3. Może dlatego, że właśnie tak się zachowujecie?
Niall po raz pierwszy od tygodnia wychodził z domu. Gorączka ustąpiła, a on pewien, że nie czuć od niego omegi, mógł wrócić do szkoły. Horan w te dni żałował, że nie miał alfy, która mogłaby się nim zająć, to znacznie skróciłoby jego cierpienia. Szybkim krokiem wszedł do szkoły, chcąc jeszcze przed dzwonkiem mieć chwilę, aby poprzytulać się z Harrym. Niestety, otwierając drzwi frontowe, zderzył się z osobą, która najwidoczniej miała w planach opuścić budynek. Przez swoją niezdarność stracił równowagę, upadając na ziemię, a następnie jęcząc cicho z bólu.
– Uważaj, jak chodzisz – oburzył się udawany beta, masując się po pośladku, który bolał go od uderzenia. Kto normalny wpada na ludzi? Przecież dopiero zaczynały się lekcje, a ta osoba już chciała uciec.
– Patrz, czy jak otwierasz drzwi, nikogo za nimi nie ma – mruknął, podając blondynowi rękę. Dopiero wtedy niebieskooki ujrzał chłopaka, na którego wpadł.
Alfa o ciemniejszej karnacji, idealnie kontrastującej się z jego białą bluzką, lustrował go uważnie swoimi ciemnymi oczami. Horanowi na chwilę zaparło dech w piersi, bo, cholera, mężczyzna stojący nad nim z wyciągniętą ręką, był gorący. Pesząc się nieco, przyjął jego pomoc, zaraz stojąc z nim na równi. Miał okazję, by mu się uważnie przyjrzeć. Definitywnie był tutaj nowy, omega zdecydowanie zapamiętałby taką twarz.
– Jesteś tu nowy? – blondyn odparł, przekrzywiając głowę w bok i skanując alfę. Cholera, kim on jest – pomyślał, a jego wewnętrzna omega zamruczała przez zapach, jaki z siebie wydzielał.
– Tak – skinął, poprawiając niezgrabnie palcami swoje, opadające na oczy, ciemne włosy. Uśmiechnął się delikatnie pod nosem, widząc zafascynowanie jego osobą w niebieskich oczach. Pochlebiało mu to.
– Em wybacz, muszę iść na lekcje – zarumienił się pod czujnym okiem wyższego i szybko go wyminął, próbując jak najszybciej uciec od tej wyjątkowo pociągająco-seksownej alfy.
Zayn roześmiał się, a po chwili wpatrywania się w plecy bety, ruszył w stronę furtki. Wiedział, że będzie musiał dowiedzieć się czegoś więcej o tajemniczym blondynie.
– Harry! – krzyknął radosny blondyn, mijając parę osób, w tym nowego ucznia Louisa i wskoczył na plecy swojego najlepszego przyjaciela z szerokim uśmiechem na ustach.
Brunet uśmiechnął się, przekrzywiając głowę w stronę niebieskookiego. Cmoknął go w nos, a następnie złapał pod udami, aby ten nie spadł.
– Cześć, Ni. Tęskniłem – oznajmił.
– Ja za tobą też – wystawił mu język, schodząc z pleców alfy i podszedł do swojej szafki, aby wziąć potrzebne mu książki na dziś. Po wyczerpującej gorączce tydzień temu miał już tyle sił, że mógłby przebiec całe boisko bez zatrzymywania się.
Zielonooki podążył za przyjacielem, a następnie oparł się bokiem o szafki obok. Uważnym spojrzeniem lustrował chłopaka, uśmiechając się. Tak bardzo cieszył się z tego, że blondynek był już przy nim. Przez to wszystko nawet nie zauważył, że Louis, stojący po drugiej stronie korytarza, przygląda się im ze zmrużonymi oczyma, praktycznie rozszarpują betę na strzępy. Ten cholerny chłopczyna zaczynał działać mu na nerwy, lepił się do Stylesa jak do swojej własności, a w końcu nie byli razem, prawda?
Niall wyczuwając, że ktoś bacznie go obserwuje, rozejrzał się po korytarzu. Skrzywdził się, widząc szatyna, który definitywnie mordował do lodowatym spojrzeniem. Harry dużo opowiadał mu przez telefon o tym bezczelnym chłopaku. Horan nie chciał mieć z nim do czynienia. Odwrócił wzrok, wracając do szukania książek.
– Harry, wiesz, widziałem dziś takiego zajebistego alfę... Cholera, moja omega, boże, jeszcze nigdy tak się nie czuła – powiedział cicho do swojego przyjaciela, kiedy zamknął drzwiczki od szafki i ruszyli do sali od matematyki.
– Moja kruszynka w końcu się zakochała? – wymruczał przesłodzonym głosem, następnie czochrając niższego po włosach.
– Spokojnie, jesteś jak na razie jedyną alfą, którą kocham – powiedział głośno, przytulając się do alfy z szerokim uśmiechem. Nie wiedział jednak, że za nimi idzie jedna i ta szczególna omega, która zabijała ich wzrokiem.
Kędzierzawy roześmiał się, chwytając blondyna w talii, a następnie podnosząc go do góry.
Cóż, Tomlinsonowi zdecydowanie się to nie spodobało. Szatyn nie wiedział, co się z nim dzieje, nigdy nie był aż tak zazdrosny. Wiedział, że swoim wcześniejszym zachowaniem jest skreślony u alfy, co wcale nie poprawiało jego sytuacji – był przez to wściekły na samego siebie, mogła to być jego szansa, a on przez swoje głupie zabawy wszystko spieprzył. Lubił czuć się silniejszą omegą od innych, inne nie odważyliby się pyskować alfom.
Louis prychnął tylko, zaczynając biec, by ich wyprzedzić i wcielić swój plan w życie. Uśmiechnął się tylko, kiedy ich wyprzedził i specjalnie upadając przed parą, udając stracenie przytomności.
Na korytarzu nagle zapanowała cisza. Uczniowie spojrzeli przerażeni na leżącą na podłodze omegę, jednak prócz gapienia się nie zamierzali nic z nim zrobić. Nie byli zbyt empatyczni.
Harry natychmiast postawił Nialla na ziemię, a następnie kucnął przy szatynie. Potrząsnął nim, chcąc go trochę ocucić. Był w szoku i mimo że nie przepada za nim, to nie mógł pozwolić, aby ten pozostawiony był sam sobie. Styles przez znajomość z Horanem nauczył się szanować słabsze omegi i gotów był każdej z nich, w razie niebezpieczeństwa, pomóc.
– Louis? Słyszysz mnie? – zapytał, klepiąc go po policzku.
Jednak ten nie reagował. Harry westchnął cicho, podając swój i Louisa plecak Niallowi.
– Weź plecaki i idź do nauczyciela, ja zaniosę go do pielęgniarki, jeżeli będzie trzeba, zawiozę go do szpitala – powiedział, podnosząc drobną omegę i ruszył na drugie piętro, gdzie był pokój pielęgniarki.
Szatyn był niesamowicie z siebie dumny. W końcu zajęcia aktorskie mu się do czegoś przydały! Niebieskooki wyczuwał ciepło, bijące od klatki piersiowej bruneta i cholera, ten mógłby noszony być przez niego codziennie. Gdy przekroczyli próg gabinetu, omega uświadomiła sobie ważną kwestię – prędzej czy później będzie musiała alfie podziękować, a to nie było w jego naturze. On nigdy nie dziękował, a teraz będzie musiał! Nie przemyślał jednak do końca swoich czynów.
Kiedy oboje znaleźli się w środku, Styles położył szatyna na łóżku, rozglądając się za swoją ciocią. Tak, jego ciotka pracowała w szkole jako pielęgniarka, przez co jego rodzice mogli cicho obserwować go z rozmów z Megan. Jednak kobiety nie było, więc postanowił sam usiąść na jej miejscu i wpisać datę, osobę oraz co mu dolega.
– Louis? Słyszysz mnie? – zapytał, kucając przy omedze i delikatnie potrząsając.
Omega postanowiła wykorzystać chwilę, w której byli sami. Otworzył delikatnie oczy, a następnie zaczął mrugać, chcąc przyzwyczaić się do światła. Naprawdę dużo kosztowało go nie roześmianie się czy nie uśmiechnięcie. Teraz musiał zabawić się w prawdziwego aktora.
– Wszystko w porządku? Coś cię boli? – spytał, powoli podnosząc się. Przyłożył dłoń do czoła szatyna. Musiał wiedzieć, czy wszystko w porządku.
– Co się stało? – zapytał, udając zdezorientowanie. Przymknął na sekundę oczy, czując jego ciepłą dłoń. W pewnym sensie słodkie było to, jak alfa się o niego martwiła.
– Biegałeś i zemdlałeś – powiedział, odsuwając się i wziął wodę z dzbanka, lejąc ją do kubeczka. Podał szatynowi wodę, pomagając przy tym mu usiąść.
Omega przyjął kubeczek i napił się wody, zaraz wpadając na kolejny genialny pomysł, który postanowił za chwilę zrealizować. W końcu, grając nie może zachowywać się jak nie on.
– Dobra, muszę zadzwonić do Megan, by powiadomić ją o całej sytuacji – westchnął cicho, ruszając w kierunku biurka.
– Nie, czekaj... – mruknął, a nim alfa odszedł, omega chwycił go za nadgarstek, mocno przyciągając do siebie. Pech (dla bruneta oczywiście) chciał, że szatyn przyciągnął go ze zbyt dużą siłą, przez co Styles wylądował na ciele młodszego. Niebieskooki jęknął cicho z bólu, bo coś Harry nie należał do najlżejszych. Tomlinson podejrzewał, że to przez te pieprzone mięśnie.
– Przep... – urwała dziewczyna, która akurat w pewnym momencie weszła do pomieszczenia. Uczennica, widząc dwóch mężczyzn w dwuznacznej sytuacji, mocno zarumieniła się i z zawstydzeniem w oczach natychmiast opuściła gabinet. Szatyn rozpoznając w niej tę sukę, która śliniła się do Harry'ego podczas treningu, miał ochotę zatańczyć taniec zwycięstwa. Plotkara na pewno szybko rozniesie po całej szkole, co zobaczyła w pomieszczeniu i kto znajdował się w roli głównej. Dziewczyny (zapewne i nie tylko) będą głowić się i martwić, czy ich bóg jest jeszcze wolny czy może któraś z omeg owinęła go sobie wokół palca. Och, tak, to był zdecydowanie dzień Louisa.
Harry szybko wstał z szatyna, podając mu dłoń, by ten się podniósł. Nie był zadowolony z obrotu spraw. I coś podejrzewał, że szatyn jednak udawał.
Niebieskooki chwycił jego delikatną dłoń i usiadł, obejmując dłuższą chwilę swoją mniejszą dłonią tę jego.
– Coś mi się wydaje, że zrobiłeś to specjalnie – mruknął cicho, wyrywając swoją dłoń i spojrzał na szatyna z przymrużonymi oczami. Czego on od niego chciał?
– Niby co zrobiłem specjalnie? – prychnął, nie chcąc dać się rozgryźć. Nie mógł wyjść na tego, co ugania się za alfami, które jeszcze kilka dni temu wyzywał. Uh, musiał dbać o swoją opinię, ale jednocześnie chciał pozbyć się uczucia zazdrości, które wzrastało w chwili, gdy widział te wszystkie, lepiące się do niego omegi.
– Tak myślałem – prychnął, odsuwając się i biorąc telefon do ręki. Napisał do Nialla, co się stało i schował telefon do kieszeni. – Jesteś naprawdę nieznośny. Tak bardzo mnie nienawidzisz? Co? Podoba ci się, gdy alfy latają za tobą, co? Jesteś chory! – warknął głośno, patrząc na niego niezadowolony.
Omega otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, jednak zamilkł. Bardzo nie spodobał mu się fakt, że został zdemaskowany.
– Skąd pomysł, że cię nienawidzę? – syknął, czując złość. – Alfy za mną nie latają, gdybyś chciał wiedzieć, nienawidzę tego, bo to wasz gatunek jest nieznośny. Jesteś tak samo beznadziejny jak reszta, Styles - warknął, wstając z łóżka, a następnie kierując się w stronę wyjścia. Nie chciał kontynuować tej beznadziejnej dyskusji, wiedział, że Harry miał rację, dlatego wolał uciec niż przyznać się do winy.
– Mów o sobie, wy omegi jedynie chcecie pieprzenia, nie znam drugiej omegi takiej, która potrafiła by przestać zachowywać się, jakbyście byli najważniejsze! Wiecie doskonale, że alfy bez was to nie to samo, ale wzajemny szacunek dla każdego jest potrzebny. Na początku myślałem, że w końcu może być jakaś inna omega. Normalna. Ale, do cholery, każda jest taka sama! – powiedział, wymijając szatyna i ruszając do sali matematycznej.
Niebieskooki naprawdę próbował zachować spokój, jednakże słowa bruneta powodowały, że miał ochotę go uderzyć. Dlatego też poszedł za nim i wchodząc mu w drogę, uderzył go w twarz.
– To największa bzdura, jaką kiedykolwiek usłyszałem! Nie wiem, czy ta twoja beta jest tak puszczalska czy co, ale mało która omega chce się pieprzyć. To zazwyczaj wy rzucacie się na nas jak wygłodniałe wilki na kawał mięsa. Nie wiem, w jakim ty świecie żyjesz, ale dziwię się, że ktokolwiek darzy cię jakimkolwiek szacunkiem, nie zasługujesz na niego z takim podejściem, skoro każdą omegą masz za puszczalską szmatę.
– Może dlatego, że właśnie tak się zachowujecie? – burknął, masując swoją szczękę. Nikt jeszcze nie odważył się go uderzyć. Louis był pierwszą osobą j pierwszą omega, która to zrobiła.
– Najwyraźniej za mało omeg poznałeś w swoim życiu albo z takimi się zadajesz. Słyszałem, że alfy wolą towarzystwo takich puszczalskich na jeden raz, jak widać, coś w tym musi być – warknął, odchodząc od bruneta. Musiał wyjść, ochłonąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro