Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXII

×××

– I wtedy usuwasz niewymierność z mianownika i masz wynik. Rozumiesz? – zapytałem po raz kolejny Louisa, który patrzył się na moje notatki, jakby były jakimś kosmosem.

– Chyba tak. – Westchnął cicho, patrząc na mnie.

– Dobra, jeszcze raz... – powiedziałem, zastanawiając się, jak mu to wyjaśnić.

– Napiszę ci przykłady i za każdy dobrze rozwiązany dostaniesz buziaka, pasuje? – zapytałem, pisząc na kartce równania.

– Tak! – krzyknął uśmiechnięty, machając nogami.

– No okej – mruknąłem, jak skończyłem pisać. – Zacznijmy od czegoś prostszego. Rozwiąż je – powiedziałem, podając mu kartkę.

– To jest jakieś zjebane – fuknął, biorąc długopis do ręki.

– A, i za każde złe rozwiązanie dostaniesz karę. – Uśmiechnąłem się chytrze.

– No okey – burknął, zaczynając pisać.

Po jakichś piętnastu minutach westchnął, podając mi kartkę

– Skończyłem.

– Hm... dobrze – mruknąłem, patrząc na rozwiązanie, ktore zostało zrobione poprawnie.

– Chcę moją nagrodę. – Uśmiechnął się i odwrócił w moja stronę.

Przewróciłem oczami, cmokając go w usta.

– Daj mi więcej przykładów – powiedział, wdrapując się na moje kolana.

– Nie wierzę, że buziaki cię przekonują. – Zachichotałem.

– Mam nadzieje na coś mocniejszego, gdy zrobię wszystko dobrze – rzucił mi wyzwanie.

– Dobrze. – Uśmiechnąłem się.

Napisałem mu jeszcze parę trochę trudniejszych przykładów, przerywając co chwilę, gdy chłopak specjalnie wiercił się na moich kolanach.

– Spokojnie, Louis – westchnąłem cicho, łapiąc go za biodra.

Odwrócił się, patrząc na mnie przez ramię.

– Coś się stało? – zapytał niewinnie.

– Specjalnie ocierasz się o mnie – odparłem.

– O co ty mnie oskarżasz, Harry! – Zaśmiał się, teatralnie zasłaniając dłonią usta.

– Jesteś wredny, Tomlinson – prychnąłem.

– Nie jestem, Styles – mruknął, dociskając tyłek do mojego krocza.

– Jak cię, kurwa, wypieprzę, to nie usiądziesz na dupie przez tydzień.

–cNie rzucaj słów na wiatr. – Zaśmiał się.

– Nie rzucam, kurwa jego mać –warknąłem.

– Więc? – zapytał, odwracajac się w moją stronę.

– Zrobiłeś jeden błąd – powiedziałem, patrząc na rozwiązania.

–Niemożliwe – powiedział szybko, patrząc w kartkę.

– Zobacz. Tutaj miało być minus dwa, a nie minus cztery – westchnąłem. –Wiesz, jaka była umowa? – szepnąłem, łapiąc go za brzuch.

– Ale... ale to niemozliwe... liczyłem dwa razy – zaczął.

– I co ja mam z tobą zrobić, co? – zapytałem czysto retorycznie.

– Ale... ja... – zaczął, lecz dostal klapsa w tyłek.

Westchnął cicho, wtulajac się we mnie bardziej.

– Co z tobą zrobić, Louis? – spytałem.

– Pocałować. – Uśmiechnął się i przygryzł wargę.

– Nie ma tak dobrze.

– Zawsze warto próbować – szepnął, sam mnie całując.

– Warto – dodałem, oddając pocałunek.

Położył dłonie za moją szyję i przegryzł delikatnie moja wargę.

– Moja perełka. – Cmoknąłem go w usta.

– Mój tatuś. – Zachichotał, wstając z moich kolan. – Dzięki za pomoc w nauce, mam nadzieję, że dostanę pozytywną ocenę. – Uśmiechnął się, pakując swoje zeszyty do plecaka.

– Proszę bardzo – powiedziałem uśmiechnięty.

– Toooo, co teraz robimy? – zapytał, wracając do mnie.

– Dostajesz karę i cię pieprzę.

– Muszę dostać karę? – spytał, siadając z powrotem na moich kolanach i całując mnie po szyi.

– Tak – westchnąłem cicho.

– Jaki rodzaj kary dostanę? – jęknął cicho, gdy dostał lekkiego klapsa.

– Chyba... nie dojdziesz...

–Nienawidzę, jak mi nie pozwalasz kończyć – marudził, ściągając mi koszulkę.

– Wiem – powiedziałem, patrząc na niego.

– Naprawdę mu...

– Jeśli dalej bedziesz marudził, dorzucę do tego inną karę, więc bądź już cicho – powiedziałem, łapiąc go za tyłek. Wstałem razem z nim i podszedłem do łóżka, rzucając go na nie.

– D-dobrze, tatusiu – pisnął Louis.

– Będziesz grzeczny czy mam cię związać? – zapytałem czysto retoryczne, wyjmując sznur z szafki nocnej i łapiąc jego ręce.

– Będę – powiedział, przegryzając wargę i dobierając się do mojego rozporka.

– Okej, przekonałeś mnie. – Westchnąłem, gdy zaczął się rozbierać, urządzając mi mały striptiz.

– Ja mam taki dar, tatusiu. – Zachichotał, cmokając mnie w usta.

Złapałem go za biodra i położyłem na łóżku. Bez zbędnych czynności sięgnąłem po lubrykant i zacząłem go rozciągać.

– O cholercia. Tak mi dobrze – szepnął Louis, kręcąc biodrami.

Uderzyłem go dość mocno w pośladek, gdy zaczął nabijać się na moje palce.

– Spokojnie – mruknąłem, rozchylając jego uda.

– Więcej – wymamrotał, patrząc się w moje oczy.

– Więcej czego, Louis? – Uśmiechnąłem się, łapiąc go za jego męskość i ścisnąłem ją lekko.

– Ciebie... chcę ciebie – szepnął, łapiąc się moich barków.

Zaśmiałem się cicho z tego, jak bardzo potrzebujący był, chociaż wiedział, że dzisiaj nie skończy. Gdy wyciągnąłem ring na penisa, wręcz błagał mnie, żebym tego nie robił. Sprawnym ruchem założyłem go, upewniając się, ze jest założony prawidłowo, by nie doszło do wytrysku.

– Tatusiu – jęknął szatyn, patrząc na mnie bałagalnie.

– Louis – skarciłem go – przestań w końcu ze mną dyskutować. Wiesz, co cię czeka, tak?

– W-wiem – westchnął cicho, przestając się opierać.

Rozszerzyłem jego uda bardziej, wsuwając się powoli do niego.

– C-co robisz? – usłyszałem od razu.

– Zamierzam sobie ulżyć. – Zaśmiałem się, wykonując głębokie ruchy.

Szatyn na ten ruch wygiął się w łuk.

– Tak dobrze mnie przyjmujesz, kochanie – wysapałem między pchnięciami.

– Tylko... ciebie, tatusiu! – krzyknął, gdy uderzylem w jego punkt

Spojrzałem na jego czerwoną, twarda męskość. Uśmiechnąłem się, gdy próbował dać sobie ulgę, przyciskając dłoń do penisa.

– To nic ci nie da, kochanie – wymruczałem do jego ucha.

– P-proszę, będę już g-grzecznym chłopcem, o-obiecuję – jęczał, gdy idealnie trafiałem w jego prostatę.

– Ciągle to powtarzasz – mruknąłem, patrząc na niego.

– P-proszę – sapnął, łapiąc za ring i próbował go zdjąć.

– I tak nie dojdziesz – warknąłem, przyspieszając ruchy.

Przegryzł wargę, wbijając paznokcie w moje barki.

Po chwili rozlałem się w nim, opadając na niego. O Boże, kocham to.

Zapłakał cicho, gdy delikatnie się o niego otarłem. Spojrzałem na niego. Był pięknie zniszczony, ze łzami w oczach i cały roztrzęsiony.

– Następnym razem dodam jeszcze coś... tylko mnie nie posłuchaj, to zobaczysz – pogroziłem mu.

– P-pocałuj mnie, p-proszę – załkał.

Wpiłem się w jego wargi, smakując ich.

Kolejna fala podniecenia przeszła po moim ciele, gdy zdałem sobie sprawę, jak bardzo go zrujnowałem. Był idealny dla mnie, gdy się mnie słuchał i robił wszystko to, co od niego wymagałem. Nawet jeśli, tak jak teraz, bolało go to.

×××

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro