9. Czemu? Nie czujesz tego? Nie chcesz mnie?
Harry westchnął tylko wchodząc do budynku szkoły i przegryzł wargę, przechodząc przez próg budynku. Musiał porozmawiać z szatynem o wczorajszym pocałunku. To, co się wydarzyło było magiczne.
Nie rozumiał, dlaczego omega tak szybko uciekł. Wystraszył się czy zrozumiał, że to nie to? A może chciał zrobić mu jedynie nadzieję? Styles pokręcił głową, nie chcąc dopuścić do siebie takich myśli.
Kiedy wypakował plecak i schował ważne książki do niego zamknął szybko drzwiczki i ruszył w kierunku szafki szatyna. Musiał z nim porozmawiać. Przeprosić. Dziś rano Niall napisał mu, że go nie będzie, ale wyjawił, że osoba, która rozniosła plotkę był sama Taylor. Żałował, że powiedział mu, że jest najgorszą omegą, jaką kiedykolwiek spotkał – to oczywiście było kłamstwem. Powiedział to pod wpływem złości i wcale nie miał takiego zdania o szatynie.
– Lou! – krzyknął, widząc omegę, chowającą swoje rzeczy do szafki. Miał nadzieję na szczerą rozmowę.
Tomlinson, słysząc alfę szybko wepchnął książki do schowka, a następnie trzaskając drzwiczkami odszedł w kierunku sali, w której mieli mieć lekcje. Harry westchnął cicho, przyśpieszającbieg i dzięki temu złapał szatyna, trzymając go za dłoń i odwracając w swoim kierunku.
– Porozmawiajmy.
– Nie mamy o czym – mruknął, wyrywając dłoń. Nie patrzył na alfę, nie chciał o tym rozmawiać.
– Przepraszam cię. Nie chciałem cię urazić. Wiem, że to nie ty rozniosłeś tę plotkę. Proszę - powiedział cicho, łapiąc go ponownie za dłoń. Chciał mu powiedzieć coś, co już trzymał w sobie od wczoraj.
– Przecież wiem, że nie ja – mruknął, spoglądając na niego kątem oka.
– Możemy porozmawiać? O wczorajszym? – starszy oblizał usta, patrząc się na szatyna z uśmiechem.
– Dlaczego ci tak zależy? Wiem, że nie powinienem tego robić, nie musisz mi o tym mówić – powiedział cicho, spuszczając wzrok na buty.
– Właśnie że powinieneś, powiem ci, że bardzo mi to się podobało - westchnął cicho, kładąc dłoń na jego policzki i uniósł jego głowę do góry.
Niebieskooki otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak się powstrzymał. Zagryzł lekko wargę, patrząc na jego dłonie.
– Pisałeś, że masz już jakąś omegę na oku – mruknął.
Louis nie chciał przez swoje głupie zauroczenie zniszczyć alfie szansy na związek. Mimo że czuł przy nim te cholerne motylki i jego omega szalała, chcąc jak najszybciej być jego tu musiał się hamować, używając przy tym swojej maski, którą nakładał od dawna. Prawdą było, że był odrobinkę zakochany w Harrym – w końcu kto oparłby się tym loczkom, czystym, zielonym oczom i przeuroczym dołeczkom? Omega miał słabość do wcześniej wymienionych rzeczy. Chciał szczęścia Stylesa, dlatego nie zamierzał się mieszać zbytnio w jego życie.
Zresztą i tak nie powinien – on oraz jego siostry zawarli między sobą pakt, że choćby się waliło i paliło oni nigdy nie zwiążą się z żadnym alfą stada, nawet jeśli byłby to ich przeznaczony. Kilka lat temu, gdy Louis był malutką omegą, jego rodzice zostali wygnani ze stada, a później przy pierwszej lepszej okazji zagryzieni przez inne wilki na oczach ich dzieci. To właśnie dlatego Tomlinson żywił taką urazę do władców, dlatego nie mógł spać po nocach – koszmar nawiedzał go zaraz po zamknięciu oczu. Jego siostry nie miały takiego problemu, skorzystały z pomocy psychologów i dziadków, a Tomlinson wolał udawać silnego i niewzruszonego. Do dziś męczył się z tym wszystkim.
Wracając do Harry'ego – Louis żałował swojego wcześniejszego zachowania wobec niego. Na początku chciał się jedynie droczyć, później pragnął jego uwagi, chciał być zauważony przez tego przystojnego koszykarza. Chciał, aby to na niego patrzył, a nie na te puszczalskie omegi. Zdaniem szatyna, Styles zasługiwał na szczęścia i wszystko, co najlepsze, widział jak presja otoczenia na niego działa, omega nie chciał, aby alfa tak cierpiał. Nie zasługiwał na to.
– Ty serio nie zaczaiłeś? – westchnął tylko rozglądając się po okolicy i pociągnął szatyna do składnika, przypierając go do ściany. Mrunął, kładąc dłonie na szatyna biodra i patrząc w jego oczy.
– Co ty robisz? – zdziwił się omega, patrząc w zielone oczy alfy. One go uspokajały jak nic innego, ich barwa była cudowna. – Co miałbym zaczaić? – spytał.
– Tą omega o której ci mówiłem... Nie czujesz tego – szepnął, przybliżając swoje usta do tych omegi i spojrzała w jego oczy.
Szatyn otworzył szerzej oczy, chcąc odsunąć twarz od tej alfy, jednak ściana mu to uniemożliwiała. Jego wzrok przeskakiwał z ust Harry'ego do oczu, Louis nie wiedział, gdzie powinien się patrzeć. Wargi zbyt go kusiły, a oczy mogłyby sprawić, że ten od razu by uległ. A przecież musiał trzymać się postanowień. Rodzina by mu tego nie wybaczyła.
– Omega, która mi się podoba jest mniejsza ode mnie. Ma niebieskie oczy. Jest ślicznym szatynem, który mnie naprawdę czasem wkurwia – szepnął, będąc już blisko szatyna ust.
Louis poczuł jak jego omega zaczyna wariować. Ostatnimi resztkami sił odepchnął Harry'ego od siebie, a następnie zaczął kręcić głową, czując gorąco na swoich policzkach.
– H-Harry... Ja nie mogę... – mruknął cicho, opierając dłonie na kolanach. Patrzył na swoje buty, nie chcąc widzieć zawodu w zielonych tęczówkach.
– Czemu? Nie czujesz tego? Nie chcesz mnie? – Szepnął cicho, patrząc się z szokiem na twarzy na młodszego.
Omega zacisnął mocno oczy i pokręcił przecząca głową. Oczywiście, że go chciał, pragnął tego od dłuższego czasu. Jednak nie chciał złamać danego siostrom słowa. W końcu Harry za kilka lat stanie się alfą stada, a on... miałby stać się Luną. Tym bardziej ten związek odpadał! On nie nadawałby się na to stanowisko.
Harry spuścił głowę a do jego oczu naleciały łzy.
– R-rozumiem, ja... Ja przepraszam – powiedział cicho, wychodząc szybko z pomieszczenia. Miał nadzieję na miłość. Jednak i tak skończy z Taylor.
Omega, słysząc łamliwy głos starszego miał ochotę się rozpłakać. Odczekał chwilę, a później wyszedł z pomieszczenia, kierując się od razu w stronę wyjścia ze szkoły. Jednak żadne z nich nie wiedziało, że ich poczynania obserwowała pewną omega. Uśmiechnęła się szeroko na to, że ma już wolne pole do popisu.
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro