- Rozdział 5 -
Minęło już.. sporo czasu, a może to tylko mi się tak wydaję? Nie jestem do końca pewien. Nie wiem dokładnie ile dni minęło, jestem zamknięty w czterech ścianach, przywiązany do stalowych łańcuchów jak jakieś zwierzę w klatce nad którym wszyscy mogą się znęcać. Nie rozumiem..
Dlaczego tak się stało? Dlaczego zostałem sam? Czy tak właśnie miało być?.. zasłużyłem sobie na taki los? Ja tylko.. chciałem żyć normalnie, tak jak inni ludzie. Chciałem być szczęśliwy.. a ten dupek.. on.. odebrał mi jedyną osobę na tym niesprawiedliwym świecie która mnie rozumiała.. akceptowała we mnie wszystkie moje dziwactwa, była zawsze kiedy jej potrzebowałem.. już nigdy..przenigdy nie ujrzę w jego oczach tego charakterystycznego blasku.. ciepłego uśmiechu.. wciąż.. nie mogę zapomnieć tego uśmiechu, był dla mnie jak prawdziwe lekarstwo na wszelkie choroby.
- Jak mogłeś mnie zostawić..- wyszeptałem chowając głowę w kolanach. - Dlaczego wtedy wybiegłeś z tego domu za mną? Dlaczego tak bardzo chciałeś mnie ochronić?.. idiota.. głupi i-idiota..- moje gardło ścisnęło się pod wpływem emocji co skutkowało tym, iż nie mogłem wydusić z siebie ani jednego cichego pisku. Podciągnąłem nosem szlochając coraz głośniej.
- t-ty.. nie zasłużyłeś sobie na śmierć..- nabierałem łapczywie powietrza a moja klatka piersiowa z każdym wdechem podnosiła się coraz wyżej i gwałtownie opadała w dół skutkując, że z każdą sekundą oddychało mi się coraz gorzej.
Nagle drzwi od mojej celi otworzyły się a do środka wbiegli żołnierze Rzeszy. Podeszli do mnie a jeden z nich chwycił mnie brutalnie za włosy szarpiąc moją głowę w górę, dając mi do zrozumienia abym wstał.. Osłabiony z trudem wstałem z podłogi a moje kolana trzęsły się z wyczerpania i bólu jaki mi przy tym towarzyszył. Spojrzałem kątem oka na drugiego mężczyznę ubranego w czarny mundur. uśmiechał się.. ale nie w taki normalny sposób.. to był najobrzydliwiejsrzy uśmiech jaki miałem okazje zobaczyć, wyglądał jakby bawiło go moje cierpienie, jakby czerpał z tego największą satysfakcję. Nie zdążyłem nawet mrugnąć okiem, a ten sam mężczyzna z dużą siłą uderzył mnie prosto w brzuch.. jeden raz.. drugi.. i kolejny.. bawił się, jakbym był dla niego conajmniej zwykłym workiem treningowym.. Zacisnąłem zęby czując jak ogromy ból przeszywa teraz moje posiniaczone i poranione ciało, jednak starałem się nie pisnąć ani słówkiem. Nagle przestał widząc jak z moich ust sączy się siarczysta ciecz. Jednak to nie było powodem dlaczego nie chciał zatłuc mnie tam na żywca. Jego wyraz twarzy zamienił się w niewielki grymas a zarazem rozczarowanie.
- Twarda sztuka z ciebie, ale ciekawe czy dasz radę wytrzymać to~ .- zakpił wyciągając ostre jak brzytwa mieniące się narzędzie z boku swojej kieszeni. Zadrżałem przełykając głośno ślinę. Jego drugi kompan chwycił mnie z tyłu czując jak powoli zaczynam mu się wyrywać.
- N-nie..- szepnąłem błagalnie kiedy moja głowa została odchylona do tyłu.
On tylko podszedł do mnie patrząc mi prosto w moje załzawione oczy.. - nie rób tego.. proszę..- błagałem wiedząc jednak że i tak w niczym mi to nie pomoże.
Zimne narzędzie nazisty stykało się teraz z cienka warstwą skóry na mojej szyi.. czułem dosyć mocny ucisk a potem tylko drobne pieczenie które zaraz po tym przerodziło się w ogromny ból który z każdą sekundą sprawiał, iż powoli traciłem kontrole nad własnym ciałem..
~ ~ ~
- Czy pamięta Pan co stało się tamtego dnia? - powiedziała kobieta ubrana w zwykłą czarną albę, zaglądający co róż w stertę znajdujących się na jej biurku starannie posortowanych dokumentów.
- Naturalnie, wiem o wszystkim.. i wiem, że domyśla się Pani kto za tym stoi, jednakże proponowałbym w tej sprawie pewien układ..- powiedział mężczyzna z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
- Układ? Czy to ma być do cholery jakiś podstęp? Chyba Pan żartuje?! - krzyknęła kobieta lekko uderzając w drewnianą posadzkę. - Ja jestem tu aby bronić prawdy a nie aby bronić przestępców!-
- Zamilcz.- wysyczał z pogardą, a kompan który towarzyszył mężczyźnie wyciągnął pistolet z kieszeni celując prosto w głowę kobiety.
- Proponowałbym aby Pani ze mną współpracowała, w innym wypadku, zabije ciebie i twoją rodzinę.- wysyczał sadystycznie widząc w oczach kobiety ogromne przerażenie. - Wiem kim jesteś, nie bez powodu się z Tobą spotkałem.. Dlatego, zapytam jeszcze raz-
- A-ale tak nie można! Nie mogę skazać niewinną osobę!- powiedziała szeptem jednak widząc surowy wzrok mężczyzny zacisnęła powieki i nerwowo dodała.- Dobrze! Zgadzam się! Tylko nie rób krzywdy moim dzieciom..- wypowiedziała ze łzami w oczach.
- Ojj spokojnie~ Do póki będziesz milczeć nic im się nie stanie~ - Uśmiechnął się zwycięsko wstawiając od biurka.
- Oh! O mało co bym nie zapomniał!- dodał po czym z kieszeni wyciągnął ciasno zwinięty plik pieniędzy. - Masz udupić tego małego gnoja który cały czas wchodzi mi w drogę i psuje wszystkie moje pieprzone plany, zrozumiano?.- powiedział po czym rzucił pieniądze zaraz przed kobietą.
Brązowowłosa spojrzała na niego niepewnie po czym tylko z wyraźnym smutkiem kiwnęła głową. - Nie zawiodę Pana..- wyszeptała widząc jak czarnowłosy wolnym krokiem wychodzi z pomieszczenia.
~ ~ ~
„ Czasami pragnę, aby to wszystko było tylko zwykłym koszmarem, zwykłą fikcją.. iluzją, z której niebawem się wybudzę, a kiedy już to zrobię, wszystko znowu będzie takie samo jak było.. „ - zapisał Polak trzęsącą się dłoniom do swojego „ tajnego" pamiętnika który otrzymał od jednego z żołnierzy. Oczywiście tajemnicą nie było to, że Polak go posiada, nikt zbytnio się tym nie interesował, Rzesza tak samo, nie kontrolował tego co robi chłopak, ważny był dla niego tylko fakt że jego „ piesek „ znajduje się na swoim miejscu.
„ Chciałbym znowu Cię zobaczyć Węgry, posłuchać twoich dziwnych teorii które zawsze zanudzały mnie na śmierć.. zjeść twój gulasz który zawsze dla mnie przygotowywałeś kiedy było mi smutno albo siedzieć po nocach i grać w jakieś głupie gry krzycząc przy tym jakby obdzierali nas ze skóry.. hahah.. chciałbym znowu do tego wrócić, nawet nie wiesz jak bardzo za tym tęsknie.. „ - dopisał a na brudny papier skapnęły dwie pojedyncze łzy, zostawiajac na nim ślad dwóch mokrych kropek.
„ To nigdy się nie skończy. Powoli nie wierzę już w to że coś może się zmienić.. Jestem tak cholernie zmęczony, zmęczony torturami.. zmęczony tym jak mnie tu traktują.. nie dają mi żyć całymi dniami.
Chciałbym stąd uciec.. ale nie wiem jak, nie pozwalają wychodzić mi samemu, co jest z resztą oczywiste.. jednak nadal myślę o tym pakcie jaki zaproponował mi Rzesza, co takiego mogłby mi dać? Wolność?.. Nie.. o czym ja w ogóle myślę.. nie mógłbym tego zrobić.. nie jestem zdrajcą.. Muszę wziąć się w garść i obmyślić jakiś konkretny plan.. a może uda mi się stąd uciec." - przerwał pisanie ponieważ do jego celi wbiegli jacyś obcy ludzie, który wyglądem nie przypominali już żołnierzy Rzeszy.
~ ~ ~
- To nie mogło się tak skończyć, rozumiesz?! Nie mogło!.- Wrzeszczał rozwścieczony mężczyzna do swojego bliskiego przyjaciela, który również jak on nie napawał za dużym optymizmem.
- Proszę Cię.. uspokój się. Ja rozumiem.-
- NIE! Ty nic nie rozumiesz!- przerwał drugiemu.- Wszystko było od początku zaplanowane! Jakby ktoś.. ktoś.- przerwał swoja wypowiedz jakby dostał olśnienia.- To ten szwab za tym stoi! Przecież to nie możliwe abym to przegrał! Tyle.. dowodów! Zostałem przecież ranny! Nikt nie wziął tego pod uwagę?! Jestem pewien że on wszystkiego się pozbył abym..-
- Proszę cię..- brązowowłosy chwycił za jego ramię wpatrując się w jego oko z dużym współczuciem.- Pogódźmy się z tym że.. on nie żyje.. - Wyszeptał odwracając wzrok od zielonookiego.
- A-ale ja widziałem to wszystko! Dlaczego nikt mi w to nie chce uwierzyć!? Nawet ty?!- przełknął głośno ślinę, po czym tamten bez słowa go przytulił.. - Dlaczego nie wzięli pod uwagę tego że ten dupek się nad nim znęcał! Dlaczego nikt nie poruszył tego tematu! Jakby w cale do tego nie doszło!- krzyczał nie odwzajemniając uścisku jednak tamten w cale go nie puszczał.
- Przecież oni znaleźli jego ciało..- szepnął Czech a w jego oczach pojawiły się łzy.
~ ~ ~
Dwaj żołnierze prowadzili mnie znowu przez ten sam jasny korytarz co za pierwszym razem, jednak z różnica iż prowadzili mnie w zupełnie inne miejsce. Po krótkim momencie, znajdowałem się już w bardzo zadbanym pomieszczeniu w którym były starannie poustawiane szklane naczynia z różnobarwna, nieznaną cieczą w ich wnętrzu. Najprawdopodobniej całe te miejsce było jakimś laboratorium, jednak najważniejszym pytaniem było, po co ja tu w ogóle jestem? Będą mnie faszerować jakimiś substancjami czy innym cholerstwem? A może mają w planach zupełnie coś innego?
- Rozgość się Polen, rozgość~ - rozłożył ręce III Rzesza którego wcześniej nie dostrzegłem. Zaraz obok niego stali nieznajomi mi ludzie, którzy w porównaniu z nazistą nie napawali jakimś szczerym optymizmem, conajmniej wyglądali jakby byli tu za karę czy coś w tym stylu.. Patrząc na ich smętne twarze, zrobiło mi się ich trochę szkoda. - Czy oni tak jak ja, są tutaj wbrew swej woli? - pomyślałem lekko marszcząc brwi jednak zaraz po tym szybko odwróciłem od nich swój wyczerpany wzrok.
Zamyślony nagle poczułem jak dwoje z żołnierzy puszczają moje ramiona a kajdany z moich dłoń spadły gwałtownie na zimną podłogę powodując przy tym duży hałas.
Wstrzymałem oddech przypatrując się metalowi który od już dawna obciążał mi moje nadgarstki.
- C-co się dzieje.- Wyszeptałem patrząc zdezorientowany w podłogę.
Nie czułem się już tak jakby ktoś trzymał mnie tu na siłę lub kontrolował czy zaraz nie zwieje. Wszyscy zajęli się sobą, żołnierze odeszli a Rzesza udał się w stronę pielęgniarek i chirurgów, zostawiajac mnie w tym momencie bez całkowitego nadzoru.
Delikatnie zmieszany chwyciłem się ręką za przedramię krążąc wzrokiem po pomieszczeniu. Rzadko miałem okazje zobaczyć gabinet i sale operacyjną z bliska, to było coś fascynującego ale zarazem coś co mnie cholernie przerażało w takich miejscach. - Co oni chcą tutaj ze mną zrobić? Pokroić mnie na części? A może..- przerwałem swoją myśl kiedy nagle złapała mnie fala ogromnego przerażenia.
- O-oni wiedzą..- szepnąłem patrząc przez ramię na swoję poranione plecy pełne w bliznach i zadrapaniach.
Przełknąłem ślinę widząc jak wszyscy z nikąd zebrali się zaraz przede mną.
- C-chyba wy nie chcecie..- powiedziałem do nich jednak zaraz po moich słowach dwaj mężczyźni podeszli do mnie, po czym jeden z nich zakneblował mi ręce a drugi wstrzyknął coś pod skórę. Syknąłem z bólu czując jak igła wbija mi się głęboko w ramie.
Byłem przytomny jednak w pewnej chwili straciłem czucie w kończynach. Mężczyźni nadal trzymali moje ciało po czym położyli mnie na stół operacyjny zatrzaskując moje nadgarstki i kostki w czymś co przypominało grube metaliczne kajdany umocowane na stole.
Pielęgniarki zebrały się dookoła mnie uważnie mi się przypatrując.
- Oh Polen.. - westchnął do mnie nazista uśmiechając się do mnie z lekkim rozbawieniem.
- Co wy chcecie mi zrobić do cholery?!- odezwałem się podniesionym głosem jednak z każdą chwilą czułem jak moje serce podskakuje mi do gardła.
- Nie myślałeś może o propozycji o której mówiłem ci jakiś czas temu?~ Nachylił się nad moją twarzą podnosząc lekko brew do góry.
- Nie myśl sobie nazisto, że się na to zgodzę.- warknąłem przez zęby.
- Hmm, jak wolisz.- dodał po czym odwrócił się do mnie plecami. - Prędzej czy później i tak będziesz mój.- uśmiechnął się sadystycznie odwracając delikatnie głowę przez swoje ramię.
Zmarszczyłem brwi lekko nie rozumiejąc jego wcześniej wypowiedzianych słów - „ i tak będziesz mój? „ co to do cholery ma znaczyć?- pomyślałem widząc jak sylwetka Rzeszy oddala się coraz głębiej w ciemność korytarza do momentu aż nie straciłem go przed swoimi oczami.
- Co zamierzacie ze mną zrobić? - odezwałem się pewniej do lekarzy skupiając wzrok na jednym z nich, jednak nie otrzymałem odpowiedzi. Nagle jedna z pielęgniarek o długich blond włosach ponownie wstrzyknęła mi coś pod skórę. Sam zastrzyk nie bolał jak poprzedni, jednak wciąż nie mogłem poruszać kończynami. W pewnym momencie poczułem ogromny ból pleców, jakby coś rozrywało mnie zupełnie od środka, ból był tak silny że z każdą sekundą myślałem że słabnę coraz bardziej i bardziej. Krzyczałem a łzy z bólu ponownie napłynęły mi do oczu. Zacisnąłem zęby jednak to nie pomogło aby zapobiec ciągłym jękom i wrzaskom jakie z siebie wydawałem. Zacząłem łapczywie nabierać powietrza powoli tracąc przytomność jednak koniec końców w cale do tego nie doszło, czułem się tak jakbym miał umrzeć jednak cały czas coś trzymało mnie przy życiu.
Wyczerpany przełknąłem ślinę czując jak po moim czole spływa ciepły pot. Kątem oka spojrzałem na tych wszystkich ludzi z ogromną zawiścią.. gdybym tylko mógł.. to..-
- Zabieg przeprowadzony sukcesem .- powiedział jeden z lekarzy, a po jego słowach poczułem jak ten cały przeraźliwy ból powoli ustaje. Westchnąłem z ulgą czując że najgorsze już za mną. Delikatnie uśmiechnąłem się w duchu już trochę spokojniejszy po czym ze zmęczenia zamknąłem powieki rozkoszując się delikatnym ukojeniem.
- Śliczne..- westchnęła jedna z pielęgniarek na co ja momentalnie otworzyłem powieki czując jak ktoś dotyka moich..
.. Skrzydeł?!
- Cholera nie!- pisałem do siebie. - Oni nie mogą wiedzieć..- pomyślałem czując że mogę ponownie poruszać kończynami. Nerwowo szamotałem się próbując odgonić tamtych skrzydłami, przy okazji strącając wszystkie przedmioty jakie znajdowały się w pobliżu. Wszyscy cofnęli się do tyłu podziwiając mój sekret który jak dotąd zatajałem przed całym światem. Nagle poczułem jak moje nadgarstki odzyskują wolność, a ja bez problemu mogłem wstać z tego cholernego stołu operacyjnego.
Ze strachem spojrzałem na swoje białe jak śnieg skrzydła poplamione w niektórych miejscach moją własną krwią.
Były ogromne, praktycznie takie same jak u anioła, delikatne i cholernie drogocenne.
- Nie podchodź!- krzyknąłem do jednego z mężczyzn który niespodziewanie chciał podejść w moim kierunku. Ten jak na rozkaz stanął w miejscu z rękoma uniesionymi w górę tak jakby chciał oznajmić że nie ma w stosunku do mnie złych zamiarów.
- Spokojnie, nie chcemy-
- Powiedziałem nie podchodź!- powtórzyłem piskliwszym głosem próbując zasłonić ręką swoje skrzydła. Mężczyzna w zakrwawionym fartuchu jak i cała reszta popadł w głębokim milczeniu od góry do dołu przeszywając mnie niespokojnym wzrokiem.
Z moich rozdartych pleców sączyła się krew spływająca mi po nodze wprost na lśniącą podłogę, tworząc przy tym dosyć sporą, czerwoną kałużę. Widząc że ten sam mężczyzna i tak ruszył po chwili w moim kierunku chcąc mnie złapać za nadgarstek, moje oczy rozszerzyły się a moje ciało samoistnie cofnęło się o krok do tyłu wpadając na stolik z różnymi przyrządami operacyjnymi.
- Odejdź!- krzyknąłem chwytając w obie ręce znajdujący się zaraz obok mnie skalpel.
- Nie chcę zrobić ci krzywdy..- szepnąłem z współczuciem. - Dlatego proszę.. zostawcie mn-..
- Brawo!- krzyknął nagle potężny męski głos za moimi plecami radośnie klaszcząc w ręce. - Brawo! Robisz coraz większe postępy!~
- Rzesza..- warknąłem szybko skupiając na nim swoją uwagę.
Teraz wymierzałem narzędzie prosto w niego zajadle patrząc się w jego przesiąknięte złem oczy.
- Na co czekasz? Zabij mnie Polen!- Rozłożył ręce a jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej niż chwile temu.
Moje ręce drżały a ja wpatrywałem się z przerażeniem w ostre jak brzytwa narzędzie mieniące się w świetle dużej lampy zamieszonej po środku sufitu.
- Zrób to! No dalej! Zemścij się za swojego zdechłego przyjaciela!- Jego śmiech rozbrzmiewał echem po całej długości korytarza.
Moje oczy otworzyły się bardziej kiedy przed moimi oczami przeleciał widok jego uśmiechniętej twarzy kiedy jeden z żołnierzy celował w swoim karabinem.
Przełknąłem ślinę patrząc się martwo w jeden punkt. Ponownie przypomniałem sobie dzień o którym nigdy więcej nie chciałem pamiętać..
Moja głowa pękała z tego całego szaleństwa a ja powoli zacząłem czuć że tracę nad sobą kontrolę. Czułem że powoli staje się zupełnie kimś innym, a moim największym priorytetem stała się w tym momencie czysta zemsta..
Zagryzłem szczeki najmocniej jak tylko mogłem a moja pięść zacisnęła się na narzędziu.
- Nienawidzę cię! Nienawidzę!!- krzyknąłem rzucając się na niego.
Oboje przewróciliśmy się na ziemie zajadę szarpiąc. Pomimo tego że miałem rozerwane plecy miałem wystarczająco dużo siły aby go atakować. Nawet nie odczuwałem przy tym bólu.. w tym momencie byłem zwykła maszyną do zabijania, a za tym wyszkim odpowiadały moje skrzydła i ich bezcenna moc. Rzesza z trudem przytrzymywał mój nadgarstek widząc że moja dłoń ze skalpelem zbliża się coraz bliżej jego twarzy. Uśmiechałem się do niego sadystycznie nie czując kompletnie niczego co mogłoby mnie w tym momencie powstrzymać przed tym aby go zadźgać.
Po jego czole spłynęła kropla potu a szyderczy uśmiech zniknął z jego twarzy.Widocznie nie spodziewał się takiego oporu z mojej strony.
Nagle jego armia wtargnęła do pomieszczenia celując we mnie karabinami.
Zagryzłem wargi jednak na mojej twarzy nadal widniał delikatny uśmiech.
Wstałem z Rzeszy wyrzucając przy tym ostrze na bok. Podniosłem swoje zakrwawione ręce w górę po czym zawiesiłem wzrok w podłogę, czekając aż żołnierze Rzeszy podejdą na tyle blisko abym..
- Nie podchodzicie- Nie zdążył nawet dokończyć swojej wypowiedzi a jego żołnierze już dawno leżeli martwi na lodowatej podłodze.
Stanąłem do nazisty plecami a z moich dłoni spływała krew jego ludzi.
Zerknąłem na niego przez ramię posyłając mu kpiący uśmiech.
On nadal leżąc ja podłodze wpatrywał się we mnie wytrzeszczając oczy z wrażenia.
- Takiego właśnie mnie chciałeś.. takiego mnie masz. -
~ ~ ~
Siedziałem w swojej celi patrząc się martwo w jeden punkt. Stos kamer obserwował każdy mój ruch, a moje łańcuchy na rękach wydały z siebie charakterystyczny dźwięk obijającego się kawałka metalu. Jednak ja nie miałem zamiaru poruszyć się nawet o milimetr, stałem tak czując jak w moich żyłach płynie czysta chęć zarżnięcia tego chuja. Nagle usłyszałem jak zamki w drzwiach przekręcają się a za wrotami stanął III Rzesza.
- Już czas.- mruknął na do kajdany na moich nadgarstkach bezwładnie spadły na podłogę. Wolnym krokiem udałem się w jego stronę.
Po ostatnim incydencie nie było już mu tak do śmiechu, w końcu stracił parunastu swoich ludzi w jednym nic nie znaczącym dniu, chociaż to były zaledwie delikatne straty. German zawsze dbał o to aby jego armia była silna i potężna a nie aby poległa po kilku sekundach walki z jednym przeciwnikiem. Widocznie nie spodziewał się tego iż mogłbym być potężniejszy od tych jego śmiesznych marionetek.
Kątem oka spojrzałem na jego bladą twarz. Nie uśmiechał się jak wcześniej, a wzrok przez cały czas miał wbity w podłogę.
- Ojj już mnie nie przywitasz tym swoim obrzydliwym uśmieszkiem? Jaka szkoda.- powiedziałem ironicznie odwracając się do niego plecami.- Chyba musisz mi za bardzo ufać wypuszczając mnie tak bez żadnego nadzoru..- spojrzałem na niego przez ramię posyłając mu szyderczy uśmiech.
- Nie mam zamiaru bawić się z tobą w jakieś twoje chore gierki.- powiedział poważnie dorównując mi kroku.
- A to szkoda.- udałem przejętego po czym rozbawiony zaśmiałem się w głos. W cale nie bałem się Rzeszy ani sowieta, ta dwójka nie była już dla mnie kimś nadzwyczajnym. Zwłaszcza że teraz to ja jestem kimś kogo to oni prędzej powinni się bać.
Po krótkiej wędrówce po bazie w końcu zobaczyłem dobrze znajome mi drzwi. Oboje weszliśmy do środka a Rzesza zamknął za nami drzwi. Nazista był naprawdę głupi wypuszczając mnie z mojej celi.. Od czasu kiedy to robi, bez problemu nauczyłem się na pamięć całego rozkładu bazy co najpewniej.. przyda mi się nie raz.
- Zajmijcie się nim.- wysyczał do mężczyzn którzy stali obok wielkiego drewnianego słupa. Oboje podeszli do mnie i bez problemu związali na nim moje nadgarstki.
Nie stawiałem oporu, nawet kiedy wiedziałem że mogę bezproblemowo się stąd wydostać.
Jeden z nich wyjął coś co wyglądem przypominało bat jednak z powbijanymi gwoździami na końcach.
Spuściłem głowę w dół czekając na uderzenie. Rzesza torturował mnie po to aby przeprowadzać na mnie różne testy. Jego kolejna teoria zakładała że moja moc osłabnie dzięki torturą, jednak nie zdaje sobie sprawy z tego.. że moja moc narasta z każdym kolejnym bólem jaki mi doskwiera.
Nagle poczułem jak coś ostrego brutalnie wbija mi się w plecy wyrywając przy tym kawałek mojej skóry. Zagryzłem wargi czując jak niespodziewany ból rozchodzi mi się po całym ciele. Chwile zajęło mi to aby oswoić się z bolem jednak po chwili przestałem czuć cokolwiek, z każdym uderzeniem towarzyszyło mi tylko gorące pieczenie w tamtych miejscach. Kiedy mężczyzna starał się uderzać coraz mocniej uśmiechnąłem się do siebie jakby nic mi nie dolegało widząc jak bezradny Rzesza wytrzeszcza na mnie swoje oczy.
- Zostaw go!- rozkazał a mężczyzna posłusznie stanął w miejscu.
- J-jak to w ogóle jest możliwe?! Nie spodziewałem się że..- przerwał na chwilę patrząc na mnie w oniemieniu kiedy zacząłem cicho podśmiechiwać się pod nosem.
- Wy naprawdę nie rozumiecie..- odezwałem ochrypniętym głosem wpatrując się morderczym wzrokiem wprost na Rzeszę.
- Jestem nieśmiertelny. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej widząc jak jego twarz bladnie z każdą sekundą coraz bardziej i bardziej..
- Jesteś o wiele silniejszy niż mogłem sobie to wyobrazić..- wyszeptał po czym umilknął na krótka chwilę.
- Masz rację.- spojrzałem w jeden punkt przerywając nagle tą długą ciszę jaka panowała na sali tortur. - Jestem na tyle potężny że bez problemu mogę cię tutaj zabić.. - powiedziałem rozrywając łańcuch na swoich nadgarstkach. Metal uderzył z hukiem o podłogę a Nazista zmarszczył brwi wpatrując się w moją wysoką i szczupłą sylwetkę nachylającą się nad jego ciałem.
~ ~ ~
- To wszystko?- powiedział szatyn zamykając bagażnik od swojego czerwonego forda.
- Mhm..- burknął jego przyjaciel patrząc z nostalgią w swój dom który niestety już nie jest jego.
- Hej.. daj spokój!- poklepał go po ramieniu. - Ta przeprowadzka dobrze ci zrobi, mówię ci! Wszystko się ułoży, rany się zagoją i będzie jak dawniej!- uspokajał posyłając mu smutny uśmiech.
Oboje przez chwile milczeli patrząc się w piętrowy dom mający w sobie żałobną aurę.
- N-nie.. nic już nie będzie już takie samo..- chłopak przymknął powieki powstrzymując się od płaczu.
Czech westchnął po czym poklepał przyjaciela po ramieniu.
- Zbierajmy się..- wyszeptał a jego gardło ściskał się coraz bardziej widząc swojego przyjaciela w takim stanie.
Brązowowłosy kiwnął głową po czym wytarł pojedyncza łzę ze swojego rozgrzanego policzka.
3450 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro