Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. Pierwsze "kocham cię" część 2.

[Y/F/N] - your friend name/ imię twojej przyjaciółki.

[Y/G/P] - your god parent/twój boski rodzic.

Frank - spędzałaś ostatnie dni przed rozpoczęciem roku szkolnego z przyjaciółkami w galerii handlowej. Stwierdziłaś, że te dni będą weselsze, gdyż od kilku tygodni nie widziałaś się z przyjaciółmi z obozu Jupiter i obozu pół krwi, w tym Franka. Chłopak jako pretor ma dużo na głowie, więc gdy wróciłaś do domu strasznie ci się nudziło bez niego. Twoje koleżanki ze szkoły nie wiedziały gdzie spędziłaś wakacje, więc bardzo dużo o to wypytywały ciebie oraz twojego młodszego brata. 

­ – [Y/N] powiedz wreszcie, gdzie byłaś na wakacjach!­ – wrzasnęła [Y/F/N]. Odpowiedziałaś jednak wywróceniem oczami, na co druga z dziewczyn zaśmiała się. 

­ – Może kogoś poznałaś, a nie chcesz nam powiedzieć?

Nie mogłaś o niczym powiedzieć przyjaciołom ze świata śmiertelników, gdyż albo by ci nie uwierzyli, albo by uznali cię za wariatkę. Wtedy, gdy siedziałyście w jednej z restauracji fast food, spostrzegłaś znajomą sylwetkę Reyny, pani pretor z obozu Jupiter, która szybkim krokiem zbliżała się do was. Odwróciłaś się do niej plecami, lecz było zbyt późno, dziewczyna cię widziała.

­ – Cześć.­ – przywitała się, co zdziwiło bardziej ciebie niż twoje koleżanki. Nie miała na sobie ubrań z obozu, prócz tej fioletowej koszulki, co było odmianą.­ – Potrzebujemy cię dziś do wieczora, później odtransportujemy cię tutaj. 

­ – Reyna, nie mogę, mam jutro szkołę...­ – dziewczyna nie dała ci dokończyć, tylko wypaliła słowa które przebiły twoje serce, jak włócznia Clarisse la Rue przebija drzewa - na wylot.

­ – Gdy napadli nasz obóz, Frank najmocniej dostał. Wiem, ostatnio przez problemy mało spędziliście ze sobą czasu, więc od razu pomyślałam o tobie.­

W oczach zebrały ci się łzy. Reyna nie od wczoraj wiedziała, że podkochujesz się w synu Marsa. Oczywiście, powiedziałaś koleżankom, że jeśli nie wrócisz wieczorem, to dasz im znać aby przekazały to w szkole. Okazało się, że Reyna przybyła na jednym z pegazów, który ją polubił w obozie herosów.

Kiedy dotarłyście do Berkley Reyna zaprowadziła cię do pokoju Franka, gdzie leżał na łóżku poturbowany, ledwo przytomny. Reyna nie weszła do pokoju, wiedziała co robić. Złapałaś najbliższe krzesło i usiadłaś obok chłopaka. Kiedy przejechałaś lekko dłonią po jego twarzy, jakimś sposobem uśmiechnął się.

­ – Coś ty zrobił głuptasie, że aż tak teraz wyglądasz?­ – spytałaś, lecz nie oczekiwałaś odpowiedzi. Chwilkę spędzoną w ciszy przerwał jego głos, cichy, szorstki, co jest dziwne u Franka.

­ – Aż tak źle wyglądam, że cię sprowadzili dzień przez rozpoczęciem roku?­ – nadal miał lekko przymknięte oczy, lecz również cały czas uśmiechał się na przemian z grymasem bólu.

­ – Bogowie, czy ty wiesz jaki miałam zawał gdy Reyna mi powiedziała co się stało!?­ – wyrwało się z twojego gardła, lecz gdy spojrzałaś na niego, o mal się nie popłakałaś.

­ – Czemu aż tak reagujesz? Nikt się aż tak nie przejął...

­ – Głupek z ciebie Frank. Odkąd się znamy, praktycznie tutaj mieszkam, zamiast w Nowym Yorku, z grekami. Wiesz czemu?­ – przerwałaś na chwilę, aby znów usiąść. Chłopak tylko się uśmiechnął i chwycił twoją dłoń w swoje dwie­ – Wiesz czy nie?

­ – Możliwe, że jednak nie wiem. Oświecisz mnie?­ – zaśmiał się lekko, na co wywróciłaś oczami­ – Niech ci tylko te oczy nie uciekną. Żartowałem, i szczerze?

­ – Inaczej ci przyłożę jeśli tylko mnie okłamiesz.

­ – O nie, mam dość leżenia! Kiedyś słyszałem twoją rozmowę z Reyną, o mnie bodajże.­ – powiedział, a ty zakryłaś twarz dłonią, czując że robisz się cała czerwona.

­ – Dawno temu?­ – wymamrotałaś. 

­ – Gdzieś od... chyba od połowy lipca. To prawda, że nie kłamałaś wtedy?

Czułaś że gdyby nie krzesło wywróciłabyś się. Teraz tylko wystarczyło potwierdzić to co usłyszał.

­ – Nie, mówiłam całkiem serio.­ –wypowiedziałaś cichutko, na co chłopak mocnej ścisną twoją dłoń.

­ – Kocham cię wariatko i w sumie, gdyby nie ten atak chyba bym się nie odważył tego powiedzieć.

Cała zarumieniona i szczęśliwa postanowiłaś wrócić do domu. Oczywiście, następnego dnia powiedziałaś znajomym że nie muszą cię już swatać z nikim, co spotkało się z nie małym zaskoczeniem.

Nico - ferie zimowe spędziłaś w obozie w bardzo miłym towarzystwie, oprócz jednego incydentu z latającą nogą. Nie twoją, jakiegoś chłopaka z obozu. Tak więc wracając do tematu, siedziałaś aktualnie na lekcji historii, więc mogłaś się popisać gdy tylko były tematy o mitologiach.

­ – Kto wie, kim była Hera?­ – spytał nauczyciel, a ty aż podskoczyłaś. Nikt nie lubił tej bogini, a ty słysząc opinie o niej miałaś złe zdanie.

Cała klasa odpowiedziała, że była to bogini miłości rodzinnej i więcej stereotypów.

­ – A kto w tej klasie wie, kim była, hmm... Kymopoleja?­ – spytał nauczyciel. Tym razem to ty podniosłaś rękę ku zaskoczeniu całej reszty.

­ – No co? Myślicie że jestem tępa?­ – zaśmiałaś się­ – Kymopoleja to bogini sztormów morskich, córka Posejdona.

Bingo, nauczycielowi opadła szczęka. Po chwili cała klasa zaciemniła się, a po środku klasy pojawiła się ciemna postać. Niski chłopak w czarnej bluzie z kapturem wyszedł z cienia. Nico.

­ – Ups, coś mi nie wyszło.­ – podrapał się po karku i oparł o blat biurka. Nauczyciel ze zdziwieniem spojrzał na chłopaka, a gdy miał dzwonić po ochronę, wstałaś i podeszłaś do syna Hadesa.

­ – Di Angelo, co ty tutaj robisz?­ – spytałaś gdy chłopak złapał równowagę. Nico zaśmiał się i przytulił cię, co nie należało do jego zwyczajów. Każdy patrzył na was dziwnie, ale ciebie to nie obchodziło. Najważniejsze było, aby chłopak nie zmienił się w ducha.

­ – Kocham cię przytulać, wiesz?­ – spytał szepcząc ci do ucha. Poczułaś że twoje policzki robią się lekko cieplejsze.

­ – Majaczysz, a teraz chodź, wracamy do obozu Nico.­ –zwróciłaś się po tych słowach do nauczyciela­ –Panie profesorze, muszę go odprowadzić. Wrócę na piątą lekcję, obiecuję!

Kiedy w obozie opowiedziałaś Nico co powiedział, on wytłumaczył ci, że nie majaczył, choć było to najdłuższe zdanie jakie słyszałaś. Na odchodne, dostał od ciebie buziaka w policzek i życzyłaś mu, aby do wakacji nauczył się wyznawać swoje uczucia, albo sama go nauczysz!

Oktawian - spędzałaś weekend z rodzicami, którzy dzień wcześniej wrócili z delegacji. W czasie tygodnia, codziennie gościł u ciebie jeden blond psychopata, z coraz to lepszymi filmami. Rodzice postanowili wyjść z tobą do kina, na jeden z nowszych filmów, którego premiery nie mogłaś się doczekać. Kiedy byliście w kinie i czekaliście na wasze bilety, gdy do kina wpadł wysoki blondyn w fioletowej koszulce i jeansach, a z kieszeni wystawał mu nóż.

­ – Boże, nie dziś...­ – mruknęłaś do siebie, gdy chłopak rozglądał się za kimś po pomieszczeniu. Twoje szczęście było tak spore, że dzień wcześniej nie widzieliście się, a ty byłaś u fryzjera farbować włosy. Nie poznał cię.

­ – Przepraszam, nie widzieliście państwo takiej niższej dziewczyny, w białej koszulce, jeansach i trampkach? Umówiliśmy się tutaj dwa dni temu, a ona mnie chyba wystawiła.­ – mruknął do twoich rodziców. Po chwili uświadomiłaś sobie, że chłopak cię śledził, bo dokładnie tak wyglądałaś. Schowałaś twarz we włosach, aby nie zobaczył twojej twarzy.

­ – Nasza córka dokładnie tak wygląda, ale wątpię abyście się znali.­ – odparła twoja mama.

­ – Naprawdę?­ – spojrzał na ciebie, po czym szeroko się uśmiechnął, a ty doskonale znałaś ten uśmiech.­ –[Y/N]! Tyle cię szukałem, a ty tutaj siedzisz i udajesz cofniętą w rozwoju. Wiem, że farbowałaś włosy, lecz nie sądziłem że będzie ci tak ślicznie.

Kiedy się do ciebie dosiadł, odgarnął twoje włosy i założył je za twoje ucho, przez co przeszedł cię lekki dreszcz. Blondyn uśmiechnął się, ale nie tak jak zwykle - to był szczery i delikatny uśmiech.

­ – Oktawian, co tu tutaj robisz do jasnej cho...­ – blondyn przerwał ci gestem uciszającym.

­ – Nie przeklinaj ślicznotko. Do jasnej cholery to moje powiedzenie, nie twoje. Poza tym, dziewczyna która przeklina nie przyciąga do siebie chłopaków.­ – puścił ci oczko, a ty lekko się zaśmiałaś.

­ – Moi rodzice tu są idioto, a ty gadasz tak, jakbym była twoją dziewczyną.

­ – A co, nie jesteś?­ – spytał z powagą.­ Kiwnęłaś twierdząco głową, na co chłopak złapał cię za dłoń­ – To chcę to zmienić!

Spojrzałaś na swoich rodziców, którzy śmiali się z was, zresztą podobnie jak większość kina. Poczułaś się tak czerwona jak burak.

­ – A co mam zrobić abyś dał sobie spokój?­ – spytałaś, aby twoja reputacja nie została zniszczona w stu procentach. Przebiegły uśmiech, który pojawił się na jego twarzy tylko utwierdził cię w przekonaniu, że zadajesz się z psychopata.

­ – Odpowiedz mi na pytanie, tylko szczerze. I całym zdaniem, rozumiesz? Bez odpowiedzi "tak", "nie", może".­ – kiwnęłaś głową, a chłopak wyszeptał ci do ucha pytanie, przez które się wyprostowałaś.

­ – Kochasz mnie?

Popatrzyłaś na niego, a on dalej trzymał twoją dłoń, więc nie mogłaś zakryć twarzy.

­ – Boże, nie było w tej twojej głowie normalnego pytania?­ – chłopak wzruszył ramionami i pospieszył cię­ – Okay, będę szczera, ale ten jeden raz.

­ – Spodziewałem się takiej odpowiedzi, ale teraz na pytanie odpowiedz moja droga.

­ – Tak, kocham cię.­ – odpowiedziałaś cicho, tak aby tylko on to usłyszał. Chłopak wstał, złapał cię za rękę i wydarł się na cały głos :

­ – Kto nie słyszał, powiedziała że mnie kocha!

Uderzyłaś go w głowę, gdy ludzie zaczęli bić brawo. Spojrzałaś na swoich rodziców, którzy prawie tarzali się ze śmiechu po kanapie.

­ – Zabiję was wszystkich.­ – mruknęłaś gdy wychodziliście z kina, bo film został przełożony.

Connor - Środa, godzina 19.53, a ty, Connor i Percy siedzicie w Wielkim Domu, gdyż przeskrobaliście całkiem sporo.

#1. Percy podtopił obóz.

#2. Percy i Connor schowali dzieciakom Aresa każdą broń.

#3. Ty "chrzciłaś" nowych herosów, przez wrzucanie ich do jeziora.

#4. Całą trójką schowaliście flagi, broń i mapy do domku Percy'ego, aby bitwa o sztandar się nie odbyła, bo podał deszcz przez nieobecność Pana D.

Pan D. siedział na swoim fotelu, a Chejron przechadzał się między wami z surową miną. Connor ci chwilę cię zaczepiał, a po 10 minutach nie wytrzymałaś i popchnęłaś go, aż spadł z krzesła.

­ – Zachowujecie się jak dzieci.­ – oznajmił centaur.

­ – Nawet dzieci z opóźnieniem są poważniejsze od was.­ – skwitował tę sentencję Dionizos. Connor zaśmiał się, po czym wstał i usiadł na krześle.

­ – Nie możemy o tym zapomnieć, ewentualnie dostaniemy jakąś karę?­ – spytał syn Posejdona, a Pan D. tylko się zaśmiał i zgniótł puszkę po coli.

­ – Liczyliście na pogadankę? Nawet nowi, młodzi herosi już takiej nie dostają. Wynocha smarkacze, jutro od 6 rano na zmywaku, do 11.30, dziewczyna krócej bo tylko raz coś zrobiła, ona do 11.

Wyszliście, rozchodząc się do swoich domków. Ty wcześniej poszłaś nad jezioro, aby popatrzyć na zachód słońca, jak masz w zwyczaju codziennie robić przed snem. Kiedy siedziałaś wpatrzona w horyzont zgubiłaś rachubę czasu, gdy ktoś okrył cię kocem i usiadł obok. Ziewnęłaś, po czym spojrzałaś na osobę od koca w kratę.

­ – Co tutaj robisz o tej godzinie?­ – spytał syn Hermesa, z którym od pewnego czasu coraz lepiej się dogadujecie.

­ – Co mam powiedzieć, uwielbiam zachody słońca.­ – odparłaś wzruszając ramionami. Chyba chciało ci się już spać, a chłopak to wykorzystał i przyciągnął cię abyś się oparła na jego ramieniu. Kiedy zamknęłaś powieki, on objął cię i wyszeptał do ucha gdy myślał, że śpisz najbardziej urocze słowa jakie usłyszałaś w swoim życiu.

­ – Czasami przychodzę tutaj za tobą, aby popatrzeć na ciebie, ale abyś nie wiedziała że tu jestem. W dodatku, nie jestem stalkerem, ale po prostu cholernie mi się podobasz. Jesteś dla mnie jak słońce, czasem coś zasłoni mi twój widok, ale nigdy nie zgaśnie moja miłość do ciebie, tak jak miłość kwiatu do słońca.





Okay, Okti, sama klnę jak szewc, ale wytrzymasz, prawda?

1869 słów, cholerka!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro