen. Ba. Koszmar nad koszmary.

Ubrałam dopasowane jeansy i obozową koszulkę. Na stopy wciągnęłam glany, a w pasie przewiązałam koszulę w kratę. Złapałam jedną karteczkę z plecaka i schowałam do kieszeni spodni. Włosy spięłam w koczka, i założyłam starą bransoletkę, która była moją jedyną pamiątką, że żyłam w latach trzydziestych. Była to drobna, srebrna bransoletka z małym serduszkiem i diamencikiem. Dostałam ją od taty na siódme urodziny.

Na karteczce miałam spisane piosenki, które ostatnimi czasy bardzo mi się spodobały, ale jako heros nie mogłam używać telefonu. Muszę z tym iść do Leona, on mi w tym pomoże.

Wyszłam z pokoju i widok śpiącej trójki zabijał. Miałam w nocy pomysł, który swoją drogą był genialny. Markerem dorysowałam im elementy piratów, takie jak przepaski. Podpisałam chłopaków na odwrót i jako, że byli do siebie przytuleni skleiłam ich dłonie klejem. Niki miała na ręce napis "Jestem Niki i kocham koniki". Haha, jestem złą siostrą. Każdy miał jeszcze dorysowane wąsy.

Wyszłam z domku i wybuchnęłam śmiechem. Zatrzymałam się na schodku i usiadłam, aby zawiązać buty. Usłyszałam krzyki mojego rodzeństwa, a ostatnie co zapamiętałam był pisk chłopaków "ZABIĆ TO DZIECKO, KTÓRE NAM TO ZROBIŁO!". Odbiegłam w stronę domku Dziewięć, musiałam załatwić tę sprawę z Leonem.

Zapukałam do drzwi i otworzył mi grupowy domku Hefajstosa.

– Co cię tu sprowadza, o tej godzinie? – spytał ziewając i przecierając oczy. Jego kędzierzawe włosy sterczały na każdą stronę, a oczy miał tak czerwone jakby w ogóle nie spał.

– Mam do ciebie malutką sprawę, Leo. – uśmiechnęłam się, a chłopak zaprosił mnie do środka.  Teraz zdałam sobie sprawę, że cały czas był w piżamie w pandy. Powstrzymałam śmiech i udałam się za nim. Domek był zawalony planami, częściami i czymś, czego nawet nie wiem jak nazwać.

– Co potrzebujesz? – cały czas ziewał.

– Zaraz dam ci spać, panie śpiochu, ale potrzebuję trochę piosenek, a już pierwszego dnia dostałam reprymendę od Chejrona, o zakazie używania telefonów. Wiem, że jesteś zdolny mi je załatwić bez telefonu.

– O proszę, akurat jeden telefon z sieci Valdez mobile mi został. – zaśmiał się i na jego twarzy pojawił się dobrze znany uśmieszek.

– Czego mobile?

– Valdez mobile.Moja własna sieć, mam też sporo laptopów i tym podobnych sprzętów. Dobrze trafiłaś moje dziecko. Kapitan Valdez zaprasza do Świata Leona.

– Okay, mam się bać? – spytałam, a chłopak się zaśmiał.

– Już dawno powinnaś spytać.

Pokazał mi telefon, taki sam jaki ja miałam. Dotykowy, czarny. Idealny.

– Masz w nim niekończącą się pamięć, możesz pobierać muzykę, zdjęcia, mieć portale społecznościowe. Nikt ci go ni zabierze, bo Chejron ich nie widzi. Hazel tak to zrobiła z Mgłą.

Już przyzwyczaiłam się do tym wszystkich nazw : Mgła, drakainy, bogowie, Fata, Los (Co z tego, że to jedno i to samo). Złapałam telefon i odblokowałam, znaczy włączyłam. Tapeta mnie nie zdziwiła. Leo Valdez z głupią miną, czekaj. Ona się zmieniła...

Bogowie, nie widziałam tak zabawnej tapety nigdy. Leo w samych bokserkach próbujący złapać karły.

– Co cię śmie... – urwał gdy pokazałam mu telefon. Jego wzrok zabijał, no nie dosłownie. Wiecie o co chodzi...

– Zabije gady.

– Kogo?

– Jason Grace i Piper McLean.

– Uuuu współczuję im. Ale ty serio goniłeś te karły...

– Ani słowa. – zagroził mi palcem – Ani słowa.

Uniosłam ręce w geście kapitulacji. Chłopak spojrzał w dół i podskoczył. Zdał sobie sprawę, że stał tutaj w piżamie w pandy. Kiedy się odwrócił miał na plecach napis CUTE BOY.

Wyszłam, a chłopak przebrał się. Ruszyłam do lasu, aby znaleźć Nica, ale coś, a raczej ktoś zagrodził mi drogę. Kiedy spojrzała w górę zobaczyłam koszmar nad koszmary. Ten chłopak który w nocy... Eh, nawet tego nie powiem. Zrobiłam krok to tyłu i wybiegłam z lasu.

Na telefonie wcześniej zdążyłam zgrać kilka piosenek, między innymi The Girl and The Dreamcatcher "Make you stay", którą nuciłam pod nosem cichutko dośpiewując słowa piosenki. 

Ostatnimi czasy, bardzo spodobała mi się ta piosenka, jak i zespół. Kiedy biegłam nie myślałam, z resztą jak zwykle. Wpadłam na kogoś, a dopiero po chwili zobaczyłam zielone oczy i czarne włosy opadające na ramiona Eveline. Uśmiechnęła się i razem poszłyśmy na śniadanie.



Eveline -  zacna_perliczka  

Halo ludziki!

Nowy rozdział, który jakimś sposobem ma prawie 2200 słów. To dzięki piosence xD

Miłego dnia herosi, postaram się dodać nowy rozdział w poniedziałek, ewentualnie we wtorek 

Miłego dnia kochani xoxo

+Pod ostatnim rozdziałem macie tę piosenkę, którą śpiewała Kim na końcu ;)


EDIT: 29.12.2017

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro