Ja i dwoje starszych ludzi, których znam, czyli cała historia od nowa.
Siedzieliśmy w salonie Lory.Chociaż teraz chyba powinnam mówić, pani Castain.Eh, tak bywa.
W moim starym domu nikt nie mieszkał od kilku tygodni, bo dom według mieszkańców przynosił pecha.Taa, coś o tym wiem.Nigdy nie lubiłam tam mieszkać, ale przynajmniej miałam niedaleko do przyjaciół.Plusem było to, że umiem się teleportować.Współczuję śmiertelnikom.
Wnętrze domu Lory było w starym stylu, drewniane, ciężkie meble, obrazy z lat czterdziestych i pięćdziesiątych.Zdjęcia ludzi, których doskonale pamiętam.Kiedy spojrzałam na kilka zdjęć, zrobiło mi się trochę przykro, bo połowa z tych ludzi już nie żyła, wierząc Lorze.
– Mam do ciebie pytanie, Lora. – spytałam patrząc na zdjęcia starych znajomych.Kobieta kiwnęła głową, a ja usiadłam na krześle naprzeciw niej. – Ty wyszłaś za mąż?
– Tak. – odpowiedziała patrząc na jedno ze zdjęć. – Pamiętasz Marcusa Right'a?
Kiwnęłam twierdząco głową, a ona westchnęła przeciągle. – Jesteśmy razem od ponad czterdziestu lat.Moja wnuczka jest bardzo podobna do ciebie, a nawet nazwała twoim imieniem kota.Niezły z niego rozbójnik.
– Nieźle. – zaśmiałam się. – Wspominałaś o mnie swoim potomkom, a ja jestem nieco starsza od twojej wnuczki, rany.
– Ona ma siedem lat, więc dużej różnicy nie widać. – uśmiechnęła się podchodząc do zdjęć.Wskazała na jedno z nich, była tam dziewczynka o blond włosach, które delikatnie opadały na jej ramiona.Brązowe oczka, wesoły uśmiech, śliczna, dziecięca buzia. – To jest Nia, moja wnusia.
– Jest śliczna.Podobna do ciebie, jak byłaś mała. – odpowiedziałam, patrząc dokładnie na zdjęcie.Lora i Nia były na serio bardzo podobne.Te same rysy twarzy, uśmiech na pół twarzy.Cała Lora Castain, jaką pamiętam.Na twarzy kobiety pojawił się przelotny uśmiech, który zniknął po chwili.
– Ona ma spokojne dzieciństwo, nie to co ja i ty.A ci twoi przyjaciele, to kto? – spytała, spoglądając lekko na Korę i Nica, którzy cały czas o czymś rozmawiali i nie zwracali na nas uwagi.
– Nico di Angelo i Karoline Rosa, włosi.Znam ich ... – zawahałam się, czy wyjawić Lorze, od kiedy ich tak naprawdę znam. – Znamy się jeszcze z czasów wojny.
Więcej mnie o nich nie spytała.Usłyszałam jak coś trzasnęło, a po chwili Nico wbiegł w róg pokoju i zniknął w cieniu.Lora była zmieszana, i musiałam jej wyjaśnić, kim byli moi przyjaciele.Uśmiechnęłam się, bo dobrze zapamiętałam, że była córką Hefajstosa.Miała taki sam błysk w oku, równie niebezpieczny, co każde napotkane przez mnie dziecko tego boga.
– Czy Nia jest herosem? – spytałam się kobietę.Pokręciła głową, lekko się uśmiechając.
– Jest prawnuczką Hefajstosa.Ale moja córka nie spotkała się nigdy z bogami.Niestety, Nia i jej matka wiedzą kim ja jestem, tak samo jak Marcus.Nia ma zdolności techniczne po mnie.Uwielbia rozkręcać i składać nowe rzeczy od podstaw, ale nie umie usiedzieć w miejscu dłużej niż pięć minut.Uwielbia tu przychodzić, bo mam za domem stary warsztat,niestety, mieszkają w Nowym Jorku.
– Nowy Jork? – spytałam z szatańskim uśmiechem. – Jak twoja córka i Nia mają na nazwisko?
– Garroway. – odpowiedziała, a moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości i zachłysnęłam się powietrzem. – Chcesz wodę Kim?
– Czy twoja córka ma starszego od Nii syna? – spytałam siadając z powrotem na krześle.
– Tak... – wahała się przez moment, ale nie dokończyła wypowiedzi, ponieważ wtrąciłam coś, co chyba powinno mnie zniszczyć.
– Alec Garroway to twój wnuk. – powiedziałam. – Twoja córka ma syna, którego ojcem jest Hades.Aleca znam odkąd wiem, że żyję w tych latach.Nie sądziłam, że on może być spokrewniony z tobą.Muszę ci coś powiedzieć Lora.
– Mów, mów.Jeśli to jest coś ważnego, coś, co dotyczy Aleca, Nii i mojej córki, to muszę to wiedzieć.
– Alec został porwany. – kobieta usiadła na kanapie, łapiąc się za głowę.
Drzwi do domu się otworzyły, a za nimi pojawił się Marcus.Poznałam go ze zdjęć, bo bardzo się zmienił.Niepozorny chłopak z Barcelony, o ciemnych, lekko przydługich włosach włosach, mieszkający kilka domów ode mnie.Całkiem miły był z niego chłopak, co pamiętam jakby to było wczoraj, zawsze stawał po mojej stronie przed Austinem i Johnem.Kiedy spojrzał na mnie ze zmieszaniem, poczułam się dziwnie.Lora wstała, jednocześnie dając mi znak abym podeszła.
– Marcus, mamy troje gości. – uśmiechnęła się, a ja poszłam za jej przykładem, tyle że ja próbując się uśmiechnąć, udało mis ię spowodować tylko nieszczęsny grymas za mojej twarzy. – To jest Kimberly Smith, pamiętasz tą dziewczynkę z naszej aleji?
– Tak, doskonale ją pamiętam.Biedna, zawsze miała pod górkę z tymi chłopakami. – odpowiedział mężczyzna. – Ty jesteś z nią spokrewniona, dziewczynko?
– Ja jestem Kim Smith. – odpowiedziałam cicho, patrząc na moje buty.Mężczyzna ze zdziwieniem spojrzał na swoją żonę, która wszystko mu wytłumaczyła, oczywiście, nie pomijając faktu o Alecu.
Hej moi kochani!
Niepokoi mnie liczba wyświetleń pod ostatnim rozdziałem.
5 Oczek to dość mało, nie uważacie?
Coś się nie podobało?Nie pasuje do fabuły według was?Nie bać się mnie!Ja nie gryzę za krytykę, tylko przyjmuję do klatę!Piszcie, bo sama nie wiem, czy coś zmienić, aby wam pasowało, czy pisać wedle własnego uznania?
Miłego dnia i cya!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro