Hera doprowadza mnie do szału... Znowu.
Siedziałam na tej trawie dobrą chwilę.Nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy zrobiło się ciemno.Położyłam się na ziemi, aby dokładniej przyjrzeć się gwiazdom, a noc była rzeczywiście piękna.
–Łowczyni. –usłyszałam za sobą.Wzdrygnęłam się, szybko podnosząc z ziemi.Przede mną stała dziewczyna mniej więcej w moim wieku.Wysoka, czarnowłosa dziewczyna o mroźnym, niebieskim spojrzeniu.Gdybym spotkała ją na ulicy, w ciemnej dzielnicy, uciekłabym. –Jestem Thalia Grace, porucznik Artemidy. –wystawiła rękę w moim kierunku.Szybko ją uścisnęłam.Dziewczyna należała do tych, którzy mają żelazny uścisk.
–Kim Smith.–kogoś mi przypominała, ale nie wiedziałam kogo.
–Patrzysz się na mnie, jakbym była duchem.–zaśmiała się lekko, ale po chwili na jej twarzy pojawił się swojego rodzaju dumny wyraz.Ona przypominała mi Korę.–Kogo jesteś córką?
–Hebe, a ty?
–Zeus.
Bingo!
–Mówiłaś o jakiejś Łowczyni.Co to znaczy?–spytałam, gdyż nie zdałam sobie sprawy, co wtedy powiedziała.Wywróciła niebieskimi oczami i wzruszyła ramionami wskazując na gwiazdozbiór, którego nie znałam.
–To jest łowczyni.Artemida zmieniła moją poprzedniczkę w gwiazdy, gdy ta oddała za nas życie.Zoe Nightshade.–kąciki jej ust zadrgały, a chwilę później westchnęła głośno.–Całe życie byłyśmy pokłócone, a w ostatnich chwilach przeprosiłyśmy się.Możliwe, że nie wiesz kto to, ale była jeszcze Bianka...
–di Angelo.–skończyłam za nią, co wyraźnie zaskoczyło dziewczynę.–Siostra mojego przyjaciela.Swoją drogą, dobrze ją znałam.
–Naprawdę?To dziwne, bo Bianka nie pamiętała nic ze swojego wcześniejszego życia.–westchnęła głośno i przeciągle.Doskonale o tym wiedziała, wkońcu, miałam tak samo, ale u mnie były przebłyski przeszłości.Stałyśmy tak z dziewczyną w ciszy, no nie do końca.Zza krzaków wypadł płonący nastolatek.
–Valdez...–powiedziałyśmy równocześnie i wybuchnęłyśmy niepochamowanym śmiechem.
–CO SIĘ ŚMIEJECIE?!POMÓŻCIE MI, BO KORA MNIE ZABIJE!!!!–pisnął syn Hefajstosa, a ja parsknęłam śmiechem.Zaraz za nim z lasu wyłoniła się Kora, która nie ukrywała się.No w sumie, żadne z ich dwójki się nie ukrywało.
–Wracaj tu, ty, mała, wredna, amebo!–warknęła, a w moich oczach pojawiły się łzy, spowodowane śmiechem.Thalia również śmiała się, ale kiedy Kora kopnęła prądem Leona, zesztywniała tak jak chłopak.
–Halo?–pomachałam jej dłonią przed twarzą.Dziewczyna potrząsnęła głową i poprawiła swoją myśliwską kurtkę.–Tobie co?
–Ona strzeliła w Leo prądem?–spytała patrząc cały czas na nastolatków.Ja momentalnie przestałam się śmiać i walnęłam się z otwartej dłoni w czoło.–Teraz ja zapytam.Tobie co?
–KORA!–krzyknęłam, a dziewczyna zwróciła się ku nam.Podeszła do nas i mocno mnie przytuliła.
–Już humor ci się poprawił?–spytała, a w jej oczach tańczyły radosne płomyki.Już zaczynam podejrzewać, ile chłopak nie będzie przez nią spał.Spojrzała na Thalię i uśmiechnęła się.Zaczynam się bać.–Cześć, jestem Kora Rosa.
–Thalia Grace.
–No to się znacie, a teraz–spojrzałam na nie ponaglająco–mam przed sobą dwie córki Zeusa.Błagam, nie pozabijajcie się.
–JESTEŚ MOJĄ SIOSTRĄ?!–pisnęła Kora, przez co moje ucho ucierpiało.Stałam między nimi, kiedy zostałam przez nie przyduszona w mocnym uścisku.TO BOLI.
–Ałć.–pisnęłam, kiedy tylko złapałam oddech.Córki Zeusa zaśmiały się i wypuściły mnie.–Myślałam, że się pozabijacie.Wiem do czego są zdolne dzieci waszego ojca.
–Idziemy podpalić Valdeza?–rzuciła pośpiesznie, nie zważając na moje słowa, Kora.Dogadają się, jestem tego na sto procent pewna.Thalia stojąca zaraz obok mnie uśmiechnęła się złowieszczo i dostałam prądem w ramie.
–Przepraszam Kim, to nie chcący!–powiedziała.Chcący, niechcący, ale fajnie było!–A!–klepnęła się otwartą dłonią w czoło.–Chejron chciał was widzieć.Waszą trójkę, czyli Korę, Nica i ciebie.
Wymieniłyśmy z Korą porozumiewawcze spojrzenia, złapałam je za ręce i znalazłyśmy się w ganku Wielkiego Domu.Thalia o mało się nie wywróciła, ale podtrzymałyśmy ją.Jej oczy były wielkości drachmy, znaczy się, wielkie.
–C-co to było!?–powiedziała, lekko się jąkając.Cicho się zaśmiałam, bo pamiętałam dobrze, swoje pierwsze teleportacje.Dziewczyna zgromiła mnie wzrokiem.
–Teleportacja.Łatwy i szybki sposób przemieszczania się po świecie.–odpowiedziałam.Kora pisnęła, a gdy się odwróciłam zaczęłam się z niej śmiać.Nico przeniósł się cieniem zaraz koło niej.
–Nie piszcz tak, bo mnie głowa od tego boli.–powiedział chłopak cicho się śmiejąc.
–Zaraz co innego będzie cie boleć.–warknęła córka Zeusa, a Angelo się od niej odsunął.Mruknął pod nosem coś w stylu "dla bezpieczeństwa".Thalia poszła do łowczyń, a my ruszyliąmy do Chejrona, który swoją drogą nie był sam.
No jasne, że nie był sam! Był z nim Dionizos.
Świetnie, tylko tej mi brakowało...
Kogo? ...–chwila ciszy–Cofam pytanie.
Czego znowu chcesz?
Pogadać bo się nudzę.
Nie będę zwracać na ciebie uwagi.Mam ważniejsze sprawy na głowie...
Ważniejsze od tego, że wiem, co cie czeka.Znam twoje przeznaczenie od Mojr.
CO PROSZĘ?!
Nie wrzeszcz.Już kiedyś ci to mówiła, prawda?
Co to za Mojry?
Kloto, Lachesis i Atropos.Kloto zaplata nić życia, Lachesis ją plecie dalej, a Atropos ucina w miejscu, gdzie kończy się czyjeś życie.To są Mojry.Nie powiem ci więcej, ale twoja nić jest skończona.
Dalej nie musiałam słuchać boginie, bo osunęłam się na podłogę.
Znam swoje przeznaczenie, i nie pozwolę, aby się spełniło.
Muszę zmienić przyszłość, a nie podlegać jej.
Podniosłam się z podłogi i szłam za przyjaciółmi, którzy żywo o czymś dyskutowali.Nie miałam ochoty na rozmowy, a zwłaszcza po tym, ze Hera doprowadza mnie do szału.Zgodzę się z Piper, to wredna bogini.Ze strachu i lekkiego zmieszania złapałam za kosmyk włosów.Dobra, co się będę cackać.Rozpuściłam włosy i przeczesałam je ręką.Złapałam za nie i nie dowierzałam własnym oczom.
–ZNOWU?!–warknęłam zła, bo włosy z brązowych stały się białe.Kora i Nico odwrócili się, a dziewczynę zatkała.Nigdy nie widziała moich włosów białych.Ruszyłam przed siebie, wymijając przyjaciół usiadłam na kanapie niedaleko Chejrona i pana D.
–Długo na was trzeba czekać.–burknął dyrektor obozu.Wywróciłam oczami, które mam nadzieję, nie są fioletowe.Moi przyjaciele przyszli i usiedli obok mnie.
–Mam fioletowe oczy?–szepnęłam do Karoline.Dziewczyna spojrzał się na mnie i kiwnęła twierdząco głową.Głośno jęknęłam, co nie uszło uwadze boga i centaura.
–A jej co jest?To jest zaraźliwe?–powiedział Dionizos.Chejron westchnął przeciągle.
–Nie, nie jest.–odpowiedziałam za Chejrona.–To klątwa.–mruknęłam nieco ciszej, ale bóg wina to usłyszał.–Możemy wiedzieć, poco nas tu sprowadziliście?
–Wyruszacie z rana na misję.–odpowiedział centaur.Momentalnie zesztywniałam przypominając sobie o słowach Hery i o ostatni "spotkaniu" Aleca.
Muszę go odnaleźć i zniszczyć schemat Mojr.Nie chcę umierać, ale kiedy przyjdzie na to pora- będę gotowa.
900 słów to nie tak źle, prawda?
Jak dobrze pisało mi się ten rozdział :D *kaszlusarkazmkaszlu*
Liczę na gwiazdki i komentarze! <3 Jejku, jak ja was kocham, ludziki!
DWA, powtarzam DWA dni temu wybiło mi 900 wyświetleń, a dziś jest ponad 960 <3
Jesteście najlepsi, mówię wam!
Buziaki i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro