16. To twój przyjaciel, powinieneś go jakoś przekonać.
Louis dzisiejsze popołudnie miał spędzić z Harry'm. Nie trzeba chyba mówić, że spotykali się ze sobą codziennie. Od rana niestety zmuszony był zająć się młodszymi siostrami, a później po kryjomu odwiedził Nialla, którego stan ani trochę się nie poprawił.
Aktualnie omega siedział na parkowej ławce, czekając na swojego alfę. Mieli pochodzić po mieście, a później pójść na randkę. Zapewne dzień skończy się na tym, że pójdą do domu Styles'a, a następnie będą oglądać seriale do samego rana. Od czasu połączenia krwią, brunet wypełniał większą część życia szatyna.
– Hej – usłyszał obok swojego ucha i dostał buziaka w szyję rozumiejąc, że to jego alfa.
– Hazz! – ucieszył się, wpadając w objęcia swojego ukochanego.
– Wybacz, za spóźnienie, ale były korki – przegryzł wargę, cmokając młodszego w usta i złapał go za biodra uśmiechając się szeroko do omegi.
– A co jeśli nie wybaczę? – uniósł brew, uśmiechając się zadziornie.
– Będę musiał cię do tego zmusić – zaśmiał się, łapiąc młodszego za tyłek i patrząc prosto w jego oczy.
– Niby jak? – wymruczał, oplatając ramionami jego szyję.
– Jest bardzo dużo sposobów – zaśmiał się głośno z szerokim uśmiechem. Wiedział że to podziała.
Louis zachichotał jedynie, odsuwając się od mężczyzny.
– To gdzie idziemy? – spytał.
– Myślę, że może do kina? Lub do mnie – odparł obejmując go ramieniem.
– Kino brzmi dobrze – uśmiechnął się.
– To idziemy – zaśmiał się, łapiąc go za rękę i ruszyli w dobrze znanym im kierunku.
Omega ścisnęła dłoń alfy, a następnie przytuliła się do jej ramienia. Gdyby ktokolwiek powiedział Louisowi jeszcze kilka miesięcy wcześniej, że nie będzie widział świata poza Harry'm to by go wyśmiał. Fakt - od samego początku mu się podobał, ale bez przesady. Nigdy nie liczył na odwzajemnione zainteresowanie, a tu proszę - są połączeni.
*
– Wydaje mi się, że Zayn jest za bardzo uparty – westchnął Louis, patrząc na swojego alfę siedzącego obok.
– Też mi się tak wydaje, ale co zrobisz? – mruknął – Nic nie zrobisz. To twój przyjaciel, powinieneś go jakoś przekonać – dodał.
Zbliżała się godzina osiemnasta, a ci nie bardzo wiedząc, gdzie dalej się udać postanowili posiedzieć w parku, w którym zaczęły zbierać się nastoletnie alfy. Zawsze o tej porze było tłoczno - ci silniejsi zbierali się, a później organizowali zawody różnorakich kategoriach. Louis prawdę mówiąc, nigdy się tym nie interesował, ale zbić można było tu łatwą kasę, jeśli brało się w czymś takim udział.
– On zawsze miał trudny charakterek, jeśli się na coś uparł to rzadko kiedy zmieniał zdanie – mruknął omega, kładąc głowę na ramieniu Harry'ego.
– To nie dobrze — westchnął loczek obejmując go mocniej i nie wiedząc już co zrobić. Chciał pomóc przyjacielowi, jednak naprawdę nie wiedział w jaki sposób.
Omega zamruczał, wtulając się w ciało swojego chłopaka. Po dłuższej chwili poczuł jak robi mu się dziwnie gorąco.
– Mam nadzieję że kiedyś odnajdą szczęście, tak jak my –przygryzł wargę, łapiąc młodszego za tyłek i chichocząc przy tym.
– H-Harry... – odezwał się, ignorując wcześniejszą wypowiedź Styles'a –Chyba coś się dzieje... — wysapał, łapiąc się mocno za koszulkę starszego.
– Cholera... Czuje – szepnął, podnosząc szybko siebie i szatyna ruszając do swojego mieszkania. Nie wiedział co ma zrobić, jednak zabranie go gdzieś indziej, to zły pomysł.
— To jest takie... Dziwne uczucie — mruknął, chowając twarz w zagłębieniu szyi Harry'ego.
– Nigdy nie miałeś gorączki? – zdziwił się na słowa młodszego, biegnąc swoim wilczym pędem.
— Ugh nie — sapnął, wzmacniając uścisk.
– Podziwiam. Ja już miałem ruje i to parę. Ale cholera, jak ciężko mi było... – westchnął.
— Pośpiesz się proszę — mruknął, wplątując palce we włosy starszego, aby następnie mocno zacisnął na nich swoje dłonie. Musiał odwrócić swoją uwagę, aby nie ześwirować.
– Zaraz będziemy. Jeszcze chwilka –przegryzł wargę, próbując utrzymać równowagę.
×××
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro