Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ale ja muszę tam być, Madame Pomfrey!

Po trzech minutach byłyśmy już w Królestwie Madame Pomfrey. Usiadłam na jednym z licznych łóżek, a pielęgniarka podbiegła do nas z przerażoną miną. Hermiona stała obok mnie ściskając moją rękę pocieszający geście.

- Panna Granger, Panna Weasley! Co Ci się stało dziecko? - zapytała mnie z zatroskaną miną.

- Troll - odpowiedziałam słabo czując nagle przypływ mdłości.

- Połóż się Rosalio - powiedziała pielęgniarka.

- Pani Pomfrey, bo chodzi o to, że gdy byłyśmy w toalecie zaatakował nas dorosłym troll górski. Uderzył maczugą w kabinę, a my się schyliłyśmy, bo schowałyśmy się w jednej z nich próbując się przed nim schować. I Rose przebiła przedramię szkłem i jeszcze przygniótł je gruz... Starałam się jakoś to opatrzeć ale nie wiem czy mi wyszło. Starałam się też zatamować krwotok...- tłumaczyła Hermiona.

- Dobra robota Panno Granger. Zatamowała panna krwawienie. A teraz do dormitorium - powiedziała Poppy z dumą w głosie.

Kiedy dziewczyna wyszła Pani Pomfrey odwinęła bandaże sprawdzając stany ran. Szybko mi je odkaziła, podała eliksir, by się zagoiły i ponownie obwiązała leżącym w apteczce bandażem.  Usztywniła mi również na wszelki wypadek rękę dodając bym się przespała. Zanim znikła w swoim gabinecie poprosiłam cicho o kolację, eliksir przeciwbólowy oraz na mdłości.

- Madame Pomfrey? - wyszeptałam, a kobieta spojrzała na mnie z troską. -  Mogłaby pani poinformować moich rodziców?

- Poinformuję jeszcze dziś wieczorem - oświadczyła po czym weszła do gabinetu. Po chwili wróciła z tacą w rękach. - A teraz dobranoc Rosalio.

- Dobranoc - odparłam i zabrałam się za konsumowanie posiłku. Następnie ułożyłam wygodnie poduszkę, przykryłam się kołdrą i zasnęłam.

*Magic Time* - 1 listopada rano (Skrzydło Szpitalne)

Obudziły mnie dość głośne szepty. Zmęczona jęknęłam, podnosząc głowę znad poduszki. Przetarłam zmęczone oczy i rozejrzałam się. Ujrzałam rodziców i osobę, której się nie spodziewałam. Ginny. Nie sądziłam, że rodzice pozwolą jej wejść na teren szkoły przed pierwszym września przyszłego roku.

- Rosie! - krzyknęła dziesięciolatka przytulając mnie mocno.

- Hej Ginny. Dusisz - powiedziałam że śmiechem.

- Nawet nie wiesz jak tęskniłam - odparła puszczając mnie.

Spojrzałam na rodziców. W ich oczach widziałam zmartwienie.

- Wszystko dobrze. Podziękujcie Harry'emu i Ronowi - to oni uratowali życie mi i Hermionie. Hermionie w sumie też podziękujcie - to ona zatamowała pierwsze krwawienie...- i odpowiedziałam im wczorajszą historię.

Minęło parę godzin i moi goście musieli już wyjść. Tuż po ich wyjściu przyszły trzy osoby - Harry, Ron i Hermiona. Podeszli do łóżka, na którym leżałam i pytali o mój stan zdrowia. Hermiona przekazała mi notatki, a ja patrząc na nie stwierdziłam, że będę miała co robić. No cóż... przynajmniej nie będę się nudzić. Granger zaczęła mi opowiadać o lekcjach, ile punktów Gryffindor zyskał lub stracił i tłumaczyć prace domowe.

- ... i Snape stwierdził, że jak wyjdziesz masz się u niego stawić, by zaliczyć eliksiry, które robiliśmy przez czas kiedy cię nie będzie - zakończyła.

- Słucham?! Przecież nie wiem ile mnie może nie być, a eliksirów jest mnóstwo! Harry - powiedziałam z niedowierzaniem - przypomnij mi ile razy w tygodniu są eliksiry?

- Sześć z czego dwie godziny w czwartek - rzekł z niepokojem.

- Po prostu super, ekstra, fantastycznie! - krzyknęłam.

Zadzwonił dzwonek i musieli się zbierać. Tym razem mieli okienko, więc przyszli. Zaczęłam przepisywanie i - nadal nie podnosząc głowy znad notatek - zawołałam:

- Madame Pomfrey? - kobieta wyszła ze swojego kantorka. - Wie pani ile może jeszcze tu zostanę?

- Cztery dni co najmniej - odpowiedziała.

Przeliczyłam w głowie dni tygodnia. Dziś poniedziałek, zostanę co najmniej do piątku. Jęknęłam głośno. Opuszczę co najmniej sześć godzin eliksirów!

- Co się stało? - zapytała pielęgniarka. - Coś cię boli?

- Nie. Tylko prze pani chodzi o to, że profesor Snape kazał mi stawić się u niego jak wrócę, by zaliczyć eliksiry, które robiliśmy jak mnie nie było. A jak zostanę co najmniej do piątku to opuszczę sześć godzin eliksirów i będę musiała zaliczyć sześć eliksirów u profesora - rzekłam z załamaniem.

- Ten Severus przesadza! Sześć eliksirów! - zawołała niezadowolona.

*Magic Time* -  4 listopada rano.

Dziś mecz Gryffindor - Slytherin. Już rano weszłam do kantorka pani Pomfrey i zapytałam:

- Pani Pomfrey... Dziś jest mecz i ...mogłaby pani wypuścić mnie? Tylko na mecz... Proszę...

- Po moim trupie! Zostajesz tu do jutra co najmniej! - powiedziała pielęgniarka.

- Ale proszę pani....

- Nie! - ucięła stanowczo.

- Ale ja muszę tam być, Madame Pomfrey! - błagałam.

- Twoje zdrowie jest najważniejsze. A jak już weszłaś to przy okazji cię zbadam. No idź. Do łóżka - rozkazała.

Z cierpienniczą miną udałam się we wskazane miejsce. Po pół godzinie słychać było hałas z boiska. Przez okna nie było go widać, więc nie miałam szans. Po moich policzkach popłynęły łzy. Z załamaniem zabrałam się za przepisywanie lekcji. Starałam się ignorować wrzaski ale to nie do zniesienia. Starałam się usnąć ale nie dałam rady. Poprosiłam pielęgniarkę o eliksir nasenny ale odmówiła mówiąc, że biorę go za często. Wróciłam, więc do swojego łoża - próbując zasnąć - łkając cicho w poduszkę. Po godzinie drzwi się otworzyły. Stali w nich moi przyjaciele z uśmiechami na ustach. Starałam się zakryć łzy ale nic z tego.

- Rose? Coś się stało? - zapytał Ron.

- Nie nic. Pomfrey wcale nie nie puściła mnie na pierwszy mecz Harry'ego, który tak chciałam zobaczyć - wyszeptałam z sarkazmem.

- Już...Nie płacz. Będzie w tym roku jeszcze wiele meczy - pocieszała mnie Hermiona.

- Ale ten był pierwszym Harry'ego - odpowiedziałam.

- I tak omal do Skrzydła nie trafiłem - bronił ją Harry i opowiedział mi historię z meczu.

Czy Snape byłby w stanie to zrobić? Chciałby zabić Harry'ego?

Madame wypuściła mnie dzień później. Dzięki Merlinowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro