Ily x Wyatt
- Święta, święta czas już tuż... - nuciła pod nosem szatynka, zakładając nad kominkiem świąteczne skarpety, wypełnione po sam brzeg różnymi smakołykami. Tymczasem, Jaeden - brat owej szatynki opierał się o framugę z założonymi rękami i lekko zmrużonymi oczyma.
- Przecież spędzamy święta u Wyatta - odezwał się. Podskoczyła do góry, ze strachu i chwyciła najbliższą poduszkę, aby przyłożyć bratu. Zamachnęła się... a on jak ostatni rewolwerowiec złapał ją w locie i odrzucił na miejsce.
- Idiota - mruknęła pod nosem Ily patrząc z wyrzutem na Jae. - Tylko się plączesz jak patafian zamiast mi pomóc - warknęła, na co przewrócił oczami i wziął się za wieszanie świątecznych ozdób razem z siostrą.
Prawda była taka, że rodzeństwo Lieberher, kochało się najbardziej na świecie, ale... um... jakby to ładnie powiedzieć "nie radzili sobie ze wszystkimi uczuciami między sobą". Zwłaszcza, gdy przychodziło do takich momentów, jak przypadkowe polanie sokiem, albo zasikanie deski klozetowej przez Jaeden'a. Wtedy działy się takie rzeczy jakich dziki zachód nie wiedział. Rodzice (których i tak nie było większość czasu) już dawno się poddali, żeby zjednać rodzeństwo.
Piosenka Jingle Bells rozległa się w salonie. Dziewczyna od razu porwała się do telefonu wiedząc, że to jej dzwonek. Na wyświetlaczu pojawiło się "Ta od Pizzy", a szatynka odebrała.
- Hej zasrańcu - odezwała się Ily na co Jae przestał na chwilę wieszać ozdoby. Tylko do jednej osoba tak mówiła. Do Megan.
- Cześć, miłe przywitanie i Facetime już! - krzyknęła w słuchawkę. Rozłączyła połączenie i nawet nie zdążyła nic więcej zrobić, a Meg już do niej zadzwoniła.
- Co jest? - spytała szatynka, widząc jak Scamper siedzi w jakimś pomieszczeniu, a sądząc po charakterystycznym kubku w starbucksie.
- Mamy problem, senorita i to duży... - westchnęła patrząc się w kamerkę.
- Do sedna, seniorita....
- Lot mi się spóźni... będę u Wyatta... ale po świętach... - szepnęła cicho, jakby bojąc się tego, że Ily zaraz się do niej przeteleportuje i kopnie w dupe. Jaeden upuścił to co miał w ręku, przez co zwrócił uwagę swojej siostry. Spojrzała na niego podnosząc brew z zaciekawieniem. - Ktoś tam jeszcze jest? - spytała Meg i uśmiechnęła się się w stronę swojego laptopa, z którego rozmawiała.
- Mój bro... - ucięła Ily patrząc nadal na otępiałego chłopaka.
- Jae Jae! - zawoła dziewczyna w telefonie, tak że szatynce zabrzęczało w uszach. - Podasz mi go, proszę - szepnęła cicho. Niechętnie oddała telefon swojemu bratu, a on pobiegł z nim jak spłoszona surykatka do swojego pokoju, nie zwracając większej uwagi na krzyki wściekłej siostry. Westchnęła i pomasowała swoją lewą skroń. Po chwili do niej jednak coś dotarło... a na jej twarzy pojawił się wielki banan. Zerknęła na kominek, który był udekorowany tylko w połowie i wzięła się za ozdoby.
***
W tym samym momencie, Wyatt krzątał się to po kuchni, to po salonie, by wszystko było idealnie przygotowane na przyjazd Lieberher'ów i Scamper. Bądźmy szczerzy gdyby przyjeżdżał tylko Jaeden nawet by nie sprzątnął starej kanapki w pokoju, ale jest jak jest i trzeba było ogarnąć. Jego choinka przypominała bardziej Grincha niż drzewko, a potrawy jak błoto zmieszane z kamieniami. Jednak... starał się najbardziej na świecie, żeby zaimponować Ily. Kij z Megan, ona zbytnio nie przejmowała się świątecznymi ozdóbkami. Za to Brightfield doceniała każdy szczegół, co już wiedział.
Po tym jak powiedział rodzicom, że chce spędzić święta z przyjaciółmi, oni po prostu się uśmiechnęli i wyjechali w pizdu na Hawaje. Wolna, chata na tydzień dla Oleffa, to było zbawienie...
***
Ily właśnie pakowała swoją podręczną torbę. Miała nierozgarnięty kok, brak makijażu i ogólnie wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Poniekąd przeszło. Udało się jej odebrać telefon Jaeden'owi (całe szczęście...) , ale nie obyło się bez walki. Jej cierpliwość była na wykończeniu, biorąc pod uwagę wszystkie dzisiejsze zdarzenia. Gdyby Wyatt ją wkurzył, to byłby gwóźdź do trumny całej ekipy.
Spakowała potrzebne rzeczy, co chwila wzdychając i odrzucając jakieś ubrania na bok. Z pewnością, to będą jej niezapomniane święta, bo, nie spędzi ich tylko ze swoim bratem, a z Oleffem. No właśnie, Oleff.
Niby nic do siebie nie czują. Jednak kiedy są sami, nagle jakieś takie... um... dziwne uczucie między tym dwojgiem się tworzy. Nie wiedzieć czemu, Ily po prostu ma ochotę go pocałować, nawet na niego nie patrząc. Z resztą, on też tak miał... tyle, że on miał ochotę zajść nieco dalej.
***
Do przyjaciela pojechali autobusem, razem z bagażami. Każde z nich spędziło podróż nie odzywając się do siebie, wgapieni w telefon. Nie było w tym nic dziwnego. Gdy wybił ich przystanek, jak rozwścieczone kury wybiegły z busu.
- Co się tak spinasz? - spytał Jae zerkając na siostrę, która już nie trzymała telefonu, a skupiała całą swoją uwagę jednemu z domów na horyzoncie.
- J-ja... - mruknęła pod nosem. - nic... w sensie... to pierwsze święta, gdzieś indziej niż w naszym domu... - dodała po chwili przemyśleń. Lieberher odłożył telefon. Obiął Ily ramieniem i przytulił do siebie. Takiego gestu dawno u nich nie było. Chyba nigdy. Skołowana szatynka lekko się do niego przysunęła i przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze, Ils... - szepnął Jae. - Poza tym... nasi przyjaciele są na tyle fajni, że spędzą z nami ten czas... Pooglądamy filmy czy coś... - No właśnie czy coś...
- Mogę cię o coś zapytać? - zaczęła siostra, na co przytaknął głową. - Co jest pomiędzy tobą a Megan? - spytała. Będąc blisko niego, poczuła jak się spiął przez moment. Kaszlnął parę razy.
- Zimno dzisiaj, co nie? - zapytał patrząc gdzieś, byle nie w oczy Ily. Zmarszczyła brwi po czym lekko się uśmiechnęła.
- To tutaj co nie? - zapytała, zmieniając temat i podchodząc na ganek jednego z domów.
- Ta... - odparł i zdjął rękę z jej ramienia, pukając do drzwi. - Zasrańcu! Otwórz - zawołał, a po chwili udało się usłyszeć ciężkie kroki Wyatta.
Otworzył drzwi i pierwsze z czym się spotkał to uśmiech, Ily i normalna mina Jae, który jak gdyby nigdy nic wszedł sobie do jego domu i poszedł (najprawdopodobniej) do konsoli.
- Hej
- Hej - odpowiedział Oleff z równie wielkim bananem na twarzy. Weszli do środka, a dziewczyna od razu poczuła zapach ciasta.
- Nie wiedziałam, że umiesz piec - szepnęła zaskoczona szatynka, na co jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- W zasadzie to nie wiem, czy wyszło... sprawdzisz? - zapytał, na co ochoczo przytaknęła głową z lekkimi rumieńcami na twarzy. Poszli do kuchni. Zdziwiła się wielce, gdy zobaczyła świąteczne ozdoby; dziadka do orzechów, świece oraz wieniec opleciony złoto-czerwoną wstążką na lodówce. Nawet ona nie potrafiła tak pięknie przystroić domu.
W tym czasie gdy ona rozglądała się w szoku po kuchni, on ciął świeże, ciepłe ciasto makowe. Nie wiedział czy wyszło, więc trochę ryzykował, jeżeli nie będzie smakować Ily. Gdy obudziła się z transu, zerknęła na Wyatta i na talerz, na który, właśnie przekładał wypiek. Bez zbędnych ceregieli, wzięła pierwszy z brzegu kawałek. Oleff zdusił w sobie krzyk, widząc jak dziewczyna mieli i mieli jego twórczość. Jednak po chwili się uśmiechnęła.
- Lepszego nie jadłam - powiedziała. Zarumienił się odrobinę i zaczął kroić resztę ciasta. Ily usiadła na blacie obok niego i przyglądała się dalszej operacji.
Nastał moment, ten w którym oboje mieli ochotę się do siebie zbliżyć. Cisza była przytłaczająca, ale jednocześnie tak miła. Wiedzieli, że byli sami. Wyatt, nie wytrzymał. Odrzucił nóż na metalową, blachę, a ona dźwięcznie zadrżała. Spojrzała się na niego zaskoczona.
Stało się to bardzo szybko. Położył ręce na jej kolanach i musnął usta, czekając na odpowiedź. Dziewczyna, była zdumiona, gdy przerwał pocałunek. Patrzył na nią z wyczekiwaniem prosto w oczy. Usta wyraźnie otwarte, jakby chciał coś powiedzieć, ale zabrakło mu tlenu. Zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, wplatając palce między jego loki i delikatnie całując. Podniósł ją nadal całując, i na czuja, chciał znaleźć salon. Rzucili się na kanapę.... gdzieś obok, ciepło kominka, drażniło ich skórę, tak samo z dźwiękiem trzeszczenia drewna. Popatrzyli na siebie i nie mogli uwierzyć, że w końcu to zrobili. Przełamali ten mur, który ich dzielił.
- Ty chuju! - krzyk Jaeden'a, rozbrzmiał głośniej, niż dzwony kościelne. Wyatt upadł na podłogę, zepchnięty ze Ily.
- Co jest? - mruknął oszołomiony, a Ily wstała z kanapy patrząc gniewnie na brata.
- Jae! Co to ma być?! - warknęła wściekła, na co podniósł brew.
- Co to ma być! - krzyknął - Co TO ma być!? Dlaczego obściskujesz moją siostrę?! - zadał pytanie w stronę Oleff'a, a ten spojrzał się na szatynkę. Sam nie wiedział czemu, ona też nie wiedziała. Oboje jedynie wiedzieli, że Jae Jae zepsuł im moment. Patrzyli na siebie, wszyscy. Jaeden z mordem w oczach, na swojego najlepszego przyjaciela, Ily z mordem w oczach na Jaeden'a.
- Surprise! - zawołał ktoś kto dopiero wszedł do domu. Megan stanęła praktycznie cała ośnieżona, ewidentnie zmarznięta w pokoju. Patrząc na walkę na dystans. Spojrzała się na Ily pytająco. Wszyscy na nią spojrzeli w tamtym momencie.
- Co tu robisz?! - krzyknęła Ily. - Mówiłaś, że cię nie będzie...
- Miły pan, zabrał mnie na autostopowicza - odparła marszcząc brwi. Jaeden patrzył na nią osłupiały.
- Jak to miły, pan? - zapytał Lieberher marszcząc czoło.
- Taki jeden... wyjaśni mi ktoś co tu się dzieje do cholery? - spytała patrząc na każdego z nich po kolei.
- Całowałem się z Ily, a Jae się wścieka - wyjaśnił batat biorąc haust powietrza. Megan spojrzała się na Lieberher'a z wyrzutem.
- Serio Jae?! Really?! - pytała coraz bardziej naskakują na chłopaka.
- Obściskiwali się! - wrzasnął.
- Wcale nie!
- Wcale tak! Pierdol się Wyatt!
- Sam się pierdol zasrańcu!
Chłopcy wstali już zamierzali na siebie ruszyć, ale Megan, przytrzymała Jae, a Ily Wyatta. Gdyby nie one, oboje skończyliby na oddziale ortopedycznym, o ile nie gorzej.
- Dosyć tego! Mam dość! - krzyknęła szatynka. A wszyscy spojrzeli się na nią zaskoczeni. - Święta nie są po to żeby się kłócić do jasnej cholery!
Opadła na jeden z foteli masując jedną skroń i próbując ogarnąć do porządku. Patrzyli na nią. Megan spojrzała się na Lieberher'a z przeprosinami w oczach, a on na nią. Ily nie zasługiwała na to, aby spieprzyć jej święta. Wszyscy w tamtym pokoju to wiedzieli.
- Przepraszam stary - mruknął Wyatt pod nosem, gdy w pokoju nastała cisza. - mogłem cię chociaż zapytać.... czy coś...
Jae podszedł do niego z groźną miną. patrzył się na niego z góry, bo był odrobinę wyższy. Po czym po prostu przytulił go na misiaczka. Od razu oddał przytulasa. Dziewczyny spojrzały po sobie zdumionym wzrokiem.
- Czy... ty to widzisz?
- I miej tu cierpliwość do tych chłopaków ... - westchnęła Ily.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro