21. Pierwsze "kocham Cię". część 1.
Percy - byliście z Percy'm umówieni w kawiarni na Manhattanie już dwie godziny temu, więc zaczęłaś się martwić gdy tyle się spóźniał. Postanowiłaś się przejść, na tyle szczęścia, stolik nie był tam na rezerwację. Kiedy zebrałaś skórzaną kurtkę ze stolika, wyszłaś żegnając się z kelnerem. Na dworze zaczęło się już ściemniać, więc włączyłaś latarkę w telefonie i szłaś dalej w kierunku swojego mieszkania. Kiedy przechodziłaś koło mieszkania Jacksonów dało się słyszeć tłuczone szkła, przewracane meble. Mimowolnie musiałaś tam wejść i zobaczyć co się dzieje. Kiedy wbiegałaś na górę po schodach wywaliło korki i cały budynek okrył się mrokiem. Szybko zauważyłaś otwarte drzwi od mieszkania Percy'ego, po czym cicho weszłaś do środka. Gdy wciągnęłaś powietrze, odór zgniłego, wręcz rozkładającego się mięsa omal nie spowodował wymiotów. Przeraźliwy krzyk młodego Jacksona dochodził z salonu, więc złapałaś pierwszą lepszą rzecz pod ręką, którą okazała się jaskrawoniebieska parasolka, i ruszyłaś w stronę pokoju. Byłaś już za ścianą, więc musiałaś lekko wychylić głowę za nią, aby zobaczyć co się stało. Mieszkanie było w fatalnym stanie, ale twoją uwagę zwrócił ledwo trzymający się na nogach Percy z mieczem w dłoni, a naprzeciw niego stwór z wielkimi skrzydłami, o którym chłopak już ci kiedyś opowiadał. Kiedy potwór miał atakować, cicho zakradłaś się do niego od tyłu, tak aby tylko Percy cię zobaczył, i z całej siły uderzyłaś potwora w głowę, przez co syn Posejdona zabrał zamach i odciął ją potworowi, po czym opadł na podłogę. Podciągnęłaś go trochę do góry, aby chociaż mógł usiąść, po czym sama dosiadłaś się obok.
– Dzięki za pomoc. – wydusił z siebie po chwili, gdy złapał oddech.
– Nie ma za co Percy. Teraz przynajmniej wiem, przez czym mnie chronisz. – odpowiedziałaś ze szczerym uśmiechem, przy czym starłaś mu krew z dolnej wargi.
– Nie tylko dla tego. – dodał, po czym podniósł się jeszcze trochę. – Robię to, ponieważ bardzo mi na tobie zależy, i nie chcę aby coś ci się przy mnie stało.
– Chyba nie chcesz powiedzieć tego co myślę? – spytałaś wpatrując mu się w oczy. Wielu one przerażały, lecz ty odkryłaś w nich jasność i piękno. Chłopak lekko się zaśmiał, po czym również skrzywił twarz w wyrazie bólu.
– Chyba chcę to powiedzieć. Tak, robię to ponieważ Cię kocham [Y/N].
– Też Cię kocham, więc nie daj się zabić tym potworom w najbliższym czasie.
To był również moment, w którym zyskałaś "wzrok" według przyjaciół Percy'ego, a wy oficjalnie zostaliście parą.
Jason - Syn Jupitera postanowił zabrać Cię na wycieczkę po waszym Obozie, w którym jesteś już kilka tygodni, lecz był to dla niego również pretekst by pogadać z tobą na osobności. Kiedy spacerowaliście, tobie jak zwykle w sztywnej atmosferze zaczęło trochę siadać na mózg, jak to kiedyś nazwała Reyna. Chodziłaś na około Jasona, a bardziej podskakiwałaś aby rozluźnić atmosferę. Za pierwszym razem nie wyszło, ale nie poddawałaś się. Za chwilę postanowiłaś urządzić konkurs na lepszą sztuczkę gimnastyczną, a najbardziej zadziwiające w tym było, że Jason się zgodził, lecz powiedział że skoro to wymyśliłaś, to zaczynasz.
– Zakład że nie powtórzysz tego co zrobię? – na twoją twarz wdarł się uśmiech lubiący wyzwania. Chłopak kiwnął głową i przysiadł na trawie obok.
Kiedy uwieńczyłaś swój występ szpagatem, chłopakowi wyszły oczy ze zdumienia. Teraz został zmuszony powtórzyć cały układ.
Kończąc występ postanowił spróbować swoich sił w gimnastyce, lecz nie wyszedł mu szpagat, a on sam wylądował na ziemi z jękiem. Zaczęłaś się śmiać, lecz gdy chłopak dalej leżał na ziemi, zmartwiłaś się lekko jego stanem zdrowia. Schyliłaś się nad nim, a ten perfidnie się uśmiechnął i pociągnął cię w dół. Po chwili spędzonej na śmianiu się z siebie, wreszcie coś powiedział. Coś, co później dotarło do ciebie z bardzo opóźnionym zapłonem.
– Bogowie, kocham twoje poczucie humoru i to jak się śmiejesz. – powiedział cicho patrząc w twoje oczy. Wstał i uniósł się w górę, przy czym wykrzyczał głośno kilka słów – Kocham całą ciebie [Y/N]!
Leo - Razem z Leo naprawialiście właśnie twój rower, gdyż bardzo niemiły sąsiad przejechał go autem po pijanemu. Chłopak siedział cicho, a ty bawiłaś się kluczami wiszącymi na ścianie warsztatu, czyli garażu twojego taty. Leo bardzo nie lubił gdy ktoś go rozpraszał podczas jego pracy, którą traktował bardzo poważnie.
– Chica, boję się że musisz sobie kupić nowy rower. – odparł zrezygnowany, gdy koło poturlało się na zewnątrz garażu. Zdziwiłaś się, gdyż Leo potrafił naprawić dosłownie wszystko, a nawet zrobić coś z niczego.
– Leo, zawsze wszystko umiesz naprawić, coś chyba musiało się stać, bo nawet mojego psa wygoniłeś wieczorem z garażu, i biedak spał przed domem.
Chłopak z ognikami w oczach wykrzyczał coś, co wyłapałaś dopiero po kilku sekundach.
– Psa kochasz bardziej?! – po tych słowach zakrył usta dłońmi, schylił się i uderzył głową o stół. Kiedy wyłapałaś kontekst zdania, zatkało cię. Leo zawsze mówił, że jesteś jego i tylko jego, ale brałaś to zawsze na żarty, jak większość jego wypowiedzi. Usiadłaś obok niego i poczochrałaś mu włosy, po czym nachyliłaś się nad jego uchem i wyszeptałaś słowa, na które uderzył cię w nos głową gdy tak szybko się podnosił.
– Te amo, Leo.
Kiedy odchyliłaś głowę, aby krew z nosa nie kapała ci na podłogę, chłopak natychmiast wyciągnął z pasa na narzędzia chusteczki, gazę i plaster w koty.
– Bogowie, tak bardzo cię przepraszam, nie chciałem, po prostu... – chłopak kręcił się koło ciebie jakbyś była ze szkła, a ty tylko złapałaś go za ramiona i powiedziałaś aby się uspokoił, bo drugi raz prędko tego nie powtórzysz. Na te słowa, wrócił stary dobry Leo, który pocałował cię w policzek i wyleciał z garażu jak pocisk. Ty wyszłaś na zewnątrz, zapominając o plastrze z kotami i gazą w nosie. Byłaś szczęśliwa, bo chyba przestałaś go traktować jak młodszego brata lub przyjaciela, lecz bardziej na poważnie.
I byłaś zadowolona z tego powodu.
Mam nadzieję, że pierwsza część się podoba, w najbliższym czasie wstawię drugą!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro