Dotty x Billy Hargrove
Hawkins w stanie Indiana.
Ile miała wtedy lat? Gdy straciła swojego jedynego przyjaciela i jednocześnie prawie wszystko co znała. Przeprowadzka z kalifornii do małego zapchlonego miasteczka nie była rozsądną decyzją, według Dotty. Być może wszystko byłoby dobrze gdyby nie te wszystkie afery w ostatnim czasie.
Will Byers zaginął. Odbiło się to również na niej.
William był bardzo inteligentny, ale w pewnym momencie zrozumienie paru rzeczy w literaturze angielskiej dało mu w kość. Joyce w tamtym czasie próbowała mu pomóc ale pracowała na trzy etaty. Jonathan natomiast był całkowicie nie zaznajomiony z lekturą. Mama Willa postanowiła załatwić mu korepetycje po jak najmniejszej cenie.
I tak ciocia Dotty - Laura, ucięła sobie pogawędkę w sklepie wielobranżowym z Joyce. Kruczowłosa została wychwalona przez ciotkę jakby była jakimś bożkiem.
Dot Została "zatrudniona" za 3.50 dolara za lekcję. Sama się na to zgodziła, znając Jonathana ze szkoły i wiedząc jak wygląda jego sytuacja w domu. Tak rozpoczęła się przygoda.
To co się wtedy stało pozostaje między mocno zaciśniętym gronem ludzi. Tym lepiej, ale Dot przeklinała to, że się w nim znalazła. Jako jedyna oddaliła się od każdego z grupy. Miała realistyczne poglądy i nie chciała być zjedzona przez obślizgłą wersję Tammy Thomson (bez urazy). Największym jednak problemem było to, że po tych ekscesach całkowicie pochłonęła ją wizja przyszłości, a co się z tym wiąże; pytania, na które nie znała odpowiedzi, takie jak "czy jest sens, robić cokolwiek, skoro równie dobrze świat może zostać zawładnięty przez potwory". Stres pourazowy? Owszem. Zawsze gdy starała się myśleć o czymś innym niż o jej dalszym życiu, znów pojawiał się ten obraz. Była blisko śmierci... za blisko.
- Hej, Dotty - przywitała się jej przyjaciółka Stacy. Brunetka jednak nie odpowiedziała. Na szkolnym korytarzu było stosunkowo mało ludzi, a to przez godzinę, późną godzinę. Stała przy swojej otwartej szafce i gapiła się na jakieś książki. - Tej, nie odpływaj, mi tu - zaśmiała się drwiąco Stacy.
Dotty spojrzała na nią z deka zażenowana, ale zaraz później po prostu westchnęła. Miała do Stacy bardzo mieszane uczucia, ale była to jej jedyna przyjaciółka. Po odcięciu się od wszystkich miała tylko ją i dziwne plotki krążące na jej temat.
-- Zabawne. Bardzo - odparła Dotty i zamknęła szafkę. Na usta Stacy wpełzł nieoczekiwany uśmieszek, patrząc gdzieś na wejście do budynku.
- No proszę, nie sądziłam że można tak dobrze wyglądać w jeansach - wymamrotała blodnyka. Pewny siebie, zadufany w sobie, rzucający ładnym dziewczynom krótkie tajemnicze spojrzenia, przez co wzdychały co chwila, robiąc wielkie oczy do niczego. Przynajmniej tak myślała Dotty, która już z góry osądziła go za kobieciarza.
Prawda była taka, że widziała go już parę razy w szkole, co więcej oglądała nawet fragment treningu koszykówki, gdy to sławny król Steve przegrał sromotnie, a osiłek strącił jego koronę. Nie spodziewała się, że zdoła ją podnieść. Harrington się zmienił na lepsze, ale w szkole zawsze musi być jakiś półgłówek, co to złamie serca.
- Jak dla mnie to pozer - mruknęła pod nosem Dotty, na co Stacy skrzywiła się z niesmakiem, dalej obserwując obiekt westchnień. - Chodź, spóźnimy się na lekcje.
- Nie! Czekaj, idzie do nas! - krzyknęła szeptem, chwytając Vytell za nadgarstek i pociągając ją z siłą, której nie można było przypisać drobnej blondynce. - Cześć.
- Cześć - uśmiechnął się lśniąco białymi zębami. - Nie wiedziałem, że w tej szkole są piękne jejmości...
Jejmości... Wsadź sobie to bogate słownictwo w dupę, profancacjo Szekspira, pomyślała Dotty, patrząc jak jej przyjaciółka podała mu dłoń i przestawiła się. Wziął ją w obie ręce zaciskając niby to czułym gestem.
- A ty to?...
- Billy. Billy Hargrove.
Serce Dotty dotknęło nagle coś tak okropnie bolesnego, jak mogą być tylko ludzkie wspomnienia. Nić bólu którą zawiesiła od tęsknoty to wyrzutu, została przecięta tępymi nożyczkami i znów się znalazła w Kalifornii. I usta miała otwarte, chuchała w nadgarstki gorącym zmysłem i wilgotnym od bryzy kciukiem podążała wzdłuż skroni i szeptała, że wszystko będzie dobrze, w ciemności gdy za ścianą bójka, głaskała po włosach tak długo aż chłopiec zaśnie.
Na jej ustach pojawił wyraz ogromnego zdziwienia i patrzyła tak w oczy Billy'ego przez dłużą chwilę, dopóki on nie wyhaczył jej wzrokiem, a jego dłonie opadły patrząc w różnokolorowe tęczówki.
- Dotty Vanessa Vytell - stwierdził uśmiechając się i przygryzając wargę, lustrując jej mimikę i ciało. Oparł się o szafki, wiercąc w brunetce ciężkie do zniesienia spojrzenie.
- Billy... - powiedziała z niedowierzaniem. Zapomniała kim jest, dlaczego tam jest, wiedziała jedynie, że stoi na dwóch nogach i ze wszystkich sił starała się nie upaść niżej.
Dzwonek zadzwonił, a to oznaczało, że spóźnią się na lekcje. Hargrove jednak nie zmienił pozycji, tym bardziej Dotty, zaciskając coraz bardziej dłonie w kieszeniach spodni.
- Co powiesz na to, żebyśmy nadrobili znajomości... tylko ty i ja? Dziś o dziewiętnastej? - zapytał zerkając na swoje obuwie i znów przelatując wzrokiem w jej stronę.
- Tak, chyba musimy pogadać - oznajmiła biorąc się w końcu w garść. - Mogę dopiero o dwudziestej, Hargrove.
- Tym lepiej, Vytell - odparł odbijając się od szafki i minął je idąc w stronę klasy. Jego krok nie był już taki pewny jak wcześniej.
Stacy stanęła przed nią wyraźnie eksponując jej wkurwioną mimikę twarzy i założone pod piersiami ręce, które drżały ze złości. Dotty uniosła brew z lekkim zmieszaniem.
- O co chodzi?
- O gówno - odpowiedziała i ruszyła w przeciwną stronę. Dotty została na korytarzu sama.
———————
Billy pojechał do mało obleganego parku, o ile nie można tego nazwać po prostu zagajnikiem, którędy rzadko jeżdżą samochody. Dotty co jakiś czas patrzyła na swojego dawnego przyjaciela z pewnego rodzaju nostalgią, ale też zdziwieniem. Zmienił się, bardzo się zmienił. Może nie powinna, ale bała się że na gorsze. Nie zauważyła, kiedy zatrzymał samochód i spojrzał się na nią. Dotty odwróciła wzrok na swoje znoszone tenisówki, a jej policzki lekko zaróżowiały. Billy prychnął i zagryzł policzki od środka. Zaciągnął hamulec ręczny. Nic nie mówił co bardzo irytowało dziewczynę, ale prawda jest taka, że ona też nic nie mówiła. Patrzył się przez chwilę przez szybę, po czym tak po prostu wysiadł z auta mocno trzaskając przy tym drzwiami. Uniosła brwi, zdziwiona jego zachowaniem.
Bill miał swoją taktykę. Zabierał dziewczyny gdzieś w ustronne miejsca. Zachowywał się tajemniczo, więc na jakieś zaczepki odpowiadał "tak", "nie","Nie wiem" i laski zaintrygowane przystojnym gościem po prostu na niego leciały. Później na masce samochodu odbywał się pocałunek, a czasami nawet coś grubszego. Do większości dziewczyn więcej się nie odezwał. Billy był swoistym, czystej krwi dupkiem. A przynajmniej tak się zachowywał.
Dotty nie była zaintrygowana, a zdenerwowana. Zero słowa przez całą drogę. Wysiadła z auta trzaskając drzwiami jeszcze głośniej niż Bill. Usiadł na masce samochodu i wyciągnął papierosy. Włożył to sobie do ust i wyjął zapalniczkę.
- Nie pal - oznajmiła Dotty patrząc się na niego niebieskim okiem.
- Czemu? Martwisz się o mnie? - parsknął nie wyjmując papierosa z ust.
- Nie, po prostu wkurwia mnie ten zapach.
Billy zaśmiał się szczerze i Dotty aż zmarszczyła nos.
- Stara dobra Dotty Vytell... dba tylko o siebie - westchnął. Blondynka zachłysnęła się powietrzem.
- co proszę? - zapytała kładąc swoją dłoń na klatce piersiowej.
- Słyszałaś, głucha nie jesteś - odpowiedział oschle i przystawił zapalniczkę do papierosa. Obrażona Dotty, zbliżyła się do niego i wyrwała peta, rzucając go na ziemię i wzniecając w błoto.
Hargrove nic sobie z tego nie zrobił. Po prostu wyjął drugiego i tym razem zapalił szybciej. Dotty nie miała ochoty bawić się w te gierki. Odpuściła. Ze zrezygnowaniem usiadła na masce auta.
- Wiesz co Vytell? - spytał nawet na nią nie patrząc.
- mmhm.
- Wyładniałaś odkąd ostatnio Cię widziałem - odpowiedział zerkając na nią i dosłownie badając ja wzrokiem od góry do Dołu przez dłuższą chwilę zatrzymując się na nagich nogach.
- A Ty zbrzydleś - skłamała, ale tylko po części - zgól tego wąsa i zapuść równomierną brodę.
- Nic nie jest perfekcyjne, Dotty - Rzucił i zaciągnął się. Wydmuchał dym w bok, żeby go aż tak bardzo nie poczuła.
Zauważyła to i przez chwilę miała nadzieję zobaczyć tego chłopca, który huśtał ja na huśtawce i kupował gałkę jej ulubionych czekoladowych lodów. Nic takiego się nie stało i już wiedziała, że ten chłopiec został w Kalifornii.
- Zamknij oczy - powiedziała nagle, a ten zerknął na nią i prychnął.
- Po co?
- Po gówno. Rób jak mówię.
- Ty też - oznajmił, a Dotty po chwili namysłu przytaknęła bez wahania zamykając powieki.
- Pamiętasz te fale? - spytała. Billy nie zamknął oczu. Patrzył się na nią z zainteresowaniem. Nie odpowiedział, więc ciągnęła dalej. - Miały po kilka metrów, próbowaliśmy je łapać, ale ja byłam marną serferką - prychnęła na co ten się zaśmiał. Zgasił papierosa wdeptujac go w ziemię. - Ty byłeś całkiem niezły. Czasami Cię zalało, ale i tak biłeś mnie na łopatki, pamiętasz?
- Tak - odparł i odbił się od maski stając na przeciwko Dotty.
- Słońce zwykle strasznie grzało... nosiłam taką różową czapeczkę z kwiatkiem. Powiedziałeś kiedyś, że jest super urocza - zachichotała i uśmiechnęła się. Otworzyła oczy czując na twarzy jego oddech. Nie należało to do najprzyjemniejszych zapachów ze względu na papierosy. Bez ostrzeżenia wpił się jej w usta. Nie był delikatny. Pchnął ją na maskę i przez chwilę oddawała ten brutalny pocałunek. Może to zabrzmieć cholernie dziwnie, ale chciała to przedłużyć.
Dotty nie była głupia. Odepchnęła go nagle, całą swoją siłą. Spojrzał się na nią zaskoczony.
- Gówno pamiętasz, Hargrove - powiedziała. Mówiąc "tak" skłamał i nie wiedział, że przez to jedno słowo był już jedną nogą w grobie u Dotty. Zaskoczyła z maski i wysiadła do samochodu. Zanim zamknęła drzwi, krzyknęła do niego jeszcze:
- Odwieź mnie do domu!
———————
Jej wzrok zawisł gdzieś na wprost przez szybę. Dłonie drżały, położyła je na kolanach z nadzieją, że choć trochę przestaną. Bała się, że gdy Billy zatrzyma auto i będzie musiała wysiąść, jej nogi nagle zmiękną i upadnie na chodnik przed swoim domem. Ten moment przyszedł szybciej niż myślała.
Uczucie które ją w tamtym momencie ogarnęło nie było czarno białe. Ale nie tylko ona miała ten dylemat. Billy, który siedział na miejscu kierowcy uderzył w kierownice, a roztrzęsiona Dotty przymknęła oczy. Kiedy je otworzyła zobaczyła jak opiera swoje czoło o kierownice i zasłania rękami twarz.
- Przepraszam, Dotty... J-ja tak strasznie przepraszam - wyłkał i schował się jeszcze bardziej.
- Co się z nami stało...- zapytała siebie Dot, patrząc na płaczącego chłopca, próbującego udawać mężczyznę. Za bardzo przypominał jej jego ojca.
- Nie wiem... mogę cię odprowadzić? - zapytał delikatnie.
Vytell mierzyła się nim chwilę wzrokiem i kiedy przegrał bitwę, a ona usiadła pewniej, przytaknęła głową mówiąc ciche: "tak"
———————
Ah, ten one shot był zamawiany dawno temu. Muszę przyznać, że dobrze mi się go pisało i zostało trochę miejsca, jeżeli (co jest małym prawdopodobieństwem) będę chciała kontynnuować historię Dotty. Dziękuję za zamówienie. Mam nadzieję, że się podobało.
Over and out,
Mila
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro