Ellie Collins x Jaeden Lieberher
Te święta nie zapowiadały się dobrze, dla nikogo. Zwłaszcza dla Jaeden'a Lieberher'a. Dlaczego? Znacie pewnie ten świąteczną atmosferę: choinka, zapach świeczek, czerwono-zielone ozdoby, stare pudła z ozdobami i tak dalej. On wiedział o tym, że nie będzie miał tej atmosfery.
Jego rodzice wyjechali do ciotki w odwiedziny do innego stanu gdzie panuje straszna pogoda. Nie są wstanie wrócić na święta, co oznacza samotność dla Jae. Gdzie Wyatt? Spitolił, gdzieś do kanady.
Jedyną osobą, z którą mógł spędzić święta była Ellie. Wszystko było by świetnie, nawet wspaniale, bo bardzo ją lubił. Był tylko jeden szkopuł. Dziewczyna się na niego obraziła i to tak śmiertelnie. Przynajmniej tak mu się wydawało. Mieszkała dość blisko niego, tak naprawdę parę domów dalej, ale bał się, że gdy zjawi się w jej drzwiach, zabije go na miejscu.
O co poszło? Jakże cudowny Jae dostał ataku zazdrości, gdy ta rozmawiała z jednym sportowcem z klasy wyżej. Wygarnął jej parę rzeczy i w gniewie powiedział o kilka słów za dużo. Blondynka, od tamtego momentu nie odezwała się do niego słowem.
Dlatego teraz, siedział z ciemnym pokoju, przeglądając komórkę. Nie miał nic innego do roboty. Były dwa dni przed świętami, a już wiedział, że to będą jego najgorsze. Był tak załamany tym wszystkim, że nawet nie pomyślał sobie czy mógłby uratować te święta.
Ktoś inny to zrobił.
***
Blondyka zmierzała do domu Lieberher'a po telefonie jego mamy. Szła trochę niechętnie i musiała to przyznać, ale nie mogła pozwolić na to, żeby jego najlepszy przyjaciel przegapił święta. Pomimo kłótni, gwiazdka jest tylko raz w roku i nikt nie powinien spędzać jej samej. Na jej ramieniu wisiała torba z najpotrzebniejszymi rzeczami oraz pieniędzmi.
Stanęła przed białym domem i rozejrzała się wokół siebie, marszcząc brwi. Wszystkie chałupy stały oświetlone, nieraz przez dosłownie oczojebne światełka. Tylko jego dom był taki pusty, bez charakteru. Gdyby było Halloween na pewno byłby to najstraszniejszy dom w okolicy.
Zapukała do drzwi. Otworzył jej. Zlustrowała go od góry do dołu nie wiedząc co powiedzieć. Wyglądał jak trup. Blady jak kreda, wory pod oczami, przeczerwione oczy i trzęsące się ręce, to pierwsze co zobaczyła, zaraz potem zdumione spojrzenie chłopaka i szerzej otwarte drzwi.
- Ellie... - szepnął zdziwiony.
- Nie zesraj się - odparła dziewczyna wchodząc do środka domu i rzucając swoją torbę w kąt. Obserwował ją i nic nie mówił. Patrzyła z uwagą to na kominek, to na stół, to w stronę kuchni, skąd we wszystkich prawie domach wydobywał się zapach pierników. Westchnęła przeciągle i znów spojrzała na chłopaka.
- Czemu tu przyszłaś - odezwał się w końcu pokonując gulę w gardle. Usiadła, spokojnie jak u siebie na jednym z foteli i nerwowo pogłaskała podłokietniki.
- Moi rodzice wyjechali w pizdu - oznajmiła, co rzeczywiście było prawdą - i nie mam z kim spędzić świąt... - dodała po chwili. Patrzył na nią w osłupieniu. - I ty chyba też nie masz z kim ...
- Ja... Tak - odparł i usiadł powoli na drugim fotelu. Patrzyła przez chwilę na niego próbując odczytać co chodzi mu po głowie, jednak on tylko patrzył się w podłogę, lekko czerwony na twarzy.
- Dlatego, zasrańcu, spędzam z tobą święta - skwitowała dziewczyna wstając z fotela i zaczynając chodzić w kółko.
Zerkał na nią, co jakiś czas, ale nie chciał utrzymywać kontaktu wzrokowego. Myślała, chwilę, przechodziła przez kuchnię i salon nie mówiąc ani słowa. To była dla niego strasznie niezręczna cisza. Bynajmniej w końcu się jej przyjrzał. Na jej nogach, widniały zielono czerwone skarpetki z napisem "I'm a Grinch, Fuckers", czerwony sweter z reniferem i długa również świąteczna kurtka. Zależało jej na świętach, a jemu zależało, żeby była szczęśliwa.
- To od czego zaczynamy? - zapytał z lekkim uśmiechem na twarzy, widząc jak blondynka w końcu stanęła w jednym miejscu. Oddała uśmiech. Dawno, tego nie widział... tego zabójczo szczerego uśmiechu. Uwielbiał to w niej...
- Najpierw trzeba ogarnąć ten syf... - westchnęła rozglądając się wokół. - także podnieś dupę i bierz się do roboty...
***
Lieberher nie wiedział, że właśnie tak wygląda sprzątanie Collins. Gdy on brał ręczniki papierowe, różne płyny oraz przyszykował mop razem wiadrem, ona siedziała w salonie i kminiła, jak odpalić głośniki.
Wtedy zapełniał wiadro wodą i chyba nigdy nie zapomni jak się wystraszył gdy usłyszał świąteczną piosenkę puszczoną na cały regulator "jingle bell rock". Brakowało mało, a wylałby całą zawartość na siebie.
Gdy przyszedł do pokoju głównego, ona tanecznym krokiem sprzątała wszystkie kurze, wymachując ścierką tu i tam. On oparł się o ścianę z uśmiechem na ustach. Wzięła jedną z jego nagród, za zawody w koszykówce, które leżały na kominku i zaczęła śpiewać, udawając, że to mikrofon. Zrobiło mu się ciepło, na sercu... niesamowicie lubił, gdy się wygłupiała i gdy śmiała sama z siebie.
***
Upadli na kanapę... całkiem wykończeni. Sprzątnęli cały dom, choć nie było takiej potrzeby. Mimo, że sprzątali świetnie się przy tym bawili i może dlatego trwało to tak długo. Było już ciemno za oknem, a Jaeden zapalił kominek. Rzeczywiście, brakowało mu świątecznych ozdób, zapachu z kuchni i tego niepowtarzalnego klimatu, ale miał Ellie.
Nawet nie wiedział, kiedy ta, zasnęła na jego ramieniu z uśmiechem na ustach i lekko czerwonymi policzkami. On sam prychnął wesoło i przytulił ją do siebie jak najdelikatniej tylko umiał, brakowało mu jej... brakowało mu Ellie Collins.
***
- To ta? - spytał chłopak trąc dłoń o dłoń, żeby zrobiło mu się cieplej. Dziewczyna spojrzała na choinkę to na chłopaka.
- Bezguście... chuda jak ty - oznajmiła i ruszyła na przód. On jak ostatni kretyn, miał na sobie jedynie sweter, bo myślał, że wybieranie choinki jest proste i szybkie... Mylił się. Nawet ona go ostrzegała, że z choinkami jest ciężko... Po chwili ruszył za nią, mając nadzieję, że na swojej drodze spotka tą idealną. Nie tylko dlatego, żeby pójść już do domu, ale też dlatego, żeby była szczęśliwa.
- A ta? - zapytał ponownie zgrzytając zębami, na co dziewczyna się uśmiechnęła.
- Nie wiem, gdzie ty widzisz choinkę, ale jak tak bardzo ci zimno, to idź to kantorka - stwierdziła Ellie wzruszając ramionami i wskazując głową, na owy budynek.
Pobiegł do niego, a ta chichotała pod nosem, po czym ruszyła dalej, rozglądając się.
Jaeden nie wiedział, czy to ciepła herbata, którą zaproponował mu dobry człowiek, w kantorku, który sprzedawał choinki, czy być może Ellie, która patrzyła na jedno drzewko z rozmarzonym wzrokiem, ale uśmiechał jak nigdy.
- Twoja dziewczyna, chyba zadecydowała... - zaśmiał się starszy mężczyzna za nim, który dał mu herbatę, patrząc na Ellie.
- To nie moja dziewczyna, ale tak - oznajmił wzdychając.
- Chłopcze, swoje lata mam już za sobą, ale na kilometr widać, że ciągnie was do siebie - westchnął sprzedawca, na co Jae odwrócił się do niego zaskoczony z wysoko podniesionymi brwiami. - No nie patrz się tak na mnie, idioto... Świąteczny okres to idealny czas na takie wyznania, więc bierz się do roboty... - dodał i nagle się uśmiechnął słysząc dzwonek przyczepiony do drzwi. Ellie zadowolona najpierw skrzyżowała wzrok z brunetem, a potem z mężczyzną.
- Mamy to! - zawołała uradowana, na co oboje się uśmiechnęli.
***
Jaeden dopiero za rok chciał zdawać prawo jazdy, więc taszczyli wielką choinkę na własnych barkach idąc w stronę domu. Na szczęście, było to niedaleko...
Gdy wrócili z lekkimi problemami, ale jednak postawili ją w stojaku i znów opadli na kanapie całkowicie zmęczeni, ale wciąż uśmiechnięci. Możliwe, że ten sprzedawca choinek miał rację, bo Jaeden rzeczywiście zaczął się nad tym głębiej zastanawiać. Patrzył na blondynkę, która miała przymknięte oczy.
Jej spokojny oddech, czerwony sweterek i ciemne niebieskie jeansy. Jej piękne włosy, na których były resztki śniegu, który padał niedawno. Nic nie mógłby utwierdzić go bardziej w przekonaniu, że zakochał się na zabój, niż ona sama.
***
Była wigilia, a to oznaczało, że prace wrą. Ellie stała przy blacie, cała upaprana mąką i piecząca ciasto, a Lieberher wieszał na dworze lampki, uważając na to, żeby nie spaść z drabiny. Zaplanował coś, co przyszło mu do głowy po zakupienia drzewka. Mianowicie - chciał stworzyć romantyczną atmosfere, aby powiedzieć jej o swoich uczuciach.
- Jae, idę do piekarza... - oznajmiła wychodząc z domu. Gdy usłyszał jej głos, natychmiast przestał wieszać ozdoby.
- Czekaj! - zawołał, choć dziewczyna nie poszła za daleko. - ile cię nie będzie? - zapytał wyraźnie zmartwiony? Szedł z drabiny i podszedł do niej bliżej. Przyjrzała mu się zaciekawiona. Po czym poczochrała mu włosy.
- Nie więcej niż pół godziny, Juggy - uśmiechnęła się wspominając wspólny maraton Riverdale, jeszcze niedawno, bo w październiku.
- W takim razie powodzenia, Betty - dodał również z uśmiechem, znów idąc w stronę drabiny.
Tym razem się zaczął śpieszyć, miał jedynie pół godziny, aby jego plan mógł wejść w życie. Dlatego z prędkością światła zawiesił świąteczne lampki i zaczął dekorować dom w środku, różnymi rzeczami, które były na strychu. Znalazł, też jemiołę. To był jego plan.
Gdy zapalił ostatnią zapachową świeczkę, usłyszał jak dziewczyna otwiera frontowe drzwi i wchodzi do budynku. Coś jednak było nie tak, jak kroki, były znacznie cięższe niż zazwyczaj, dlatego poszedł zobaczyć co się stało.
W jej dłoniach spoczywał wielki prezent, niemalże zakrywający jej całą głowę. Otworzył usta, zaskoczony, po czym po prostu ręce mu opadły, upuszczając pudełko zapałek.
- Pomóż mi, jełopie - powiedziała, na co porwał się i odłożył prezent szybko pod choinkę. Uśmiechnęła się i otrzepała ręce.
- Poszłaś to piekarza, tak? - zapytał uśmiechając się pod nosem.
- Taa... trochę mi się przedłużyło... - oznajmiła śmiejąc się pod nosem i odkładając swoją kurtkę na wieszak.
- Ellie... mogłabyś...
- Jae, w zasadzie, to jestem zmęczona... bardzo... więc jeśli pozwolisz, położę się... - westchnęła dziewczyna z wymuszonym (jak zauważył Lieberher) uśmiechem i nerwowymi, drżącymi rękoma. Spojrzał się na swój zegarek, była wczesna godzina, ponieważ piętnasta, a ona zwykle kładła się bardzo późno, zwykle zarywając nocki nad playstation. Podniósł brwi do góry w zdumieniu, ale przytaknął głową. - dzięki, Jae - powiedziała i podeszła do niego cmokając w polik. Poszła do pokoju gościnnego, podczas gdy chłopak usiadł w pełnym osłupieniu i różowymi policzkami, na jednym z foteli.
Jaeden rozejrzał się dookoła siebie. zobaczył bombki, odbijające się nich kolorowe światełka, wieniec nad kominkiem, parę świeczek, które blondynka musiała kupić, drzewko. Usłyszał w swoim uchu świąteczne piosenki, największe hity. Poczuł słodki zapach już udekorowanych pierników, które tylko czekały aby je zjeść. Mieli wigilie... za parę godzin, miał ją obudzić i zjeść z nią uroczystą, kolację. Tylko czy był sens?
Lieberher, nie wiedział, że działał wtedy pod wpływem impulsu. Pobiegł w stronę jej pokoju, chwycił już klamkę i... zawahał się. Puścił metalową rączkę i westchnął przecierając sobie oczy. odbiło mi - pomyślał. Znów złapał z klamkę i gdy pochnął drzwi do przodu, zobaczył coś czego się nie spodziewał. Ellie również stała mając dłoń, na klamce po drugiej stronie. Oboje z wielkimi zielenicami i oboje z rumieńcami na twarzy, patrzyli na siebie przez moment.
Ci dwoje jakby zastygli. Nagle jednak, Ellie poruszyła się w stronę Jae i uśmiechnęła. Tym razem szczerze... Musnęła delikatnie jego wargi, jakby w duchu modląc się, żeby oddał pocałunek. oderwała się od niego i spojrzała, na już kompletnie buraczanego Jaeden'a Lieberher'a. On pierwsze co zrobił do oddał uśmiech, a zaraz potem znów pocałował, dziewczynę tym razem nieco pogłębiając całusa.
Może nie każdy powiedziałby, że takie święta są idealne, ale jednak dla Ellie i Jaeden'a były. Nie było świątecznej kolacji, ponieważ całą resztę dnia spędzili na zjadaniu pierniczków, w jego łóżku i oglądaniu, graniu w gry, rozmowie i ekhem... paru innych rzeczach, ale były to najlepsze święta, jakie kiedykolwiek mieli i cieszyli się z tego. O to chyba chodzi w życiu... żeby cieszyć się z małych rzeczy.
The end
O boy, to było długie i ciężko się pisało, ale dałam radę. Mam nadzieję, że ci się podoba i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro