Captain?
Wpatruję się w miejsce, gdzie ma stać
przyszła siedziba Avengers. Co racja to racja, jest to blisko miejsca, gdzie stała poprzednia. Może według niektórych to będzie przywoływać za dużo wspomnień - tych dobrych i tych złych. Być może tak będzie. Jednak prawda jest taka, że moglibyśmy
wynieść się na księżyc, a wspomnienia i tak by nas dopadły.
Kątem oka zauważam tarczę oparta o
pobliskie drzewo. Wzdycham cicho.
Minęły dwa tygodnie od tamtych wydarzeń: odkręcenia śmierci połowy wszechświata, bitwy z Thanosem, no i wreszcie to, jak Steve przekazał mi tarczę.
Po dwóch tygodniach nadal nie wydawała mi się moja, a wątpliwości nie minęły.
Nie byłem pewny czy na to zasługiwałem. Na zaufanie Steve'a.
Nie byłem pewny czy jestem wystarczająco dobry, by przejąć po nim funkcję Kapitana Ameryki.
Dlaczego właściwie to zrobił? Dlaczego mi zaufał? Dlaczego uważał, że się do tego nadaję?
Czasem wydawało mi się, że może zrobił to dlatego, bo wiedział, że Barnes wolał żyć bez
takiej odpowiedzialnośc, że wolał odpocząć. W sumie mu się nie dziwię.
Nie żeby mi ta odpowiedzialność
odpowiadała.
Oczywiście, od dawna się z nią borykałem, jednak wydaje mi się, że wiele się zmieniło.
No i tym razem nie jestem nikim pobocznym. Kiedy przyjdzie co do czego to ja będę głównym bohaterem. To na mnie spadnie odpowiedzialność. To mnie ludzie będą oceniać i obwiniać.
Czasem mnie to przeraża.
- Kapitanie? - kobiecy głos odrywa mnie od moich rozmyślań. Spoglądam na Wandę.
- Nie wiem czy powinnaś mnie tak nazywać - mówię w końcu.
Maximoff kiwa powoli głową.
- I pewnie nigdy nie będziesz - stwierdza, a widząc moje pytające spojrzenie dodaje: – Nikt na twoim miejscu by nie wiedział. Jest tylko jedna osoba, która była pewna.
- Steve – odpowiadam cicho. - Nie wiem również, co nim kierowało.
- Ale on wiedział. I sądzę, że twierdził, że to był dobry wybór – Wanda patrzy przed siebie, wpatruje się w zachodzące słońce. Nikt go nie zastąpi, to prawda. Może i nie będziesz myślał tak jak on. Może i nie
czujesz, że to był dobry wybór. Mam jednak wrażenie, że zrobisz wszystko, aby inni tak myśleli.
Milczę przez chwilę przetrawiając jej słowa. Ma rację. W końcu tego się zobowiązałem.
Rzucam okiem na tarczę.
- Zrobię, co w mojej mocy – odpowiadam szczerze, uśmiechając się lekko.
——————————————————
ᴀ/ɴ: dzιęĸυję za przeczyтanιe тego one-ѕнoтa ι dzιęĸυję wѕpanιałej aυтorce lady_marvel_SQ za zgodę na pυвlιĸację тego one-ѕнoтa jaĸ ι wιele ιnnycн one-ѕнoтów, ĸтóre jυż ѕιę znajdυją na мoιм proғιlυ lυв jeѕzcze ѕιę pojawιą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro