Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Impreza u Tozier'ów

Chelsea Tozier x Bill Denbrough

Rodzeństwo Tozier... ah, Mowa oczywiście o Richardzie i Chelsei Tozier. Pomimo, że to bliźniaki, Richie i tak wykłóca się o to, że urodził się dziewięć minut przed nią i nazywają ją "młodą", czego Chels nie znosi. Pewnego dnia nastał pokój, między północą, a południem. Rodzice byli niesamowicie mile zaskoczeni, że się nie kłócą, wtedy też zapadł pewien werdykt ustalony przez samego Pana Tozier'a. Zwołał północ i południe do salon i razem z mamą oznajmił:

- Wyjeżdżamy w ten weekend, na małe wakacje - zaczął Wentworth odkładając czarno białą gazetę na stolik.

- Jeżeli przyjedziemy i dom nadal będzie stał, będziemy wyjeżdżać częściej - dodała Maggie.

- Liczymy, że będziecie grzeczni - skwitował Pan Tozier.

- Oczywiście - odpowiedzieli jednocześnie, uśmiechając się do rodziców.

- Chodź, Richie, pokażę ci ten...

- zestaw do krykieta? - spytał i tym samym uratował siostrę jak i również siebie. Szybko udali się do pokoju dziewczyny i zamknęli za sobą do drzwi.

- Zestaw do krykieta? Co ci strzeliło do łba! - krzyknęła szeptem brunetka.

- Przepraszam bardzo, że uratowałem ci dupsko! - odkrzyknął Richie, a Chel po prostu głośno westchnęła i usiadła na swoim krześle przy biurku. Okularnik wziął jakąś piłeczkę i zaczął odbijać nią o ścianę.

- No powiedz to - powiedziała z uśmiechem do swojego brata.

- Dobra, twój plan zadziałał. Nie ciesz się tak, bo resztki mózgu wysikasz - odpowiedział, a brunetka uśmiechnęła się triumfalnie.

- To jaki jest twój plan na jutrzejszy wieczór? - spytała brata, a on rzucił w nią piłką. Złapała piłeczkę i zaczęła przerzucać ją z ręki do ręki.

- Beverly wróciła, zaproszę ją do nas, więc ma cię tu nie być, jasne? - spytał z powagą.

- Jak słońce, braciszku - odpowiedziała szczerząc się - Ale ty i Bev, czy ja o czymś nie wiem? - zapytała patrząc się na niego podejrzliwym wzrokiem.

- To przyjaciółka i dawno jej nie widziałem - odparł spokojnie Rich. Chels dokładnie przyjrzała się bratu. Lekkie rumieńce na policzkach, wzrok wbity w ścianę i czerwone uszy. Idiota się zadurzył - pomyślała dziewczyna i uśmiechnęła pod nosem.

- Dobra, dobra. Ja wiem swoje....

- Che...

- ale jak ty tak mówisz, to tak musi być - dodała, a chłopak uciszył się z jeszcze większymi wypiekami na twarzy.

- A ty gdzie idziesz? - zapytał, a ona rzuciła mu piłkę z powrotem.

- Z Troyem, na pizze - odparła mu, a on spojrzał się na nią jak na wariatkę.

- Z tym śmieciem? Mogę ci załatwić randkę z o wiele lepszym kolesiem ...

- Po pierwsze to nie jest randka, a po drugie to niby z kim?

- Na przykład z twoim kochasiem, Billem - odpowiedział z uśmiechem Richard. Dziewczyna drastycznie wstała i podeszła do brata.

- Nie Waż się, mówić jego imię w obecności, bo chce mi się rzygać - przestrzegła brunetka i zaczęła krążyć po pokoju.

- A co on ci zrobił? - zapytał Richie.

- Pocałował się z twoją Beverly i z nim zerwałam - odpowiedział próbując zachować spokój.

- co? - zapytał zdumiony. Chel nie mogła określić co działo się teraz w mózgownicy, ale wiedziała, że jest w tym momencie smutny, dlatego szybko dodała

- Bill ją pocałował, ale ona go odepchnęła i zaczęła na niego krzyczeć.... - wytłumaczyła rozjaśniając mu wszystko.

- Czyli... Bill... cię zdradził... - wywnioskował okularnik spojrzał na nią ze współczuciem. - Nie wiedziałem, Chel...

- Okej, wszystko sobie powiedzieliśmy. Teraz wynocha muszę się przebrać - oznajmiła, a Richie niechętnie wyszedł z pokoju siostry zamykając za sobą drzwi.

***

Richie jak nigdy w życiu ubrał coś innego niż koszulkę i hawajską koszulę. Odstawił się i chyba z pół godziny siedział przed lustrem, żeby ułożyć swoje niesforne loki. Niestety to wszystko było na nic. Za to Chelsea, akurat wkładała na nos swoje okulary, które w porównaniu do tych, które nosił Richie, były malutkie. Związała włosy w luźnego koka i włożyła swoją flanelową koszulę i wyszła z swojego pokoju krzycząc głośno "Wychodzę". Już miała wychodzić, gdy nagle usłyszała szybkie schodzenie po schodach. Odwróciła się i uniosła wysoko brwi ze zdumienia. Rzadko miała okazję widzieć swojego brata w koszuli i krawacie, choć krawat to za dużo powiedziane, bardziej to wyglądało jak słup, którego nie można rozwiązać.

- Pomożesz? - spytał, a Chel zaśmiała i się i podeszła do Richiego, próbując poprawić mu krawat.

- Ale ty wiesz, że nie musisz się dla niej stroić? - spytała, a Tozier trochę zgłupiał. Widząc minę brata odparła - Ona ma polubić CIEBIE, nie gościa, który urwał się z korporacji - zaznaczyła i przewiesiła jego krawat przez ramię. - Ubierz swoją ulubioną koszulę i do jasnej cholery schyl się w tej chwili, żebym poprawiła ci te włosy! - warknęła głośno. Richie gdyby nie to, że pożerał, go ogromny stres, pewnie odpyskował by, ale teraz posłusznie schylił się, a siostra roztrzepała mu włosy. - A teraz idę. Jak coś to będę w Pizzerii u Berniego - oznajmiła i tym razem przekroczyła drzwi, słysząc za sobą:

- Dzięki, siostra!

***

Młody Tozier zrobił tak jak kazała siostra. Poprawił swój wygląd, zakładając na siebie charakterystyczną koszulę. Patrzył się w lustro i po raz pierwszy w swoim życiu ćwiczył co ma powiedzieć Beverly.

Dzwonek zadzwonił, a Richie jak spłoszona surykatka okrążył cały pokój i dopiero wtedy ruszył do drzwi wejściowych. Wziął parę wdechów i otworzył drzwi.

- Cześć Be... - przerwał. Spojrzał się na ognistowłosą i spojrzał również za nią. Bill Denbrough oraz Eddie Kaspbark we własnej osobie. Był zawiedziony i to bardzo bo sądził, że ten wieczór spędzi tylko z Marsh. Ze sztucznym uśmiechem wpuścił ich do środka gdzie się rozgościli.

- idę zrobić popcorn... - westchnął okularnik.

- Pomogę - oznajmił Ed, na co Richie wielce się zdziwił, ale postanowił skorzystać z okazji i zapytać o co tu chodzi. Nawet nie musiał pytać...

- Posłuchaj, Beverly chciała tu iść sama. Bill się uparł, że pójdzie razem z nią, ale tak naprawdę chce odwiedzić Chels. Gdy Bill mi to powiedział, wiedziałem, że coś się święci, więc ja jestem tu jako wsparcie i będę odciągał Billa od Bev i ciebie. A żeby oszczędzić Chels, kłopotów, powiedziałem jej, żeby lepiej się ulotniła tego dnia - powiedział na jednym wydechu. Richa zmroziło. Nie wiedział co powiedzieć astmatykowi.

- Zrobiłeś to dla mnie? - spytał niedowierzając.

- Jesteśmy kumplami co, nie - stwierdził i klepnął przyjaciela w ramię.

- Czyli Chelsea nie idzie z żadnym Troyem? Wiedziała o wszystkim?

- Nie, nie wiedziała... - Eddie westchnął - Powiedziałem jej żeby wieczorem, gdzieś wyszła i żeby mi zaufała...

Richie spojrzał się na Beverly, która rozmawiała o czymś z Billem. Zaraz potem na Denbrough'a.

- Musimy to wszystko odkręcić, Eds

- Co odkręcić?

- Idę porozmawiać sobie z Billem...

***

Chelsea siedziała przy małym barku, popijając sobie lemoniada. Berni - starszy mężczyzna, który prowadził ten pizzerie - Mył szklanki i przyglądał się od czasu do czasu klientce.

- Problemy w raju? - zapytał.

- Daj spokój, Berni - odparła dziewczyna i machnęła ręką. - Jeszcze jednego waniliowego milk shake'a ... - dodała i dała pieniądze na ladę. Nie była w sosie. To było pewne tamtego dnia. Poświęciła się dla swojego brata, dając mu cały dom dla siebie, a dodatkowo za oknem lało jak z cebra, więc gdy będzie wracać do domu z całą pewnością przemoknie. Za oknem było już ciemno, bo było wpół do północy ( na szczęście Pizzeria była otwarta całą dobę ). Jakiś nocny marek, usiadł na siedzeniu obok niej, ale ona nawet nie raczyła spojrzeć na jegomościa. Słychać było tylko, że jest cały przemoczony, ponieważ krople deszczu skapywały mu z ubrania.

- Poproszę czekoladowego milk shake'a, a dla niej waniliowego - wskazał na Chels. Zamknęła oczy słysząc ten głos. Jednak nadal nawet na niego nie spojrzała.

- Nie musisz się wysilać, już sobie zamówiłam - oznajmiła - i chyba wychodzę - Powiedziała i w końcu spojrzała Billowi w oczy. Wyszła z Baru i oświetlały ją światła neonów, które jakby chroniły ten bar od zła. Bill wybiegł za nią.

- chelsea! Chels! poczekaj, proszę cię! - wołał za nią. Miała już łzy w oczach, ale zatrzymała się i skarciła za to w myślach zaraz potem. Nie mogła uwierzyć, że tak łatwo zatrzymała się na jego zawołanie. Podbiegł do niej. - Daj mi to wszystko wytłumaczyć...

- Co wytłumaczyć?! - wrzasnęła - Poleciałeś z Beverly w ślinę! Widziałam to wszystko! Widziałam waszą zjebaną kłótnie! - krzyczała i uderzyła chłopaka pięścią w klatkę piersiową. Nawet nie przesunął się do tyłu, bo z emocji dziewczyna nie miała tyle siły.

- Masz rację... - odpowiedział również mając łzy w oczach. - I to był mój największy błąd w całym moim życiu. W tym całym zasranym życiu! Żałuje tylko tego, że się wtedy nie opamiętałem. Proszę cię, Chel... - powiedział patrząc prosto w załzawione zielone oczy dziewczyny. Nie odpowiedziała.

- Nie, Bill. T-to się powtórzy... posłuchaj tu nie chodzi tylko, że mi s-sprawiasz ból, sprawiasz go też sobie... - powiedziała łamiącym się coraz bardziej głosem i dotknęła palcem wskazującym jego klatki piersiowej. Stało się coś czego nikt by się nie spodziewał, nawet Richie, który myślał, że tylko przeprosi Chels. Mimo, tego że na asfalcie, dosłownie stała woda i nadal padał deszcz, Bill uklęknął w tej wodzie na obu kolanach i znów spojrzał się w jej oczy.

- B-b-błagam cię Che-chelsea - wyjąkał. Westchnęła i otarła swoje łzy.

- Wstań... - powiedziała ponownie wypuszczając głośno powietrze. Wstał. - Bill, chcę ci powiedzieć, że w tym momencie jesteś cholernym dupkiem i manipulantem - oznajmiła. Denbrough już wiedział co to znaczy. Oboje, przez łzy uśmiechnęli się do siebie i jąkała mocno przytulił Tozier.

***

- No to... - zaczęła Beverly stając już w pizzeri, ale nadal przemoczona do suchej nitki.

- Nie tak, wyobrażałem sobie ten wieczór... - westchnął Richie stojący obok niej i patrzący się na swoją siostrę i na Billa

- Ja też nie - poparła i spojrzała się na okularnika, który uśmiechał się pod nosem. - Ale skończyło się dobrze... - szepnęła. Tozier również na nią spojrzał.

- Może cię odprowadzę? - zaproponował, a Bev przytaknęła głową uśmiechając się od ucha do ucha.

- Chętnie - odpowiedziała, a Tozier objął ją ramieniem i razem ruszyli do jej domu.

***

Rodzeństwo Tozier. Jak ogień i woda, a jednak tacy podobni. Richie, rano obudził się na kanapie u Beverly, obejmując ją w pasie, a telewizor nadal im grał. Przypomniał sobie, że wczoraj zaczęli oglądać horrory. Uśmiechnął się na wspomnienie gdy się wystraszył, a Marsh go przytuliła i razem zasnęli. Ostrożnie się wyślizgnął i poszedł do kuchni gdzie przed wyjściem zjedli wspólne śniadanie. Beverly jako, że nie miała nic do roboty, razem z Tozier'em poszli do jego domu.

- Chelsea! Jestem! - zawołał Richie i rzucił swoje klucze gdzieś na stolik. Nikt jednak nie odpowiedział. Spojrzał się na Beverly, która również była zaniepokojona. Zaczął iść w stronę sypialni swojej siostry, a rudowłosa za nim. zapukał delikatnie, ale nikt nie odpowiedział, więc po prostu otworzył drzwi. Otworzył usta ze zdziwienia, a Beverly zaczęła chichotać pod nosem.

Chels leżała wtulona w Billa, przykryci kocem, chociaż i tak było widać, że oboje byli nadzy. Richie się zapowietrzył i zaczął oddychać z dużą szybkością, jakby za chwilę miał dostać zawału.

- Zabiję, gnoja - wydukał Richie i wziął miotłę, która akurat była w pokoju jego siostry i walnął szczotą Billa prosto w głowę. - Wstawaj, frajerze!

- Ała! - krzyknął Bill, budząc tym samym swoją dziewczynę. Ta pół przytomna, zaczęła się śmiać z tego obrazu. Richie grożący Billowi miotłą był wyjątkowo zabawny, a Beverly dołączyła do śmiechu.

- Co tu się... ? - w drzwiach stanął zaspany Eddie, który miał wory pod oczami. Stanął obok Bev i spojrzał się to na Richa, to na Billa, to na dziewczyny. - co mnie ominęło? 

Trochę dłuższa praca niż pierwsza ;) Mam nadzieję, że się podoba ♥ zapraszam do zamawiania

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro