>2. Objawienie<
>~°.•{×}•.°~<
Obudziłem się w swoim łóżku. Nade mną cała rodzina we łzach. Trochę kuzynostwa nie rozumiejąc co się w ogóle stało. Pewnie wcisneli im kit że tylko śpię.- co się...?- urwano mi zdanie zamykając mi usta- nie przemęczaj się Katsuki- moja matka wtuliła się we mnie. Ojciec po chwili to samo- nic ci nie jest- kobieta mówiła przez łzy przekonując siebie że nie wiem... to nie fikcja? Że żyje? Moja damska kopia nade mną ryczy pomimo tego... Że byłem dla niej potworem, ciężarem. Również się rozryczałem ale zamiast łez, z moich oczu poleciała krew. Od tego momentu przynajmniej raz dziennie płacze kroplami krwi. Wracając. Opowiedzieli mi że ta wiedź... że moja matka znalazła mnie w kałuży własnej krwi. Myślała że ktoś mnie zabił. Ale po opanowaniu się trochę sprawdziła moje tentno... moje ciało wręcz wrzało, ale było tętno... W sumie to dlatego leżałem w samych bokserkach i na całym ciele miałem w chuj zimnych przedmiotów.
Po tym jak upewnili się że nic mi nie jest wszyscy poszli, a Mitsuki(moja matka) poszła mi po coś do jedzenia. Leżałem w łóżku do puki nie wparował Midoryia wlatując na mnie.- Przepraszam!- wtulił się w moją pierś- mogłem odebrać i nic by się takiego nie stało- jak zawsze cieszyła mnie jego obecność tak teraz... Jego bliskość sprawiała że przeszywało mnie dziwne obrzydzenie- puść... Dusisz- mruknałem. Wymyśliłem dobrą wymówkę, prawda?
Zgodnie z poleceniem młodszy chłopak się odsunął puszczając moją szyje.- Jesteś bezużyteczny- warknąłem. Tylko się zaśmiał i znowu wtulił... Z tego obrzydzenia aż musiałem go odepchnąć... Choć w sumie nie można tak tego nazwać... Już nie pamiętam co to było za uczucie ale wiem że był to zarodek niebezpieczeństwa z jego strony.- źle się czuje... Nie zbliżaj się do mnie bo tylko bardziej mi się kręci w głowie...- chłopak zawiedziony tylko przytaknął
- Bakugo-san... Ostatnio zacząłem trenować... Pomożesz mi z tym jak wrócisz do formy?- spojrzałem na niego przelotnie- a ty dalej z tym byciem następcą All Mighta? Wiesz że będziesz musiał mordować? Ty bekso nie dasz sobie rady- od zawsze lubiłem go humorystycznie obrażać... W sumie miałem tak z każdym...- Dam radę Kacchan!- skrzyżował ręce na piersi obrażony.- jak chcesz, ale na mnie nie licz- wreszcie dostałem miskę sałatki
Nowy rok... Pomijając sytuacje w Święta z choinką i prezentami moje życie było normalne. Tylko te bóle znikneły. Cieszyłem się z tego. Mogłem gdzieś wychodzić po 22 i nie bać się że złapie mnie ten ból podczas którego ktoś mnie porwie. Nie oszukujmy się. Nie tylko kobiety porywają.
Szukałem kieliszków by pooglądać fajerwerki z bąbelkującym drinkiem. Ale nigdzie żadnego nie było. Wkurzyłem się że wszystko gubią i... Zatrzymał mi się czas... Usłyszałem wybuch z prawej gdy okno mam po swojej lewej. Miałem mentlik w głowie- co się...?- spojrzałem na dłoń w której co chwile pojawiały się małe eksplozje. złapałem nadgarstek, a moje oczy były jak świeczki. Jednak się pomyliłem.- Jestem potworem...- zacisnąłem prawą pięść.- czemu ja...?- odechciało mi się wtedy czego kolwiek. Moje życie się skończyło. Nie umiem nad tym panować! Jak ktoś mnie nakryje na posiadaniu Quirka... Jestem martwy... Zacząłem się kręcić po całej kuchni w chaosie. Mój umysł był przyćmiony. Przynajmniej eksplozje ustały. Nie wiedziałem co robić. Pierwszy raz byłem zagubiony w sytuacji. Na początek spróbowałem się rozluźnić. Byłem spięty jak trup nigdy nie będzie. Wziąłem parę głębokich wdechów i wydechów. Krzyknąłem starej że jebie sylwestra i idę spać. Uciekłem do swojego pokoju. To było jak skazanie na śmierć gdzie nie znasz dnia i godziny ścięcia. Stres oraz emocje nabierały na sile. A ból głowy i mdłości pogłębiały tylko problem. Byłem wzorem doskonałości dla niemalże wszystkich co mnie widzieli, znali. To wszystko zostało zepsute... Tylko dlatego że mam dar... Potrafi to zrujnować człowieka. Krążyłem po pokoju w nerwach. Stres był nie do wytrzymania. Trząsłem się ze strachu. Pociekło mi z oczu. Zleciałem na kolana potem na dupe. Mogłem już kopać sobie grób gdy... Wbiła z buta moja matka i mnie przytuliła do siebie. Instynkt macierzyński jest niesamowity. Do teraz zastanawiam się z jakiego chuja przyszła. Wtuliłem się w nią i w płaczu tak ją obejmowałem. Czułem się strasznie. Ale co w tym momencie czują rodzice takiego dziecka. Nie pytała o powód mojego rozłamania emocjonalnego. Po prostu mnie wspierała jak mogła. Wtedy... Coś się między nami zmieniło o przynajmniej 90°.- Nie waż się nigdy uciekać- Szepneła.- Razem damy radę. Nie ważne co się stało. Jestem twoją matką- nigdy nie miałem potrzeby kogokolwiek się o cokolwiek pytać. Nigdy nie potrzebowałem pomocy dlatego zawiesiło mnie w tym momencie. Chciałem wypuścić to co trzymałem w sobie... Ale pomimo zapewnień nie byłem pewny słuszności tej decyzji. W mojej głowie był mętlik. Ból przyćmiewał każde decyzje. Już się dławiłem tym wszystkim... Chciało mi się wymiotować ze stresu. Może i od zawsze jestem okrutny, ale też byłem człowiekiem. Miałem uczucia. Taka wada. W końcu zdecydowałem się- jestem potworem- z trudem wydziałgałem wtulony w ramie rodzicielki. To był rozłam który zamkną jedną drogę. Bezpowrotnie. Teraz nie ryzykuje tylko swoim życiem. Ale i jej. Nastała cisza. W tle było słychać jedynie od czasu do czasu pociągnięcie nosem, głębokie oddechy czy sunięcie dłonią po jaskrawych kosmykach mojej fryzury.- to nie ma znaczenia- wyszeptała, a nasz wieczór to była długa rozmowa na tle fajerwerek przy kieliszkach z szampanem oraz na tarasowej kanapie z dala od rodziny która przyjechała na te uroczystość. Dziękowałem światu że nie jestem zaworzony na komendę by mnie ściąć czy jeszcze gorzej- mogę ci ufać?- mruknąłem kobiecie pomiędzy wybuchami kolorowych świateł. Mam już dosyć eksplozji jak na jedną noc...- jasne że tak. Nie oddam swojego jedynego synka w łapska tych... Eh... Może pomimo to... Dasz rade żyć normalnie... Nie chce ci zaszkodzić. Jesteś przecież moim wrednym niewdzięcznym bachorem- strzeliła mnie w tył głowy. Nie zmieniła się ani trochę. Pomimo takiego rikoszeta w głowę pomasowałem sobie tył głowy... I zacząłem się śmiać. Blondynka nie wiedziała o co chodzi na początku, ale po chwili również zaczeła się śmiać. Dzięki temu wszystkiemu okazało się że jednak mam oparcie. A proszenie, przepraszanie czy dziękowanie nie było takie straszne... Przynajmniej w stosunku do niej. Mama zwolniła mnie z całego stycznia by mnie wesprzeć i bym mógł opanować te dziwactwa przed powrotem do szkoły.
Eh... Co ja ze sobą mam...
>~°.•{×}•.°~<
Dziennik 5.6
2.01.20##r
Moja wielka chwila
Podczas zwykłego spaceru do szkoły, jak amator stałem się ofiarą demonizmu. Gonił go mój idol. Wielki, wszechmocny All might. Stałem się zakładnikiem. Żenujące.- daj mi odejść, albo zabije dzieciaka!- szmata chciała się moim kosztem wymknać. Nie na mojej zmianie. Dostał z pięty w kroczę. Puścił mnie, a ja odbiegłem. Nasz bohater zlokałtował tego szmaciarza. Takim sposobem go poznałem. Od tego momentu byłem wrzodem na jego dupie
Do puki nie został moim mentorem, nauczycielem, mistrzem!
Nauczył mnie że trzeba ich zniszczyć ich własna bronią. Quirkiem.
Nie wierzyłeś Bakuś że stanę się największym łowcą tych demonów.
Nie potrzebowałem twojej wiary, a jego.
Teraz One for all jest moje.
Przygotuj się!
>~°.•{×}•.°~<
Twoja głupota cię w końcu zabije, kochanie!
Tylko uważaj by nie zrobiła tego za szybko!
❤️💘❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro