14. Jest teraz operowany, jego stan jest ciężki
Harry, jadąc do szpitala o mało nie spowodował wypadku. Louis mówił mu, wręcz błagał, aby zwolnił i jechał ostrożnie, lecz ten nie słuchał. Omega bał się przez te kilka minut sam może stracić życie. Rozumiał troskę alfy, jednak mógł zważać na ich bezpieczeństwo.
– Musimy być tam jak najszybciej. Niall jest dla mnie jak brat... Jeżeli coś mu się poważnego stanie, zabije sprawcę – westchnął zatrzymując się na parkingu.
– Wiem, Hazz. Wiem - mruknął, po chwili wysiadając z samochodu – Ale to nie oznacza, że masz narażać nas na śmierć - dodał.
– Przepraszam. Będę mądrzejszy – powiedział, podchodząc do omegi i objął go ramionami, po czym wpił się w jego usta, by choć na chwilę złagodzic złość omegi którą czuł.
Louis zamruczał, oddając pieszczotę. Zarzucił ramiona za szyję alfy, zadowolony przymykając oczy. Brakowało mu jego bliskości, choć nie całowali się raptem godzinę. O godzinę za długo.
– Idziemy? – spytał Harry uśmiechając się szeroko do niego i złapał dłoń swojego omegi po czym powolnym krokiem ruszył do budynku.
– Tak, tylko zachowuj się proszę –westchnął – Wiem, że bardzo się o niego martwisz, ale postaraj się opanować mimo wszystko – mruknął, ściskając jego dłoń.
– Spróbuję – odpowiedział cicho patrząc przed siebie i ruszyli z delikatnymi uśmiechami pod nosem.
Niedługo potem stanęli przed salą Nialla w oczekiwaniu na jakiekolwiek wieści od jego mamy, która aktualnie rozmawiała z doktorem kilka metrów dalej.
– Harry, dobrze że jesteście – westchnęła kobieta podchodząc do najlepszego przyjaciela swojego syna i objęła go ramieniem
– Co z nim? On... Żyje, prawda? – spytał niepewnie Harry.
– Tak, ale jest w ciężkim stanie. Zawieźli go na OIOM i trwa operacja. Podobno miał przemieszczone aż pięć kości – westchnęła siadając na krześle.
– Ja pierdole – mruknął Louis, łapiąc się za głowę - Jak to wogóle możliwe?
– Potrącił go jakiś idiota. Podobno wybiegł ze szkoły jak jakiś wariat. Cały zapłakany. Jednak nie wiem czemu - odparła łapiąc się za swoją głowę.
– Ja chyba się domyślam... – mruknął Harry, obiecując sobie, że porozmawia później z Zaynem. Sądził, że alfa ma coś z tym wspólnego.
Kobieta tylko pokiwała głową, opierając się o oparcie i wytarła swoje policzki z płaczu.
Po kilku godzinach Louis i Harry opuścili szpital, zostawiając w nim Maurę, która upierała się, że niedługo również wróci do domu. Omega nie mogła wyciągnąć z budynku loczka, gdyż ten nie chciał opuścić boku swojego przyjaciela. Czy to źle, że szatyn zaczynał być zazdrosny?
– Harry, musimy z nim porozmawiać – powiedział Louis, łapiąc za dłoń swojego chłopaka i spojrzał na alfę z uśmiechem.
– To twój przyjaciel, ty z nim porozmawiaj – wymamrotał zielonooki.
– Ale to chodzi też o twojego przyjaciela - przymrużył oczy, obejmując swoją przyszłą alfę i uśmiechnął się pod nosem.
– Wiem, ale jeśli dowiem się, że miał z tym coś wspólnego, to nie będę się hamował - powiedział, cmokając krótko omegę w usta.
– Dobrze, to oboje porozmawiajmy z Zaynem – zaproponował młodszy z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Nie będę odpowiadał za jego połamane kości – mruknął, otwierając chłopakowi drzwi od samochodu.
– Dobrze – odparł tylko, wsiadając do samochodu i zapiął pasy uśmiechając się do swojej alfy.
Harry zaśmiał się, powtarzając ruchy omegi. Odpalił auto, a następnie skierował się w stronę domu Malika.
***
Zayn westchnął cicho zdejmując prezerwatywę ze swojej męskości i wyrzucił ją do kosza podchodząc do szafy po swoje ciuchy.
Tak jak sobie obiecał – nie zamierzał płakać za jakąś omegą. Skoro taki był jego wybór, to alfa postanowił to uszanować i zacząć układać życie po swojemu. Robienie za dziwki, jak to nazwał go Niall, wydawało się być jedynym zajęciem, przez które mógł poczuć się ważny dla drugiej osoby. Chociaż przez jedną noc. Kilka godzin. Był w centrum uwagi i tyle mu wystarczyło.
Na myśl o blondynie Zayn zaczął kręcić głową, naciągając na siebie bluzę. Mimo wszystko, nie mógł przestać o nim myśleć, choć pragnął o nim zapomnieć.
Kiedy chciał zwrócić się do omegi leżącej na jego łóżku usłyszał dzwonek do drzwi, na co zamarszczyl brwi i szybkim krokiem ruszył w kierunku wyjścia, by zobaczyć kto postanowił go odwiedzić.
– Czego? – warknął, otwierając drzwi. – Myślę, że to nie najlepsza pora na odwiedziny – mruknął, zasłaniając swoim ciałem wejście do domu. Nie miał ochoty na towarzystwo Harry'ego i Louisa.
– Powiedz Zayn, że to nie twoja wina – powiedział cicho Louis, patrząc na swojego przyajciela. Miał nadzieję, że to nie przez niego Niall wbiegł pod samochód.
– O co ci chodzi? – uniósł brew, zauważając kątem oka jak Styles zaciska mocno wargi w wąską linię.
– Niall wbiegł pod samochód pod szkołą. Jest teraz operowany, jego stan jest ciężki – szepnął, patrząc na Harry'ego, który próbował nie rzucic się na Zayna.
– C-Co? –spytał z niedowierzaniem. Ogarnęła go wewnętrzna panika, jednak później... Uświadomił sobie istotną rzecz. To nie powinno go obchodzić. – To... Słabo – odchrząknął. –I co? Niby ja miałem go potrącić waszym zdaniem?
– Jesteś chujem Malik! Niall źle cię potraktował, ale cię do cholery przeprosił. Nie chciał tak naprawdę tego robić! To ja go poprosiłem! Wiedziałem, że może jest jakaś mała szansa na to że Lou przyjdzie – powiedział. Wiedział, że Louis o wszystkim wie – A ty teraz co?! Niby takie zakochanie! Przeznaczenie! A teraz?! Wiesz co szkoda, że jednak okazałeś się chujem! – warknął, uderzając Malika z pięści w twarz i ruszył do samochodu nie oglądając się za siebie.
Alfa poczuł w sobie narastającą złość i nie myśląc za dużo ruszył za Stylesem i obrócił go w swoją stronę, a następnie przyłożył mu w twarz. Nikt do cholery nie miał prawa podnieść na niego ręki.
– W dupie mam takie przeprosiny od niego. On jest jedynie głupią omegą, która nawet nie wie, co to jest przeznaczenie, nigdy nie traktował tego poważnie jak widać. Dobrze wiedzieć, że aby ułożyć sobie życie musisz wykorzystać do tego innych ludzi. Współczuję ci Lou takiego frajera – zwrócił się do omegi, która była przerażona, toczącą się akcją. Zayn nigdy się tak nie zachowywał – Nie będę się zbliżał już do waszego Niallerka, możesz sobie go ruchać Styles, mianować omegą czy czym tam chcesz. Już mi to wisi. Nie myślałem Louis, że kiedykolwiek staniesz po stronie kogoś takiego, jak widać Styles jest dobrym manipulatorem. Czekam na moment, w którym będziesz przez tego gnoja cierpiał, bo prześpi się ze swoim najlepszym przyjacielem. Świetnie, żeście się dobrali – dodał na odchodne, a następnie wrócił do domu, zamykając z trzaskiem drzwi.
– Harry... Jedźmy do domu – szepnął cicho Louis, obejmujac swoją alfę z cichym westchniem. Nie chciał by ten denerwował się mocno. Wiedział o akcji z ceremonią jednak, nie miał mu tego za złe.
– Nie zapomnę tego, temu chujowi – warknął, zaciskając mocno pięści.
– Chodź, musimy się ogarnąć i jechać zobaczyć co z nim? – spytał patrząc na niego.
– Nie wsiądę teraz za kierownicę, Louis. Jestem za bardzo wkurwiony i obawiam się, że nie skończyłoby się to dobrze – mruknął, odpychając lekko szatyna, a następnie kierując się w stronę samochodu.
– Będzie dobrze Hazz – szepnął, podchodząc do starszego i wpił się w jego usta by go uspokoić.
Alfa westchnął, obejmując ramionami niższego. Akurat ten gest na niego zadziałał - zapomniał na chwilę o sytuacji z przed chwili i skupił się na czułościach, przekazywanych przez jego omegę.
Żaden z nich nie wiedział, że Malik patrzył przez okno z salonu na parę wzdychając cicho i walcząc ze swoimi myślami.
Myślami, które rozkładały się na dwie części.
Jedne dotyczyły Nialla i tego, że powinien jak najszybciej dostać się do szpitala i zadbać o dobro o przeznaczonej sobie omegi. Przeprosić go, a później zabiegać o jego względy i starać się, aby stworzyli szczęśliwy związek. W końcu wewnętrzna alfa Zayna naprawdę tego potrzebowała, a Malik chciał mieć osobę, do której mógłby przytulić się w nocy. Albo tak po prostu, w dzień bez powodu. Wiadomość, że blondynowi stała się krzywda sprawiła, że ciemnooki stracił na chwilę grunt pod nogami. Tak cholernie się o niego martwił i gotów był nawet modlić się do wszystkich bóstw, aby tylko wyszedł z tego cało.
Druga część jego umysłu unosiła się honorem i nie chciała pokazać, że jest uczuciową pizdą, która wszystko każdemu wybaczy. Oczywiście może przesadzał z tą zazdrością, ale był zły na sytuację z Harry'm i bał się, że jeśli on i Niall byliby jednak razem, to ten byłby w stanie zostawić go właśnie dla Styles'a. Wtedy cierpiałby dwa razy mocniej niż przez całe dotychczasowe życie. Nie mógł pozwolić wejść sobie na głowę jakiejś omedze – musiał pokazać każdemu naokoło, za doskonale robi sobie w dziwkarskim trybie życia. Pieprzenie każdego nie sprawiało mu takiej satysfakcji jak kiedyś – teraz czuł, że chce spędzić każdą noc u boku jednej omegi, a nie kilku, codziennie je zmieniając.
Zayn zagryzł mocno wargę, wzdychając. Przesadzał, ale nie chciał przyznać racji innym. Był chujem i dobrze o tym wiedział – właśnie, dlatego Niall zasługiwał na kogoś lepszego. Kogoś, kto w dupie będzie miał swój honor i godność, kogoś kto byłby w stanie się nim zaopiekować. Jak widać, Zayn się do tego nie nadawał i zostało mu to udowodnione kilka razy.
Postanowił odstawić swoje szczęście na bok i zadbać o dobro delikatnej omegi, nie będzie wchodził jej w drogę, aby ta ułożyła sobie życie z kimś tego wartym. Tak będzie najlepiej dla wszystkich – może nie dla Zayna, ale w końcu czas nadszedł zadbać o kogoś innego, a nie siebie.
Na początku jednak Malik chciał sprawdzić jak miewa się niebieskooki. Nie wybaczyłby sobie, gdyby stało mu się coś poważnego. Obiecał sobie, ściskając fragment firanki w dłoni, że dzisiejszego wieczoru go odwiedzi. Wtedy nikogo już nie będzie i nikt go nie zauważy.
×××
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro