Bill Denbrough x Olivia Uris
UWAGA! W pierwszym rozdziale pojawiły się zmiany dotyczące zasad zamawiania. Oprócz tego, dodałam nowe fandomy: Enola Holmes oraz IANOWT (I am not okay with this).
Kolejne lato w Derry. O rok już starsi frajerzy, wciąż wspominali w późnych godzinach traumę z cholernym zmiennokształtnym stworem, jednak nikt nie był w stanie mówić o tym na głos. Po przysiędze wszystko ucichło i każdy zakopywał się we własne problemy, które pojawiły się jak grzyby po deszczu po starciu. Musieli żyć dalej.
Niektórzy znosili to lepiej niż inni. Richie Tozier pogrążał się w nowym salonie gier (do tamtego postanowił już więcej nie wracać, więc wiadomość o budowie była dla niego cudem), Ben razem ze Stanem siedzieli w bibliotece prawie całymi dniami, głównie dlatego, żeby poprzeszkadzać Mike'owi w jego dorywczej pracy. Beverly razem z Eddiem i Olivią, chodzili często do kina w galerii i głównie tam spędzali czas, ale dziewczyny pokłóciły się zostawiając Eddiego samego sobie. Poszedł, więc do Richa. Natomiast Bill siedział w domu, czasami wyjeżdżając na parę rundek rowerem wokół dzielnicy - rzadko kiedy odzywając się do kogokolwiek.
Rozdzielili się na podgrupy i co się dziwić, każdy przeżywał to wszystko na własny sposób. Bali się, że TO powróci, a inni wręcz byli na to przygotowani.
Olivia Uris jechała na Skateboardzie, przez Jackson street, ciągnąc za sobą nogę i z nudów rozglądając się po okolicy. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy zobaczyła, jak za ogrodzeniem jednym z domów, tata polewa dzieci wodą z węża ogrodowego, a te uciekają ze śmiechem. Podążała wzrokiem za tą scenę jeszcze dobrą chwilę, aż w końcu zniknęli jej z oczu i znalazła się niemal przy samym skrzyżowaniu dwóch ulic - Jackson i Witcham.
- Bill? - szepnęła do siebie, patrząc na klęczącego na ulicy nastolatka. Jego dłonie opadające bezwładnie w stronę kanału, ze spuchniętymi czerwonymi od płaczu oczami. Uderzył pięścią raz, potem drugi w asfalt, a Olivia nie czekała już dłużej, zeszła z deski i biegła do niego. - Bill! Przestań.
Ale on nie przestawał, a jego dłoń zaczęła się robić tak czerwona jak jego oczy.
- Bill! - złapała go za ramiona, rzucając wcześniej deskę gdzieś na bok, ale on nic sobie z tego nie robił. W końcu całym swoim ciałem pociągnęła go za barki, lądując za nim na ziemi i przyciągając go do siebie.
- Dl-dla-dlaczego on?! - wychlipiał opierając o jej ciało i zaciskając dłonie na koszulce. Zaczął płakać i obrócił się w jej stronę, żeby wtulić się w jej szyję. Uris przygarnęła go ręką i mocno trzymała, bojąc się, że zrobi sobie krzywdę.
Powoli go uciszała, szepcząc coś do ucha: jakieś formułki "wszystko będzie dobrze", "jestem tu z tobą". Jego głos załamał się i opadł z sił rozluźniając swoje ciało. Trząsł się jeszcze przez chwilę, aż w końcu Olivia zaczęła powoli się od niego odsuwać i spojrzeli sobie w oczy. W tęczówkach obojga widać było niepokój - mgłę, która powoli zaczęła się rozprzestrzeniać, aż w końcu ich naturalny kolor zbladł. To wszystko wydawało się niemożliwe, ale Bill wiedział, że w Derry nie ma rzeczy niemożliwych.
- Nie siedźmy tu tak, ktoś jeszcze zobaczy - szepnęła, a Bill parsknął i pokręcił głową. Wciąż siedzieli blisko siebie.
- Jakby to ich obchodziło - odparł bez zająknięcia.
- Pokonaliśmy TO, Bill. Ludziom zaczyna wracać rozum - wyjaśniła wzdychając ciężko po całej sytuacji, która miała miejsce.
- Nie, Olivia. N-nie pokonaliśmy. TO w-wciąż tam jest, bo Derry j-jest T-TYM - stwierdził marszcząc brwi. Patrzyła na niego przez chwilę w konsternacji, aż w końcu spuściła głowę. Zaczęła wstawać i otrzepała swoje Jeansy. Bill obserwował ją nic nie mówiąc, myślał, że sobie pójdzie. Wcale by się nie zdziwił, bo to co zrobił, nie należało zachęcających do siebie rzeczy. Jego nadzieje spadły do zera, kiedy podniosła swoją deskę.
Młoda Uris jednak z powrotem podeszła do niego i podała mu rękę. Wstał, otrzepał swoje siedzenie i ze zmarszczonym czołem, przymkniętymi powiekami, bo stała pod słońce. Zielone oczy lśniły z wyczuwalną empatią.
- Chcesz pogadać? - spytała, a on przytaknął ocierając swoje oczy. Dopiero wtedy zobaczył jak poobijane są jego ręce. Dotknęła ich niespodziewanie i Bill syknął. - Mam mini apteczkę w nerce...
- Możemy p-p-podjechać nad kamieniołom? - zapytał. Uris otworzyła usta, ale po chwili je zamknęła.
- Pewno.
***
Denbrough jechał z przyczepioną do jego barków Olivią, przez miasto. Dziewczyna na swoich plecach miała z kolei swoją deskę, przypiętą sznurkiem wokół pasa i ramienia, patrzyła z nad głowy Billa na horyzont. Tak jechali dopóki, jąkała nie zatrzymał się gwałtownie, mówiąc, że tak go pięką ręce, że już nie da razy trzymać gorącej metalowej kierownicy. Zamienili się wtedy rolami i widok był dosyć niecodzienny.
Richie Tozier, który akurat oderwał się on Street Fightera, zerknął przez okno i zobaczył swoją parę przyjaciół, którzy pędzili na łeb na szyje, na wielkich kołach Silvera. Bill krzyczał coś do niej, czego okularnik nie mógł już usłyszeć, jednak zdążył jeszcze szturchnąć Eddiego, by ten zobaczył to niecodzienne zdarzenie.
To nie tak, że Bill i Oli, byli blisko. Jakby spojrzało się z odległości czasu, to nawet się nie lubili. Oboje mieli kompletnie różne opinie na tematy, a kiedy chcieli szukać Georgiego, ona stanowczo mówiła, że to nie ma sensu - była wielka kłótnia na ten temat. Być może nawet większa, gdy to on z Billem wdali się w bójkę, bo właśnie wtedy Richie jak i reszta frajerów, nie widziała Billa wścieklejszego, a co dopiero Olivi, która rzuciła w niego starym zmoczonym wojskowym butem, którego znalazła w rurociągu.
Gdy dotarli na miejsce, usadowili się nisko tuż nad wodą, gdzie kiedyś frajerzy wszyscy razem wypoczywali. Olivia ze swojej nerki wyciągnęła obiecaną mini apteczkę i powoli zaczęła oczyszczać z piasku, żwiru, brudu ręce Billa. Odkaził rozcięcia, a w jednym wypadku kazała Billowi zakleić ranę małymi plasterkami. Martwiła się, że coś sobie złamał, bo dłonie zaczęły niepokojąco puchnąć, ale nie zrobiły się sine.
- Przepraszam, że m-musiałaś na to patrzeć - wymamrotał. Przez ułamek sekundy dzielili spojrzenie i znów wzrok wrócił na spokojną wodę. - I dzięki za pomoc... O-Olivia... j-ja boję się. O ciebie.
Uris wzięła głębszy wdech, czując jak jej serce zabiło szybciej, a jej oczy rozszerzyły się. Założyła ręce pod piersiami, zaciskając piąstki i dalej wpatrywała się w krajobraz.
- O w-was wszystkich - dodał. Obserwował ją. Czuła to.
- To czemu siedzisz sam? - zapytała i pociągnęła nosem.
- Bo ostatnim razem... B-bo ostatnim razem skończyło się to-
- Pieprzonymi igrzyskami? Tak, mało nie umarliśmy. Ale to nie powód, żeby się tak odłączyć od grupy.
- W-wszycy się oddaliliśmy - oznajmił, a Olivia niechętnie przytaknęła.
- Sam mówiłeś, że TO to Derry. Być może znów chce zrobić to samo: rozdzielić nas - mruknęła pod nosem, a Bill zastanowił się chwilę nad sensem jej słów. Nastała chwila ciszy, a Denbrough wciąż się na nią patrzył. - A może przestaniesz się lampić? - parsknęła, ale kiedy się obróciła w jego stronę, on wcale się nie uśmiechnął, ani nie spalił jak burak. Miał rozwarte usta, rozszerzone źrenice i uniesione brwi: wyglądał jakby właśnie coś odkrył.
- Co jeśli... C-co jeśli, o-on od-od początku to r-robił. Z-zawsze kiedy-kiedy się kłóciliśmy. Czy ty kiedykolwiek ch-chciałaś się ze mną kłócić? - spytał, a ta szybko zaprzeczyła głową.
- Oczywiście, że nie! - odparła i zamilkła, bo właśnie wtedy również dostała olśnienia. - Ty - zaczęła. - Ty też nie chciałeś się ze mną kłócić...
Potwierdził.
- Tylko, dlaczego akurat my?! - zapytała głośno Oli, a Bill znów zadał sobie to pytanie w myślach. Po raz kolejny tego dnia.
- Bo nie mógł być to nikt inny... - odpowiedział. - Bo mieliśmy silną więź... Bo TO boi się, gdy ludzie są silni razem. To, że pomogłaś mi dzisiaj, tylko to potwierdza.
- Chciałam odejść. Znaczy, miałam taką ochotę, może nawet potrzebę, ale wtedy... - zamilkła. Po prostu ugryzła się w język, a Bill czekał cierpliwie, mając nadzieje, że powie co ma na myśli, bo chciał to usłyszeć. - Wtedy przypomniałam sobie. W szóstej klasie, mieliśmy mały bal. Nie wiem już z jakiej okazji... moja sukienka była zrujnowana, bo Greta wepchnęła mnie do kałuży. Wstydziłam się wejść do środka. Przyszedłeś ty - zaśmiała się, a Bill uśmiechnął. - powiedziałeś, że to na pewno nowy krzyk mody i jak gdyby nigdy nic zaprosiłeś mnie do tańca.
- D-dobrze to wspominam - powiedział. - P-płakałaś. Nigdy nie widziałem, żebyś to robiła. Chciałem choć trochę poprawić ci nastrój.
Nastolatkowie uśmiechnęli się do siebie i Bill niepewnie wyciągnął w jej stronę dłoń. Chwyciła ją z cieniem wahania i znów ich kąciki ust powędrowały jeszcze wyżej, szczerząc się niemiłosiernie. Znaleźli to czego obojgu im brakowało.
Mam nadzieję, że się podoba. Następny One shot będzie trochę weselszy. Zobaczcie pierwszy rozdział, bo się tam pozmieniało. Przepraszam za błędy, jak tylko zobaczę to od razu poprawiam.
Over and out,
Mila
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro