Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

IX

×××

Już następnego dnia stałem w umówionym miejscu i czasie pod London Eye. Miałem cicho nadzieję, że Louis jednak nie przyjdzie, jeżeli mnie rozpozna będzie już po mnie. A co najgorsze moje życie zamieni się w piekło.
Westchnąłem głośno, jak Louis idzie wolno, rozglądając się dookoła. Wyglądał tak uroczo. Przegryzłem wargę, poprawiając swoje loki. Pomachałem do niego widząc jak patrzy w moją stronę.

Szatyn spojrzał na mnie i uśmiechnął się, podchodząc do mnie.

– To ty jesteś Harrym, prawda? – zapytał, nerwowo bawiąc się rękawami bluzy. Wyglądał tak słodko i jakby był zagubiony będąc tutaj i rozmawiając ze mną.

– Tak – mruknąłem. Patrząc się na niego z szerokim uśmiechem – Tak, to ja – powiedziałem z chrypką w głosie. Szatyn uśmiechnął się szeroko i pocałował mnie w policzek. Dobra tego się nie spodziewałem.

– Cześć, Tatusiu. – odparł, kiedy osunął się odemnie i przegryzł swoją dolną wargę przystępując z prawej nogi na lewą.

– Cześć, dziecinko – odparłem, patrząc na niego. Teraz wydawał się trochę niższy. Może dlatego, że zawsze się garbię. Nie no wiedziałem, że jestem wyższy, ale to chyba moich botków. One delikatnie dają mi wzrostu.

– Nie wierzę, że to naprawdę ty. – Zachichotał, patrząc na swoje buty. Był strasznie nieśmiały, nie tak jak w szkole. I tym mnie bardzo zdziwił.

– Hej, spójrz na mnie. – Zachichotałem, łapiąc go za brodę. Pstryknąłem go w nos, na co zmarszczył go uroczo – Co to za unikanie wzroku? – spytałem kręcąc głową.

– Onieśmielasz mnie. – Zaśmiał się, patrząc prosto w moje oczy. – Tatusiu – dodał. Cholera zaraz dojdę od samego nazywania mnie tak.

– Perełko, masz śliczne oczka. – Cmoknąłem go w nos. Chłopak nagle pozbył się nieśmiałości i wpił się w moje wargi. Stanął na palcach, łapiąc za moją koszulkę i ściskając ją w rękach. Stałem przez chwilę jak słup. Szybko się ogarnąłem, oddając pocałunek i kładąc dłonie na jego tyłku. Cholera, tak jak sądziłem. Jest jędrny i to bardzo.

–T-Tatusiu – jęknął cicho i złapał mnie za krocze, na co sapnąłem. Gdzie jego nieśmiałość? Nie to, że mnie przeszkadza czy coś. – Chodźmy stąd. – Zarumienił się lekko.

– Gdzie, kochanie? Masz jakiś pomysł? – spytałem, łapiąc jego dłoń w swoją. Była dość duża różnica między naszymi rękoma. Moja była owiele większa od tej jego.

– Zabierz mnie na randkę. – Uśmiechnął się w moją stronę i ścisnął mnie wracając wzrokiem przed siebie. – Nie jestem łatwy.

– Restauracja? Wesołe miasteczko? Kino? Park? – zacząłem wymieniać, idąc z nim wzdłuż ulicy. Miałem dużo pomysłów na randki. Dzięki temu, że mam siostrę i ciągle mi opowiada o swoich przeżyciach.

– Kino – powiedział dość głośno, na co uniósł brwi do góry.

– Jaki gatunek lub film? – odparłem.

– Może horror? Będziesz miał pretekst do objęcia mnie, tatusiu – parsknął. Gdzie się podział uroczy Louis? Teraz był odważniejsza istotka.

– Co tylko zechcesz. – Uśmiechnąłem się, ciągnąc go na parking, gdzie stał mój motor. To, że jestem szkolnym kujonem dało mi dużo możliwości. Nie miałem samochodu, tak to prawda, ale wczoraj wróciłem z naprawy mój pojazd i kim bym był, gdybym go nie zabrał na dzisiejszy wieczór? Usiadłem na nim, a szatyn tuż za mną,
wtulając się w moje plecy.

– Trzymaj się mocno, kochanie – powiedziałem, odpalając maszynę, na co przytulił.mnie jeszcze mocniej. Ruszyliśmy z piskiem opon.

•••

Dotarliśmy po piętnastu minutach, cała podróż szatyn śmiał się z prędkości, kiedy przyspieszałem. Zapracowałem niedaleko wyjścia. Zsiedliśmy z niego i ruszyliśmy do środka. Nie mogąc mnie dogonić Louis złapał mnie, że rękę bym dostosował się do jego tempa. Kiedy zapłaciłem już za nasze bilety dostałem całusa w usta, a Louis zniknął za drzwiami naszej sali. Dziwnie mi tak widzieć go pod taką postacią.

Gdy zgasło światło i Louis zaczął się wiercić na swoim miejscu.

– Co jest, Lou? – spytałem zdziwiony na jego ruchy. Może coś mu jest? Albo źle się czuje?

– Tatusiu – szepnął, łapiąc mnie za rękę – naprawdę nienawidzę horrorów.

– To po co tu przyszliśmy? – Zaśmiałem się, biorąc go na kolana. Byliśmy sami w sali. Opuścił wzrok, patrząc na swoje ręce.

– Nie jestem łatwy, musiałeś mnie gdzieś zabrać. – Zaśmiał się, bawiąc się moją koszulką.

– Przecież mogliśmy pójść na inny film – westchnąłem, kładąc ręce na jego biodra, delikatnie je masując. Tomlinson złączył nasze wargi. Włożył ręce pod moją bluzkę, przejeżdżając dłonią po moim brzuchu.

Zamruczałem cicho, oddając pocałunek i od razu prosząc o dostęp. Rozszerzył lekko usta, przez co mogłem bez problemu pogłębić pocałunek. Przestraszył się, gdy usłyszał huk w filmie.

– Wszystko w porządku? – spytałem, kładąc dłonie na jego policzkach.

– Tak, po prostu się wystraszyłem, tatusiu – szepnął, bardziej do mnie przylegając. – Sam siebie nie poznaję. Na co dzień nie jestem taki wstydliwy – Zaśmiał się nerwowo.

– Zdarza się najlepszym. Ja też zazwyczaj nie jestem taki odważny – powiedziałem.

– Niemożliwe, tatusiu. – Puścił mi oczko.

– Wiem, kochanie... ale tak jest – westchnąłem cicho.

– Mogę zobaczyć ten tatuaż na żywo? – zapytał, podnosząc mi bluzkę i spojrzał na mój brzuch.

– Pewnie. – Uśmiechnąłem się, poprawiając, tak by zdjąć koszulkę.

– Jestem zazdrosny o twoje mięśnie – jęknął. – Tyle trenuje, a nie wyglądają tak świetnie, jak twoje – mruknął, rysując po moich mięśniach.

– Ja tylko biegam – parsknąłem, kładąc dłoń na plecach szatyna.

–I to mnie najbardziej boli! – Zaśmiał się, poruszając się na mnie. – Oops. – Zachichotał, gdy przycisnął tyłek do mojego krocza.

– Louis – syknąłem, łapiąc go za biodra.

– Tak? – zapytał, niewinnie przegryzając wargę.

– Jak nie przestaniesz, to albo dostaniesz karę, albo cię tu wypieprzę – warknąłem, ściskając jego pośladki.

– Obie opcje są kuszące – szepnął, przybliżając twarz do mojej.

– Jesteś takim niedobrym chłopcem – odparłem, patrząc w jego oczy.

– Tak sądzisz? – mruknął, kręcąc biodrami.

– Tak.

– Ale nie tu. – Uśmiechnął się, schodząc z moich kolan. Nie tu to wiem ale, czy ja dobrze usłyszałem?

– Ah tak? Coś proponujesz, kochanie? – spytałem.

– Cicho, tatusiu, oglądam film. – Zaśmiał się cwanie.

– Oh tak? To już wiem... czego chcesz – odparłem, patrząc w ekran.

– Czego? – zapytał, zasłaniając mi ekran.

– Zobaczysz później – powiedziałem, pisząc SMS do Nialla, by zarezerwował mi pokój w hotelu jego ojca.

– Będzie bolało? – szepnął, śmiejąc się cicho.

– Zależy... – szepnąłem, chowając telefon.

– Od czego? – Przechylił głowę w bok, patrząc na mnie przenikliwie.

– Wiem jedno – powiedziałem, próbując być zagadkowym.

– Co takiego?

– Że do domu wrócisz dopiero jutro rano – szepnąłem mu do ucha, przegryzając je.

Uśmiechnąłem się, gdy poczułem, jak zadrżał na moje słowa.

×××

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro