Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVIII

×××

– Ile dziś dać ci klapsów? – zamyśliłem się, trzymając dłoń na jego pośladku.

– Mało – parsknął, przez co dałem mu siarczystego klapsa.

– Hmmm, upokarzałeś mnie z szesc lat, pomnóżmy to razy trzy... osiemnaście – rzekłem po chwili.

Widziałem, jak zadrżał lekko na moje słowa. Podniosłem jego biodra, delikatnie masując miejsce, gdzie zamierzałem go uderzyć.

– Gotowy? – spytałem, patrząc na niego.

– Mam liczyć?

– Tak, inaczej będzie dwa razy więcej – powiedziałem, cmokając go szybko w usta.

Kiwnął głowa na znak, że rozumie. Podniósł wyżej biodra i wcisnął głowę w pościel.

– Dobra, zaczynamy – powiedziałem, odsuwając się od niego i dając mu pierwszego klapsa. Lekko się zachwiał, jednak dalej uparcie trwał w odpowiedniej pozycji.

– Jeden – powiedział dość głośno. Dostał ponownie. Teraz trochę mocniej. – D-dwa – jęknął, zaciskając pięści na pościeli.

– Głośniej – powiedziałem, uderzajac dwa razy.

– Cztery – sapnął trochę głośniej.

– Jeszcze czternaście – odparłem, uderzajac go mocno.

– H-Harry! – jęknął z bólu, opadając na łóżko. Przegryzlem wargę, widząc jego mocno czerwony tyłek.

– Ile? –warknąłem.

– Cztery? – zapytał. Pokręciłem głową na znak, że źle. – Pięć! Pięć! – krzyknał ze strachem w oczach.

– Za późno, kochanie. Dokładnie trzynaście... więc od nowa. Teraz od dwudziestu sześciu.

– Nie, p-proszę –jęknął. – To dużo – mruknął, opuszczając biodra.

– Chciałeś karę, to masz – powiedziałem, cmokając go w tyłek. Czułem, jak zadrżał na mój czyn, więc zjechałem pocałunkami niżej. – Wytrzymasz to, Louis, jesteś cholernie dzielnym chłopcem.

Pokiwał głową, łapiąc się za ramę łóżka. Ostatni raz ugryzłem jego zaczerwieniony pośladek i uderzyłem mocno to miejsce.

Dwadzieścia pięć klapsów później włożyłem w niego dokładnie nasmarowane lubrykantem palce. Wypiął się bardziej, ochoczo przyjmując wszystko, co mu dawałem.

– Kochanie, gotowy na mnie? – spytałem po chwili.

– Niezbyt. – Zaśmiał się. – Chcę cię widzieć, Harry – szepnął, odwracajac się na plecy i zaczął mnie całować.

Uśmiechnąłem się, oddając pocałunek i jednym ruchem wchodząc w niego. Oderwał się od moich ust i jęknął głośno. Zaczął szybciej oddychać, próbując się rozluźnić. Nie czekając, aż się przyzwyczai, zacząłem wykonywać pchnięcia.

– Ślicznie, kochanie – szepnąłem, poruszając się w nim.

– B-boli – wyjąkał, drapiąc mnie po plecach.

– Wiem, skarbie... zaraz będzie lepiej, tylko się rozluźnij – powiedziałem, całując go po szyi.

Widziałem zbierające się łzy w jego oczach, jednak dzielnie przegryzł wargę i skupił się na rozluźnienie. Po chwili chyba zaczęło mu to sprawiać przyjemność, bo zaczął jęczeć. Przylgnął do mnie bardziej i zaczął tworzyć czerwone pręgi na mojej skórze na plecach za każdym razem, gdy wbijałem się w niego.

– Jak się czu-czujesz? – zapytałem.

– J–ja... – Uśmiechnąłem się, gdy chłopak nie potrafił nic powiedzieć, tylko jęczał pode mną i wił się z przyjemności.

– To dobrze. – Zachichotałem, cmokając go w policzek i zacząłem uderzać w jego czuły punkt raz za razem.

– H-Harry! – krzyknął, mocno się na mnie zaciskając. – Blisko – wysapał.

– Wiem... czuję – sapnąłem, czując, jak się na mnie zaciska. Sam nie byłem w tyle. Jeszcze kilka pchnięć i dojdę w nim.

– M-mogę? – zapytał, wyginając się w łuk.

– Tak – warknąłem, gryząc go za szyję. Krótko po tym poczułem, jak dochodzi na nasze brzuchy, klnąc pod nosem.

– Cholera... jestem blisko – wymruczałem.

– Nie możesz dojść, tatusiu. – Zaśmiał się, całując mnie po szyi.

– Bardzo śmieszne – odparłem, wykonując micniejsze i szybsze ruchy. Przegryzł wargę, wiedziałem, że jego wnętrze jest bardzo wrażliwe. – Skarbie, zaraz dojdę... musisz się odsunąć, inaczej dojdę w tobie.

– G-gdzie chcesz d-dojść? – wyjąkał, patrząc na mnie.

– A gdzie chcesz, bym, kurwa, doszedł? – warknąłem, czując swoj finał.

– Na mnie – szepnął, rumieniąc się.

– Gdzie dokładnie? – wysapałem.

– To takie zawstydzające! – Westchnął, zamykając oczy.

– Mów szybko. – Westchnąłem, wykonując moje ostatnie pchnięcia.

– T-twarz – mruknął cicho.

– Skoro s... kurwa, dochodzę – jęknąłem, szybko wychodząc z niego i zbliżając krocze do jego twarzy, by dojść na nią. Spuściłem się obficie na jego buzię. Louis otworzył usta, więc próbowałem w nie trafić. – Moja perelka – westchnąłem, patrząc na to, jak jest zniszczony.

Przez chwilę bawił się wyzywająco spermą w swoich ustach, by potem połknąć ją lubieżnie. Położyłem się obok niego, patrzac na szatyna. Zebrałem resztkę swojego nasienia na kciuk i wsunąłem mu do buzi.Gdy był już czysty, wtulił się we mnie.

– Idziemy spać. – Ziewnąłem, nakrywając nas kołdrą.

×××

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro