Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ᴋɪᴇᴅʏ ᴢʀᴏʙɪsᴢ ᴄᴏś ᴢłᴇɢᴏ

ɴᴀɢᴀᴛᴏ
(imię) była dobrym dzieckiem. Dzięki Konan miała całkiem normalne wychowanie i nikt nie mógł narzekać na to, że może być z nią coś nie tak. Może nie mogła żyć jak inne dzieci, ale jej ojciec i kobieta dawali z siebie wszystko, by mogła zaznać choć namiastkę szczęścia.
Ale dziś stało się coś dziwnego.
Nikt nie wiedział dlaczego, ale (imię) zmieniła się w szatana. Zaczepiała każdego możliwego członka Akatsuki, robiła im niemiłe żarty i groziła, że nakłamie o nich tacie.
Wszyscy znosili to w ciszy, tak naprawdę mając ochotę zamordować małe, niegrzeczne dziecko.
Jednakże mała nie przewidziała tego, że tata zawsze miał na nią oko. Nie zostawiłby córki samej, dlatego któraś ze ścieżek zawsze ją obserwowała, dlatego Nagato doskonale wiedział, że dziewczynka zaczęła się zachowywać wręcz okropnie.
Nie mówiąc nic, Tendō wyłonił się nagle zza rogu i podniósł córeczkę. Dziewczynka zapiszczała i zaczęła się wyrywać.
— Kochanie, co się dziś z tobą stało? — spytał poważnie.
— Nie wiem, tato, po prostu... poczułam wielką potrzebę, by być niegrzeczna. Kiedyś trzeba było!
Gdzieś daleko Nagato uśmiechnął się smutno.
— Niech ci będzie, (imię)-chan. Ale... wolę, byś była grzeczna, dobrze?
Czerwonowłosa istotka nie odpowiedziała.

ɪᴛᴀᴄʜɪ
(imię) nieczęsto spotykała się z innymi dziećmi. Itachi wolał unikać z nią placów zabaw, ale w miarę możliwości starał się, by od czasu do czasu mogła pobawić się z rówieśnikami. Niestety, nawet wtedy wolała siedzieć gdzieś na uboczu i obserwować owady, rośliny i rysować patykiem na piasku.
Prawda była taka, że dziewczynka nie umiała znaleźć z nimi wspólnego języka. Nie rozumiała wiecznych rozmów o zabawkach i zupełnie przyziemnych sprawach, zarazem była zdziwiona ich beztroską i momentami wręcz okrucieństwem. Zawsze szybko prosiła tatę, by wracać do domu. Wolała bawić się z nim lub Kisame.
Uchihę trochę to martwiło, ale był w stanie to zrozumieć — kiedyś był dokładnie taki sam.
Jednak wiedział, że mimo tego nie może pozwolić, by była zupełnie odizolowana, dlatego czasami zaprowadzał ją na plac zabaw i siadał niedaleko, by w razie potrzeby móc interweniować.
Dziś był zupełnie inny dzień. Dzieci, które były na placu zabaw, wyjątkowo naciskały na (imię), by się z nimi bawiła. Mimo licznych protestów czarnowłosej nie chciały odpuścić. Ostatecznie malutka Uchiha wstała i ze wściekłym wyrazem twarzy, powiedziała:
— Nie zamierzam się bawić z tak zaślepionymi, obrzydliwymi robakami, które niszczą przyrodę.
Itachi rozszerzył oczy w wyrazie osłupienia, ale nim dzieci zrozumiały, co powiedziała niska istotka, zreflektował się i szybko zabrał córkę z placu zabaw. Dziewczynka wydawała się smutna tym, co powiedziała.
— Nie chciałam ich obrazić, tato.
— Ale niestety, zrobiłaś to. Kochanie... — Uniósł wzrok ku górze. — Wiem, co musisz czuć, ale nie powinnaś tak mówić. To też ludzie, w dodatku dzieci. Nie są w stanie tyle zrozumieć. Nie można nikogo obrażać.
Mała Uchiha pokiwała głową i przytuliła się do taty.
— Przepraszam — wydusiła cicho, będąc na skraju płaczu.
— Nic się nie stało, ale następnym razem tak nie mów, proszę.
Istotka pokiwała główką.

ᴅᴇɪᴅᴀʀᴀ
(imię) nagle wyszła z domu, nie mówiąc tacie, gdzie i po co idzie. Deidara nie zwrócił uwagi na to, że zachowywała się dosyć podejrzanie. Sam był zajęty swoimi sprawami, więc pozwolił jej robić to, na co miała ochotę.
Dziewczynka poszła w kierunku ogromnego mrowiska i wyciągnęła z kieszeni ukradzione Kakuzu zapałki. Uśmiechnęła się w naprawdę niepokojący sposób — w ten sam sposób, w który uśmiechał się Deidara przed wysadzeniem miasteczka.
Po kilku nieudanych próbach dziewczynce w końcu udało się zapalić zapałkę. Rzuciła płomień prosto w środek mrowiska i z fascynacją na twarzy patrzyła, jak ogień powoli zajmuje coraz więcej i więcej, a mrówki biegają wokół w panice, zbyt bezsilne, by pokonać tak potężny żywioł.
Tak samo zachowują się ludzie, gdy tatuś wysadza ich wioski, pomyślała z zachwytem.
Niestety, jej rozrywka została przerwana przez krzyk Deidary. Dziewczynka podskoczyła nerwowo, gdy tylko go usłyszała.
— (imię)! Jak mogłaś... — Młody tata brzmiał na naprawdę niezadowolonego. — Jak mogłaś bawić się ogniem beze mnie?
Blondynka odetchnęła z ulgą. Miała szczęście, że Deidara był skończonym wariatem.
— To wygląda bardzo pięknie, un! — rzekł z uznaniem. — Aż dostałem weny! Polecimy gdzieś? Pokażę ci prawdziwą panikę mrówek!
(imię) zaklaskała radośnie w dłonie i wskoczyła na glinianego ptaka. Cóż, w rozumieniu Deidary sianie zniszczenia nie było złe. Szczęśliwie dla (imię), źle dla całego świata.

ʜɪᴅᴀɴ
Dobra, tu sprawa ma się o wiele gorzej, bo nie rozchodziło się tu o zaczepianie Kakuzu, powiedzenie czegoś brzydkiego czy nawet podpalanie mrowiska. O nie, to za niski poziom dla córki samego Hidana.
Dziewczynka wyruszyła z tatą do miasta. Gdy ten wkroczył do sklepu, ona została na zewnątrz. Podniosła z ziemi patyk i zaczęła rysować nim po ziemi. Nie minęła dłuższa chwila, gdy podszedł do niej kilkunastoletni shinobi. Uśmiechał się miło i zdecydowanie nie miał złych zamiarów.
— Cześć, malutka. Zgubiłaś się? — zapytał z troską.
(imię) uniosła swe purpurowe oczy i wyszczerzyła zęby. W ułamku sekundy zamachnęła się patykiem i z całych sił uderzyła nastolatka w łydki. Blondyn padł na kolana i popatrzył na dziewczynkę zszokowany. Lecz nawet mimo tego, nie wykazywał chęci obrony.
— Czy chcesz dołączyć do wyznawców Jashina? — spytała. Miała szczęście, że nikogo wokół nie było, zresztą... ludzie i tak zapewne by nie zareagowali, dlatego bez zawahania znów uniosła patyk i uderzyła go tym razem po żebrach.
— Ja...
Nie dokończył, gdyż Hidan właśnie wyszedł ze sklepu. Nie wydawał się szczególnie zdziwiony tym, co zastał.
— O, księżniczko! Widzę, że rozprzestrzeniasz naszą wiarę — rzekł dumny, nawet nie patrząc na przerażonego chłopaka.
— Tak, tatusiu, ale on chyba nie chce dołączyć.
— W takim razie musimy go poświęcić. — Hidan uśmiechnął się szeroko i podniósł za koszulkę przestraszonego i zszokowanego chłopaka. Choć nie był zraniony na ciele, jego psychika ucierpiała. Przez ten cały czas powtarzał sobie, że przecież nie może skrzywdzić dziecka.
I nie zmienił zdania nawet wtedy, gdy mała (imię) wbiła mu kunai prosto w serce.

ᴏʙɪᴛᴏ
Tobi wstrzymał oddech, gdy zobaczył swoją córkę przy glinie Deidary. Dziewczynka właśnie trzymała pojemniczek różowego brokatu w dłoniach, chcąc wsypać wszystko do torby blondyna.
Zastygła w bezruchu na widok ojca.
— (imię)-chan nie — powiedział wyciągając rękę, by uniknąć najgorszego. Całkiem opanowany, wręcz niepodobny do siebie zaczął powoli zmierzać w stronę córki.
Na początku ściągnęła brwi, zastanawiając się co zrobić, jednak po chwili stwierdziła, że dobra odpowiedź jest tylko jedna.
— (imię)-chan tak — orzekła, przechylając pojemniczek z uśmiechem na twarzy.
Pierwszym odruchem zamaskowanego mężczyzny było skoczenie do torby i sprawdzenie, czy da się coś jeszcze uratować.
Skacząc z torbą po pokoju, zaczął nienaturalnie piszczeć i płakać jednocześnie.
— Deidara-senpai nas zabije! — krzyczał, próbując wywalić glinę do doniczki z jakimś kwiatkiem.
— Tatusiu nie złość się, Deidara-senpai mnie kocha, nic nam nie zrobi — rzekła pewna siebie, nie zauważając postaci stojącej za nią.
— Naprawdę, un? — zapytał nagle Deidara, który dosłownie znikąd pojawił się w pomieszczeniu.
(imię) wstrzymała oddech, mając w myślach, że dzięki temu da radę zniknąć, a Tobi rzucił torbą w kąt, po czym szybko się zerwał i chwycił dziewczynkę w ramiona, uciekając od wybuchowego artysty.
Twarz blondyna była czerwona ze złości. Patrzył na uciekającą dwójkę, kiedy wyjmował z resztki swojej gliny, formując z niej figurkę.
— Jeszcze mnie popamiętacie małe śmiecie, un.

ᴋɪsᴀᴍᴇ
Kisame krążył po bazie w poszukiwaniu córki. Chciał się z nią pożegnać przed misją, lecz nigdzie nie mógł znaleźć (imię).
Zaczął się o nią martwić, bo od dłuższego czasu dziewczynka potrafiła zniknąć na kilka godzin bez śladu, jednak nie drążył tematu, bo wiedział, że każdy potrzebuje chwili samotności, nawet dziecko.
Kiedy przechodził obok pokoju Hidana, usłyszał jakieś dziwne dźwięki. Na początku myślał, że Jashinista jest w trakcie poświęcenia kogoś temu swojemu bóstwu, jednak szybko zrozumiał, że się myli, gdyż to były ewidentne odgłosy bólu Hidana.
Stanął pod jego drzwiam, chwilę nasłuchując, co się tam dzieje, po czym delikatnie nacisnął klamkę i wszedł do środka.
(imię) kucająca przy Hidanie na chwilę zastygła w bezruchu.
— (imię), czemu dźgasz go ołówkiem? — zapytał całkiem spokojny, lecz lekko zdziwiony Hoshigaki.
— Bo jest popierdolona — zamiast niej odpowiedział srebrnowłosy, który bardzo szybko został zdzielony po twarzy ołówkiem.
— On cały czas za mną chodzi, tato. Namawia mnie do poświęcania Jashinowi ludzi.
— A ty się nie zgodziłaś? Jestem dumny.
— Nie, chciałam poświęcić Hidana, ale to nie działa — powiedziała całkiem poważnie. Kisame nie wiedział, co odpowiedzieć.
— (imię)... chodźmy stąd, zostawmy Hidana z jego własnymi problemami. — Złapał córkę za rękę, jednocześnie zabierając ołówek z jej dłoni i zrzucając go na nos purpurowookiego.
— Kurwa, wreszcie — rzekł, podnosząc się z podłogi. — Chociaż mógłbyś nie rzucać mi w twarz tym pierdolonym badziewiem.
— Jedynym badziewiem w tym pokoju jesteś ty — odpowiedziała dziewczynka, wybiegając z pokoju.
Jej słowa ugodziły mocno w dumę Jashinisty.
— Kisame, ty pieprzony rekinie, wiesz, że cię lubię-
— Nie, nie lubisz mnie, ja nie lubię ciebie, niech tak zostanie. Wiedz tylko, że twoja kosa jest niczym w porównaniu z Samehadą. — Całkiem poważny ton rekina aż uderzył w Hidana.
— Czemu cały świat jest przeciwko mnie?! Ja tylko niosę wolę mojego boga!
— Byłoby lepiej, gdyby Kakuzu zaniósł twoją głowę do punktu wymiany — odrzekł i zostawił srebrnowłosego samego w pokoju.
Hidan usiadł na łóżku, zastanawiając się, czemu nikt go nie kocha.

ᴋᴀᴋᴜᴢᴜ
Kakuzu wraz z Hidanem w milczeniu przyglądali się dziewczynce. Ta zawstydzona siedziała na łóżku, uparcie patrząc się w swoje stopy.

(imię), to było... rozczarowujące. Pieniądze zarabia się samemu, nie kradnie się ich, nawet jeżeli są to dosyć małe sumy — powiedział Kakuzu, nieco zdziwiony tym, że jego grzeczna córka próbowała ukraść pieniądze na lizaki.
— Podsumowując, szykuj dupę, młoda — rzekł Hidan, wyciągając ze swoich spodni pasek.
(imię) pisnęła, na szczęście ojciec w porę ją uratował, waląc Jashinistę w głowę.
— Wyjdź stąd kretynie, jesteś głupszy niż ustawa przewiduje. Sam z nią porozmawiam.
— Twoje metody rodzicielskie są chujowe.
— Nie bardziej niż ty, wyjdź — rzucił chłodno, wyrzucając srebrnowłosego z pokoju.
— A chuj ci w dupę, stary dziadu — usłyszeli tylko zza drzwi. Słychać było przez chwilę kroki, jednak i one szybko ucichły. Kakuzu z powrotem usiadł na krześle, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Nie powinnaś kraść, (imię). Pieniądze to jedyna pewna rzecz na tym świecie i powinnaś je uczciwie zarabiać, własnym, dużym wysiłkiem włożonym w zabijanie i zanoszenie trupów do punktów wymiany. Życie nie jest takie proste, byś po prostu mogła komuś zabrać pieniądze.
Dziewczyna w tym momencie zrozumiała swój błąd.
— Przepraszam, tato... Następnym razem, zanim zabiorę komuś pieniądze, to go zabiję!
— I to szanuję, złotko.

sᴀsᴏʀɪ
(imię) zazwyczaj nie obrażała, ani Deidary ani jego sztuki — nawet lubiła blondyna, pomimo różnicy charakterów pomiędzy nim a Sasorim.
Zmieniło się to, gdy Deidara dla demonstracji wysadził jej marionetkę, którą zrobił dla niej ojciec. Nie miał złych zamiarów, chciał po prostu pokazać dziewczynce prawdziwą sztukę.
I to obudziło demona.
— Ty... ty farfoclu jeden! — krzyknęła, rzucając w Deidarę kamykiem. Blondyn cicho pisnął z zaskoczenia, zasłaniając twarz płaszczem. — Ta twoja glina wygląda jak kupa! — Tym razem dostał po nogach szyszką. — Lepsze eksplozje robi Hidan w toalecie, niż ty tymi swoimi marnymi bombami!
Dziewczynka chciała powiedzieć coś jeszcze, ale zamiast tego rzuciła się na niego, ciągnąc go za płaszcz. Kiedy szwy się rozpruły, a okrycie spadło na ziemię, Deidara w obronie wbił swoje paznokcie w ramię (imię).
— Twoje włosy wyglądają jak mop! — wydarła się wojowniczo i złapała go za kucyk. Po chwili artysta leżał na ziemi obok płaszcza.
— (imię), nie uczyłem cię nigdy takich zachowań — rzekł Sasori, wychodzący z ukrycia. — Ale prawda, sztuka, która trwa ułamek sekundy, nie jest sztuką. — Sasori chwycił w dłoń patyk i podał go córce.
— Deidara, za pięć godzin musimy przygotować się do misji, nie spóźnij się — powiedział, po czym odszedł.
Sasori normalnie nie pozwoliłby zachowywać się tak wobec blondyna — cenił i jego, i jego umiejętności, choć zgrzyty i nieporozumienia mocno odciskały się na ich relacji.
Jednak marionetkę, na którą poświęcił ponad dwa tygodnie, cenił bardziej.
Odchodząc, usłyszał pisk artysty, a chwilę potem mignęły mu rozwiane na wietrze blond włosy. (imię) biegła tuż za nim.

dla zainteresowanych: na profilach autorek pojawiły się nowe książki♡
NefilimAmelinium

krucjaty • draco x reader

uprawa cytryn • anime lemons


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro