IX
×××
Już następnego dnia stałem w umówionym miejscu i czasie pod London Eye. Miałem cicho nadzieję, że Louis jednak nie przyjdzie, jeżeli mnie rozpozna będzie już po mnie. A co najgorsze moje życie zamieni się w piekło.
Westchnąłem głośno, jak Louis idzie wolno, rozglądając się dookoła. Wyglądał tak uroczo. Przegryzłem wargę, poprawiając swoje loki. Pomachałem do niego widząc jak patrzy w moją stronę.
Szatyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
– To ty jesteś Harrym, prawda? – zapytał, nerwowo bawiąc się rękawami bluzy. Wyglądał tak słodko i jakby był zagubiony będąc tutaj i rozmawiając ze mną.
– Tak – mruknąłem. Patrząc się na niego z szerokim uśmiechem – Tak, to ja – powiedziałem z chrypką w głosie. Szatyn uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek. Dobra tego się nie spodziewałem.
– Cześć, Tatusiu. – odparł, kiedy osunął się odemnie i przegryzł swoją dolną wargę przystępując z prawej nogi na lewą.
– Cześć, dziecinko – odparłem, patrząc na niego. Teraz wydawał się trochę niższy. Może dlatego, że zawsze się garbię. Nie no wiedziałem, że jestem wyższy, ale to chyba moich botków. One delikatnie dają mi wzrostu.
– Nie wierzę, że to naprawdę ty. – Zachichotał, patrząc na swoje buty. Był strasznie nieśmiały, nie tak jak w szkole. I tym mnie bardzo zdziwił.
– Hej, spójrz na mnie. – Zachichotałem, łapiąc go za brodę. Pstryknąłem go w nos, na co zmarszczył go uroczo – Co to za unikanie wzroku? – spytałem kręcąc głową.
– Onieśmielasz mnie. – Zaśmiał się, patrząc prosto w moje oczy. – Tatusiu – dodał. Cholera zaraz dojdę od samego nazywania mnie tak.
– Perełko, masz śliczne oczka. – Cmoknąłem go w nos. Chłopak nagle pozbył się nieśmiałości i wpił się w moje wargi. Stanął na palcach, łapiąc za moją koszulkę i ściskając ją w rękach. Stałem przez chwilę jak słup. Szybko się ogarnąłem, oddając pocałunek i kładąc dłonie na jego tyłku. Cholera, tak jak sądziłem. Jest jędrny i to bardzo.
–T-Tatusiu – jęknął cicho i złapał mnie za krocze, na co sapnąłem. Gdzie jego nieśmiałość? Nie to, że mnie przeszkadza czy coś. – Chodźmy stąd. – Zarumienił się lekko.
– Gdzie, kochanie? Masz jakiś pomysł? – spytałem, łapiąc jego dłoń w swoją. Była dość duża różnica między naszymi rękoma. Moja była owiele większa od tej jego.
– Zabierz mnie na randkę. – Uśmiechnął się w moją stronę i ścisnął mnie wracając wzrokiem przed siebie. – Nie jestem łatwy.
– Restauracja? Wesołe miasteczko? Kino? Park? – zacząłem wymieniać, idąc z nim wzdłuż ulicy. Miałem dużo pomysłów na randki. Dzięki temu, że mam siostrę i ciągle mi opowiada o swoich przeżyciach.
– Kino – powiedział dość głośno, na co uniósł brwi do góry.
– Jaki gatunek lub film? – odparłem.
– Może horror? Będziesz miał pretekst do objęcia mnie, tatusiu – parsknął. Gdzie się podział uroczy Louis? Teraz był odważniejsza istotka.
– Co tylko zechcesz. – Uśmiechnąłem się, ciągnąc go na parking, gdzie stał mój motor. To, że jestem szkolnym kujonem dało mi dużo możliwości. Nie miałem samochodu, tak to prawda, ale wczoraj wróciłem z naprawy mój pojazd i kim bym był, gdybym go nie zabrał na dzisiejszy wieczór? Usiadłem na nim, a szatyn tuż za mną,
wtulając się w moje plecy.
– Trzymaj się mocno, kochanie – powiedziałem, odpalając maszynę, na co przytulił.mnie jeszcze mocniej. Ruszyliśmy z piskiem opon.
•••
Dotarliśmy po piętnastu minutach, cała podróż szatyn śmiał się z prędkości, kiedy przyspieszałem. Zapracowałem niedaleko wyjścia. Zsiedliśmy z niego i ruszyliśmy do środka. Nie mogąc mnie dogonić Louis złapał mnie, że rękę bym dostosował się do jego tempa. Kiedy zapłaciłem już za nasze bilety dostałem całusa w usta, a Louis zniknął za drzwiami naszej sali. Dziwnie mi tak widzieć go pod taką postacią.
Gdy zgasło światło i Louis zaczął się wiercić na swoim miejscu.
– Co jest, Lou? – spytałem zdziwiony na jego ruchy. Może coś mu jest? Albo źle się czuje?
– Tatusiu – szepnął, łapiąc mnie za rękę – naprawdę nienawidzę horrorów.
– To po co tu przyszliśmy? – Zaśmiałem się, biorąc go na kolana. Byliśmy sami w sali. Opuścił wzrok, patrząc na swoje ręce.
– Nie jestem łatwy, musiałeś mnie gdzieś zabrać. – Zaśmiał się, bawiąc się moją koszulką.
– Przecież mogliśmy pójść na inny film – westchnąłem, kładąc ręce na jego biodra, delikatnie je masując. Tomlinson złączył nasze wargi. Włożył ręce pod moją bluzkę, przejeżdżając dłonią po moim brzuchu.
Zamruczałem cicho, oddając pocałunek i od razu prosząc o dostęp. Rozszerzył lekko usta, przez co mogłem bez problemu pogłębić pocałunek. Przestraszył się, gdy usłyszał huk w filmie.
– Wszystko w porządku? – spytałem, kładąc dłonie na jego policzkach.
– Tak, po prostu się wystraszyłem, tatusiu – szepnął, bardziej do mnie przylegając. – Sam siebie nie poznaję. Na co dzień nie jestem taki wstydliwy – Zaśmiał się nerwowo.
– Zdarza się najlepszym. Ja też zazwyczaj nie jestem taki odważny – powiedziałem.
– Niemożliwe, tatusiu. – Puścił mi oczko.
– Wiem, kochanie... ale tak jest – westchnąłem cicho.
– Mogę zobaczyć ten tatuaż na żywo? – zapytał, podnosząc mi bluzkę i spojrzał na mój brzuch.
– Pewnie. – Uśmiechnąłem się, poprawiając, tak by zdjąć koszulkę.
– Jestem zazdrosny o twoje mięśnie – jęknął. – Tyle trenuje, a nie wyglądają tak świetnie, jak twoje – mruknął, rysując po moich mięśniach.
– Ja tylko biegam – parsknąłem, kładąc dłoń na plecach szatyna.
–I to mnie najbardziej boli! – Zaśmiał się, poruszając się na mnie. – Oops. – Zachichotał, gdy przycisnął tyłek do mojego krocza.
– Louis – syknąłem, łapiąc go za biodra.
– Tak? – zapytał, niewinnie przegryzając wargę.
– Jak nie przestaniesz, to albo dostaniesz karę, albo cię tu wypieprzę – warknąłem, ściskając jego pośladki.
– Obie opcje są kuszące – szepnął, przybliżając twarz do mojej.
– Jesteś takim niedobrym chłopcem – odparłem, patrząc w jego oczy.
– Tak sądzisz? – mruknął, kręcąc biodrami.
– Tak.
– Ale nie tu. – Uśmiechnął się, schodząc z moich kolan. Nie tu to wiem ale, czy ja dobrze usłyszałem?
– Ah tak? Coś proponujesz, kochanie? – spytałem.
– Cicho, tatusiu, oglądam film. – Zaśmiał się cwanie.
– Oh tak? To już wiem... czego chcesz – odparłem, patrząc w ekran.
– Czego? – zapytał, zasłaniając mi ekran.
– Zobaczysz później – powiedziałem, pisząc SMS do Nialla, by zarezerwował mi pokój w hotelu jego ojca.
– Będzie bolało? – szepnął, śmiejąc się cicho.
– Zależy... – szepnąłem, chowając telefon.
– Od czego? – Przechylił głowę w bok, patrząc na mnie przenikliwie.
– Wiem jedno – powiedziałem, próbując być zagadkowym.
– Co takiego?
– Że do domu wrócisz dopiero jutro rano – szepnąłem mu do ucha, przegryzając je.
Uśmiechnąłem się, gdy poczułem, jak zadrżał na moje słowa.
×××
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro