XXXI
×××
Leżałem z Louisem w łóżku, głaszcząc go po ramieniu. Mały spał jak zabity po naszym seksie. Zacząłem się zastanawiać, czy to wszystko ma sens. Ale leżąc koło niego, czując jego bliskość i zapach, miałem pewność, że bez niego umrę.
Nie potrafię go zostawić – westchnąłem w myślach.
Przebudził się jakoś po dwudziestu minutach, wtulając się bardziej w moje ciało.
– Dzień dobry, myszko. – Uśmiechnąłem się, cmokając go w głowę.
– Nie chcę jeszcze wstawać – jęknął, zakopując się bardziej w moją klatkę piersiową.
– Spokojnie, dziś sobota. – Zachichotałem.
–To nie rozbudzaj mnie – wymamrotał. – Daj mi jeszcze pospać, należy mi się po wczorajszym.
– Dobrze – westchnąłem.
Gdy usłyszałem spokojny i równomierny oddech Tomlinsona, wstałem z lozka i udałem się do łazienki. Musiałem się umyć, bo byłem spocony i cały w naszych spermach.
Rozebrałem się i stanąłem przed lustrem. Uśmiechnąłem się pod nosem, widząc ślady, jakie zrobił mi szatyn. Plecy miałem czerwone od jego palcow i do tego uzupełniające je malinki na szyi.
Ja przynajmniej starałem się być dyskretny i robiłem mu malinki w niewidocznych miejscach, jak uda czy klatka piersiowa. Zdecydowanie lubiłem mu je robić na udach, to było jego wrażliwe miejsce.
Przygryzłem wargę, odkręcając wodę. Postanowiłem wziąć kąpiel.
Wszedłem do gorącej wody, natychmiastowo się rozluźniając. Przymknąłem oczy, ciesząc się chwilą.
– Mogę dołączyć? – zapytał zaspany Louis, i nie czekając na odpowiedź, wszedł do wanny.
– Tak. – Zaśmiałem się. On był niemożliwy.
Usiadł mi na kolanach, wtulajac się w moją klatkę piersiową.
– Wyspałeś się? – Zachichotałem, cmokajac go w głowę.
– Niezbyt – mruknął, bawiąc się moją dłonią.
– To czemu nie śpisz? – spytałem, głaszcząc go po plecach.
– Było mi zimno bez ciebie – szepnął.
– Jak słodko. – Zachichotałem, patrząc na niego.
– Nie jestem słodki – oburzył się, od razu się rozbudzając.
– Jesteś. – Cmoknąłem go w usta.
– Jestem męski, a nie słodki – prychnął, schodząc mi z kolan.
– Kochanie, dla mnie zawsze bedziesz słodki – westchnąłem.
– Nawet jeśli zrobię tak? – zapytał, chlapiąc mnie wodą.
– Teraz jesteś niegrzeczny – odparłem, kręcąc głową.
– Nie chciałem, tatusiu – powiedział szybko.
– Chodź, połóż się i odpoczywamy. – Westchnąłem.
– Okej. – Kiwnął głową i wykonał moje polecenie.
– Podobno we wtorek masz sprawdzian z matmy.
– Taa – mruknął – szczerze mówiąc, planowałem na niego nie iść.
– Czemu? I tak będziesz musiał go napisać – powiedziałem, kładąc ręce na jego podbrzuszu.
– Będę miał więcej czasu na wykombinowanie, jak tego nie pisać – parsknął, zanurzając się bardziej w wodzie.
– A może cię poduczyć?
– Mógłbyś? – zapytał, podnosząc się lekko. – Znaczy, nie żeby mi zależało na jakieś ocenie– dodał po chwili, próbując udawać kompletnie znudzonego.
– Pewnie. – Uśmiechnąłem się.
– Ale nie będziesz zły, jak mi nie będzie wychodzić? – Zaśmiał się, dotykając mojego kolana.
– Nie, nie będę – westchnąłem, całując go w skroń.
– Zacznijmy od jutra – szepnął, wtulając się we mnie bardziej.
– Dobrze – odparłem, patrząc na niego.
Szatyn uśmiechnął się i szybko cmoknął mnie w usta.
×××
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro